Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Hipokryzja? Podwójne standardy? Muszę zacząć od faktu, że nie jem mięsa, do…

Hipokryzja? Podwójne standardy?
Muszę zacząć od faktu, że nie jem mięsa, do tego o zgrozo z przyczyn etycznych a nie zdrowotnych (chipsy mają u mnie zaszczytne miejsce w piramidzie żywieniowej). Warto wspomnieć, że nikogo siłą nie nawracam, właściwie to w rozmowy na ten temat wchodzę tylko kiedy druga strona na to nalega. Według mnie oskarżeniami i wyzwiskami nikt jeszcze nikogo nie przekonał, a a nuż ktoś ze znajomych przekona się do bezmięsnych dań, kiedy po prostu je przygotuję. To tyle niezbędnym dla historii słowem wstępu.
Ze wszystkimi pod tym względem żyje mi się całkiem dobrze, z jednym wyjątkiem. Znajomy znajomych, [G], uprzykrza mi dość skutecznie imprezy i spotkania towarzyskie, na których się razem znajdujemy. Dowiedziawszy się przy okazji zamawiania jedzenia że nie jem mięsa najpierw usilnie zaczął dopytywać się dlaczego, a odpowiedź "ze względów etycznych" absolutnie go nie satysfakcjonowała (tu muszę zaznaczyć, że takie natarczywe pytania w towarzystwie są dość niezręczne; roztaczanie wizji współczesnego przemysłu mięsnego średnio w moim odczuciu nadaje się na imprezy). Po moich zdawkowych odpowiedziach [G] postawił sobie za punkt honoru zmienić moje zdanie argumentami z puli: "zwierzęta są po to, żeby służyć człowiekowi", "kiedyś to nie było takich fochów, ludzie jedli co było" albo (mój faworyt) "niby nie jesz zwierząt, żeby nie cierpiały, ale jakoś używasz sprayu na komary!". Początkowo nawet odpowiadałam coś na te argumenty, ale kiedy zauważyłam, że [G] kompletnie nie słucha moich odpowiedzi, dałam sobie spokój i uwolniłam się od jego towarzystwa.
Od tego czasu widzieliśmy się na kilku spotkaniach, i za każdym razem [G] dawał głośno wyraz swojemu przekonaniu, jaka moja dieta jest głupia. Najpierw stwierdził, że ze względu na to, że ja nie jem mięsa, on go specjalnie będzie jadł dwa razy więcej (chyba nie spodobał mu się mój argument, że będąc wege może uda mi się chociaż odrobinę zmniejszyć popyt na produkty odzwierzęce). Doszło do takiej abstrakcji, że raz chodził za mną z kanapką z szynką w ręce głośno ją ciamkając i rzucając błyskotliwe uwagi: "mmm, pyszna świnka" "żałujesz biednej świnki, [janek_snieg]?" Uprzedzając, nie mamy po trzynaście lat, jesteśmy, zdawałoby się, dorosłymi ludźmi. Ja na imprezy przestać przychodzić nie mam zamiaru, bo bardzo lubię ludzi, którzy je wyprawiają, a i przyznam bez bicia, zachowanie [G] jest bardziej śmieszne niż irytujące. Raz tylko wyjątkowo mnie wkurzył, kiedy przesłał mi na internetowym czacie wyjątkowo brutalny filmik z hodowli nierogacizny, z jakimś prześmiewczym komentarzem. Natychmiast zablokowałam go na portalu i pewnie zapomniałabym o sprawie, gdyby nie zdarzenie z ostatniej imprezy.
Siedzę sobie z boku i słyszę rozmowę kilkorga znajomych w tym [G]. Mówią o życiu na wsi, ktoś snuje wspominki z dzieciństwa. Do słowa dochodzi [G].
"Ja bym jajca obciął tym wszystkim wsiokom, co psy trzymają na łańcuchach całe życie. Byłem ostatnio na wsi, i patrzyłam w jakich warunkach one muszą żyć. Jak tak można? Co ci idioci mają w głowach?"
Tak że ten. Ja też nie wiem.

Stosunki międzyludzkie

by Janek_snieg
Dodaj nowy komentarz
avatar LunaSkamander
2 6

Aż się zalogowałam, żeby skomentować. Doskonale Cię rozumiem. Przeszłam na wegetarianizm w wieku 16 lat i wtedy zorientowałam się, że ludzie w moim otoczeniu to straszny beton. Nigdy nikogo nie namawiałam, nie komentowałam jeśli ktoś obok jadł coś mięsnego. Nie oszczędziło mi to przykrych komentarzy. Czasem nawet teraz, kiedy mam 27 lat zdarza mi się trafić na jakiegoś buca próbującego mi udowodnić, że nie mam racji. Zupełnie ogarniam czemu ludzie czerpią taką satysfakcję z namawiania do jedzenia mięsa i patrzą nam w talerz, a jednocześnie szkoda im zaniedbanych psów i kotów. Zakładam, że to gigantyczny dysonans poznawczy.

Odpowiedz
avatar BlaszanyDrwal
3 7

Sama wege nie jestem, choć przez jakiś czas mięsa nie jadłam, obecnie jem je może kilka razy w miesiącu, może kiedyś dojdę do tego, żeby nie jeść go wcale. Ale do rzeczy - kiedyś tam znajoma udostępniła na twarzoksiążce post o tym, że biedne lisy są przerabiane na futra i źli ludzie robią im krzywdę - cóż, zgadzam się; u osoby z takim podejściem spodziewałam się także empatii wobec innych zwierząt, więc zapytałam co z krówkami, które radośnie wcina podczas każdej wizyty w McDonald's czy kebabie... Otóż, dowiedziałam się, że krowy, kurczaki i świnie są po to by je jeść i służyć ludziom, a zwierzęta przerabiane na futra, to co innego i ich nie wolno krzywdzić. Także ten. I na koniec żeby nie było, że sama jestem hipokrytką, skoro jem mięso.Owszem jem, staram się ograniczać, jednak nie wrzucam na portale społecznościowe postów pt "te zwierzęta są ok, nie można im robić krzywdy, a te są po to by je jeść".

Odpowiedz
avatar nasturcja
1 3

Powinieneś zacząć wypytywać go o każdy szczegół życia. Ile dzisiaj zjadł, ile wydalił, czy brzuszek nie bolał i czy nie zapomniał przy prysznicu pępka umyć. Czepianie się cudzego talerza jest wścibstwem w obie strony. Co do "dysonansu" tak po prostu jest, że jedne zwierzęta nas ruszają a inne nie co najlepiej widać na przykładzie z komarem. Ja osobiście wiem, że o ile własnego psa bym nie zjadła o tyle jakbym dostała jakiegoś w egzotycznej restauracji spróbowałabym choćby z ciekawości.

Odpowiedz
avatar Janek_snieg
1 1

@nasturcja: Przykład z komarem akurat rozbawił mnie dlatego, że u owadów układ nerwowy jest nieporównanie mniej złożony niż u ssaków, przez co trudno nawet jednoznacznie stwierdzić czy czują ból. Porównywanie trzymania na przykład świń w okropnych warunkach całe ich życie do psikania się offem brzmi trochę absurdalne.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 3 lipca 2018 o 14:50

Udostępnij