Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Troszeczkę na temat pracy w Zielonym Płazie. Ciągle czytam w internecie opowieści…

Troszeczkę na temat pracy w Zielonym Płazie.

Ciągle czytam w internecie opowieści o tym, jakie to panie pracujące w Żabulkach są złe.
Tak się składa, że jako biedna studentka miałam okazję pracować w takim sklepie i te wszystkie opowieści aż proszą się o to, aby opowiedzieć, jak to wygląda z drugiej strony.

1. Nie ma cen przy towarach.

Wydaje mi się, że wszyscy zauważyli, że w tych sklepach nie ma zbyt wiele miejsca. Czasami towar jest układany jeden na drugim, aby wszystko się zmieściło. Nie zawsze uda się umieścić cenówkę tak, aby była widoczna. Czasami po prostu daje się jedną (tę, która musi być widoczna, bo jest narzucona z ,,góry'') a reszta pod spód.

Dla mnie zrozumiałe więc było, że klienci, gdy nie wiedzieli, ile dany produkt kosztuje, po prostu pytali, a ja sprawdzałam.

Najgorsi jednak byli klienci, którzy awanturowali się o to, że coś kosztuje inaczej niż na półce. Podchodzę, sprawdzam, faktycznie jest cena, ale nie do tego produktu. Jeśli na cenówce jest napisane ,,Lody orzechowe - cena 2 zł’', a ktoś przynosi do kasy ,,Lody truskawkowe’', to dla mnie nie jest to samo. Zawsze starałam się wytłumaczyć - powoli i z uśmiechem. W jednym przypadku działało, w innym nie.

2. Inna cena - kontynuacja punktu 1. Wielosztuki.

[Klient] - Na półce jest cena 3 zł! Ja wiem, że pani to pewnie nie jest zbyt inteligentna, jak pracuje w sklepie (To mnie zawsze najbardziej śmieszyło. ;) Bo jak blondynka i pracuje w sklepie, to musi być głupia. A Politechnikę na ścisłym kierunku to skończyłam przez przypadek.) i nie wiem, czy pani zna polskie prawo! ale zgodnie z nim musi mi pani sprzedać to w takiej cenie, jak na półce!
Podchodzę więc do półki - a tam cena to tzw. wielosztuka. A więc jeśli kupisz 3 sztuki, to wtedy za sztukę zapłacisz 3 zł. Inaczej cena to 5 zł.

Wracam do kasy razem z ceną i pokazuję. W takich przypadkach aż prosiłoby się zapytać, czy klient skończył szkołę podstawową i potrafi czytać, ale po co psuć sobie humor na całą zmianę?

3. Wyjątkowe okazje.

Czasami wchodziło coś takiego jak końcosztuki. Chodziło głównie o to, że jeśli mieliśmy ostatni produkt z jakiejś tam serii produkcyjnej, to on był przeceniany przez system.
Sytuacja z Kretem do udrażniania rur. Na półce 4 opakowania po 400 g i jedno opakowanie (końcosztuka) 500 g. A więc obok siebie dwie ceny - za końcosztukę 5 zł (z uwzględnieniem na cenie, że to opakowanie 500 g) i druga cena normalna 9,99 zł.

Pani podchodzi do kasy z tymże Kretem, wbijam na kasę i mówię 9,99. Pani wielkie oczy i zaczyna krzyczeć, że na półce przecież jest inna cena. A więc idę razem z panią do półki i pokazuję, że cena 5 zł jest za to jedno opakowanie 500 g, a ona wzięła to opakowanie 400 g, które jest w normalnej cenie.

[Klientka] Pani jest nienormalna! To mniejsze opakowanie jest droższe niż większe? Pani jest jakaś chora! To jest niemożliwe!

Biorę więc to większe opakowanie, wbijam na kasę i 5 zł! Pytam więc, czy pani chce zabrać to opakowanie za 5 zł. Nie podziękowała. Jeszcze raz powiedziała, że jestem nienormalna, z wielkim urazem zapłaciła i wyszła ze sklepu.

A wystarczyłoby przeprosić, że nie doczytała...

4. Przychodzenie do sklepu zaraz po otwarciu ze 100-złotowym banknotem i kupowanie towaru np. za 1 zł.

Zawsze w kasie miałyśmy 100 zł pogotowia. Zazwyczaj było to w jakichś drobnych pieniądzach.
Kiedy ktoś przychodził z samego rana i wykładał mi na kasę taki banknot, to odmawiałam sprzedaży, bo po prostu nie miałabym jak wydawać pieniędzy pewnie przez pół zmiany. Myślę, że ktoś też nie byłby zadowolony, gdybym wyrzuciła mu na stół 20 zł w 10-groszówkach.

Zawsze grzecznie tłumaczyłam, że dopiero otworzyłam sklep i nie będę miała jak wydać. Nigdy nie spotkałam się ze zrozumieniem. Zawsze było trzask! drzwiami.

5. Ma pani rozmienić?

W naszym mieście są parkomaty na ulicach, a więc ludzie ciągle przychodzili rozmieniać pieniądze. Tak jak wyżej wspomniałam, czasami z tymi drobnymi było strasznie krucho. Nie mogłam też zamknąć sklepu i biegać po mieście, żeby rozmienić gdzieś 200 zł.

Sytuacja: pani wchodzi i pyta, czy rozmienię 100 zł tak, aby miała 20 zł po 2 zł. A więc mówię, że niestety nawet nie mam w kasie tylu 2 zł. To ja poproszę gumy do żucia. I rzuca mi tę stówkę!
Patrzę w kasę i bida straszna. Ale ok. Zaczynam wydawać, więc liczę to, co mam. Najpierw pięciozłotówki, dwuzłotówki, złotówki, 50-ciogroszówki... Wyliczyłam do 100 zł i wykładam na kasę. Tłumaczę, że naprawdę nie mam inaczej.
[Klientka] A spie**** mi z tym! Wsadź se te gumy w du**!

Mam milion opowieści, które są bardzo piekielne.
- Pijani klienci, którzy ciągle wyzywali.
- Pani, która chciała zwracać śliwki, mając pestki.
- Ludzie kupujący towar z krótkim terminem na przecenie i próbujący go zwrócić kilka dni później.

Czasami człowiekowi zdarza się tak, że źle wyda resztę. W szczególności jak trzeba zrobić hot-dogi, sprawdzić totka, sprzedać towar, wyłączyć piec z bułkami i jeszcze odpowiadać na pytania klientów.

Zawsze jeśli coś takiego mi się przytrafiło, a klient zauważył to szybko, to przeprosiłam i oddawałam różnicę. Tak samo było z nabitym źle towarem. Nigdy nie robiłam z tym problemu. Ale czasami w ciągu kilku sekund zdążyłam być nazwana złodziejką, oszustką i idiotką. Ludzie czasami się mylą! Zrozumcie to! Bądźcie bardziej wyrozumiali - sprzedawcy to nie maszyny (chociaż maszyny też się mylą). Często słyszałam od ludzi, że pewnie zbieram na dodatkową wypłatę.

Wszystkie pieniądze po zmianie oddawałyśmy szefowej. Nie było nawet mowy o tym, żeby zabrać sobie jakąś nadwyżkę, jeśli taka występowała. W takim sklepie ma się kamery z każdej strony.
Zresztą nigdy nie przyszłoby mi na myśl, żeby okradać klientów. Czasami gdy zostawała w kasie jakaś większa kwota i domyślałam się, kto mógł to zostawić (czasami ludzie zapominali zabrać reszty), to zostawiałyśmy te pieniądze na kolejny dzień - może ktoś się zgłosi...

sklepy

by ~KataRina1294
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar auchresh
7 17

Czytając wpis, mialam wrażenie, że ja go napisałam ;) Trzeci rok w Żabce, takie sytuacje chyba w każdej są;)

Odpowiedz
avatar szafa
0 0

@auchresh: Nie lepiej się przenieść do marketu jakiegoś? W marketach też jest ciężko, ale jednak chyba lepiej niż w żabkach.

Odpowiedz
avatar emceflaler
13 17

To rozmienianie jest najgorsze. Pracowałam kiedyś na wyspie handlowej, tuż obok był hipermarket i jakieś maszyny dla dzieci. Co kilka minut ktoś mi przychodził z pytaniem czy mu rozmienię bo musi mieć 2 zł na wózek albo automat. Pół biedy jak ktoś miał drobne (np. 50 gr, 1 zł) i chciał 2 zł w jednej monecie, jak miałam to mu dałam, ale pełno było ludzi którzy myśleli chyba że mam cały worek drobnych i nie mam problemu z rozmienieniem 20 zł na dwuzłotówki. Oczywiście jak mówiłam że nie rozmieniam to zaraz była awantura, jak ją mogę nie rozmieniać, co ten biedny klient ma zrobić, wózka nie weźmie, Brajanowi nie da 2 zł na automatyczny samochodzik, no jak ją moge.

Odpowiedz
avatar emceflaler
4 4

@bazienka: Ale ja miałam drobne żeby wydawać, klienci nie musieli czekać aż gdzieś coś rozmienię, nigdy nie zaczynałam zmiany z jednym banknotem. Ale że osób które chciały rozmianę było więcej niż klientów to tym już musiałam odmawiać.

Odpowiedz
avatar bloodcarver
25 37

ad 1) Sklep ma obowiązek oznaczać ceny w sposób jasny i czytelny. Takie prawo. Jak się nie podoba, należy zaprzestać prowadzenia sklepu.

Odpowiedz
avatar Nurth
6 12

@bloodcarver: Powiedz to właścicielom a nie pracownikowi. Co on na to może? Z resztą w biedronkach to samo, istny burdel. Mało co znajdziesz cenę do towaru. Ostatnio szukałam ceny soku a tam naklejona cena papieru toaletowego. A najczęściej wynika to w przypadku biedronek, że jest mało pracowników, nie wiedzieć czemu. A żabki są na takich małych metrażach, że to nieporozumienie. Raz chyba widziałam większą żabkę a nie małą klitkę.

Odpowiedz
avatar madzialna
2 4

@Nurth: teraz większość (a może i wszystkie) Biedronek ma czytniki cen, jak takowej nie można znaleźć to wystarczy się przejść i wszystko jest jasne.

Odpowiedz
avatar szafa
-1 1

@Nurth: "nie wiedzieć czemu"? Zatrudnij się tam, to się dowiesz czemu ;)

Odpowiedz
avatar Doda
18 20

"W takich przypadkach aż prosiłoby się zapytać czy klient skończył szkołę podstawową i potrafi czytać ale po co psuć sobie humor na całą zmianę?" Mi w takim przypadku akurat poprawiłby się humor :D Zobaczyć szok na twarzy takiego barana. Kiedyś pracowałam w sklepiku prasowym na lotnisku, mieliśmy lotto i codziennie od 5:00 przychodzili taksówkarze, bo się nudzili, i wysyłali lotto albo kupowali zdrapki. Raz przyszedł jeden taksiarz i kazał wysłać jakieś lotto, więc klikam w systemie, klikam, próbuje i nie ma takiego. On na to, że jest, ostatnio tu wysłał i nie było problemu. To mówię, że nie pokazuje mi nic podobnego i przykro mi. On wtedy zaczął gadać, że ostatnio tu była inna dziewczyna i ona mu wysłała, a ja jestem idiotka i nawet zasranego lotka nie umiem wysłać. Przyznam, że to był mój pierwszy raz, kiedy "klient" tak się na mnie wydarł, ale automatycznie odpowiedziałam mu "a spier..." :D:D Potem się z tego cieszyłam pół dnia, bo miałam w głowie jego zszokowaną minę. Trochę się bałam, że szefowa się wkurzy, ale nie pozwolę sobie, żeby jakiś stary cep mi ubliżał. I jak jej powiedziałam to stwierdziła, że dobrze zrobiłam - kochana!

Odpowiedz
avatar mesing
3 9

Rozwiązaniem punktu 4 powinno być za każdym razem działanie opisane w pkt. 5. Z tym, że w swojej złośliwości poszedł bym dalej i wydawał reszty w samych 10 groszówkach. PS. Sam tak kiedyś zrobiłem. Klient chciał rozmienić 200 zł u mnie na barze. Jak powiedziałem, że nie mam to rzucił 200 zł i postanowił kupić piwo. Wydałem mu reszty w samych monetach 1, 2 i 5 zł (z przewagą 1 i 2) z tekstem: Teraz już masz drobne :)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
25 31

Prawo polskie nakłada na sprzedawcę obowiązek wyeksponowanie właściwej ceny. To nie jest kwestia dobrej woli sklepu, taki macie obowiązek i nie ma tłumaczenia: za dużo towarów nie ma gdzie dac ceny, trudno to wasz problem

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 22 czerwca 2018 o 15:17

avatar 33333
17 27

Cały ten wpis świadczy tylko o tym jak piekielnym miejsce jest ten sklep i że nie warto w nim robić zakupów.

Odpowiedz
avatar jass
12 18

@33333: To samo pomyślałam, większość przedstawionych punktów to nie piekielności ze strony klientów, a właścicieli sklepu.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
6 18

Czyli, że skończyłaś kierunek ścisły na polibudzie i masz problem z wydawaniem reszty? Te apele o zrozumienie tego, że ludzie się mylą są szczególnie zabawne, jak przełożyć to na ochronę zdrowia. Jeśli pielęgniarka poda Ci kalium chloratum zamiast calcium chloratum to też powiesz - spoko, ludzie się mylą? A pensje macie takie same ;)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
9 11

@Caron: żeby nie było - tak, uważam że to po prostu ludzkie, ze ludzie się mylą, normalne dla naszego gatunku. Tylko te podwójne standardy... Kiedyś świetnie to opisał Jeremy Clarkson w felietonie 'a jak duża będzie twoja pomyłka?', polecam.

Odpowiedz
avatar Ogryzkowa
3 7

@Caron: moim zdaniem nietrafione porównanie. Np. chirurg nie może się mylić, ale ma inną specyfikę i atmosferę pracy, a biorąc do ręki skalpel wie, że ma w rękach czyjeś życie. Panią w Żabce klienci rozpraszają, plus to pewnie jej pierwsza praca. I to niesprawiedliwe, że pielęgniarka ma tę samą pensję, ale to już inna sprawa :)

Odpowiedz
avatar BiAnQ
9 13

1. W ”jakiCHś”drobnych pieniądzach, nie „jakiś”... 2. „Otwarłam” sklep? Serio?:)

Odpowiedz
avatar Ogryzkowa
-2 8

@BiAnQ: 2. obie formy, otwarłam i otworzyłam, są poprawne :)

Odpowiedz
avatar bazienka
1 11

ludzie zpunktu 3 nie przestaja mnie zadziwiac 1. kiedys w Leclerku byla promocja na szampony- 2 sztuki w cenie 12 zl za komplet, zaraz obok byly wystawione dokladnie te same sampony ( pojemnosc, marka, rodzaj) w cenie 14 zl za sztuke, ludzie jednak brali pojedyncze placac ewidentnie wiecej, bo " oni dwoch nie potrzebuja"- a szampon nie ejst czyms, co mogloby sie zepsuc 2. niedawno w SuperPharmie, zele Dove bodajze, 500ml po 10 zl, 750 ml po 30 zl i ludzie brali te wieksze 3. filtr dzbankowy+ filtr butelkowy ( zestaw) w cenie 25 zl vs sam filtr butelkowy po 30 zl...

Odpowiedz
avatar Habiel
16 16

Sytuacja z Płaza z dzisiaj- chcę kupić Twixa. Widzę, że jest promocja i kosztuje mniej. W okolicy tylko jedne Twixy. Biorę, podaję kasjerce. Cena zamiast 1,69 winduje do 3,75. Zwracam uwagę, że jest inna cena. "Pani popatrzy na gramaturę" A gramatura niewidoczna, bo karteczka zakręcona. Nie miałam czasu na kłótnie, to podziękowałam i wyszłam, a powinnam domagać się sprzedaży po cenie z półki.

Odpowiedz
avatar Yaona
3 3

@Habiel: 3.75 a twixa??? Dzięki za przypomnienie czemu nie chodzić do płaza...;)

Odpowiedz
avatar manius
12 16

Biedni ci żabkowcy. A klienci tacy źli i niedobrzy. Kilka sytuacji z "mojej" żabki: 1. Wielosztuki - super oferta, czasami rzeczywiście warto coś kupić. Ale do ciężkiej cholery opisy na półce są typu "Ajs Ti 2.99 przy zakupie 3 sztuk, 4.99 przy zakupie jednej". A przy kasie okazuje się, że kupując 3 powinienem zapłacić 8.97 a cena nabita - 14.97. Dlaczego? Dlatego, że napis "dotyczy tylko Ajs Ti o smaku kiszonej kapusty" jest zasłonięty albo przez krawędź regału albo przez drugą cenówkę. I nie tłumaczcie mi, że to z powodu różnorodności towaru - jak ktoś nie umie opisać cen towaru tak by były jednoznaczne to powinien mieć 2 artykuły w sklepie na dwóch końcach pomieszczenia i na każdym cenówka formatu A4 a nie karteczka wielkości pudełka od zapałek opisana czcionką "3ką" 2. Podwójne nabijanie towaru "a nuż się klient nie zorientuje". I rzeczywiście raz czy dwa razy się nie zorientowałem, teraz jestem czujniejszy. A panie kasjerki mają focha gdy się zwróci uwagę że zamiast 30zł powinno się zapłacić 24zł. Dorabiają do pensji? 3. Wydawanie reszty i nie "czy mogę być winna grosik" (a Ty oczywiście być winny nie możesz bo ona musiałaby z pensji dołożyć) tylko "oj nie mam 10gr wydać". Niby 10gr nie pieniądz ale dla zasady oczekuję wydania reszty. 4. Wymieszane ze sobą np. jogurty z różnymi datami ważności. I ryj człowieku na półce i szukaj takich, których ważność nie kończy się jutro. 5. No i ta bezsilność poranna "bo nie mam wydać z 50zł". Obchodzi mnie to tyle co zeszłoroczny śnieg - 50zł jest banknotem, którym mogę zapłacić a obowiązkiem sprzedawcy jest mi wydać resztę. Jeśli właściciel sklepu nie potrafi zapewnić odpowiedniej ilości gotówki i drobnych w normalny dzień o 7 rano, powinien zająć się handlem wymiennym a nie prowadzić sklep w którym płaci się w polskich złotych. Może być wydana nawet złotówkami czy monetami 50gr. W kiosku obok albo w piekarni wezmą takie drobne z pocałowaniem w rękę - wiem bo dostarczam do piekarni raz na dwa miesiące zawartość mojej skarbonki z drobniakami. O bałaganie i pozastawianych towarem alejkach szkoda pisać. Już chyba nawet w Lidlu czy Biedronce mają to lepiej rozwiązane.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 22 czerwca 2018 o 19:36

avatar czolgista1990
11 19

@manius: 5. Tu cie zmartwie. To nie sprzedawca ma miec ci wydac, to ty masz miec jak mu zaplacic ustaloną cene. Prawo w tej kwestii zmienilo sie jakis czas temu i twoje podejscie do tematu malo kogo obchodzi. Nie masz jak zaplacic to wyjazd.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
12 16

@manius: czyli jesteś jednym z tych roszczeniowych jaśnie panów, którzy nie umieją się wczuć w czyjąś sytuację ;D co z tego, że chcesz kupić bułkę i jogurcik mając te swoje prawilne 50 zł, skoro kasjerka np miała takich klientów dziesięciu i w kasetce ma same setki i pięćdziesiątki? Fizycznie nie jest w stanie wydać, bo nie ma czym i już. (I najczęściej nie jest właścicielem sklepu, nie ustala ile może sobie zostawić w kasetce na wydawanie reszty następnego dnia. Spotkałam się i z takim przypadkiem, gdzie dziewczynom zostawiali tylko 10 zł w bilonie) Wiadomo że trzeba się zaopatrzyć w drobne, ale znowuż sklep to nie jest bank do cholery. Prawo nie nakłada na sprzedawcę obowiązku posiadania reszty do wydania, to jest raczej rodzaj umowy społecznej, że się tak wyrażę. Inna umowa społeczna to płacenie kwotą zbliżoną do kwoty zakupu, a nie 50 czy 100 za bułkę i jogurt... No i w sytuacji kiedy ma się w ręku kartę użytą wcześniej w bankomacie, to serio problem robić zamiast zapłacić kartą? Akurat w Żabce zawsze jest terminal.

Odpowiedz
avatar emceflaler
4 10

@manius: ale co ma ta kasjerka zrobić, wyczarować sobie drobne? Jak przyjdzie 10 klientów, każdy kupi coś za 5 zł i zapłaci banknotem 100 zł to co wtedy, dziewczyna ma mieć sejf zamiast kasy żeby każdemu wydać? Za drobne odpowiada właściciel, nie kasjer, kasjer z żabki to nawet nie może sklepu zamknąć żeby iść rozmieniać drobne bo jeszcze karę dostanie. Jak coś nie pasuje to zawsze możesz zapłacić kartą,kasjer nie wyciągnie drobnych z kapelusza.

Odpowiedz
avatar manius
-3 9

@Farellka: Tu nie chodzi o to, że oskarżam kasjerkę że nie ma jak wydać. To właściciel sklepu powinien zapewnić pracownikom "narzędzie" pracy jakim jest bilon do wydawania. Jeśli ma to gdzieś to niech zajmie się czymś innym a nie handlem. Prawo może i nie nakłada obowiązku wydawania reszty ale nakłada na klienta obowiązek zapłaty za towar. Po kilku takich akcjach z problemem wydawania reszty klient przestanie przychodzić itd. Dziwne, że w sklepach typu Carrefour Express albo małe Tesco nigdy nie miałem tego kłopotu. Zawsze była reszta, zawsze mogłem płacić nawet 100zł za bilet i nie było z tym żadnego problemu. A co do płatności kartą - owszem, można. Nie wszyscy jednak chcą/lubią/wierzą w bezpieczne płatności/mają inne nawyki. No i w niektórych sklepach straszy (nota bene niezgodny z przepisami) napis "Płatność kartą od 10/20zł". I co wtedy? Nie jem śniadania bo kasjer nia ma jak wydać a ja nie mogę kartą zapłacić? A co jeśli terminal nie działa i kasjer wystawia piękną tabliczkę z napisem "Przepraszamy, płatność tylko gotówką"? Też mam szukać drobniaków czy rozmieniać w innym sklepie?

Odpowiedz
avatar konto usunięte
3 7

@manius: ale bierzesz pod uwagę, że w Tesco czy innym ("małym") sklepie jest jednak więcej kas niż w Żabce czy osiedlowym sklepiku, i można jakoś próbować rozmieniać między kasami? Nie wspominając już o tym że tam mają po prostu większe kwoty, więc i więcej bilonu może się uzbierać. W małych sklepach norma to około 300 zł, więc wystarczy 3 klientów i już nie ma jak wydać. A jeżeli kasjer nie ma jak wydać i kartą się zapłacić nie da, to tak- niestety nie zjesz śniadania. Bo co, wyczaruje pieniądze do wydania reszty? Następuje uzasadniona odmowa sprzedaży. Przykre dla klienta, wiadomo, ale czasem się zdarza. I nie zgodzę się, że to, że w sklepie nie ma bilonu znaczy że właściciel się nie nadaje do handlu. Nie wszystko można przewidzieć, każda ilość drobnych prędzej czy później się skończy jeśli przychodzą ludzie tylko z grubymi nominałami. Jeśli kasjer będzie miał ostatnie drobne to zgrzytając zębami wyda, ale jeśli nie, to pozostaje szukać innego sklepu i tyle.

Odpowiedz
avatar manius
-1 7

@Farellka: "Małe" Tesco albo Carrefour Express to na ogół sklepy z jedną lub dwiema kasami - taki odpowiednik średniej wielkości Żabki. W tych sklepach asortyment jest podobny więc nie widzę powodu dla którego "zielona" sieć miałaby mieć problemy a "pomarańczowa" czy "niebiesko-czerwona" już nie. Taka "uzasadniona odmowa sprzedaży" zraża klientów i powoduje ich odpływ do konkurencji. A czy da się wszystko przewidzieć? Nie - nie da się, ale da się minimalizować "damage" przez zwiększenie ilości drobnych w sejfie i/lub zapewnienie działających terminali. Dyskutujemy tu o drobnych - nadal podtrzymam swoją opinię, że zostawianie kasjerce na otwarcie 100 czy 200zł w drobniakach jest działaniem bezsensownym i pokazuje ignorancję właściciela sklepu.

Odpowiedz
avatar Yaona
2 2

@Farellka: To właśnie chciałam napisać - płacąc dużym nominałem staram się pytać kasjerki czy nie będzie miała problemu. Jeśli tak - zapłacę kartą i wszyscy zadowoleni. :)

Odpowiedz
avatar Naevari
10 12

Punkt 4 co prawda nie jest winą kasjerek, ale to nie zmienia faktu, że płacenie gotówką w tym kraju to jest jakiś absolutny kuźwa koszmar. W głowie się nie mieści. Czasami nawet na 20 zł kręcą nosem. Omijam szerokim łukiem wszystkie miejsca w których nie da się zapłacić kartą, tak bardzo nienawidzę tych wszystkich cyrków przy wydawaniu reszty.

Odpowiedz
avatar szafa
3 5

@Naevari: Ale to podziękuj innym klientom, a nie kasjerkom. Sama mam biedrę koło siebie, gdzie 70% klientów ZAWSZE płaci stówką. Nieważne czy kupują worek ziemniaków, dwa banany czy paczkę kondomów. Wielokrotnie zaobserwowane. Żadnych drobnych, bo nie mają, karty płatniczej też nie mają, mają tylko stówkę. Kiedyś specjalnie policzyłam takich gości (przede mną było 9 osób w kolejce) - sześć na dziewięć osób nie miało jak inaczej zapłacić niż całą stówką. Więc nie ma się czemu dziwić.

Odpowiedz
avatar Minny_Jackson
9 9

No i dlatego dziwi mnie to, że nie macie w sklepie metkownicy. Ułatwia sprawę mimo iż jest z tym trochę zabawy. Metkujesz towar krótko po dostawie i wycenie faktury - wykładasz towar na półki i już nie musisz się martwić, że klient będzie darł japę o cenę. Chyba że to ten z tych, co nawet z metką 30cmx30cm nie będzie jej widział, bo tacy to też się zdarzali. Porównywanie pomyłki w wydaniu reszty z pracą pielęgniarki - trochę przesadzone. Wiecie ile razy miałam klientów z pretensją, że niby im źle wydałam? I za każdym razem procedura ta sama - zamykamy sklep, robimy paragon niefiskalny dobowy i przy kliencie liczymy kasę. Na 20 przypadków miesięcznie tylko raz faktycznie był nadmiar w kasie. Gdy byłam uczennicą też mi się to zdarzyło. Przyszła babka i mówi, że wydałam jej za mało o 10 zł. Nie miałam czasu na liczenie (szef przywiózł towar), a to stała klientka - uwierzyłam na słowo. I za głupotę musiałam zapłacić manko w kwocie właśnie 10 zł. :D

Odpowiedz
avatar Wilczyca
3 3

Generalnie rozumiem, że praca kasjerki jest męcząca, klienci bywają piekielni itd, ale szczerze mówiąc, nie przypominam sobie, żeby w żabce kiedykolwiek była jakaś miła kasjerka lub kasjer. A w różnych sklepach tej i innych sieci kupuję. Nie wiem jak tragiczne muszą tam być warunki pracy, żeby każdy miał minę, jakby to była jakaś kolonia karna. A problemy z nieaktualnymi cenami to też chyba domena żabek, choć i w innych się zdarzają. PS. Czasem się zastanawiam, czemu przyjęło się zostawiać napiwki kelnerkom, a kasjerkom nie - i tu i tu jest przecież obsługa klienta :)?

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 27 czerwca 2018 o 0:00

avatar szafa
2 2

@Wilczyca: Są tragiczne, są. Sama pracuję w handlu, więc znam dużo ludzi po żabkach i generalnie opinia jest taka, że lepiej żebrać niż pracować w żabce, jest to znacznie mniej poniżające i o wiele przyjemniejsze ;).

Odpowiedz
avatar Yaona
1 1

@szafa: Jakieś pomysły z czego to wynika? Przecież każda żabka ma innego "właściciela" więc skąd taki natłok negatywnych opinii? Naprawdę nie ma już ludzi, którzy są w stanie zapewnić w miarę przyzwoite warunki i atmosferę? ;)

Odpowiedz
avatar leonkennedy
2 4

Z wydawaniem reszty prosta sprawa. Jak nie mam drobnych to klient czeka aż uzbieram. Pracując w handlu miałem taką sytuację. Aż 5 klientów czekało na resztę rano bo rzucali setkami. Nie mają to trudno skoro płatność kartą uważają za zło. W świetle prawa nie ma pojęcia reszty. Klient ma mieć odkiczona kwotę na zakupy

Odpowiedz
avatar doskias35
-2 2

@leonkennedy: Byczy stolec, jak to mówią za oceanem, Panie Kolego.

Odpowiedz
avatar doskias35
-2 2

Kontra: nakupiłem rzeczy za 20 zł, przy czym dostałem morderczy wzrok i wyzwiska, bo chciałem kupić towar za cenę podaną pod nim (jak śmiałem, ja - cham - o to prosić, zwłaszcza, że pani kasjerka, co na "dzień dobry" odpowiedzieć nie potrafi i chyba trzymają ją tam za karę w ramach jakiegoś wyroku, przecież właśnie ZDJĘŁA tę cenę, to znaczy, że już nie obowiązuje, ŚLEPY JESTEŚ?!). No cóż, opór pomógł, bo jednak potrafiła naliczyć. Cud, miód, niebiosa otwarte, ludy z rozdziawionymi gymbami i puwiekami się lampiły :D No, ale przyszła pora do płacenia. Niestety, banknot pięćdziesięciozłotowy wywołał kolejną litanię wyzwisk, że co ja sobie, *krzywa*, wyobrażam, że "DO SKLEPU TRZA PRZYCHODZIĆ Z WYLICZONĄ KWOTĄ" (wth, woman?) i że nie da rady i nie wyda. No dziwne, 30 sekund później jednak potrafiła wydać z tej samej kasy. Magia, nie? ;)

Odpowiedz
Udostępnij