Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Tak się złożyło, że w życiu pracowałam w kilkunastu miejscach i w…

Tak się złożyło, że w życiu pracowałam w kilkunastu miejscach i w większości z nich organizowano składki na różne okazje. Kilka razy odmówiłam wzięcia udziału w składce, co czasami spotykało się z piekielnymi reakcjami.

1. Pizzeria we Włoszech, w której pracowałam zwykle trzy razy w tygodniu przez kilka godzin, jako doraźna pomoc przy największym ruchu. Zarabiałam tam zawrotną kwotę ok. 70 euro tygodniowo. Dwa tygodnie pod moim przyjęciu dziecko szefa miało chrzciny - szczerze mówiąc nawet nie wiedziałam, że miał nowonarodzone dziecko. Kelnerzy i kucharze zrzucali się na prezent po 50 euro, ja się nie zgodziłam na wzięcie udziału w zbiórce, bo nie będę oddawać prawie całej mojej tygodniówki. Oburzyły się szczególnie dwie kelnerki, że jak to i że czemu, mam się złożyć i nie ma gadania. Popukałam się po głowie i tyle w temacie z mojej strony.

Dzień po chrzcinach jedna z oburzonych wyskoczyła do mnie z ryjem, że mogłam chociaż kartkę z życzeniami dać szefowi dla dziecka i wrzucić chociaż 20 euro do środka...

2. Praca jako kelnerka w firmie cateringowej we Włoszech - pracowałam tam i w wyżej wymienionej pizzerii równocześnie, więc też nie była to praca na etat. Rotacja kelnerów była bardzo duża ze względu na współpracę tej firmy ze szkołą o profilu kelnerskim, tylko kilka twarzy pojawiało się częściej. Za to kucharze i menadżerowie byli stali. Jeden z kucharzy miał obchodzić 50. urodziny, więc menadżer wymyślił, że pozbiera kasę na prezent, ale tylko od kelnerów... Zbiórka trwała dobry miesiąc i każdego nowego prosił o 10 euro na prezent dla kucharza - kucharza, którego część z tych osób nawet na oczy nie widziała ;) Ja też mojego pierwszego dnia pracy zostałam o 10 euro poproszona, ale odmówiłam. Młodzi i naiwni w większości się jednak zgadzali, a koniec końców do zakupu prezentu nie doszło, bo menadżer się pokłócił z kucharzem. Kasa oczywiście została menadżerowi w kieszeni.

3. Praca w barze w Anglii. Zwykle zaczynałam pracę po godzinie 22 i poznałam prawie wszystkie inne osoby tam pracujące, oprócz jeden dziewczyny, która pracowała tam od dawna, ale pół roku wcześniej urodziła dziecko i przychodziła tylko na 4 godziny dziennie popołudniami/wczesnym wieczorem. Ta dziewczyna miała właśnie obchodzić chyba 30. urodziny i jej koleżanki zrzucały się po kilkadziesiąt funtów na prezent. Odmówiłam udziału w zrzutce, bo po prostu nawet nie widziałam jej nigdy na oczy, więc stwierdziłam, że szkoda mi na to kasy. Jedna z współpracownic przez dobre dwa tygodnie przy każdej okazji się dowalała do mnie o to, że musiała przeze mnie dołożyć pięć funtów więcej.

4. Praca w lodziarni/kawiarni w Polsce, u jednego Janusza Biznesu, który gdyby mógł, to by kasował pracowników po pięć złotych za skorzystanie z toalety. Jechał po pracownikach jak po burych sukach, zawsze wszystko było źle, a ludzie za głupi, żeby zrozumieć jego polecenia... Mnie to akurat mało ruszało, bo byłam tam tylko na miesiąc w zastępstwie i nara. Janusz miał mieć imieniny, więc pracownicy ogłosili zrzutkę na zegarek za ponad 2 tysiące dla ukochanego szefa (syndrom sztokholmski chyba im wszedł...).

Pracowałam tam ja i jeszcze cztery inne osoby, kokosów z tego nie było, bo umowa-zlecenie i płacone jak najmniej, więc nawet przy podzieleniu kwoty na pięć osób wychodziło sporo. Jak tylko usłyszałam o tym pomyśle, to ogłosiłam, żeby na mnie nie liczyć, bo co jak co, ale takiemu burakowi prezent się nawet nie należy. Jeden chłopak stwierdził, że jestem egoistyczną k***wą, bo jakbym była koleżeńska, to bym się dołożyła. A poza tym wszyscy mają rodziny i nie mogą sobie na aż taki wydatek wysilić, a ja nie mam męża ani dziecka, więc pewnie mieszkam z mamusią i mogę więcej nawet dołożyć :D Na moją sugestię, że w takim wypadku taniej im wyjdzie zakup pół litra, obraził się i do końca pracy tam nie odzywał do mnie bezpośrednio. Co ciekawe - jednak kupili szefowi ten zegarek, a kiedy on otworzył prezent to stwierdził tylko "Brzydszych nie mieli?" :P

5. Moja koleżanka pracuje w dużej szkole językowej w sekretariacie, niestety, ale jej współpracowniczka z pokoju zmarła w wypadku, więc przez krótki czas, dopóki nie znajdą kogoś na stałe, miałam pomagać w pracy sekretariatu. W pierwszy dzień pracy jedna z nauczycielek powiedziała mi, że mam oddać za kwiaty. Jakie kwiaty? Kwiaty na pogrzeb ich koleżanki... Problem w tym, że pogrzeb był jakieś 4 dni wcześniej, nie znałam jej, nie brałam w nim udziału i wtedy nie wiedziałam jeszcze nawet, że będę pomagać w sekretariacie...

Żeby była jasność - nie jestem złotówą, jeśli zdarzyło mi się pracować gdzieś przez dłuższy czas i miałam dobre relacje ze współpracownikami, to chętnie brałam udział w składkach.

praca

by ~Dzidzi
Dodaj nowy komentarz
avatar cherryhills
23 27

Brawo, brawo i jeszcze raz brawo! Wreszcie jakaś osoba z asertywnością, która nie daje sobie wchodzić na głowę. Sytuacje oczywiście piekielne, ale Twoja postawa taka jaka być powinna. Niby mnie to nie dotyczy, ale wkurza mnie że tak wiele osób daje sobą pomiatać i na przykład tłumaczą się komuś z czegoś, a jedyną słuszną odpowiedzią powinna być wiadoma odpowiedź wujka Staszka. Te składki na prezenty to już w ogóle jakaś zmora. Pamiętam, że w jednej mojej pracy gdzie zatrudnionych było sporo osób (a co za tym idzie, bywało i do kilku zbiórek miesięcznie) odmówiłam dawania kasy. Najpierw było krzywienie się a potem nagle coraz więcej osób przestało dawać składki. Bo tak naprawdę to NIKOMU się nie podoba, tylko jakoś nikt nie ma odwagi być pierwszy. A ci, którzy dają i trują d... tym niedającym, to po prostu cykory które by chciały, żeby inni mieli tak samo źle jak oni. A sami nie powiedzą nie...

Odpowiedz
avatar konto usunięte
14 16

Nawet tutaj ktoś kiedyś pisał,że Włosi przesadzają z tymi składkami na prezenty.

Odpowiedz
avatar andtwo
19 19

Mój ulubiony fragment to ten o wieńcu :P Ale ciężko mi uwierzyć w składkę po 500 zł na prezent na imieniny.

Odpowiedz
avatar Jorn
16 16

Dobre. Historia mi przypomniała moje perypetie składkowe. Pracuję w ogromnej instytucji, która jesdnak podzielona jest na wiele niewielkich jednostek. Zmiana jedostki jest jak zmiana pracy, bo wszystko jest nowe. Dwa czy trzy razy zdarzylo mi się, że po kilka dni po rozpoczęciu pracy w nowym miejscu nowi koledzy mnie pytają, czy idę na imprezę Iksa. Odpowiedziałem, że nie, bo mnie nie zaprosił, a zresztą nawet nie wiem, kto to jest Iks. W odpowiedzi słyszałem, że Iks jest pracownikiem odchodzącym z zespołu i mam przyjść, bo po prostu zapomniał, że przyszli nowi. Co ciekawe, nigdy nie byłem zapomniany przy ustalaniu listy składkowiczów. Byłem jednak konsekwentny: składek nie wpłacałem (tyle dobrego, że system składkowy jest taki, że jest rzeczywiście dobrowolny i anonimowy) i na imprezy nieproszony też nie chodziłem.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
9 11

@Jorn: U mnie w pracy było podobnie. Mieliśmy taki mały oddział w większym wydziale, pechowo położony na zupełnie innym piętrze, wciśnięty trochę bez sensu, ogólnie - byliśmy oddzieleni, chociaż i tak ciągle musieliśmy współpracować. I bardzo często jak się zdarzało wręczenie prezentów pożegnalnych, to jakoś nikt nie pomyślał, żeby do nas zadzwonić, tyle że jak składkę robili to nie było problemów - potrafiły dziewczyny specjalnie do nas przyjść. To prowadziło często do niezręcznych sytuacji, bo wychodziliśmy na zarozumiałych, chytrych bubków, mimo że każdy te parę groszy dał. Jak w końcu zaczęliśmy odmawiać - znowu wychodziliśmy na zarozumiałe chytrusy, bo nie dbamy o dobrą sytuację w wydziale. Jednym słowem pat. Podobnie było jak np. prezes kupił dla całego wydziału pączki w tłusty czwartek - nam nikt nic nie powiedział, a jak koleżanka poszła w piątek po dokumenty, to jej zaproponowali żeby zabrała dla nas - zwietrzałe, wczorajsze pączki, bo tamtym się już nie chciało jeść. Także mega miło.

Odpowiedz
avatar minus25
15 15

No i brawo za asertywność.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
8 10

BARDZO DOBRZE! Popieram twoją postawę w 100%! Tak trzymaj!

Odpowiedz
avatar mejoza
20 20

U nas zawsze wszyscy składali się na prezent urodzinowy dla solenizanta. Nie jakieś kokosy ale dla wszystkich kupowaliśmy jakiś alkohol. I ja się składałam. Aż przyszły moje urodziny. Przyniosłam wielki tort (sama piekłam) i wszyscy byli zachwyceni. I... nic. Kompletna cisza. Dodam, że pracuję na hurtowni więc kupienie na szybko jakiejś flachy nie stanowi problemu. Od tamtej pory nikomu się do prezentu nie dołożyłam.

Odpowiedz
avatar andtwo
13 13

@mejoza: mega chamsko...

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 7

@mejoza: Ale dlaczego? Podejrzewasz jak to się moglo stać?

Odpowiedz
avatar szczerbus9
-1 3

Asertywność, asertywnością... co to k00rwa za składki były... To jak ostatnio znajoma się dziwiła gdy zobaczyła reklamę w necie jakiegoś portalu składkowego... Że można ogłosić zrzutkę na wakacje... No tak, w tym kraju raczej nikt nie da za dużo na czyjeś wakacje, ale zahaczyłem o tę stronkę... Była składka na kontuzjowanego kolegę organizowana przez Strzeleckiego... Na to i na składki na chore dzieci jakich tam było pełno to można dać... ale koniecznie z własnej woli...

Odpowiedz
avatar mabmalkin
2 4

I bardzo dobrze postąpiłaś. Sama zarobiłaś na te pieniądze (ilekolwiek by ich nie było) i tylko od Ciebie zależy na co je przeznaczysz. Ja byłam przez jakiś czas czarną owcą, bo nie dołożyłam się na wieniec na pogrzeb wykładowcy, z którym nigdy nie miałam zajęć (ja miałam inne, a druga grupa miała z tym co zmarł).

Odpowiedz
avatar MarcinMo
1 1

Przede wszystkim na jakieś dziwne kwoty te zrzutki. Jakoś też w wielu takich uczestniczyłem i zwykle to było 5-10 zł na pracownika, a nie 400, czy 500. Prezent w pracy ma być bardzo symboliczny, chociażby po to, żeby nie było podejrzeń co do przyjmowania korzyści majątkowej. A 10 zł to mogę rzucić nawet jak chodzi o osobę, z którą jestem tylko na "cześć".

Odpowiedz
Udostępnij