Historia pewnej imprezy.
W restauracji, w której pracuję, często organizowane są prywatne imprezy typu urodziny, małe wesela, jakieś firmowe kolacje itd.
Ta konkretna impreza to były urodziny jakiejś kobitki. Już w trakcie omawiania organizacji imprezy dało się zauważyć, że pani nie bardzo ma pieniądze na tak wystawną kolację dla ok. 40 osób. Wybrała najtańsze menu, najtańsze wina, poprosiła o podawanie na stoły wody z kranu (bo za darmo) zamiast standardowej mineralnej. Zastrzegła, że ona płaci za jedzenie i wino, a za wszystko inne goście mają płacić sobie sami. Wszystko w bardzo nerwowej atmosferze, siedziała cały czas z kalkulatorem i upewniała się, że nie będzie musiała płacić rachunku na miejscu, tylko wyślemy jej do zapłacenia przelewem.
Dzień imprezy.
Po usadzeniu gości, na wstępie informujemy ich, że za napoje inne niż woda i wino muszą płacić sami. Goście oburzeni, kobieta zażenowana, leci do szefa i pyta, po co my to gościom mówimy? Odpowiedź chyba oczywista, po krótkiej dyskusji okazało się, że pani miała nadzieję, że goście będą pili inne napoje, a my im po prostu na koniec wręczymy rachunki. Taaak. Powodzenia w tłumaczeniu pijanym gościom na koniec imprezy, że muszą zapłacić sami za swoje napoje. Goście oczywiście niechętnie chcieli za cokolwiek płacić ze swojej kieszeni, więc pili głównie wino w dużych ilościach. Po paru godzinach imprezy solenizantka latała po lokalu jak kurczak bez głowy - to do nas, aby już nie podawać gościom wina, to do gości, prosząc, aby już nie pili.
Wspomniałam, że pani wybrała najtańsze menu. To nie jest złe jedzenie, ale no cóż - potrawy bazują na relatywnie tanich składnikach. Goście po zapoznaniu się z kartą serwowanych potraw, pytali nas czy nie mogą zamówić czegoś innego. No niestety nie. Nie tylko ze względu na koszta, bo 1-2 potrawy można wymienić bez szarpania się o kilka groszy, ale ze względu na imprezę po prostu nie mieliśmy z czego przyrządzić innych potraw. Kilka potraw udało się wymienić, inni goście prawie się popłakali (wyobraźcie sobie - towarzystwo pełne Januszy i Grażyn w wieku 40-50 lat, a wybrane menu to tzw. zestaw lekki, bazujący głównie na sałatach, warzywach, lekkich, mało kalorycznych sosach i zdrowo przyrządzonej rybie i kurczaku) - ci ludzie po prostu nie chcieli tego jeść.
Solenizantka była przez cały czas spięta i nerwowa, w końcu doszło do tego, że wybuchła płaczem, powodem okazał się jej partner życiowy, który nawet nie siedział koło niej przy stole, a po kilku kieliszkach wina obłapiał inne panie, swoją drogą bardzo z tego zadowolone.
Sytuację udało się załagodzić, ale pani nie chciała kontynuować imprezy i po deserze poprosiła o rachunek do podpisania. Kwota do zapłaty spowodowała tylko jeszcze większy atak histerii, solenizantka najpierw nawrzeszczała na gości, że wpędzają ją w długi, bo muszą tyle chlać, potem z torebek z prezentami zaczęła wyciągać koperty z pieniędzmi, rozdzierać i liczyć pieniądze. Na koniec z triumfem oznajmiła:
- Wiedziałam! Nawet nie wsadziliście do kopert tyle, aby starczyło na rachunek.
Zapłaciła koniec końców połowicznie kartą, a połowicznie zebraną gotówką i uciekła. A goście? Siedzieli jeszcze 2 godziny u nas, obrabiając solenizantce tyłek.
gastronomia
A to żenada, aż korci mnie zapytać jakiej to narodowości.
Odpowiedz@nursetka: Niemka
Odpowiedz@nursetka: a nie, sorry, Austriaczka
Odpowiedz@nursetka: A już miałaś nadzieję
OdpowiedzNie wierzę...:D Chociaż... zostałam kiedyś zaproszona na urodziny. Wprost mi powiedziano, żeby pościła tego dnia, bo jedzenia będzie wręcz nie do przejedzenia. Jubilatka wiedziała, że przyjdę nieco później niż inni goście. Kiedy przyszłam, na stole stał maleńki kawałeczek tortu. Ta cała masa jedzenia to był niewielki torcik do podzielania między wszystkich zaproszonych.
Odpowiedz@Irena_Adler: Kumpelka robiła w knajpie urodziny. Goście mogli zamawiać to co chcieli z karty(jedni spaghetti,inni pizze a jeszcze inni np kluski włoskie) Koleżanka robiła się na snobkę i zamówiła sałatkę z szynką parmeńską. parę listków rukoli,płatek szynki i pomidorków.Czyli nic. Skuła się szybko bo siadła przy barze i zamawiała super drinki. Jeden za drugim,oczywiście na koszt solenizantki,a i tak jej dupę póżniej obrabiała że głodna była. Okazało się że w rachunku 1/3 to jej chlanie. A reszta (12 osób) najadło się i opiło za resztę.
Odpowiedz@Balbina: hehe:) Buractwo pierwszej wody. To wyobraź sobie, że bliska rodzina z drugiego końca Polski zaprasza cię na uroczystość rodzinną. W lodówce ma tylko światło. Śmiać się, czy płakać?
Odpowiedz@Irena_Adler: Może myśleli że Ty przywieziesz wałówkę. I impezka się odbędzie Twoim kosztem.
OdpowiedzNie chce walić nieuprzejmą docinką, ale jak sie nie ma miedzi to się na d00pie siedzi... Po prostu mogła odpuścić przyjęcie, a jak koniecznie powalczył bym choćby o kredyt... Tak by nie wyjść na sknerę...
Odpowiedz@szczerbus9: Zastaw się, a postaw się ? Słabo się sprawdza w praktyce ;)
Odpowiedz@szczerbus9: Kredyt, by jakieś mordy widziane raz na 5 lat mogły się nażreć? Dziękuję, postoję...
Odpowiedz@kierofca @Iceman1973: ja też osobiście podziękuje, ale jak jest na tyle piekielna by tak zrobić, kredyt byłby sprawiedliwą karą za głupotę...
Odpowiedz@szczerbus9: No chyba, że w ten sposób na to spojrzeć. Ja odpowiedziałem ze swojej perspektywy.
Odpowiedz@Iceman1973: paczaj sercem kochaniutki...
Odpowiedz@Iceman1973: Jasne, że kredyt to zła opcja. Lepiej po prostu nie organizować imorezy jak się na nią nie ma pieniędzy. Ale organizowanie "po kosztach" chyba najgorsze z możliwych. Zwłaszcza, że solenizantka zdecydowała się opłacić wino ale już nie np. soki - wiadomo, że nie jeden janusz nawet jeśli planował nie pić tego wieczoru (albo symbolicznie jedną lampkę) to mu się plany zmieniły jak się dowiedział, że za coś innego musi sam płacić. Inna sprawa, że jeśli to faktycznie Niemka/Austriaczka była to sytuacja mogła być bardziej skomplikowana, bo akurat te narody wychodzą do lokali bardzo często i uważają to za oczywistość...
OdpowiedzBoszeeee....alez fantastycznie to musialo wygladac z boku:) Zaluje ze tego nie widzialam.
OdpowiedzA dlaczego kobitka finalnie zpłaciła kartą i gotówką na miejscu, skoro na początku tak bardzo jej zależało na wysyłce rachunku, żeby mogła zrobić przelew?
Odpowiedz@Armagedon: Zgaduję, że była zdenerwowana i już jej było wszystko jedno.
Odpowiedz@Armagedon: nie wiem. Pewnie liczyla na to, że powyciąga w domu kasę z kopert I tym zapłaci. A że wyciągnęla na.miejscu...
Odpowiedz@digi51: A to całkiem możliwe jest... Pewnie liczyła na więcej, niż dostała. Trochę mi to przypomina polskie wesela i nadzieje młodych, że się wesele "zwróci" w kopertówkach. Z reguły się nie zwraca, bo niektóre koperty, ponoć, puste bywają. Tu, jak widać, też się nie zwróciło, choć pewnie żadna koperta pusta nie była. Ale trafił swój na swego. Jubilatka kutwa i goście mało rozrzutni... Zawsze mnie ciekawiło, po wuj to robić takie "imprezy"?
Odpowiedz@Armagedon: Tak to jest, gdy robi się imprezę w nadziei, że się zwróci. Co za durny pomysł :D
Odpowiedz@Armagedon: Może goście spodziewali się, że pani Solenizantka pójdzie po najniższych kosztach i do kopert dali adekwatne kwoty.
OdpowiedzTak to jest Janusze i Grażyny sa na całym świecie
OdpowiedzŻal mi się zrobiło tej pani... no ale cóż, sama sobie winna.
OdpowiedzPiekielne są obie strony. Nie wiem, co kierowało tą kobietą, że zdecydowała się zrobić imprezę, nie mając na nią kasy, ale zachowanie gości... Osobiście takich gości zdarzało mi się zapraszać jeszcze, jak byłem nastolatkiem i rodzice się upierali, bo to wujek, ciocia czy ktoś tam jeszcze. Ale teraz sam decyduję, więc na imprezę z takimi ludźmi nie poszedłbym nawet, jak by mi ktoś zapłacił. Chyba, że kwota była by dość znacząca, to może dałbym się namówić. Zdecydowanie nie powinna organizować imprezy, jak nie ma na to kasy i z tego wynikło kilka piekielności. Ale co to k...a za goście, że mąż obmacuje inne kobiety, a one się cieszą. I nawet nikt się z tym nie kryje. Wszyscy kompletnie lekceważą uczucia solenizantki. Koszmar nie impreza.
Odpowiedz@pasjonatpl: masz 100% racji. Mi tej kobity było zwyczajnie szkoda.
Odpowiedz@pasjonatpl: Ja na jej miejscu chyba bym zorganizowała kulig z ogniskiem o ile byłby śnieg bo mnie zimowymi urodzinami pokarało. Latem idealny byłby grill. Tańszy ale w cale nie gorszy.
Odpowiedz@MyCha: Gdyby ktoś z moich bliskich znajomych coś takiego organizował, to najpierw otwarcie bym powiedział, że to kiepski pomysł z takim towarzystwem i funduszami, ale jakby impreza doszła do skutku, to poszedłbym, ale starałbym się robić wszystko, żeby nie uderzyło go/jej po kieszeni, gdybym wiedział, że nie ma kasy. Oczywiście najpierw próbowałbym ten pomysł wyperswadować. A kulig albo ognisko to zdecydowanie ciekawsze opcje. Za grillami nie przepadam. Może być, ale ognisko w lesie to jest to.
OdpowiedzKobieta naiwna i nie bardzo wiem co chciała osiągnąć, ale zachowabie gości koszmarne. Najeść się i nachlać oczywiście, ale tylko za cudze. I to oburzenie, że nie stawia im najdroższych pozycji z karty... To jest dopiero żenada i buractwo.
Odpowiedz@mietekforce: Babcia swego czasu mieszkała w Niemczech., kiedy Polaków jeszcze aż tak dużo tam nie było. W jej klatce było 10 w tym 3-4 polskie rodziny. Siłą rzeczy Polacy próbowali się trzymać razem i był wśród zwyczaj, że jak ktoś miał urodziny, to zapraszał resztę polskich rodzin do domu na kawę, ciasto i kolacje. Jedna rodzina zawsze chwaliła się, że w dzień "imprezy" specjalnie obiadu w domu nie jedzą, żeby móc więcej zjeść u innych.
Odpowiedz@rodzynek2: Nie jest to takie głupie podejście... nie raz na przyjęciu widziałam masę zmarnowanego jedzenia bo goście przyszli najedzeni. Może nie jest to powód do chwalenia się ale podejście całkiem racjonalne.
OdpowiedzNie wiem i nie wnikam, czy i jak bardzo pani solenizantka i jej goście są majętni, ale wiem jedno. Wszyscy są siebie warci. Pani solenizantka poskąpiła na imprezie, na której chciała zabłysnąć na jaką to restauracje ją to stać. Ale misternie podliczony biznesplan nie wypalił, bo goście poskąpili na wkładkach do kopert, licząc, że najedzą się i popiją na koszt solenizantki.
Odpowiedz@rodzynek2: Tak swoją drogą. Jak kogoś zapraszam na kolację to chyba logiczne, że za niego płacę. Zaś jedyne czego mam prawo oczekiwać to to, że ta osoba kiedyś zaprosi mnie i również za mnie zapłaci. Tak to chyba powinno działać.
Odpowiedz@MyCha: Nie no masz rację, dlatego śmieszą mnie te wszystkie hasła typu "wesele ma się zwrócić". Ale z drugiej strony wkurza mnie postawa gości nastawiona na to, żeby nażreć i nachlać się na koszt gospodarza.
Odpowiedz@rodzynek2: Dawne zasady Sovoir Vivre już chyba umarły gdzie dama zawsze szła w gości najedzona aby nie jeść w towarzystwie tak dużo jak świnka. W pełni się z Tobą zgadzam.
OdpowiedzZachowanie Pani oczywiście niezrozumiałe, ale z drugiej strony zastanawiam się, czy jak Ci goście idą do kogoś na imprezę do domu, to też narzekają na jedzenie albo pytają, czy mogą dostać inne. Powinno być oczywiste, że jeśli na imprezie jest określone menu, to z niego wybiera się potrawy. A tu ewidentnie goście chcieli zabalować na koszt organizatorki i nie tylko wypić jak najwięcej, ale też pewnie wybrać jedne z droższych dań w karcie. Robienie imprezy z nadzieją, że jej koszt się zwróci jest bardzo naiwne. Wszyscy siebie warci.
Odpowiedz@Nanatella: Gości to ja bym się specjalnie nie czepiała. Idąc na proszoną imprezę - nie bierze się ze sobą większej gotówki, ot, tyle co na taksówkę. A że trudno kartą za każdy soczek płacić, więc raczej byli w przymusowej sytuacji. Nie byłoby problemu, gdyby zawczasu byli uprzedzeni o płaceniu. Nigdzie też nie było mowy, że "goście chcieli wybrać najdroższe potrawy" - chcieli tylko coś bardziej treściwego niż sałatki. I tu piekielna okazała się knajpa, z tłumaczeniem, że "nie mieli produktów na inne potrawy". No sorry, nie mieli w chłodni kilku kurczaków i jakichś frytek, żeby je upiec jako płatne zamówienia?
Odpowiedz@niemoja: nieźle. Restauracja winna, że serwuje jedzenie przyrządzane ze świeżych składników, a nie mrożonek. Frytek w ogóle nie serwujemy I wierz mi, że w dobrych restauracjach nie uświadczysz mrożonego miėsa
Odpowiedz@digi51: Po pierwsze - nie myl chłodni z zamrażarką, bo to nie to samo. Większość mięs, przed przygotowaniem, powinna kruszeć w chłodni przynajmniej dobę. Po drugie - jak nie serwujecie frytek, to mogły być tłuczone ziemniaki. No, chyba, że codziennie kupujecie świeżo kopane. Po trzecie - w dobrych restauracjach kuchnia jest przygotowana na dodatkowe dania; uzgodnione menu przygotowane jest na w określonej ilości i na wyznaczony czas, indywidualne zamówienia - na bieżąco. Tym się różni restauracja od firmy cateringowej.
Odpowiedz@niemoja: mamy dostawy mięsa I warzyw co 2-3 dni. Chyba logiczne, że jak mamy imprezę zamkniętą z określonych z góry menu to zamawiamy głównie składniki do menu. Tak jak mówię, ile się dało, wymieniliśmy, ale nie wyczarujemy nagle 50 innych dań niż z góry ustalone.
Odpowiedz@digi51: Twój biznes - Twoje decyzje. Tylko, że teraz masz 40 osób, które opowiadają: "menu było do d..., i knajpa też gó...a, bo nic innego nie mieli". A mogło być 40 osób, opowiadających: "menu było do d..., na szczęście knajpa była porządna i można było zamówić coś normalnego". Przecież już przy ustalaniu menu wiedziałeś, że jest ono "cienkie"; nietrudno było przewidzieć, że goście będą woleli zapłacić z własnej kieszeni, niż siedzieć z pustym brzuchem. A jeszcze po zaostrzeniu apetytu "bonusem" w postaci awantury - byłby i dobry utarg, i dobra reklama :)
Odpowiedz@niemoja: Jaka moja knajpa? Napisałam, że tam pracuję i wyraźnie zaznaczyłam, że nie jestem szefem. Sorry, ale piszesz bzdury od czapy, nie mając pojęcia o funkcjonowaniu dobrej restauracji. Ty byś chciała jeść mięso składowane po kilka dni w lodówce, czy raczej takie przywiezione rano od rzeźnika? Akurat u nas stawia się na jakość, a po drugie normalnym jest, że dobry organizator wybiera menu pod swoich gości. Mieliśmy przewidzieć, że ludziom to nie będzie smakować? A jak myślisz, po co w ogóle mamy takie menu? Może dlatego, że jest dość popularne, bo sporo osób stawia teraz na lekkie i zdrowe jedzenie? Tym można się najeść, tylko nie jest to to samo co schabowy czy stek z frytkami. To właściciel restauracji ma przewidzieć, co 40 osobom, których nigdy nie widział na oczy będzie smakować, a co nie? A może raczej powinna to widzieć osoba, która imprezę organizuje? Aha, jeszcze jedno. Ty piszesz cały czas o knajpach. Może się tam stołujesz i takie masz wyobrażenie o gastronomii. Ja piszę o restuaracji.
Odpowiedz@niemoja: Aha, jeszcze jedno. Jak idziesz na wesele, to rozumiem, że też się pienisz, że ci na miejscu nie przygotowują specjalnego posiłku na życzenie, jak ci menu weselne nie pasuje?
Odpowiedz@niemoja: Nie napisałam, że goście chcieli wybrać najdroższe potrawy. Jak już cytujesz, to cytuj dokładnie. Poza tym, co jest trudnego w płaceniu kartą za każdy napój? Jeżeli w knajpie nie ma żadnych ograniczeń, to nie widzę problemu. Zazwyczaj na imprezie, czy w domu, czy w restauracji serwuje się wcześniej wybrane przez organizatorów dania, dlaczego zatem goście mieli sobie wybierać cokolwiek innego? Jestem w stanie zrozumieć taką konieczność tylko w przypadku wegetarian albo osób z alergiami pokarmowymi.
Odpowiedz@Nanatella: W domu, stołówce czy na imprezie cateringowej - sytuacja zrozumiała: jesz, co jest, albo nie jesz wcale. Ale po to się robi przyjęcie w restauracji (dużo droższe niż w sali z cateringiem), żeby była ta ekskluzywna opcja. Dlaczego goście mieli sobie zamawiać coś innego? A dlaczego nie? Organizator nie zapłaci więcej, bo za dodatkowe dania goście sami płacą; goście nie mają powodu do narzekania na menu, nawet jeśli skromne, a restauracja zarabia podwójnie. To czyja krzywda?
Odpowiedz@digi51: A czemuż się tak spinasz, dobra kobieto? "normalnym jest, że dobry organizator wybiera menu pod swoich gości. Mieliśmy przewidzieć, że ludziom to nie będzie smakować?" Zacytuję Ci Twoje własne słowa:"Wybrała najtańsze menu [...]Wspomniałam, że pani wybrała najtańsze menu". Dwa razy podkreślasz, że wybrała menu "po taniości", a później pytasz, jak mogliście przewidzieć, że gościom nie będzie smakować? Chociaż sama je określasz, że "nie jest złe"? W porządnych restauracjach nie podaje się jedzenia, które "NIE JEST złe"; podaje się jedzenie, które JEST dobre.
OdpowiedzTobie na serio trzeba wszystko łopatologicznie? Użyłam sformułowania "nie jest złe", aby podkreślić, że reakcja gości nie wynikała z jakości jedzenie, tylko z niedopasowania tego menu do ich gustu. To jak postawić baletnicom steka z frytami pod nos i blachę ciasta na deser i dziwić się, że wybrzydzają. Nawet gdybyśmy byli w stanie wymienić w całości 5-daniowe menu dla 40-50 osób, to co mieliśmy zrobić ze składnikami zamówionymi specjalnie pod ten zestaw? Nie mamy tych potraw w standardowej karcie, więc albo musielibyśmy przepisać kartę, aby się tego pozbyć albo wyrzucić albo czekać, aż zgnije. Nie wszystko da się zamrozić. Klientki tymi kosztami nie obciążymy, bo z jakiej racji. Wiesz dlaczego się "spinam"? Bo widzę, ile trudu wkłada i szef, i kuchnia i my w serwisie, aby każda taka impreza była udana i każdy szczegół był dopięty na ostatni guzik, a potem ktoś, kto jak widać, z gastronomią ma niewiele wspólnego, próbuje wmawiać, że to przecież takie łatwe wyjąć z kieszeni 50 kurczaków i 10 kg frytek i uważa, że to załatwia problem bezmózgiego planowania imprezy przez solenizantkę.
Odpowiedz@digi51: Czytałaś, co napisałam? Czy ja gdziekolwiek wspomniałam o WYMIANIE jedzenia? Napisałam prosto i łopatologicznie o możliwości DOKUPIENIA dania z "normalnej" karty przez gościa/gości - za ich własne pieniądze. I nie przesadzaj, że wszyscy rzuciliby się do zamawiania, bo większość poprzestałaby na "darmowym".
Odpowiedz@niemoja: napisałam wyraźnie, że kilku osobom wymieniliśmy jedznie, więc o co Ci chodzi?
Odpowiedznie rozumiem takiego podejścia... chcesz zrobić imprezę? super, zrób, jeśli cię na nią stać. A jeśli nie - odpuść, znajdź inny sposób świętowania, zaproś mniej osób - cokolwiek. Jedna z moich koleżanek "robiła" w podobny sposób rodziny. Najpierw poinformowała wszystkich, że impreza w wynajętej salce w takim pubie/restauracji, że jedzenie i alkohol zapewnia, a potem zorganizowała zbiórkę po 50 zł od osoby, no bo przecież to oczywiste, że się chcemy dla niej złożyć... wspaniałomyślnie dała znać, że jak już będzie zbiórka, to nie oczekuje prezentów...
Odpowiedz@marcelka: A czemu ludzie robią np. wielkie wesela mimo, że ich na to nie stać? Próbują zaimponować, boją tego "co ludzie powiedzą" itd. Tak to niestety wygląda. Niektórym brakuje zdrowego rozsądku i asertywności. Z drugiej strony rozbraja mnie mentalność zaproszonych gości, którzy to wykorzystują. Może jestem dziwna, ale nigdy nie zamawiam więcej niż sama jestem w stanie opłacić. Uważam, że naciąganie osoby zapraszającej na wiele najdroższych rzeczy jest jednak chamstwem.
OdpowiedzTrochę dziwne jest to podejście kobiety - trochę tak..jakbym nie wiem, chciała się "pokazać", ale tanim kosztem albo jakby gościom naobiecywała nie wiadomo co, a kiedy to łyknęli, dopadła ją panika i chciała jednak po kosztach? Sama nie wiem, jak to odebrać. No, ale fakt, obie strony zachowały się buracko - solenizantka, chcąc zrobić wystawną imprezę po kosztach i niczym histeryczka. Zaś goście, przyszli chyba z nastawieniem, właśnie wyżerki na bogato. Jeśli to nie bylo jakieś, że tak to ujmę "zobowiązanie towarzyskie/biznesowe", to już w ogóle nie ogarniam, po co był ten cyrk. W sumie nie jest mi szkoda kobiety z jednego powodu - sama nakręciła na siebie bat. Mogła od razu ustalić zasadę z gośćmi, co do płacenia, doboru menu czy zmniejszyć ilość gości. A nie siedzieć całą imprezę jak na szpilkach i nerwowo liczyć pod stołem, czy mieści się w budżecie, czy już dokłada do interesu.
OdpowiedzJeśli obchodziła urodziny to chyba jubilatka a nie solenizantka
Odpowiedz@adolf206: wedle mojej wiedzy jednak solenizantka
Odpowiedz@adolf206: Solenizant to ktoś kto obchodzi imieniny lub urodziny. Jubilat obchodzi rocznicę.
Odpowiedzdlatego nie warto obchodzic ani urodzin ani imienin!
Odpowiedz