Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

CD. Jednostki magazynowe też czasem były zaskakujące. Styropian generalnie sprzedawaliśmy na metry…

CD.

Jednostki magazynowe też czasem były zaskakujące. Styropian generalnie sprzedawaliśmy na metry sześcienne, ale jeden rodzaj (konkretna grubość i twardość) na metry kwadratowe. Płyty KG zwykłe i ognioodporne na metry kwadratowe (jedna płyta = 3,12 m kwadratowego), ale płyty wodoodporne na sztuki. Węże ogrodowe – na sztuki, ale jeden rodzaj na metry…

W ogóle w tamtym czasie (teraz nie ma tam już szefowej, a sporo obowiązków przejęła córka szefostwa i jej mąż, więc sporo się zmieniło) firma była mocno zacofana. Teoretycznie mieliśmy program sprzedażowo-magazynowy, który potrafił wiele. Pewnie nawet więcej niż potrzebne było do efektywnej pracy. Praktycznie jednak program służył jedynie do wprowadzania faktur (towaru) do systemu, sprzedaży (paragon) i wystawiania faktur. Dokument „wydanie z magazynu” czyli WZ – na co to komu? Jest zeszyt. Jak przyjeżdżał fachowiec, który rozliczał się co miesiąc czy na koniec danej roboty na podstawie faktury, to najpierw wpisywaliśmy towar w zeszyt, a na koniec miesiąca to wszystko trzeba było przepisać na komputer w celu wystawienia faktury. Pal licho, jak w zeszycie było wszystko ładnie napisane, ale czasem zdarzały się kwiatki. Mieliśmy cement w dwóch rodzajach (1 i 2), sprzedawany na tony (jeżeli ktoś chciał worek, to w komputerze wpisywaliśmy 0,025, ale niektórzy wpisywali w zeszyt ilość worków…). Pozycja „cement x 1,5” w zeszycie to półtora tony cementu 1 czy 2? Różnica w cenie to parę złotych na worku. 1,5 tony to 60 worków, więc strata firmy mogła być spora.

Moja pierwsza spina z klientem – wypisuję fakturę na postawie zeszytu, kobieta stoi obok i rozmawia z kierownikiem. Jedna pozycja w zeszycie „siatka zbrojeniowa x 50 szt” – taka siatka ma wymiary zdaje się metr na dwa, czyli 50 sztuk to 100 metrów kwadratowych powierzchni. Kolejna pozycja wypisana tym samym długopisem i charakterem pisma (wnioskuję, że towar brany w tym samym momencie) „cement 1 x 1” czyli pewnie tona, bo z jednego worka nie zrobi się betonu na sto metrów posadzki. Jednak wiem, że ktoś mógł też wpisać jeden worek. Pytam więc:
- Przepraszam, a tu była brana tona cementu czy worek?
- Oczywiście, że worek.
- Jest pani pewna? Bo siatki brali państwo dużo, a tylko jeden worek cementu?

Baba uznała, że nazwałem ją złodziejką, chociaż sam kierownik przyznał, że to rzeczywiście podejrzane. Później miałem rozmowę wychowawczą z szefową, bo, jak się okazało, klientka i szefowa to koleżaneczki, a ja bardzo źle potraktowałem klientkę.

Brak wypisywania wuzetek implikował jeszcze dwa problemy. Po pierwsze stan faktyczny za cholerę nie zgadzał się ze stanem w komputerze – towaru w komputerze niemal zawsze było dużo więcej niż faktycznie. Więc jak przychodził klient i pytał, czy mamy jakiś klej do płytek, to musiałem lecieć na magazyn i szukać.

Drugi problem – nie mogliśmy korzystać z cwanej opcji jaką dawał program – informowanie o niskich stanach magazynowych. Program mogliśmy tak skonfigurować, by „wyrzucał” alarm, że trzeba zamówić towar, bo jest go tylko ileś tam sztuk. U nas to nie miało prawa działać, bo komputer myślał, że towaru mamy pod dostatkiem, a w rzeczywistości nie było go w ogóle, bo poszedł „w zeszyt”.

Nie drukowaliśmy też kwitów „kasa przyjmie” czy „kasa wyda”. Wszelkie zaliczki były zapisywane w przynajmniej dwóch miejscach. Pierwsza to kartka dla klienta – dowód dla niego, że wzięliśmy zaliczkę. Drugie to zeszycik, który pomagał w rozliczaniu kasy (forsa z zaliczki trafiała do kasy, ale nie widniała w raporcie drukowanym w komputerze, odwrotnie było w przypadku wystawionych faktur - zwiększały kwotę w raporcie, ale płatne były w ciągu dwóch tygodni). W tym zeszyciku wpisywaliśmy też płatność za towar z dostawy, gdy towar przyjechał kurierem płatnym przy odbiorze. Trzecie – jeżeli klient brał towar na zeszyt, to właśnie wspomniany wcześniej zeszyt. Ktoś zapłacił za dostawę, ale nie wpisał tego w zeszycik? Przy rozliczaniu kasy masz za mało w kasie? Lataj, pytaj, szukaj i licz na to, że się znajdzie, a nie ktoś podwędził sobie kilka stówek.

Przysłowiowym gwoździem do trumny był jednak brak umowy i związane z tym kłamstwa szefowej. Na początku pracy usłyszałem, że „umowę podpiszemy, jak tylko PUP będzie miał pieniądze na dofinansowanie mojego stanowiska”. Po jakimś miesiącu pracy miałem stawić się w PUP w celu „odhaczenia”. Szefowa poinformowana, przebrałem się i poszedłem. Po wejściu przed oblicze pani urzędnik usłyszałem, że mogą mnie wysłać na kurs. W głowie szybka kalkulacja: kurs = kwit, ale prawdopodobnie brak pracy. No to nakłamałem, że już mam pracę ugadaną, że ktoś tam ma wyjechać za granicę i w sklepie budowlanym będę pracował. Co usłyszałem? „Jak już będzie to wolne miejsce, to niech szefowa przyjdzie, to dofinansujemy pana stanowisko”. Szefowa natomiast po jakichś dwóch tygodniach powiedziała mi, że była w PUP, ale nadal nie mają kasy.

Dlatego gdy (po prawie 5 miesiącach pracy tam bez umowy) zadzwonił mjr z WKU, proponując mi odbycie służby przygotowawczej, nie zastanawiałem się długo. Wiedziałem, że ryzykuję bezrobocie i gorszą sytuację w domu (na przygotowawczej płacili wtedy jakieś 800-900 zł miesięcznie, a gwarancji służby zawodowej nie było), ale zaryzykowałem i udało się. Szefowa natomiast zdziwiona, że uciekam do MON-u.

Dziś jestem szwejem zawodowym. Pracę lubię, zarabiam więcej – może 3100 zł to nie szczyt marzeń, ale jest lepiej niż 1700 bez umowy.

PS. Obiecano mi pracę w biurze. Do tej pory nie zatrudniono osoby do pracy w biurze, bo na to miejsce wskoczyła córka szefostwa i jej mąż.

by MarMac
Dodaj nowy komentarz
avatar Zimny
1 1

Ja pier... po przeczytaniu tego wszystkiego tylko można się złapać za głowę. Przy tej "organizacji pracy", jakim cudem to wszystko nie upadło?

Odpowiedz
Udostępnij