Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Janusz biznesu, wydanie niemieckie. Z racji nadchodzącego sezonu letniego, szukam dodatkowej pracy,…

Janusz biznesu, wydanie niemieckie.

Z racji nadchodzącego sezonu letniego, szukam dodatkowej pracy, żeby jak najlepiej wykorzystać brak planów urlopowych i zarobić trochę na boomie turystycznym i wzmożonym ruchu w gastronomii. Oszczędzę opisów mnóstwa śmieciowych, kłamliwych ogłoszeń, na które trafiłam, opiszę tylko jednego "zaradnego" gastronoma.

Duży, stylowy lokal, publika raczej lokalna. Szef luźny, choć dość szorstki gość. Nie było go na moim dniu próbnym, wszystko było ok, choć dość stresująco, zrzuciłam to jednak na karb tego, że w pierwszy dzień jeszcze nie we wszystkim się połapałam i wszystko się ślamazarzyło, bo druga kelnerka musiała mi dużo tłumaczyć. Nieprzyjemnie zaskoczył mnie fakt, że na koniec zmiany odmówiono mi wypłaty godzinówki, choć szef na rozmowie zapewnił, że zostanie mi zapłacone od ręki. Druga dziewczyna tłumaczyła, że skoro nie ma szefa, to ona nie wie, czy może mi wypłacić kasę. Po drugie - podziękowała mi serdecznie za pomoc, wzdychając, że sama by tego nie ogarnęła. Zdziwiona zapytałam:

- No tak, ale przecież ja byłam na dniu próbnym, normalnie pewnie byłby tu drugi kelner, prawda?

Wybałuszyła na mnie oczy i stwierdziła:
- No nie wiem, ja w sumie zawsze pracuje sama...

Sama. Jedna kelnerka na lekką ręką licząc, 180 miejsc. Fakt, że lokal nie był pełen, ale obsłużenie choćby połowy tego to sprawa z góry skazana na porażkę.

Pożegnałam się, z duchu przeklinając swoją naiwność, licząc się z tym, że był to mój pierwszy i ostatni dzień tam i narobiłam się za darmo. Szef jednak zadzwonił następnego dnia, zaprosił na kolejny dzień pracy, zapewnił, że zapłaci mi tym razem osobiście za oba dni. No cóż, postanowiłam dać lokalowi drugą szansę.

Tym razem przypadła mi zmiana poranna. Przyszłam nieco wcześniej z postanowieniem porozmawiania z szefem, przyjrzenia się dokładnie restauracji. Pierwsze co - pracowałam z inną kelnerką, laska była ubrana w brudne ciuchy, miała tłuste włosy. Dostałam brudny, porwany fartuch. Rzuciły mi się w oczy stare, zniszczone sztućce, każdy z innej parafii, brudne solniczki, uwalony bar, laska przecierała stoliki brudną szmatą, którą chwilę wcześniej "myła" usyfione popielniczki.

W okolicy pełno biur, więc od ok. 12 lokal zaczął się zapełniać. Miałyśmy nie tylko ogarniać serwis, ale i bar, kasa zaprogramowana w idiotyczny sposób, który utrudniał znalezienie czegokolwiek. W kuchni jeden kucharz (szef)i laska myjąca naczynia na zasadzie płukania ich w zlewie z brudną wodą. Klienci wk...rwieni, wszędzie burdel, ludzie siadają przy stolikach, gdzie nadal stoją brudne naczynia przy poprzednich gościach, szef drący mordę z kuchni, jakby mógł to jeszcze poganiałby nas batem. Na mnie osobiście wydarł ryja, bo dopisałam do jakiegoś zamówienia, że klient życzy sobie potrawę bez czosnku - dowiedziałam się, że jak klient modyfikuje zamówienie, to mam mu przytaknąć, a kuchni nie zawracać tym głowy. Powodzenia z gośćmi z alergiami. Potrawy wychodziły z kuchni na brudnych talerzach, szklanki z zaciekami albo myte na szybko ręcznie zimną wodą (ciepłej w kranie na barze brak).

Po skończonej zmianie przyszedł czas na rozmówienie się . Zdobyłam się na szczerość i grzecznie poinformowałam, że warunki pracy są dla mnie nieludzkie i, choć może nie jestem kelnerką pierwszej klasy, ale nie mam ochoty odwalać takiej fuszerki. Gościowi szczęka opadła, no bo przecież zapieprz był, ale paaaani, jaki napiwek zgarniesz. Napiwek? Większość klientów wk..rwiona, więc napiwków w dużej mierze w ogóle nie zostawiali. No nie, proszę pana, tak się bawimy, ty mi płacisz za pracę, a mój napiwek to moja sprawa. Stanęło na tym, że pracy nie podejmę. Tu dziad uśmiechnął się szelmowsko i stwierdził:

- Jak już nie przyjdziesz, to czemu mam ci płacić?

- Skoro nie ma pan problemu z niezapłaceniem mi za przepracowane godziny, to pana sprawa. Ja jestem bogatsza chociaż o nowe doświadczenie.

Z łaską wypłacił mi kasę, a kelnerka zaprosiła mnie do rozliczenia i podziału napiwku.

Szef:

- Nie dawaj jej napiwku, ona już nie przyjdzie.

Pozostaje tylko niesmak.

gastronomia

by digi51
Dodaj nowy komentarz
avatar BlueBellee
10 10

Ale te brudy, to Ty dopiero drugiego dnia zauważyłaś?

Odpowiedz
avatar digi51
8 10

@BlueBellee: Tak. Pierwszego dnia nie robiłam pełnej zmiany, tylko kilka godzin. Przyszłam już po rozpoczęciu, tego dnia był na zmianie też barman, więc bar był ładnie ogarnięty, sztućce już w kuflach na stole, więc nie widziałam ich stanu. Pracy kuchni się nie przyglądałam, bo byłam bardziej skupiona na tym, że ogarnąć swoją pracę. Tego dnia była zresztą inna ekipa w kuchni i talerze wychodziły czyste. Wychodzi na to, że największy syf wprowadza sam szef.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 7

Nie kumam idei dzielenia napiwku. Dlaczego się dzieli, jeden kelner jest świetny i się stara a drugi traktuje swoją pracę gorzej niż źle i Ci kelnerzy mają dzielić między siebie napiwki?

Odpowiedz
avatar digi51
10 10

@maat_: U mnie w pracy ten system się sprawdza. Ale ja pracuję w bardzo małym lokalu, gdzie każdy widzi, co kto robi i każdy robi serwis na tym samym poziomie. Biorąc pod uwagę, że lwią część gości stanowią stali goście, którzy rezerwują stoliki i często znani się już z dawania bardzo dużych lub bardzo małych napiwków, dzielenie napiwku pomaga uniknąć spięć o to, kto będzie danych stolik obsługiwał.

Odpowiedz
avatar ziobeermann
1 3

@maat_: „U mnie" bar dzielił napiwki po równo, bo w końcu razem robimy show, kelnerki miały swoje własne.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 4

@digi51: @ziobeermann: Widać się nie znam, tak tylko się zdziwiłam. Jesli wszystko jest ok zawsze daję napiwek na ogół 10% ale nie więcej niż 20zł, moze uznacie mnie za skąpca, ale taką politykę przyjęliśmy z mężem i się tego trzymamy. Często jemy poza domem więc to tez ciut inna sytuacja

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
2 2

Jakim cudem takie miejsce w ogóle funkcjonuje? Nie rozumiem, czemu klienci jeszcze tam przychodzą. Poza tym nie ma żadnego odpowiednika sanepidu, który by skontrolował warunki sanitarne?

Odpowiedz
avatar digi51
5 5

@pasjonatpl: Ludzie przychodzą pewnie, bo jest tanio i daleko od jakiejkolwiek konkurencji, a okolica, jak wspomniałam, pełno biur, których pracownicy muszą gdzieś zjeść obiad. Klientelę się ma taką, jaką się chce mieć - w tym wypadku mało wymagającą, ważniejsze tu jest tempo podania jedzenia, a nie warunki jego konsumpcji.

Odpowiedz
avatar rodzynek2
6 6

@digi51: Ale mimo wszystko... Trzeba być naprawdę mocno głodnym, żeby w takich warunkach zjeść cokolwiek, niezależnie od ceny.

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
2 2

@rodzynek2: No właśnie tu jest pewien paradoks, bo z historii wynika, że obsługi jest zwyczajnie za mało i na jedzenie trzeba trochę czekać. Więc jakbym był naprawdę głodny, to poszedłbym gdzie indziej albo nawet kupił suchy prowiant w jakimś sklepie, zamiast czekać nie wiadomo ile. A jak nie byłbym zbyt głodny, to na pewno bym w takim miejscu nie zjadł. Ewentualnie cena mogłaby mnie przekonać do tego, żeby co jakiś czas tam zjeść.

Odpowiedz
avatar digi51
3 3

@pasjonatpl: Sorry za brak precyzji. Jedzenie z kuchnii wychodziło ekspresowo (wszystko przygotowane wcześniej), ale ludzie czekali długo na karty, aby złożyć zamówienie, na napoje, na rachunek...

Odpowiedz
avatar digi51
2 2

@rodzynek2: Goście często nie wiedzą jak to wygląda w kuchni i w jakich warunkach jest przygotowywane żarcie. Nie wiedzą, że szklanka, z której piją została jedynie na odwal się opłukana po innym gościu. Nie wiedzą, że stoliki są przecierane niemalże gnijącą szmatą. Myślę, że gdyby ludzie wiedzieli, jak w niektórych, nawet eleganckich lokalach wygląda to wszystko od zaplecza, wiele restauracji by splajtowało :)

Odpowiedz
avatar rodzynek2
2 2

@digi51: No fakt, mało kto widzi, jak wygląda restauracja od kuchni i zaplecza.

Odpowiedz
avatar bazienka
0 0

masakra :/ kiedys bylam na zmianie z szefem, wyszlam o umowionej godzinie biorac "swoja czesc z napiwkow", po 40 minutach dzwoni szef z pytaniem gdzie sa napiwki- powiedzialam, ze wzielam zawrotne 1,5, czyli moja czesc na dany moment... na rozmowie oczywiscie byl zdania, ze w napiwki sie nie miesza, to nasza sprawa... co do brudu, nie ma tam jakiejs instytucji typu SANEPID?

Odpowiedz
Udostępnij