Wierzę w szczepienia, nie wierzę w argumenty STOP-NOP, więc swoje dzieci szczepię. NFZ finansuje tylko szczepienia obowiązkowe (a i to tylko w podstawowej wersji - za szczepionki skojarzone, żeby dziecko miało mniej zastrzyków, trzeba dopłacić). Za szczepienia dodatkowe i tak jest opłata.
NFZ prowadzi akcję promocji szczepień na ospę (przynajmniej u mnie w powiecie). Jeżeli dziecko chodzi do przedszkola, to wystarczy mieć ze sobą zaświadczenie wydane przez przedszkole - i szczepienie na ospę jest darmowe.
Zatem wziąłem takie zaświadczenie i uzbrojony w nie dzwonię do przychodni mającej kontrakt z NFZ, żeby zapisać dziecko na szczepienie. Jest termin - za 2 miesiące! Wróżką ani czarodziejem nie jestem, żeby wiedzieć, czy dzieciak za te 2 miesiące będzie zdrowy - ale co tam, biorę.
2 miesiące później pojawiam się na planowanej wizycie. Dzieciak, na szczęście, nie chorował w ostatnich 2 tygodniach, do szczepienia dopuszczony. Wręczam więc zaświadczenie i rozpoczyna się dialog z lekarką:
L: Ale dziecko skończyło już 3 lata.
Ja: Owszem, dwa tygodnie temu.
L: To szczepienie nie może być wykonane na NFZ, bo to jest tylko dla dzieci do 3 lat.
Ja: Naprawdę? To o tym nikt mnie nie poinformował (tak, wiem, moja wina, nie doczytałem i zdałem się na to, co mi mówił lekarz wcześniej). Ale to ja nie do końca się zgodzę z panią - bo jak zapisywałem dziecko do państwa, to ono nie miało skończonych 3 lat.
L: To czemu pan wcześniej nie przyszedł?
Ja: Bo taki mi państwo dali termin, że musiałem czekać 2 miesiące na wizytę.
L: To nie nasza wina.
Ja: No, moja też nie. Rozumiem, że Ppnie nie są winne, ale to znaczy, że system zapisów źle działa. I na pewno nie ja za to odpowiadam
L: Ale to rodzice się zapisują, a potem nie przychodzą.
Ja: Ja, jak pani widzi, przyszedłem. No, ale nic, trudno, zapłacę. Ale na pewno złożę reklamację na całą sytuację (przychodnia prywatna, tylko ma kontrakt z NFZ - zamierzałem reklamację do przychodzi złożyć).
Efekt - pani zadzwoniła gdzieś i dowiedziała się, że może zaszczepić na NFZ.
Wiem, że w całej tej historii piekielnym okazałem się ja. Chociaż - ze stenogramu rozmowy może nie wynika, ale naprawdę z panią spokojnie rozmawialiśmy, trochę żartowaliśmy (przedstawiłem sam sens zdań, a nie wszystkie wtrącenia:))
Tylko że czasami takie zachowanie jest po prostu potrzebne... Trzeba się było postawić i zagrozić (chociaż, czy ja wiem, czy to była groźba) reklamacją, żeby otrzymać to, co nam się należy (tutaj - refundowane szczepienie).
Ale, z drugiej strony, pokazuje ona, że czasami takie zachowanie jest po prostu potrzebne...
Jedna dawka szczepionki na ospę to 240 zł. Dawki są dwie (jak pierwsza była na NFZ to druga też będzie, niezależnie od wieku dziecka).
W tej samej przychodni była też kilka tygodni temu znajoma - zgadaliśmy się dopiero teraz - ona nie miała tyle samozaparcia, co ja. Zapłaciła za dwie dawki szczepienia...
szczepienie służba zdrowia NFZ
Zespól niepożądanych objawów po szczepiennych to nie kwestia wiary tylko statystyki. Każdy lek na pewien odsetek populacji działa w sposób niepożądany. I tyle. Moje dziecko zapisane do poradni immunologicznej ma inny kalendarz szczepień niż dziecko bez problemów neurologicznych i immunologicznych.
Odpowiedz@maat_: Masz rację, ale jeśli chodzi o większość "faktów", w które wierzą zagorzali antyszczepionkowcy, to są dogmaty, w które bezkrytycznie wierzą. Oczywiście, że u jakiegoś odsetka populacji mogą wystąpić powikłania, ale nie dociera do nich, że wiele chorób zostało wyeliminowanych, albo raczej uśpionych, tylko dlatego, że wprowadzono szczepienia na masową skalę. Kiedyś też byli sceptycy czy nawiedzeni fanatycy religijni, którzy szczepienia uznawali za zło wcielone. Przestali, jak zaczęła się jakaś epidemia (nie wiem, jaka, ale wtedy co jakiś czas wybuchały epidemie jakichś chorób). Zaczęto szczepić ludzi, epidemie ustały. A teraz, kiedy ludzie już zapomnieli o istnieniu wielu z tych chorób, znowu antyszczepionkowcy są na fali. Aż znowu wybuchnie jakaś epidemia. I tak w kółko.
Odpowiedz@maat_: modyfikowanie kalendarza szczepień tak żeby był bezpieczny dla dziecka to nie to samo co nie szczepienie wcale bo nie.
Odpowiedz@pasjonatpl: Z tym, że choroby, przed którymi chronią szczepionki też mogą wywołać powikłania. Nie znam statystyk, ale przypuszczam, że zdarza się to częściej, bo jednak szczepi się zdrowe dziecko, a choroba nie wybiera tylko zdrowych ludzi. Jakim trzeba być idiotą, żeby narażać swoje dziecko i w zasadzie cała najbliższą rodzinę i otoczenie na jakąś epidemię, bo jedno na milion dzieci (strzelam) ma poważne powikłania poszczepienne? Już nie mówiąc o tym, że pewne choroby wieku dziecięcego są bardzo niebezpieczne dla dorosłych.
OdpowiedzJa nie bede komentowac tematu szczepien, ale napisza cos na temat mentalnosci polskiej. Dlaczego to pacjent, klient musi czuc sie winny, bo nie zostal dobrze poinformowany? Owszem, mozna samemu przeczytac, ale obowiazkiem lekarza czy pielegniarki jest udzielic rzetelnych informacji. W UK nikt dwa razy nie zastanawialby sie i odrazu polecialaby skarga. Nie miej skrupulow, ze zagroziles skarga itd, trzeba walczyc z niekompetencja i o swoje prawa. Jak widac podzialalo bo nagle sie udalo wszystko zalatwic za darmo
OdpowiedzNiestety tak to właśnie u nas wygląda. To klient/ pacjent/ petent ma wiedzieć wszystko o wszystkim i pytać o to, czego nie wie. Dobrze, że autorowi trafiła się normalna lekarka, bo inna nawet przy dniu spóźnienia powiedziałaby, że się nie da.
OdpowiedzJa to po prostu dostałam normalne wezwanie na to szczepienie, tak jak na obowiązkowe, dopiero na wizycie dowiedziałam się, że to szczepienie jest nieobowiązkowe, ale zalecane i bezpłatne dla dzieci chodzących do żłobka.
OdpowiedzI wspomnienie o STOP-NOP bylo konieczne dla historii? Nie bylo. Ale w ten sposob dodasz oliwy do ognia i bedzie sie dzialo. Leci minus za slaba historie i zerowanie na glupocie.
Odpowiedz@Aranos: Teraz czegokolwiek nie powie się, ani nie napisze na temat szczepień, zaraz znajdzie się jakiś proepidemik bredzący o autyzmie poszczepiennym i przeciekających jelitach. Nie dziwię się, że autor chciał postawić sprawę jasno.
Odpowiedz