Będzie długo, wstęp może wydać Wam się na początku bezsensowny, ale chciałabym by nie było żadnych niedomówień i chcę konkretnie nakreślić sytuację.
Od 7 lat pracuję w pewnej korporacji. Tzn. od 7 lat na etacie.
Tuż po maturze poszłam tam pracować w ramach pracy wakacyjnej. Moja bliska krewna tam pracuje, ale nie sprawuje kierowniczego stanowiska. Ot, była potrzebna osoba do pracy, więc mnie poleciła. W trzy miesiące wpadła mi w kieszeń ładna sumka, a z drugiej strony, pracownicy byli zadowoleni bo pomagałam im w sezonie urlopowym. Moja praca polegała na archiwizacji dokumentów, układaniu teczek itp. Czasem nieoficjalnie zastępowałam kogoś przy biurku i wprowadzałam do systemu proste dane.
Później, w trakcie studiów, udawało mi się ułożyć plan zajęć tak, by 2 dni w tygodniu mieć wolne. Chciałam mieć długie weekendy, a ponownie nadarzyła się możliwość pracy w jednym z działów. W tym systemie pracowałam dwa lata, z małymi przerwami + całe wakacje co roku.
Generalnie pracownicy i szefostwo zawsze byli ze mnie zadowoleni. Pracowałam sumiennie, na 8 godzin zapominałam o telefonie, skupiałam się na pracy i szybko uczyłam nowych rzeczy. Ponad to, byłam osobą bezkonfliktową i mimo iż nie wszystkich w firmie lubiłam, to nigdy nie dałam tego odczuć. Zawsze byłam uprzejma i uśmiechnięta.
Po skończeniu studiów skierowałam swoje kroki ku tejże korporacji. Miałam mocne argumenty przemawiające za swoją kandydaturą, gdyż nie tylko pilnie uczyłam się na studiach i brałam dodatkowe fakultety związane z kierunkiem, ale również nie stroniłam od nauki języków obcych i wszelakich kursów (które robiłam za własne pieniądze). No i oczywiście atutem był fakt, że już tam pracowałam wcześniej, więc znałam pracowników a oni mnie. Nie byłam więc "wielką niewiadomą" wziętą z ulicy, po której nie wiadomo czego można się spodziewać.
Teraz do meritum:
Zaczęłam pracę na stanowisku "młodszej specjalistki". Po 3 latach dostałam awans na "starszą specjalistkę". I tak sobie pracowałam w przyjemnej atmosferze, spełniając się w tym co lubię.
W połowie zeszłego roku otrzymaliśmy informację, że nasza manager niedługo przechodzi na emeryturę. Byliśmy przekonani, że dostaniemy na to stanowisko kogoś z zewnątrz (tak już się czasem zdarzało w innych działach). Nikt z "góry" nie mówił o tym, by awansować kogoś z dotychczasowych pracowników działu, nasza manager również milczała, więc uznaliśmy że jesteśmy poza kręgiem zainteresowania.
Aż pewnego dnia zostałam poproszona do gabinetu prezesa. Przyznam, że zrobiło mi się słabo, gdyż takie zaproszenie w 90% przypadków oznacza zwolnienie.
Wchodzę do gabinetu i widzę prezesa, zastępcę, kadrową i dotychczasową szefową działu.
Jak się już zapewne domyślacie, zaproponowano mi awans na managera działu. Usłyszałam wiele pochlebnych słów na temat mojej pracy i pomysłów. Gdy zapytałam dlaczego wybrali mnie na to stanowisko (miałam najniższy staż pracy spośród współpracowników i jestem najmłodsza z zespołu) usłyszałam, że mam najwyższe kwalifikacje. Trzy certyfikaty językowe, od groma ukończonych kursów i cały czas się dokształcam we własnym zakresie, w przeciwieństwie do innych pracowników. Tu przyznaję rację, gdyż większość osób pracujących już od dłuższego czasu w firmie, bierze udział tylko i wyłącznie w obowiązkowych, firmowych szkoleniach i raczej się nie wychylają ze swoimi pomysłami.
Awans przyjęłam, współpracownicy zostali poinformowani, przeszłam szkolenie pod okiem szefowej by bezbłędnie przejąć jej obowiązki i mogłam już zacząć pracę na nowym stanowisku. I w tym momencie zaczęły się problemy.
Początkowo wszyscy mi gratulowali, dopingowali (w firmie jest (a raczej była) bardzo fajna atmosfera, nie ma wyścigu szczurów, który zdarza się w innych korporacjach) i ogólnie rzecz biorąc było miło. Atmosfera w dziale jednak zaczęła się sypać po ostatecznym odejściu dotychczasowej szefowej. Współpracownicy w dziale zaczęli dawać mi do zrozumienia, że nie akceptują mnie jako swojej przełożonej. Moje zachowanie względem nich się nie zmieniło, nie połknęłam kija od szczotki i nie odbiła mi sodówka. Z mojej strony relacje względem nich były takie jak zawsze, ale doszło do tego zlecanie zadań i pilnowanie projektów. Niektórym osobom było to nie w smak.
Można powiedzieć, że dział podzielił się na dwa obozy:
Obóz 1 - dwie osoby, które olewały moje polecenia i hamowały prace nad projektami.
Obóz 2 - cztery osoby, które z kolei pukały się po głowie widząc poczynienia pierwszego "obozu" i dawały im do zrozumienia, że nie są zadowolone z olewania obowiązków, gdyż same musiały to później nadrabiać.
Olewanie obowiązków polegało na notorycznym braku wykonywania zleconych zadań, czasem również podważaniu moich kompetencji. Tłumaczenia? "A ja nie pamiętam, żebyś mi to zlecała", "Na pewno mówiłaś, że mam zrobić X, nie mówiłaś że chodzi o Y" itd. Pozostali pracownicy gotowali się, bo generowało to opóźnienia. Gdy ktoś z "Obozu 2" potwierdzał moje słowa, przeciwniczki strzelały focha. Z naszego działu zrobiło się istne przedszkole. Jednak koniec końców, w pocie czoła, udawało się wszystko prostować.
Moimi szczególnymi przeciwniczkami są, powiedzmy, Maria i Aneta. Nie jest tajemnicą, że Aneta miała chrapkę na awans i (o czym dowiedziałam się później) nawet była w tej sprawie u zarządu, ale została odprawiona z kwitkiem, z powodu braku odpowiednich kwalifikacji i wyróżnienia się w pracy nad poszczególnymi projektami. Tak więc Aneta wespół z Marią rozpoczęły wojnę podjazdową. Gdy nie udało im się zjednać reszty zespołu, zaczęły wszem i wobec głosić, że jestem "niekompetentną gówniarą" (oczywiście za moimi plecami) oraz że to stanowisko należało się Markowi.
Marek (należący do Obozu 2) jest w tej chwili pracownikiem o największym stażu pracy - w zasadzie pracuje od samego powstania naszego oddziału firmy czyli jakieś 20 lat. Zanim jeszcze zostałam awansowana, też przeszło mi przez myśl, że zostanie on wybrany z uwagi na doświadczenie, ale okazało się, że nie ma on dyplomu magistra, co jednoznacznie go zdyskwalifikowało. Miałam nawet wyrzuty sumienia z powodu braku jego awansu, więc wzięłam go na rozmowę. Marek przyznał wprost, że podwyżkę chętnie by przytulił, ale gdyby otrzymał propozycję awansu na managera... to by ją odrzucił. Dlaczego? Otóż to stanowisko wiąże się w licznymi wyjazdami, także zagranicznymi. Delegacje, targi produktu itp. Marek zaś ma rodzinę i dzieciaki w podstawówce, więc jak sam stwierdził, nie mógłby sobie pozwolić na tak częste wyjazdy.
Odetchnęłam wtedy z ulgą, ale to nie zniechęciło Obozu 2 do dalszych konspiracji.
Ostatnio nastąpiło ostre przegięcie.
Aneta lub Maria skorzystała z chwilowej nieobecności kadrowej w pokoju, by zajrzeć do tzw. teczek pracowniczych. W takich teczkach znajdują się wszelkie dokumenty związane z każdym pracownikiem: dyplomy, certyfikaty, rozpatrzone wnioski urlopowe no i oczywiście umowy. Oczywiście, kwestie związane z pensjami są ścisłą tajemnicą, nikt nie wie ile zarabia osoba z biurka obok. Pensje menagerów wszystkich działów są jednak mocno zbliżone i opiewają na kwoty bliskie 20 tysiącom złotych miesięcznie brutto. Jak nietrudno się domyślić, ta informacja o pensjach szefów działów, jak i niektórych innych pracowników momentalnie obiegła całą firmę, co wpłynęło na diametralne zepsucie atmosfery w niektórych działach. Na szczęście "u mnie" Obóz 2 nie przejął się tymi informacjami, przyjmując że takie są procedury firmy i każdy zarabia tyle, na ile jego praca zostaje wyceniona przez szefostwo.
Kadrowa musiała bardzo gęsto tłumaczyć się z wycieku tych informacji, dostała również pisemną naganę za brak należytego zabezpieczenia wrażliwych danych. Fakt, że szuflady powinny być zabezpieczone, a sama kadrowa powinna zamykać drzwi na klucz wychodząc z pokoju, ale kto normalny czatuje na jej nieobecność i przegląda pracownicze teczki? Ale cóż z gdybania, skoro mleko się rozlało? W pokojach nie ma kamer, brak świadków, brak dowodów na winę konkretnej osoby. Co z tego, że wiele osób potwierdziło, że informacje wypłynęły od dwóch "słynnych" pań, jeśli nie zostały złapane za rękę, a one same twierdziły, że usłyszały rewelacje od kogoś innego?
Zapytacie pewnie, dlaczego nie starałam się utemperować Marii i Anety? Starałam się. Na początku organizowałam zebrania działu, prowadziłam indywidualne rozmowy typu: co można usprawnić w dziale, co nam nie odpowiada itp. Jeśli coś nie grało, to prowadziłam rozmowy dyscyplinujące, strofowałam za brak wykonanego zadania, ale nie odnosiło to rezultatu.
Mając na względzie kontrowersje związane z objęciem przeze mnie stanowiska (stosunkowo młody wiek i niski staż pracy) chciałam być blisko współpracowników, byśmy nadal tworzyli zgrany, przyjacielski zespół i chyba byłam za miękka w stosunku do niektórych.
Szefostwo nie pozostało ślepe, byłam na początku wzywana w sprawie Obozu 1, gdyż zarząd chciał je zwolnić za nienależyte wypełnianie obowiązków służbowych. Broniłam i ich i każdego innego pracownika, łagodziłam sytuację, starałam się zapanować nad wszystkim. Jednak do nich nie docierało, że swoim zachowaniem kopią dołek wyłącznie pod sobą i są na cenzurowanym na własne życzenie.
W tej chwili, współpraca z obiema paniami jest niemal niemożliwa pod względem atmosfery. Lecą docinki, w projektach jest sztuczne opóźnienie, ale jednak udaje się wszystko prostować. Uważnie więc je obie obserwuję i wyczekuję potknięcia by mieć podkładkę do zwolnienia.
I w dalszym ciągu zastanawiam się, gdzie jest granica? Już nawet nie mówię o przyzwoitości ale jakiekolwiek zasady, etyka? Te kobiety chciały mi dopiec i w zasadzie tylko tyle. Nic innego by nie ugrały. Zamiast tego, cała firma huczy od plotek, wiele osób obgaduje siebie wzajemnie. Tak jak wcześniej atmosfera była wyjątkowo dobra, tak teraz każdy ma gdzieś innych i współpracę ogranicza do niezbędnego minimum.
Wielu pracowników na siebie burczy, zarząd staje na głowie by łagodzić sytuację.
Co ciekawe, wiele osób ma świadomość, że obecny stan rzeczy jest wynikiem działań Marii i Anety. One jednak za całe zło tego świata obwiniają mnie, a po części też wszystkich na około. One są biedne, niedocenione i pokrzywdzone.
Aż mi się przykro robi, gdy sobie wspominam jak przyjemnie było kiedyś w tej firmie...
korporacja
"Broniłam i ich i każdego innego pracownika, łagodziłam sytuację, starałam się zapanować nad wszystkim" Jesteś ich przełożoną a nie koleżanką. Skoro sobie z nimi nie radzisz to je zwolnij, zwłaszcza skoro szefostwo samo to proponowało.
OdpowiedzMiękkie serce = twarda dupa Może i niewyszukane ale prawdziwe. Gdybyś wywaliła jedną na samym początku wojenki to "uratowałabyś" drugą i cały zespół. Obecnie już przegrywasz bo tracisz wiarygodność przełożonych jak i swojego zespołu. Nigdy nie będziesz koleżanką dla podwładnych, możesz być dobrą przełożoną ale o stosunkach jak przed awansem zapomnij.
Odpowiedz@Rak77: Nie zgodzę się że przełożony nie możne być twoim kolegą czy nawet przyjacielem. Tak jest to trudne i możliwe jedynie gdy obydwoje tego chcecie ale musicie również potrafić odgraniczyć pewne aspekty: praca, życie osobiste. Po pierwsze i najważniejsze pracą twojego przełożonego jest właśnie kontrolowanie twojej pracy, wiec puki ty robisz jak najlepiej co do ciebie należy, a on stara ci się pomagać mówiąc w razie czego gdzie było coś nie tak wszystko da się pogodzić. Takie proste kwestie jak: - w czasie pracy przełożony musi ci wydawać polecenia i z grzeczności robi to w formie prośby a nie polecenia, czy - żarty żartami ale przy osobach z zewnątrz zachowujecie się trochę inaczej niż we własnym gronie itp. To właśnie one pokazują czy rozumiecie, że w sprawach służbowych twój kumpel musi być po prostu obiektywny i tak muszą być odbierane jego decyzje przez osoby z zewnątrz. Co do tekstu "Miękkie serce = twarda dupa" w pełni się zgadzam gdyby autorka wywaliła jedną z nich gdy zarząd tego chciał, może druga by się opamiętała, a tak na marginesie czy one wiedziały że groziło im zwolnienie?
OdpowiedzDlatego uważam, że najlepiej jest kiedy szefostwo jest spoza firmy. Nie ma takich problemów typu: "Dlaczego ona a nie ja skoro ja pracuje dłużej". I łatwiej jest być surowym i obiektywnym skoro nie ma się z nimi relacji.
Odpowiedz@wkurzonababa: A ja się z tobą nie zgodzę. :) W firmie, zwłaszcza dużej powinna być jasna ścieżka kariery. I po co na zewnątrz szukać kogoś, kto niekoniecznie się sprawdzi, jak ma się w firmie sprawdzoną, kompetentną osobę, która zna procedury i ludzi? Dziewczyna jest młodziutka, dlatego nie radzi sobie w twardej walce o stołki. Po tej rozgrywce - niezależnie od efektu (choć mocno jej kibicuję) - już będzie potrafiła.
OdpowiedzZwalniaj je i to szybko. Tracisz zaufanie szefostwa i autorytet w zespole. Jest coś takiego jak utrata zaufania wobec pracownika. Podważanie twoich kompetencji i unikanie/opóźnianie wykonywania swoich obowiązków w pełni wyczerpuje ten temat. Jeżeli nie zwolnisz (teraz już obu pań), za chwilę stracisz pracę, bo wydarzy się jedno (albo wszystko) z następujących scenariuszy: - panie wykorzystają twój błąd albo tak opóźnią/rozwalą projekt, że nie da się go oddać w terminie/zostanie oddany z błędami a odpowiedzialność spadnie na ciebie jako kierownika, - zacznie wykruszać ci się zespół, bo atmosfera nie tylko dla ciebie jest nieznośna, a wówczas, szukając nowych ludzi nie zwolnisz tych sabotujących twoje polecenia, bo nie będziesz miała kim pracować, - zarząd stwierdzi, że nie radzisz sobie z zespołem i podziękuje ci za współpracę., - panie uknują taką intrygę, że sama zostaniesz zwolniona. Zbliża się koniec miesiąca. Pisz zwolnienia i najlepiej ustalaj z zarządem wypowiedzenie bez konieczności świadczenia pracy, bo źle się to dla ciebie skończy. A jeżeli koniecznie chcesz mieć pretekst do zwolnienia, a ci go brakuje, to go sprowokuj. Z opisu wynika, że nie będzie trudno.
Odpowiedz@z_lasu: Dokładnie - panie mogą coś uknuć przeciw autorce. Nie to żebym coś proponował, ale... Lata temu studiowałem ekonomię i na wykładach z zarządzania dr Krukowski opowiedział jak można kogoś w bardzo prosty sposób zwolnić z uniknięciem odprawy. Organizuje się imprezę firmową, ale z zastrzeżeniem, że nie wolno wnosić alkoholu (wszak impreza jest w miejscu pracy). Następnie należy podrzucić do torebki, kurtki czy innego płaszcza setkę czy ćwiartkę wódki. Później podchodzi się z ochroniarzem do celu ataku i mówi "pani Basiu, jest bardzo nieprzyjemna sprawa. Otrzymałam informacje, że ma pani alkohol. Ja w to nie wierzę, ale rozumie pani, że muszę to sprawdzić. Możemy to rozwiązać szybko - proszę pokazać zawartość torebki". Cel oczywiście pokaże torebkę, bo nie ma przecież alkoholu, a tu zonk. Następnie krótka piłka - "pisze pani wypowiedzenie czy dyscyplinarka?" Doktor podawał to jako przykład usuwania nieefektywnego pracownika, którego nikt nie chce zwolnić, bo ma w umowie wysoką odprawę.
OdpowiedzPowiem tak: z doswiadczenia wiem, ze jezeli pod tylkami im sie nie zacznie palic to sytuacja sie nie zmieni. Na Twoim miejscu przestalabym ich bronic, prostowac i pozwolila wapasc w dolki, ktore same wykopaly. Niech poniosa konsekwencje swoich czynow. Musisz byc stanowacza, niestety.
OdpowiedzKrótka piłka - dorwij je na błędzie i zwolnij dyscyplinarnie.
OdpowiedzWydawaj polecenia na piśmie lub mailami, nagrywaj polecenia ustne, i już. Będzie podstawa do zwolnienia. Sama się w to wkopałaś okazując przyjacielskie zachowania
Odpowiedz@maat_: O właśnie. Jedna z pierwszych zasad jaką nauczono mnie w pracy - najważniejsza jest "dupokrytka". Jak polecenie nie na piśmie, to mailem. Jak przekazane zostało ustnie, to pisze się maila przypominającego o tym. Niestety, ale w tej sytuacji to jest wojna, którą należy rozegrać na zimno.
Odpowiedz@maat_: Z tym nagrywaniem ustnych poleceń to spoko pomysł, ale da się z niego wyłgać pewnie (a bo zapomniałam, byłam rozkojarzona, przepraszam i kocie oczka). Z pisemnych (czy to mail czy papier) jest już trudniej się wykręcić. A co do papieru to najlepiej jeszcze zorganizować im miejsce, gdzie będą polecenia trzymać, aż do ukończenia bo inaczej będzie, że zgubiły.
Odpowiedz@Zunrin: We wojsku "dupokrytka" jest zwana pod nazwą RWD. Oficjalnie Rejestr Wydanych Dokumentów, a nie oficjalnie Ratuj Własną Dupę.
OdpowiedzZgodzę się z resztą - zwolnij je, po prostu, szczególnie, że o podkładkę i dowody nie będzie trudno. Faktem też jest, że powinnaś na samym początku, odciąć żmijom głowy. Bo nie zmieni się nic, a brak stanowczej reakcji, tylko je rozbestwia. Natomiast szefostwo zazwyczaj umywa łapy. Ty jesteś ich bezpośrednią przełożoną i ty masz je dyscyplinować. Skoro sobie nie radzisz, to na ciebie potem spadną gromy. Tak na marginesie - niby dorośli ludzie, a chodzi się wokół takich psuj, jak na palcach. Gdyby chociaż to były wartościowe członkinie zespołu, to może jeszcze bym rozumiała. Tylko nie dość, że robią za hamulec dla projektów, to jeszcze rozsiewają ploty i ewidentnie, nie szanują Twoich poleceń, które ktoś za nie musi potem wykonać. Same na siebie kręcą bat i na Twoim miejscu, bym to wykorzystała, bo za chwilę, serio może się okazać, że nie masz z kim i gdzie pracować - ciężko zwyczajnie traktować poważnie szefa/przełożonego, którego połowa nie respektuje i robi co chce, i jeszcze pozwala na to, aby po firmie latały na jej temat jakieś ploty. Dzisiaj ploty w firmie, jutro ktoś z zewnątrz to usłyszy i podwójnie na tym stracisz. Nie cackać się, moim zdaniem wykazałaś, aż za dużo dobrej woli.
Odpowiedz@mesiaste: Najgorsze, ze lojalna część zespołu czuje się coraz bardziej jak idioci, oni robią swoje i nie mają z tego profitów a te nie robią i nie mają z tego powodu kar (choćby finansowych), wychodzi an to, ze bycie obowiązkowym jest byciem frajerem. to krzywda dla lojalnych pracowników.
Odpowiedz@maat_: to swoją drogą. Trochę takie, czy się stoi czy się leży ;), a to faktycznie strasznie demotywujące, dla tych sumiennych i uczciwych pracowników. Może w nich warto byłoby poszukać wsparcia. I nie chodzi mi tutaj o jakieś buntowanie towarzystwa i powiększanie antagonizmów. Może jednak głos pracowników, niezadowolonych z takiego panoszenia się "dwóch dam", otworzyłby górze oczy?
Odpowiedz@mesiaste: Pozostali pracownicy, gdyby się chcieli w tę sytuację mieszać (lub gdyby to mieszanie coś dało), to już dawno by to załatwili. W końcu to oni na tym cierpią, muszą nadganiać robotę, wysłuchiwać z góry o nieterminowych projektach, itp. Skoro nic się nie zmieniło do tej pory, to nie ma co na nich liczyć. Od zarządzania pracownikami jest szefowa. I to ona musi rozwiązać ten problem. Zapisywać polecenia, przesyłać je mailem, egzekwować ich wykonanie - a jak nie, to kolejno upomnienie, nagana, dyscyplinarka. Wystarczy dla jednej, druga sama wymięknie bez wsparcia koleżaneczki.
OdpowiedzTo Twój błąd. Jeżeli ktoś z góry sprzeciwia sie przełożonemu, nie wypełnia jego poleceń, jest niesubordynowany, należy mu się zwolnienie i to dyscyplinarne. Powinnaś była zaczać wydawać im polecenia mailowo oraz notować wszelkie uchybienia. Obecny stan rzeczy jest też Twoją winą.
OdpowiedzWywal na zbity pysk to sie pokory naucza.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 23 kwietnia 2018 o 17:28
Pracownicy dzielą się na 4 grupy: "chcę i potrafię"(mają chęci i i wiedzę-to Ty);"chcę ale nie potrafię"(są chęci ale brak wiedzy - muszą zdobyć doświadczenie lub trzeba poduczyć); "nie chcę,ale potrafię"-Twoje toksyczne podwładne które sabotuja; oraz nie chcę i nie potrafię. Dwa ostatnie typy: należy porozmawiać i dać JEDNA szansę. Jeśli nie ma poprawy pożegnać i życzyć szczęścia w innej pracy. Panie juz szanse i rozmowę miały, wiec widzę tylko jedno wyjście. Ps. Tez kiedyś moi byli koledzy i koleżanki z pracy się odwrócili ode mnie, jak awansowałem. To niestety częste.
Odpowiedz@Daro7777: Niestety ale autorka raczej należy do drugiej grupy, jeśli chodzi o szefowanie.
Odpowiedz@aklorak: Każdy się kiedyś uczy, prawda? Jeśli Autorka jest tak ogarnięta jak przedstawiła to w historii, to więcej takiego błędu nie popełni.
Odpowiedz@Marcelinka: Mam taką nadzieję.
Odpowiedz@Daro7777: cóż za idotyczna klasyfikacja pracowników... Bierzesz pod uwagę 2 cechy, nic dziwnego, że zrobiłeś z tego 4 klasy. Cech pracownik ma wiecej, a więc i typów pracownika jest więcej. Np można jeszcze zrobić "chce, potrafię, robię (i nie robię) spacji w tekście". Zgadnij którym typem będziesz? Chce i potrafię nie mi oceniać, ale pisać to nie umiesz.
Odpowiedz@aklorak: Szanuję Twoją opinię, ale ja ją zaklasyfikowałem do pierwszej grupy, gdyż wg mnie działa w tym temacie. Nie zwalnia się ot tak bo tak chcemy. Trzeba porozmawiać i dać szansę i tak było. Teraz jednak już zostaje tylko zwolnienie skoro nie ma poprawy a wręcz jest gorzej. Jeśli teraz nie wyciągnie konsekwencji - to wskaże na brak doświadczenia. Ale to oczywiście moje zdanie i ja tak właśnie kiedyś postąpiłem. A co do trola o nicku @piesekpreriowy: nie ja wymyśliłem te klasyfikację i nie zamierzam dodawać kolejne typy. Rozumiem, że brak spacji w dwóch miejscach uraził Twoje uczucia gramatyczne.Przepraszam.
Odpowiedz1. Wszelkie informacja sluzbowe puszczaj sluzbowym mailem- bedziesz miala dowody 2. niepotrzebnie ich bronilas, trzeba bylo gnidy zwolnic
OdpowiedzTak, poczekaj jeszcze rok, a może 5 lat. Zespół Ci się posypie. A wiesz dlaczego? Dlatego, że oni stają na rzęsach, żeby dopiąć projekty, starają się, a obok siedzą takie 2 szkodniki, które śmieją im się prosto w twarz. Skoro to praca zespołowa, a one nie wykonują swojej części to znaczy, że lekceważą cały zespół. To nie jest sprawa między nimi a Tobą, to jest sprawa każdego, kto tam pracuje. Przez taką napiętą atmosferę każdy jest zmęczony, zestresowany i faktycznie zaczyna myśleć tylko o własnym tyłku. Nie żyj przeszłością. Zespół był fajny, ale już nie jest i teraz musisz zbudować nowy. Samo się nie zrobi. Jak widzisz robota nie jest łatwa, więc nie mów, że nie wiesz dlaczego Ci aż tyle płacą. To jak w tym żarcie o informatykach, że dopóki się nic nie zepsuje, to nikt nie wie dlaczego im tyle płacą.
OdpowiedzMiałem świetnego prezesa. Miał takie powiedzenie, jak nie możesz zmienić pracownika musisz go wymienić. I niestety trzeba być asertywnym. Takie "gówniary" potrafią rozwalić całkiem fajny zespół. Nie szukaj ich potknięć. Po prostu je zwolnij. Zgniłe jabłka wyrzuca się z kosza.
Odpowiedz@Ja_Klaudiusz: Zgaduje, że chodzi o papierologię. Inaczej będzie to bezpodstawne zwolnienie. Jak wyżej napisane, zacznij jak najszybciej wydawać polecenia mailem i robić notatki z nie wykonywanych obowiązków. Dość szybko będzie kilka rozmów dyscyplinujących i potem zwolnienie. No chyba, że się ogarną (ale w to wątpię).
OdpowiedzTo samo co moja dziewczyna. Kobiety na kierowniczych stanowiskach... Moja też dostała awans na kierownika restauracji i pracuje 7 dni w tygodniu. Po prostu wszystko robi sama zamiast coś zaordynować, bo chce być lubiana i dba o atmosferę. Ktoś chce wolne, wyjść szybciej - ona oczywiscie. Po pierwsze w mojej opinii należy stronic od awansowania kobiet na kierownicze stanowiska, bo sobie z tym nie radzą. A rada dla ciebie? Nie możesz i nie będziesz ich koleżanka. Nie możesz być pobłażliwa. Trzeba było od razu, z miejsca, wypie rdolic ta z 2 pan, która gorzej pracuje. Sama jedna nic by nie zrobiła.
Odpowiedz@piesekpreriowy: A co ma do tego płeć? Masz w ogóle gimnazjum skończone że stosujesz "dowód przez przykład"?
Odpowiedz@kabdam: Tak, mam. To, że kobiety są emocjonalne i nie nadają się do kierowania zespołem. Są (w zdecydowanej większości, bo oczywiście mówimy to ogólnikami) za miękkie i nie sprawdzają się w tej roli.
Odpowiedz@piesekpreriowy: To że kobiety są emocjonalne i miękkie w większości to prawda, ale niekoniecznie musi to oznaczać, że nie nadają się do zarządzania. Czy jest to wada czy zaleta w zarządzaniu zespołem zależy od charakteru firmy i stanowisk (poczytaj sobie szkolenia z zarządzania, jedne twierdzą, że miękkość kobiet to zaleta, drugie, że wada, w zależności od punktu widzenia). Nie wiem, jak jest aktualnie w restauracjach, ale z ilości ogłoszeń o naborze na wszelkie możliwe stanowiska wnioskuję, że brakuje chętnych do pracy znacznie, więc bycie miękkim w tym wypadku jest zaletą, bo jeśli oferuje się ujowe warunki zatrudnienia, to trzeba przynajmniej atmosferą przyciągnąć pracownika. Wiem, bo pracuję na mięsnych od kilku lat - nie ma tu W OGÓLE chętnych do pracy i gdybym nie była miękkim, niestety trochę przymykającym oko kierownikiem, to miałabym tak, jak na innych znanych mi mięsnych zarządzanych przez ambitnych mężczyzn, gdzie zostało po dwóch pracowników i nikt się nie chce zatrudnić, więc kiero zapierdziela gorzej niż ja, miękka ;), u której jest stała ekipa, może daleka od ideału, ale przynajmniej w ogóle jest.
OdpowiedzCzekaj, czekaj, zarządzasz raptem 6 osobami, miałaś tylko jeden awans na stanowisko kierownicze i masz 20 tysięcy miesięcznie? Jakaś dziwna ta korporacja albo mówimy o zagranicy i przeliczamy na złotówki...
Odpowiedz@szafa: Raczej standard. Najlepsze jest to, że w takich firmach liczy się konkretne stanowisko a nie dział, w którym jesteś tzn. kierownik powiedzmy IT ma praktycznie takie same zarobki jak kierownik jednego z tych bezużytecznych działów o jakich autorka pisze. W normalnym dziale jest nie do pomyślenia żeby trafiła się choć jedna taka osoba - nie dlatego, że natychmiast by wyleciała, ale dlatego, że w ogóle nie zostałaby zrekrutowana. No ale jak powodem awansu są certyfikaty językowe, to nic dziwnego, że tak to wygląda.
OdpowiedzNa pewno nie standard w korpo, które ja znam, niemniej nie znam wielu, to fakt.
OdpowiedzSkoro twierdzą, że dajesz im inne zadania/nie dajesz ich, może lepiej wydrukować w dwóch kopiach zadanie, jakie im przydzielasz i kazać im jedną kartkę podpisać i zostawić sobie, a drugą dać im z twoim podpisem? Albo zwolnić. Rozumiem, że bronisz swoich pracowników, ale to przesada, co wyrabiają. Jeśli nie chcesz, żeby było gorzej, może to jedyny sposób
OdpowiedzKomórki rakowe się wycina. Jedna, rozmowa, druga, potem kara dyscyplinarna i następnie za drzwi... Nie byłaś dobrą szefową. Rolą szefa jest między innymi karać i nagradzać. A Ty im pokazałaś, że są nietykalne.
Odpowiedz