Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Przeczytałam historię użytkowniczki Faerenn o tą: http://piekielni.pl/81947 i taśma mojego życia zaczęła…

Przeczytałam historię użytkowniczki Faerenn o tą: http://piekielni.pl/81947

i taśma mojego życia zaczęła przewijać się przed moimi wewnętrznymi oczami aż zatrzymała się na jednej scenie sprzed niemal 25 lat..
.
Scena ta przedstawia młodziutką Katzen, bladą, zapłakaną, słaniającą się na nogach, zszokowaną i bliską myśli samobójczych.

Zawsze byłam bardzo dobra z języka polskiego, generalnie humanistka. Dla równowagi z matematyki, fizyki itp moje zdolności oscylowały wokół zera absolutnego, jak dostałam trójkę to było święto lasu (skala ocen 2-5, tak dla przypomnienia).

Oczywiście - jak można się domyślać - byłam jedną z ulubienic pani od polskiego. Pożerałam książki (nadal żrę), pisałam wiersze, opowiadania, które przynosiłam mojej ukochanej pani od polskiego, żeby oceniła ich poziom, moje wypracowania wisiały w szkolnych gablotach jako wzór no i te klimaty, wiecie.

Gdy byłam w klasie trzeciej liceum sytuacja uległa zmianie o tyle, że moja pani od polskiego została dyrektorem szkoły.

Matura w tamtych czasach wyglądała inaczej, niż dziś:
egzamin pisemny: język polski + wybrany przedmiot (matematyka, fizyka, biologia, geografia, historia)
egzamin ustny: język polski + ten wybrany przedmiot+ język obcy, którego uczyłeś się w szkole.

I tu właśnie legło sedno problemu.

Starsi z Was pamiętają zapewne obowiązkową naukę języka rosyjskiego, przez większość znienawidzoną i uznaną za niepotrzebną.

Ja miałam obowiązkowy rosyjski i niemiecki. Ponieważ jednak od kilku lat uczyłam się prywatnie angielskiego, co wówczas było furorą, zapragnęłam zdawać maturę z tego właśnie języka. Ówczesne przepisy nakazywały, aby uczeń, który chce zdawać maturę z języka obcego, którego nie ma w programie swojej klasy - zdawał egzamin komisyjny dopuszczający do matury. Złożyłam zatem podanie o taki egzamin.

Solidnie zapoznałam się materiałem, który wszak mógł być inny, niż ten z kursu na który uczęszczałam prywatnie.

I zachorowałam. Nie pamiętam, grypa? Angina? Tak czy owak coś, co wywołało wysoką gorączkę i niezdolność mówienia. I wtedy telefonicznie powiadomiono mnie, że mój "komis" został wyznaczony na jutro na godzinę 8 rano. Zależało mi, powlokłam się. Trawiona wysoką gorączką nie bardzo pamiętałam, jak się nazywam. Starałam się, ale słabość ciała pokonała siłę ducha. Zawaliłam go.

I wtedy rozpętało się. Gdy wróciłam po chorobie do szkoły, wobec całej klasy moja ukochana pani polonistka-dyrektorka darła się na mnie, że zmarnowałam czas jej, pań z komisji itp. Z całej jej długiej tyrady, wygłaszanej przed klasą pod moim adresem zapamiętałam wywrzeszczane dwa słowa (do dziś mi się śnią) "Jesteś dnem!!!"

Nawet robak ma prawo bronić swojej godności. Wiedziałam, ze wypadłam źle, ale od razu "dnem"? Podniosłam zapłakaną twarz, powiedziałam, że "pani nie ma prawa tak do mnie mówić" i wybiegłam z klasy.

Za to oblała mnie na maturze pisemnej z polskiego.

Moja wychowawczyni, złota kobieta (potem się dowiedziałam, że dzięki niej w ogóle mogłam zdawać tę maturę - po oblaniu komisa dyrektorka miała prawo nie dopuścić mnie w ogóle do matury, ale wychowawczyni wybłagała możliwość zdawania z rosyjskiego). Powiadomiła mnie wcześniej telefonicznie o oblaniu przeze mnie matury pisemnej z polskiego, żeby mi oszczędzić upokorzenia dowiedzenia się o tym w obecności całej szkoły. To właśnie z tego momentu pochodzi moje wspomnienie, opisane na początku - gdy się o tym dowiedziałam...

Miałam 18 lat i wydawało mi się, ze oblana matura przekreśla moje życie, że już nic się nie da zrobić, że jestem zerem i że chcę się powiesić...

Podniosłam się dzięki wsparciu mojej Mamy. Maturę zdałam - pół roku później, w Kuratorium Oświaty. Chwila ogromnej satysfakcji, gdy widziałam wyraz twarzy pani dyrektor - jako dyrektor szkoły musiała podpisać moje świadectwo maturalne, wystawione przez Kuratorium - z matura z polskiego (pisemna i ustną) zdaną na 5 - trochę osładza to koszmarne wspomnienie.

(Mogę nie pamiętać wszystkich szczegółów. Minęło prawie 25 lat, a mój stan psychiczny wówczas znajdował się w stanie katastrofy).

by KatzenKratzen
Dodaj nowy komentarz
avatar mesiaste
4 8

Ta historia przypomniała mi moją z maturą ustną z polskiego, ale sprzed jakiś..10 lat? dostałam najniższą możliwą punktację (zdałam na to minimalne 30%), bo paniom w komisji, nie spodobało się moje podejście do orientalizmu w literaturze polskiej. Nie poszłam tylko klasykiem w stylu Tetmajera, ale też podałam coś bardziej nowoczesnego (wtedy) i uznano, że prezentacja jest nie na temat. Jako jedyna miałam autorską prezentację, a nie napisaną przez kogoś na kolanie, co zabolało mnie podwójnie. No i mówiłam o czymś, na czym się znałam, bo to był mój konik. Także cóż..czasem tak jest, że jakiś nauczyciel, gdy zagrasz nie po jego myśli, pod byle pretekstem, kładzie Ci kłody pod nogi. Też wtedy to strasznie przeżyłam, czułam się upokorzona, bo od lat wygrywałam konkursy literackie, przykładowe arkusze maturalne pisałam na maksa (pisemną z polskiego zdałam najlepiej w klasie) i coś, co powinno być "formalnością", przysporzyło mi na sam koniec dużo przykrości. Mam też podejrzenia, że dostało mi się za to, że pani w komisji z naszej szkoły, nie lubiła się z moją polonistką więc :P Teraz się z tego śmieję, ale jednak jakaś lekka uraza pozostała :P Może podeszłam nazbyt ambicjonalnie do tego? może komisja zafiksowana na punkcie corocznych odklepajek, nie umiała wyjść poza pewne ramy? nie wiem..,bo jednak prezentację, widziało wcześniej kilku polonistów i raczej nie mieli zastrzeżeń co do treści i rozumieli o co mi chodzi, a nawet jeśli, coś nie przypadło im do gustu, sądzę, że wciąż, 30% to stanowczo za mało. No nic to, szkoda tylko, że niektórzy nauczyciele, wciąż tak betoniarsko podchodzą, nawet nie do matur, ale chociażby sprawdzianów, wszystko to co inne, to problem, a mściwą satysfakcję im daje, jak ci się noga powinie albo coś losowego "potwierdzi" ich teorie, jakie to było głupie od samego początku i trzeba było iść klasykiem jak wszyscy, a nie sobie wymyślać ;)

Odpowiedz
avatar KatzenKratzen
7 9

@mesiaste: No widzisz... ja też poczułam się totalnie upokorzona, kiedy moją (naprawdę ogromną) wiedzę z polskiego zestawiono z oblanym komisem z angielskiego..

Odpowiedz
avatar karrola
1 3

@mesiaste: Ja zdałam ustną maturę z polskiego na 40%. Miałam temat o wizerunku młodzieży, wzięłam same pozycje spoza listy lektur, w tym serię o Harrym Potterze i to był błąd, bo ta konkretna polonistka nienawidziła zarówno tej serii jak i książek spoza listy (musiała wtedy uzupełniać swoją wiedzę). Dostałam pytania totalnie nie na temat, podobno chciała mnie uwalić, mimo, że odpowiedziałam dobrze na dwa i w miarę przyzwoicie na trzecie. Jej zachowanie i sposób w jaki się do mnie zwracała sprawiły, że z egzaminu wyszłam ze łzami w oczach, godzinę przepłakałam w parku za szkołą a na wyniki nie poszłam, bo byłam przekonana, że nie zdam. Uratowało mnie, że jedną z nauczycielek w komisji była dawna sąsiadka mojej babci (od niej zresztą dowiedziałam się kilka miesięcy później o przebiegu oceniania mojej pracy), która mnie kojarzyła i upierała się na ocenie pozytywnej. Mam żal do mojej polonistki, bo przyjaźniła się z tą z komisji i świetnie wiedziała na co się narażam, kiedy akceptowała bibliografię do mojej pracy (w komisji zawsze był nauczyciel polskiego ze szkoły ucznia, ale nie mógł być to nauczyciel który uczył, a skoro w naszej szkole były dwie polonistki, to wiedziała kto będzie mnie egzaminował). Klasa humanistyczno-językowa, na koniec z polskiego mocne cztery (tylko jedna osoba miała pięć), z reszty matur najniższy wynik to 74%, polski pisemny 92%. Prezentację pisałam sama, naszukałam się literatury przedmiotu, bo opracowań do moich książek było mało, głównie jakieś pojedyncze akapity w różnych tomach, a szkoła miała zasadę, że każda pozycja z literatury podmiotu musi mieć chociaż jedną pozycję literatury przedmiotu, całość miałam stworzoną już na początku trzeciej klasy, a potem dowiedziałam się, że osoby z prezentacjami stworzonymi na ostatnią chwilę albo kupionymi wychodziły z lepszymi wynikami. I to nie tylko ja, ale osoba ze wspomnianą już przeze mnie jedyną piątką skończyła z wynikiem 50%. I chociaż zdałam, wynik z ustnego polskiego nie był mi nigdzie potrzebny i minęło z 10 lat od mojej matury, to jednak ciągle jest mi trochę przykro, gdy o tym wspominam albo gdy mijam moją polonistkę, gdy jestem w rodzinnym mieście.

Odpowiedz
avatar KatzenKratzen
15 17

@piesekpreriowy: tak, piesku. Wtedy tak właśnie było. Swoją pracę podpisywałeś imieniem i nazwiskiem a Twoją prace oceniała komisja 3-osobowa złożona z nauczycieli z Twojej szkoły, którzy Cię doskonale znali. I żaden nauczyciel nie ośmielił się sprzeciwić dyrektorce.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
10 10

@piesekpreriowy: Dokładnie tak. Moje maturalne wypociny sprawdzała moja polonistka i to od niej pierwszej dowiedziałam się na jaką zaliczyłam ocenę.

Odpowiedz
avatar piesekpreriowy
-1 3

@KatzenKratzen: wow. To by wiele tłumaczyło... Xd

Odpowiedz
avatar konto usunięte
5 7

@greggor: Może nie dało się przełożyć, więc tak czy inaczej byłoby, jako oblane? Sorry, ale też wolałabym zmarnować czas komisji, bo jak przyjdziesz, to zawsze jest jakaś szansa, że jednak zdasz.

Odpowiedz
avatar greggor
-2 6

@Drago: Pewnie, lepiej przyjść nieprzytomnym, zmarnować czas nauczycieli i narazić swoje i ich zdrowie.

Odpowiedz
avatar KatzenKratzen
2 4

@greggor: Myślę, że będąc na miejscu tej komisji wkurzyłbyś się jeszcze bardziej, gdyby uczeń, który złożył podanie o egzamin, na tym egzaminie się nie pojawił. Poszłam, bo chciałam jednak zawalczyć.

Odpowiedz
avatar Garrett
10 14

Mogę się przyczepić do drobnego szczegółu? ;) Napisałaś: "Ponieważ jednak od kilku lat uczyłam się prywatnie angielskiego, co wówczas było furorą, zapragnęłam zdawać maturę z tego właśnie języka" Obawiam się, że słowo "furora" w tym zdaniu jest użyte błędnie. Powinno być raczej ewenementem czy fanaberią :) w zależności co chciałaś przekazać.

Odpowiedz
avatar KatzenKratzen
1 5

@Garrett: Masz rację, to nie jest właściwe słowo. Chodziło mi o to, że wtedy angielski dopiero zaczynał być "modny", taki "zachodni" i "ach ach inny, niż siermiężny rosyjski". Nauka tego języka była możliwa jedynie prywatnie i wcale nie było tak łatwo dostać się do szkoły językowej - było ich mało i były bardzo kosztowne. Nie to, co teraz - szkoła językowa na każdym rogu. Aby zapłacić za mój 4,5 - letni kurs angielskiego u Metodystów (renomowana uczelnia językowa, aby się zapisać stało się godzinami w kolejkach z tzw "listą społeczną), mama musiała sprzedać kolekcję numizmatyczną po pradziadku, jeszcze przedwojenną. To miałam na myśli pisząc "furora".

Odpowiedz
avatar Hideki
3 5

Ja też miałem w liceum polonistkę z piekła rodem. Jednym z jej piekielnych aktów była najpierw nieudana próba nieklasyfikowania mnie w ostatnim roku. Po podliczeniu liczby nieobecności wiedziałem, że nie ma do tego podstaw, ale ona potem twierdziła, że mi łaskę robi, stawiając pozytywną ocenę na koniec. Na maturze ustnej też robiła wszystko, żeby mnie uwalić. Gdy na koniec czytała oceny kolejnych osób, z wielką dumą, wyższością w głosie wyczytała moje "2". Cóż, pewnie znowu uznała, że mi wielką łaskę zrobiła.

Odpowiedz
avatar marysienka84
4 4

Taśma życia? Generalnie humanistka? Był furorą??? Czytałam komentarze i podobno autorka użyła intencjonalnie słowa "furora", niemniej powinna - jako "generalnie humanistka" - wiedzieć, iż to słowo używamy JEDYNIE w wyrażeniu "robić/ zrobić furorę". Co więcej, nawet jeśli na zachodzie język stawał się modny, to będąc tak kosztowny w naszym kraju, również nie mógł tejże furory robić - mógł być renomowany albo pożądany, ale z tego co wiem, popularność zdobył dopiero w latach dziewięćdziesiątych, więc bardziej prawdopodobnie był ewenementem, zaś autorka nie zna używanych przez siebie słów. Jakoś mi się w tę piątkę z polskiego wierzyć nie chce, kiedy czytam "nadal żrę" (nie! "Pożerałam i nadal pożeram" - nie ma tu potrzeby silić się na wątpliwe synonimy) czy też "i wtedy rozpętało się" ("się" na końcu zdania? Osoba oczytana wiedziałaby, że to językowe faux pas), albo "legło sedno problemu" (nie taką ma budowę ten środek frazeologiczny, mówi się, że sedno problemu raczej "tkwi", niż "leży"). Zapewne zostanę zminusowana, bo się "czepiam". Niemniej coś mi w tej historii mocno nie pasuje. Autorka pamięta twarz dyrektorki? Znaczy tam (w Kuratorium) podczas komisyjnego zdawania egzaminu dojrzałości, nie dość, że dyrektorka była obecna, to jeszcze miała przy sobie gotowe świadectwo do podpisu, dzięki czemu autorka mogła widzieć jej twarz podczas składania tegoż? Z takimi zdolnościami językowymi, jakie widzę i z takim brakiem logiki w zdaniach stawiam na jedno - historia jest zmyślona, albo MOCNO podkoloryzowana. Słabych wyników w fizyce czy innych przedmiotach ścisłych nie kwestionuję, zważywszy na nieznajomość pojęcia "zera absolutnego", które nie może być w żadnym razie użyte w skali ocen, gdyż określa jedynie temperaturę. Cóż za grafomaństwo! Autorka chyba znów chce wieszać swoje wypracowania "w szkolnych gablotach jako wzór no i te klimaty, wiecie." ;)

Odpowiedz
avatar Hamadriada
1 1

Ja mojej prezentacji z polskiego pisać nie musiałam, wszystko miałam w głowie. Wybrałam porównanie książki z ekranizacją. Z polonistką ustaliłyśmy, że biorę 2 porównania. Wzięłam 'Wywiad z wampirem' i 'Królową Potępionych', żeby pokazać dobrą i tragiczną ekranizację. Jedyne sensowne pytanie zadała babka z WOK-u. Reszta pytała o konspekt.

Odpowiedz
Udostępnij