Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Kiedy byłam mała, na poświęcenie pokarmów chodziło się do figurki Matki Boskiej…

Kiedy byłam mała, na poświęcenie pokarmów chodziło się do figurki Matki Boskiej lub spotykało się przy krzyżach, które stały w centrum niemalże każdej wioski. Ksiądz przyjeżdżał i święcił. Każdy swój koszyczek trzymał, społeczności malutkie, było zatem miejsce dla każdego.

Niestety, proboszcz ma już swoje lata i nie chce mu się jeździć do każdej wioski z osobna, są więc dwa święcenia w kościołach, w większych wsiach. Kościoły są malutkie, siłą rzeczy nie mieszczą w sobie takiej ilości ludzi. Święconka to krótkie spotkanie, na które wybierają się nie tylko gorliwi katolicy. Dlatego w tym dniu, w kościołach jest "ludzi jak mrówków".

Z tego powodu od niedawna przyjął sie u nas zwyczaj, by zostawiać koszyczki przed ołtarzem, a nadmiar "ludzisków" wylewa sie na zewnątrz.

Nie wiedziałam o tym, ponieważ na święconce w tym roku pojawiłam się po raz pierwszy od ohoho i to tylko na prośbę Mamy, która była za słaba na te zawody.

Niemniej, dość szybko połapałam sie w nowych zwyczajach (chwila obserwacji katolików), zrobiłam w pamięci zdjęcie koszyczka (z tym czerwonym jajkiem i hiacyntem jest mój) i wyszłam przed kościół, co by innym miejsce zrobić.

Stoję sobie, przypominam piekielne historie i zastanawiam się czy nikt mi nie gwizdnie haftowanej serwetki (niepotrzebny strach, wszystko było na miejscu :) ), gdy z zamyslenia wyrywa mnie nastepujący dialog:

Matka: Co ty tu robisz, gdzie masz koszyk!?
(na oko jedenastoletni) Syn: No, zostawiłem, jak wszyscy i wyszedłem.
Matka: Ale z ciebie cymbał. Skąd ja teraz będę wiedzieć, który jest nasz!?
Syn: Ale mamo...
Matka: Zamknij się gówniarzu, tobie powierzyć jakieś zadanie, wszystko spieprzysz!
Syn: Ale tam nie było miejsca, mamo...
Matka: Gó*no mnie to obchodzi, miałeś pilnować koszyka, matole.

I warczała na niego w ten deseń jeszcze ładną chwilę. Młody bezgłośnie się popłakał (łzy mu ciekły po policzkach). Nie moje dziecko i nie moja sprawa, nie chciałam się wtrącać, tym bardziej, że w kościele byłam na gapę, aczkolwiek słuchać tego było ciężko (sama prawie sie poryczałam, patrząc na to biedne dziecko), więc powiedziałam dość głośno do znajomego obok:
Ja: Boże Święty, nie chce się staremu księdzu jeździć po wioskach, ludzie tu sie gnieżdżą. Zamiast pogonić wikarego to robi z nas sardynki i ludzie się denerwują. Kwasy się robią na Święta, a to chyba nie o to chodzi, żeby się teraz kłócić? Nie po to Jezus za nas na krzyżu umierał. I w ogóle, jak ja teraz swój koszyk znajdę? Ale weź tu się proboszczowi postaw...
Znajomy: Prawda.

Baba przerwała tyradę, mimochodem spojrzała na mnie, potem na synka, spuściła głowę i zamilkła. Tyle dobrego. A tak naprawdę, to by takich rodziców należało na kupie gnoju wywozić. Biedny chłopczyk.

Wielkanoc

by konto usunięte
Dodaj nowy komentarz
avatar BlueBellee
18 20

Nie ma to jak prawdziwa katoliczka...

Odpowiedz
avatar Rak77
-5 15

@BlueBellee: Kto? Autorka?

Odpowiedz
avatar paski
6 6

@BlueBellee: Dewotce służebnica w czymsiś przewiniła Właśnie natenczas, kiedy pacierze kończyła. Obróciwszy się przeto z gniewem do dziewczyny, Mówiąc właśnie te słowa: "... i odpuść nam winy, Jako my odpuszczamy" - biła bez litości. Uchowaj, Panie Boże, takiej pobożności. I. Krasicki :)

Odpowiedz
avatar camander
13 21

@Rak77: Są i inne sentencje w świętych księgach - np. o oku i zębie. (no to teraz minusów nałapię)

Odpowiedz
avatar Rak77
1 15

@camander: Ja jako ateista posługuję się, z szacunku dla wiary mych przodków, wiedzą. Dlatego cytuję Ewangelię czyli to co odróżnia chrześcijan od wyznawców judaizmu. "Słyszeliście, że powiedziano: Oko za oko, ząb za ząb! A Ja wam powiadam: Nie stawiajcie oporu złemu. Jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi!" (Mt 5,38n). Co zaś do prawa talionu na który się powołujesz to warto przeczytać Pięcioksiąg i sprawdzić w jakich sprawach on obowiązywał

Odpowiedz
avatar unana
7 17

Miałam ciut podobną sytuację: odbierałam swoje dzieci z przedszkola. Wchodząc do szatni widzę noworodka w nosidle (dziecko na pewno nie miało jeszcze miesiąca), a przy szafkach kobieta/matka rozmawia przez telefon, jedno dziecko na kolanach (siedzą na podłodze) a przy ławkach mniej więcej czterolatka ubiera się. Zaraz po moim wejściu noworodek zaczyna strasznie płakać. Kobieta w ogóle nie reaguje i nie wiem czy to jej dziecko (zdarza się, że rodzice zostawiają w szatni najmłodsze w wózku i idą pod salę odebrać starszaka) a rozmawia przez telefon więc stwierdzam,że jak natknę się na jakiegoś rodzica pod salą to wtedy zapytam czy to jego dziecko w nosidle. Jednak po salami nikogo. Odbieram dzieci i wracamy do szatni. Tam już cisza, ta sama kobieta stoi i buja nosidłem, drugie dziecko stoi uczepione jej nóg, a najstarsza dalej się ubiera. Ja ogarniam swoje latorośle i słyszę jak tamta matka dosłownie warczy na najstarszą żeby się szybciej ubierała, nie gapiła na innych (bo na moment przestała się ubierać i słuchała jak moja córka opowiadała mi co dzisiaj robili). Świetnie znałam ten stan w którym znajdowała się ta matka, ale równocześnie tak cholernie żal mi było jej dzieci, zwłaszcza najstarszej w kierunku której skierowany był cały gniew. Zastanawiałam się czy cokolwiek powiedzieć i się wtrącić ale jakie mam prawo. Sama dopiero nie tak dawno temu urodziłam trzecie dziecko i wiem jak bywa ciężko, zwłaszcza gdy krótko po porodzie hormony jeszcze szaleją. Skoro sama odbierała najstarsze to widać ma dużo na głowie, pewnie siedzi ze średnim w domu. Może dzisiaj miała fatalny dzień, może noc była koszmarna i akurat w tym momencie nerwy już jej puszczały, a tak to jest naprawdę świetną i kochającą matką. Nie mniej słyszeć jej wrzask na najstarszą którą nie mogła zapiąć się w foteliku było przykre i to taki kubeł zimnej wody dla mnie samej.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-5 9

@unana: To kto jej kazał robić sobie trzecie?

Odpowiedz
avatar minutka
3 3

@Day_Becomes_Night: sama sobie nie zrobiła, te dzieci z całą pewnością mają jakiegoś tatusia...

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-1 5

@minutka: Ale istnieje chyba coś takiego jak antykonvepcja? Chociaź jedno powinno o niej myśleć?

Odpowiedz
avatar nyktimene
5 5

@unana: Czasem dobrym sposobem na rozładowanie sytuacji bywa podejść z uśmiechem do poganianego dziecka, powiedzieć "Zobacz, Twoja mama się spieszy, pomogę Ci zapiąć kurtkę/zawiązać buty". Jeśli matka jest po prostu przemęczona i zdenerwowana, dajesz jej sygnał, że ją rozumiesz i chcesz pomóc rozwiązać stresującą ją sytuację. Jeżeli to madka-pieniaczka, to przynajmniej zreflektuje się, że jest w miejscu publicznym i inni widzą, co mówi.

Odpowiedz
avatar Lapis
-3 3

Przykre, ale tak samo jak to że rzesza ludzi myśli że w tym wszystkim chodzi o polanie koszyczka wodą a nie błogosławieństwo. Taki polski katolicyzm bez wiedzy o co tu chodzi.

Odpowiedz
Udostępnij