Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Historia pisana pod wpływem dużej dawki rozgoryczenia i małej dawki piwa (drugą…

Historia pisana pod wpływem dużej dawki rozgoryczenia i małej dawki piwa (drugą puszkę właśnie rozpoczynam).

Zachciało mi się psa. W sumie nie tak, psa chciałam zawsze, ale warunków nie było - brak mieszkania, dorywcza praca, małe dziecko - o psie mogłam sobie tylko pomarzyć. Jednak wszystko powoli zmieniało się na lepsze, a jakieś parę miesięcy temu Młoda zaczęła mi marudzić, że ona chciałaby jakieś zwierzątko - króliczka, kota, psa, wszystko jedno (ale raczej z naciskiem na "koooootka"). Zaczęłam się zastanawiać...

Tu krótka dygresja - wiem, że zwierzę to żywe stworzenie, a nie zabawka dla dziecka. Wiem, że 8-letnie dziecko nie podoła obowiązkom związanym z posiadaniem zwierzęcia. Więc (tak, wiem, nie zaczyna się zdania od "więc") jeśli w tym momencie decyduję się na jakieś zwierzę, to JA jestem za nie odpowiedzialna, JA odpowiadam za zaspokojenie jego potrzeb, JA się nim opiekuję - Młoda może mi tylko pomóc adekwatnie do swoich możliwości. Aha, no i Młoda (nie raz podrapana przez koty mojej przyjaciółki) doskonale wie, że zabawa ze zwierzęciem jest dozwolona tylko do momentu, kiedy obu stronom sprawia to przyjemność.

Ale wątpliwości miałam - małe mieszkanko w bloku i praca po 12 godz. dziennie. No nie, nie codziennie, tych 12-tek wypada mi 2 albo 3 w tygodniu, czasem 4, do tego jakaś nocka. Byłam pełna niepewności, czy zapewnię psu (koty lubię, ale naprawdę wolę psa) odpowiednie warunki... Dopiero moja przyjaciółka rozwiała je (te wątpliwości, znaczy się) krótkim pytaniem - adoptujesz czy kupujesz? Jak adoptujesz, to uważasz, że gdzie będzie lepiej psu, w schronisku czy u ciebie?

Adoptuję. Odpalam OLX i szukam psów do adopcji. Staram się nie patrzeć na zdjęcia, bo każdy psiak ma tyle nadziei w oczach, że serce pęka... ale muszę się trzymać wytycznych. Bardzo prostych - pies ma być mały (moje mieszkanie ma oszałamiający metraż 30m2, a miło byłoby nie potykać się na każdym kroku o psa), płeć bez znaczenia, nie "kanapowiec", ale też nie "kulka energii" wymagająca codziennie kilkugodzinnych spacerów. No i ostatni wymóg, mocno egoistyczny - pies w miarę młody, tak po prostu nie chcę w najbliższych latach przeżywać odejścia jednego z domowników...

Czytam uważnie opisy i tu już pierwsze rozczarowanie:
"Najchętniej wydamy pieska do domu z ogrodem" - no nie posiadam.
"Pies dla aktywnego właściciela" - lubię wysiłek fizyczny, ale nie codziennie, a po 12 godz. pracy nie jestem w stanie zapewnić psu kilkugodzinnego spaceru.
"Do domu bez małych dzieci!!!" - hmm, ośmiolatka to małe dziecko czy nie? Jakbyście nie wiedzieli, to tak, dopiero nastolatki nie podpadają pod kategorię "małe dziecko”.

OK, rozumiem i jestem pełna podziwu, że chcą dla tych psów, skrzywdzonych, po przejściach, znaleźć jak najlepszy dom, dopasowany do ich potrzeb.

Szukam dalej. Znalazłam. Dwa pierwsze podejścia - falstart. Jedno ogłoszenie zniknęło zaraz na drugi dzień (czyli piesek znalazł dom), drugie - suczka była już w trakcie procedury adopcyjnej "ale wie pani, jak to jest, nie usuwamy ogłoszenia aż do ostatniej chwili, czasami ludzie nawet po przejściu całej procedury adopcyjnej tak po prostu nie przyjeżdżają po psa...". Z jednej strony było mi trochę przykro, z drugiej cieszyłam się, że te psy znalazły dom.

Trzecie podejście. Kuba. Najbardziej kundelkowaty kundel, jakiego można sobie wyobrazić. Mały, czarny, z zakręconym w wesoły precelek ogonem, w oczach miał zapytanie "co jeszcze mogę nabroić?" i prośbę "pokochaj mnie!". Pokocham cię, Kubusiu, jeśli tylko dadzą mi szansę.

Dzwonię. Tak, Kuba jest do adopcji, tak ogłoszenie aktualne, ale wie pani, że to jest kundelek? Nie no, ku*wa, myślałam że rasowy! Udało mi się tego nie powiedzieć głośno - tak, wiem, że to kundelek. Dalej już było tylko gorzej... O każdy krok procedury adopcyjnej (ankieta przedadopcyjna, wizyta przedadopcyjna) musiałam się dopraszać i wydzwaniać, czekałam bardzo długo, wydawało się, że było na co - pani ze Stowarzyszenia* stwierdziła, że bardzo spodobała im się moja ankieta i jak najbardziej dostanę od nich psa, ale chyba nie Kubę... Kuba jest chory, to znaczy jest takie podejrzenie, muszą mu zrobić badania, jeśli to jest to, co myślą, no to koszty leczenia wynoszą ok. 300-400 zł miesięcznie, pewnie w takim przypadku nie będę go chciała?
Ups... Po długim i bolesnym namyśle zdecydowałam, że nie. Co innego, gdy zachoruje zwierzę, które już masz, które jest członkiem rodziny, wtedy wiadomo, że ładujesz każde pieniądze w jego leczenie, ale teraz, kiedy jeszcze mam wybór... Zlinczujcie mnie, zminusujcie, ale nie - nie stać mnie. Stać mnie na psa zdrowego, na jego utrzymanie i zaspokojenie jego potrzeb (w tym również wizyty u weterynarza), ale nie mogę sobie pozwolić na 300-400 zł miesięcznie na samo leczenie. Niestety, nie było mi dane zakomunikować tej wiadomości pani, która prowadziła procedurę adopcyjną Kuby. Mimo obietnic, nie zadzwoniła - zadzwoniłam ja, dowiedziałam się tylko, że badania potwierdziły, iż Kuba jest chory, że w sumie mogliby mi zaproponować innego psa, ale jest taki problem...

Otóż - MAM DZIECKO. I, o zgrozo, to dziecko musiałoby wychodzić z psem w momencie, kiedy ja mam 12-togodzinną zmianę w pracy. A co będzie, jak pies ją pociągnie, wyrwie się? Albo jeśli zapomni? Co do pierwszej obiekcji, no to, do jasnej cholery, dlatego też m.in. szukałam psa małego i nauczonego już chodzić na smyczy, żeby uniknąć takich sytuacji! Dla rozrywki tych opisów nie czytałam! Co do drugiej - skoro jestem tak odpowiedzialną i empatyczną osobą (ich zdanie po przestudiowaniu mojej ankiety przedadopcyjnej), to skąd pomysł, że wychowałam córkę na egoistycznego lekkoducha, który nie potrafi nawet zapamiętać, że pies potrzebuje spaceru kilka razy dziennie?

Nie zdążyłam tego powiedzieć. Pani nadawała jak katarynka, po czym stwierdziła, że teraz absolutnie nie ma czasu rozmawiać, ale NA PEWNO zadzwoni do mnie jutro i wtedy wszystko ustalimy. "Jutro" minęło godzinę temu, telefon oczywiście milczał. W takiej sytuacji nie wiem już nic - nie wiem, czy Kuba jest rzeczywiście chory, czy też to wymówka, żeby mi go nie dać. Nie wiem, czemu byli niby tak zachwyceni moją ankietą przedadopcyjną, skoro potem okazało się, że nie jestem tak idealna, bo mam dziecko... Aha, no i pracuję... A przede wszystkim, dlaczego za każdym razem zapewniali „za parę dni do pani zadzwonimy”, po czym oczywiście nie dzwonili, dzwoniłam ja, wręcz żebrząc o kolejny krok procedury adopcyjnej.

Jutro zadzwonię. To naprawdę ostatni telefon, który zamierzam wykonać - czy Kuba NAPRAWDĘ jest chory, ile NAPRAWDĘ wyniosłoby jego leczenie miesięcznie i czy (jeśli uznam, że mnie stać i zdecyduję się) NAPRAWDĘ mi go dadzą. Jeśli nie - no cóż, Kubusiu, mam szczerą nadzieję, że ktoś cię jednak pokocha i da ci dom. Ja poszukam innego potrzebującego psa...

*Nie podaję nazwy tego Stowarzyszenia, bo po prostu go nie znam. Ankieta przedadopcyjna nie była sygnowana żadną nazwą, ogłoszenie na OLX było od prywatnego użytkownika (jakieś żeńskie imię), w sumie sformułowanie "Stowarzyszenie" padło z ust pani tylko raz, zazwyczaj mówiła "MY", w sensie "zastanowimy się", "przeanalizujemy ankietę", "bardzo nam się podobała pani ankieta" itp.

jakieś stowarzyszenie

by Xynthia
Dodaj nowy komentarz
avatar Aris
19 33

Szukaj ogłoszeń bez wspomnianej procedury adopcyjnej, bo jakkolwiek dobrze nie chcą te wszystkie organizacje, zawsze się do czegoś przypieprzą. Jest sporo ludzi, którzy nie dopilnowali suczki i teraz mają szczeniaki na wydaniu.. Czasem się trafi ktoś, kto musi oddać już porośniętego psiaka z powodu wyjazdu, dziecka z alergią... W każdym razie ja nie miałabym ochoty na wszystkie te ankiety, dopytywania, "jutro-telefony", wizyty mające udowodnić mi jak bardzo się nie nadaję/zaniedbuję psa etc. I dokładnie tak będę szukać ogłoszeń, jak tylko będzie mnie stać na utrzymanie czworonoga, bo zdecydowanie jakiegoś zamierzam przygarnąć c:

Odpowiedz
avatar Dobermania
8 22

@Aris: opowiem Ci jedną historię, może dzięki niej zrozumiesz skąd się biorą te "ankiety i inne wymysły" ludzi, którzy zajmują się ratowaniem zwierząt. Wiele lat temu został znaleziony pies, mocno w typie Golden retrivera, właściwie dla laika, rasowy pies. Starszy, około 8-letni, brudny, wychudzony i chory na raka jąder. Pies bardzo przez to charakterystyczny, bo miał mocno powiększone jądra. Został przejęty przez osoby zajmujące się ratowaniem psów i zaczęto mu szukać nowego domu. Nazwali go Ozzy. Zgłosiło się masę osób, chcących dać psu nowy dom. Pies został przekazany bez umowy adopcyjnej (miała zostać dosłana później) młodej dziewczynie, która zagwarantowała, że będzie miał u niej najlepsze warunki, m. in. miał mieszkać w domku, żeby nie musiał chodzić po schodach (miał chore stawy), miał mieć najlepszą opiekę weterynaryjną i kochającą rodzinę. Dziewczyna przez kilka dni opisywała w smsach jak Ozzy sobie daje radę, jak się czuję, ogólnie wszystko wyglądało wspaniale. Nagle kontakt się urwał. Zaniepokojeni wolontariusze, postanowili pojechać do jej miejscowości, dowiedzieć się co z psem, o czym poinformowali ją w smsie. Odpisała, że pies nie żyje, został uśpiony bo był bardzo chory. Nie odpuścili i pojechali, dziewczyna wskazała im miejsce zakopania psa. I w tym momencie, proszę osoby wrażliwe o zakończenie czytania. Pies został przez nich wykopany, po stwierdzeniu śladów krwi, został przewieziony na sekcję. Sekcja wykazała, że pies zginął tego samego dnia, kiedy dziewczyna go otrzymała od wolontariuszy. Został skatowany tępym narzędziem i WCIĄŻ ŻYJĄCY, wrzucony do dołu i zakopany. Minęło tyle lat, a ja wciąż pamiętam tego psa. I wciąż nie rozumiem dlaczego. Było tylu chętnych, chcących mu dać dobry dom, a on trafił tak bardzo źle. Dlaczego ta dziewczyna, zamiast go po prostu oddać, zabiła? Od tamtej pory nigdy nie wydałabym żadnego zwierzaka, bez dokładnego prześwietlenia, do kogo ma trafić. Możecie się pieklić, możecie marudzić, ale to wolontariusze, poświęcają swój czas, nerwy pieniądze (i to często bardzo wysokie kwoty), aby te zwierzęta znalazły nowy dobry dom. Częstym wymogiem jest brak dzieci, nie dlatego, że dzieci są złe, ale żeby nie było ryzyka pogryzienia dziecka. Gdy pies jest niepewny pod względem podejścia do dzieci, a czasem wręcz, dzięki poprzedniemu domowi, w którym robił za zabawkę dla dziecka, teraz wszystkich dzieci nienawidzi. Żeby nie było takich historii, jak ta z Ozzym. Jeśli historia wydaję się Wam naciągana, łatwo ją wyszukać. Dziewczyna mieszkała z Lubinie, całość była mocno dyskutowana na portalu dogomania, były artykuły w gazetach. Pozdrawiam i proszę o więcej samokrytycyzmu i empatii przy szukaniu nowego członka rodziny. Wolontariuszom, większości bo bywają patologie, naprawdę zależy tylko, aby pies miał dobry dom i żeby tych psów było jak najmniej.

Odpowiedz
avatar Aris
2 18

@Dobermania: uwierz mi, rozumiem dlaczego kontrole i czemu nie ufają na piękne oczy. Ale kiedy znam siebie i wiem, że nie zrobiłabym psu krzywdy, nawet jeśli nie jestem ideałem, behawiorystą który wie wszystko o tym jak wychować psa - nie chciałabym, żeby ktoś przyszedł do mnie i zabrał członka rodziny np dlatego, że "małe dziecko bywa w domu", że "nie ma ogrodu", "legowisko psa jest za mało osłonięte" albo "karmiony nie tak drogą karmą jak powinien". Naprawdę w miarę możliwości chcę sobie tego oszczędzić, nie chcę ryzykować, że trafię na kogoś z "jedyną słuszną racją", a mnóstwo psiarzy (zdaje się, że Ty też, przynajmniej w takim tonie jest Twoja wypowiedź) właśnie za takich się uważa. Naprawdę dobrze, że są ankiety i kontrole. Byle tylko w tym wszystkim ludzie dla ludzi byli ludźmi.

Odpowiedz
avatar piesekpreriowy
4 16

@Dobermania: ale jak chcecie ankieta wykrywać psychopatów? Jeżeli ktoś bierze psa po to żeby go skatować to chyba da rade też skłamać w jakimś gównianym świstku papieru, czy nie? Pomijam już fakt, że nikt nie byłby w stanie ustalić czy pies zginął dokładnie tego dnia w którym został przygarnięty więc cała ta historia jest co najmniej podkoloryzowane. Wciąż i tak nie rozumiem jak ten skatowany pies ma bronić ankiet, które są bezsensowne.

Odpowiedz
avatar Dobermania
5 9

@Aris: żadna racja, nie jest uniwersalna, najważniejsze to zapewnić odpowiednie warunki, temu konkretnemu zwierzakowi. Jeśli pies dobrze się czuje i ma odpowiednie wyniki badań, na najtańszej karmie z biedronki, to ja nikomu nie zabronię jej dawać. Natomiast jeśli, ktoś adoptuje psa i daje mu chleb z wodą, albo resztki z pańskiego stołu, dzięki czemu pies ma problemy ze zdrowiem, ciągłe biegunki i nie może normalnie funkcjonować, to to już nie jest ok. Żaden poważny wolontariusz, nie odbiera zwierzaka, bo ma nie taką karmę, czy niewłaściwe legowisko, jeśli pies jest zdrowy i szczęśliwy. Odbiera się przy naprawdę drastycznych przypadkach zaniedbań, a i z tym są problemy w naszym pięknym kraju. Najlepszą i zarazem najgorszą cechą psów, jest ich wierność w stosunku do właściciela. Pies nie poskarży się, że cały dzień spędza w kagańcu, przywiązany do kaloryfera, że wychodzi na spacer raz dziennie, że je raz na trzy dni, że czasem całymi dniami nie ma dostępu do wody. A na takie rzeczy codziennie trafiają wolontariusze, nie dziw się im, że każdego potencjalnego chętnego, wolą przepytać o tysiąc rzeczy, tysiąc razy, niż ten jeden raz za mało. @piesekpreriowy: psychopatów nie, ale normalnych ludzi którzy: nie wiedzą, nie pomyśleli, nie wzięli pod uwagę, to tylko pies, za moich czasów psy to... itd. Na kilku z ankiet przeczytałam kiedyś, że psa należy karmić dwa razy w tygodniu, pies nie musi wychodzić na spacery, może się załatwiać do kuwety, każdy pies kocha dzieci, kotów niewychodzących nie trzeba odrobaczać (weterynarz!), trzeba raz dopuścić i inne tego rodzaju herezje. A co do historii Ozziego, właśnie dla takich jak Ty, podałam więcej szczegółów, aby każdy mógł sprawdzić, że niestety, ale nie koloryzuję.

Odpowiedz
avatar Nimfetamina
1 3

@Dobermania: też pamiętam tę sprawę, dawno już to było, ale wstrząsnęła mną swojego czasu strasznie.

Odpowiedz
avatar piesekpreriowy
0 10

@Dobermania: czyli jakich szczegółów? Takich, że ktoś po tygodniu w ziemi odkopał psa i stwierdził dokładnie w który dzień zdechł? Sorry, ale nie lykam tego. Już widzę tego psa pociętego na stole najlepszego koronera w kraju i wydane 20 tysięcy na ekspertyzy uwzględniające nawodnienie i pH gleby. I co z tego, że ktoś wypisuje coś takiego w ankietach? Zrozum, że zwierzaków jest tyle, że nie masz szans ich uchronić przed nieodpowiedzialnymi właścicielami. Można natomiast za te pieniądze z których utrzymują się (jak widać) niepotrzebne stowarzyszenia zorganizować jakaś edukację dla ww przypadków lub podnieść warunki zwierząt w schroniskach. Ja nie widzę w tym żadnego sensu... W żaden sposób nie uchronisz psów przed nieodpowiedzialnymi ludźmi bo sposobów na kupienie, załatwienie sobie psa bez żadnych wywiadów są miliony.

Odpowiedz
avatar andtwo
1 1

@piesekpreriowy: procedury adopcyjne nie są w stanie ochronić nawet dzieci przed potworami, a są dużo bardziej skomplikowane od procedury adopcyjnej zwierzaka.

Odpowiedz
avatar Aleks93
26 28

Najłatwiej jest pojechać do schroniska, tam w dzień otwarty(najczęściej sobota) idziesz, oglądasz psy, wybierasz takiego który Ci odpowiada, rozmawiasz chwile z wolontariuszem, który daje Ci rekomendacje, wypełniasz ankietę w biurze, jeszcze wizyta u schroniskowego weta i masz nowego członka rodziny. Ja tak załatwiłem razem z żona adopcje kota trochę ponad rok temu z Palucha

Odpowiedz
avatar Bubu2016
5 9

Czemu nie ze schroniska?

Odpowiedz
avatar Arcialeth
-5 31

Jak dla mnie wszystkie te stowarzyszenia są nawiedzone. Masz dom, oczekującą i pełną troski rodzinę, pracę, czasami wielki ogródek, dziecko, które wraz ze zwierzakiem by się rozwijało i uczyło empatii obowspólnej, normalnie palce lizać. Ale np. nie wyrażasz chęci na sterylizację to patrzą na człowieka jak na potencjalnego morderce i gwałciciela, a na grupach jeszcze wyzywają i starają się udowodnić jak bardzo złą osobą nagle jesteś. Czasami są bardziej nawiedzone niż grupy katolickie.

Odpowiedz
avatar Habiel
9 29

@Arcialeth: Sterylka to podstawa i powinien ten obowiązek być ustawowo wprowadzony dla osób, które nie posiadają zarejestrowanej hodowli. Dla zwierząt brak kastracji kończy się tym, że albo pomnaża się biedę (no, nie dopilnowałem/uciekła, hehe, ale se poradziłem, bo utopiłem) albo naraża zwierzę na ropomacicze i inne przykrości. Koleżanka ma pseudo owczarka, której nie chciała wykastrować, bo cytując "S. dostanie pier**lca". Skończyło się na tym, że w trybie pilnym leciała do weterynarza i zamiast 200 zł na kastrację, wydała prawie 600, bo wyszło ropomacicze i to dość zaawansowane. Swoją drogą jej pies najprawdopodobniej jest z pseudo hodowli, bo dostała ją od kogoś, komu ponoć suka uciekła i przyszła zaciążona. Ale za szczeniaka chciał 200 zł.

Odpowiedz
avatar katem
-5 25

@Habiel: Chciałyśmy kiedyś mieć szczenięta od naszego psa niezwykłej urody i mądrości. Na wszystkie potencjalne szczenięta miałyśmy chętnych, ale się nie udało - nie udało nam się znaleźć niewysterylizowanej suczki (która miała potem u nas zostać na stałe). Rozpętałyśmy niechcący burzę, w której obwiniano nas o całą psią bezdomność. Ludzie, mając złe zdanie na swój temat, uważają, że skoro oni są głupi, to przecież nikt inny od nich mądrzejszy nie może być. Niestety, Tolik zmarł i tylko zdjęcia po nim zostały. Swoim postem chciałam zwrócić uwagę, że są na świecie ludzie, którzy wiedzą, co robią, zdają sobie sprawę z konsekwencji swoich działań, i potrafią zapobiec tym złym. Schroniska traktują wszystkich, jak idiotów i bezmózgowców. Dlatego, po przeczytaniu wymagań, jakie mają w stosunku do potencjalnych adoptujących, postanowiłam nie mieć z nimi nic do czynienia. Nie uważam za stosowne być traktowana, jak osoba nieodpowiedzialna tylko dlatego, że mamy takich zatrzęsienie.

Odpowiedz
avatar mlodaMama23
4 10

Ale wszyscy krzyczą "nie kupuj, adoptuj!", tylko jak łatwiej jest adoptowac dziecko niż psa, to ludzie wolą iść do hodowli, zapłacić i mieć spokój.

Odpowiedz
avatar popielica
1 21

@katem: @katem: nie wiesz, co robisz, nie zdajesz sobie sprawy z konsekwencji swoich działań , które byłyby po prostu złe. W Polsce jest ponad 100 tysięcy bezdomnych psów, rozmnażanie kolejnych, bo ma się taką zachciewajkę, to tylko bezmyślność i egoizm.

Odpowiedz
avatar TakaFrancuska
5 13

@Habiel: popieram w całej rozciągłości. Jeśli ktoś nie prowadz hodowli ne powinien się zabierac za rozmnażanie zwierząt...

Odpowiedz
avatar marcelka
3 13

@popielica: @katem napisała, że chcieli szczeniaka z sentymentu do własnego psa. zapewne jakby im się udało, zapewniliby mu dobre warunki. zgadzam się z tym, że pseudohodowle to najgorsze zło - sama mam psiaka z takiej "hodowli", która nie poszła po myśli "hodowców" i chcieli się "nieudanych" szczeniaków pozbyć - domyślcie się, jak. ale argument: jest tyle bezdomnych psów do mnie zupełnie nie trafia. to tak jakby powiedzieć: jest tyle dzieci w domach dziecka, po co starać się o własne - i hejtować wszystkich rodziców mających własne biologiczne dzieci, że są egoistyczni...

Odpowiedz
avatar katem
0 6

@popielica: A wiesz co - to nie ja spowodowałam, że te psy są bezdomne - nigdy, żadnego psa nie wyrzuciłam, a tymi, które miałam opiekowałam się należycie. Dlaczego mam ponosić konsekwencje cudzej bezmyślności i okrucieństwa ? Jeżeli rozmnażanie psów jest bezmyślnością i egoizmem, to dlaczego te liczne fundacje nie żądają zamknięcia wszystkich hodowli psów "ozdobnych" ? Hodowca jest mniej bezmyślny ode mnie, bo zarabia pieniądze na hodowli? Chciałam mieć psa swojej rasy (ze wszystkimi konsekwencjami - jak to opisałam). Dlaczego mam płacić grube pieniądze za psa, który mi się nie podoba, ale jest rasowy, a nie mogę rozmnożyć psa, który i mi, i moim znajomym bardzo się podoba i z pewnością jego potomstwo nie byłoby bezdomne?

Odpowiedz
avatar popielica
4 6

@marcelka: @marcelka: nic mi nie wiadomo, żeby w domach dziecka było dzieci ponad sto tysięcy, żeby tłoczyły się w betonowych kojcach, zdychały bez opieki lekarskiej i zagryzały w walce o jedzenie. Żeby bezdomne dzieci leżały martwe w rowach, zbierały się w stada w lasach, konały przywiązane do drzewa. Absurdalne porównanie.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 19 marca 2018 o 20:02

avatar popielica
2 8

@katem: nie spowodowałaś całej bezdomności. Nie spowodowałaś też kawałka, ale taki miałaś zamiar, bo bezdomne psy biorą się nie z kosmosu, a z bezmyślnego rozmnażania. Czym innym jest hodowla, skierowana na konkretne cechy, z przodkami miotu znanymi i przebadanymi od pokoleń, czym innym bezpodstawne mnożenie kundli. Skąd wiesz, że Twój pies nie był nosicielem jakiejś wady genetycznej, która wyszłaby dopiero u jego potomstwa? Inną sprawą jest to, że nawet, jeśli nie odpowiada się za jakieś zło, nie oznacza to, że nie można mu przeciwdziałać. Świat byłby o wiele lepszym miejscem, gdyby ludzie widzieli więcej, niż czubek własnego nosa i nie stawiali na pierwszym miejscu swojego chciejstwa.

Odpowiedz
avatar GlaNiK
0 0

@popielica: Ty chyba nie potrafisz czytać ze zrozumieniem. @katem napisała wyraźnie, że miała chętnych na każde potencjalne szczenie. Jestem przekonany, że znała potencjalnych odbiorców szczeniąt więc wiedziała, że to dobrzy ludzie. A co do lepszego świata i patrzenia dalej niż czubek własnego nosa to tak właśnie wyglądasz w swoich postach powyżej. Twoja racja jest najtwojsza i wszyscy powinni myśleć podobnie.

Odpowiedz
avatar popielica
-5 23

Ankiety i wizyty przeadadopcyjne to bardzo dobra sprawa, pozwalają odsiać tych, którzy psa mieć nie powinni i dopasować odpowiedniego psa do odpowiedniego domu. I to jest wyższość adopcji psa z domu tymczasowego niż ze schroniska - można poznać wcześniej charakter zwierzęcia i stwierdzić, czy pasuje do zainteresowanej osoby. Zawsze na to kładłam nacisk przy oddawaniu zwierzaka i dzięki temu nie miałam ani jednego zwrotu z adopcji. Jeżeli w ogłoszeniu jest napisane, że pies dla aktywnych właścicieli - zapewne jest to typ psa energicznego, który brak zajęcia mógłby doprowadzić do frustracji, którą rozładowywałby na meblach. Jeśli do domu bez małych dzieci - może ma związaną z nimi jakąś traumę i boi się, albo nawet wykazuje agresję? Trochę więcej zaufania do ludzi, którzy zajmują się zwierzętami od lat i mają jednak więcej doświadczenia niż ktoś, kto miał w życiu jednego psa albo i wcale. Oczywiście, wśród fundacji znajdują się ludzie, którzy mają wymagania z kosmosu i braki wiedzy, za to poczucie wyższości, bo mogą o czymś decydować. Ale tacy ludzie zdarzają się wszędzie. Natomiast pozostali kierują się tylko dobrem zwierzęcia - miejcie na uwadze, że to osoby, które na co dzień stykają się z ogromem ludzkiego okrucieństwa, są świadkami historii, które dla normalnego człowieka byłyby nie do pomyślenia. Stąd też ich brak zaufania, nikt nie chce, by zwierzę, które się uratowało, o które zadbało i wyprowadziło na prostą, znów trafiło na ulicę.

Odpowiedz
avatar InuKimi
1 1

@popielica: Nie rozumiem kto cię zminusował, skoro dobrze piszesz.

Odpowiedz
avatar kalulumpa
1 1

@popielica: najlepszy komentarz w całym tym wątku, naprawdę.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-1 31

Przecież dla każdego myślącego człowieka oczywiste jest, ze nie masz warunków na psa. przede wszystkim praca po 12 godzin wyklucza psa. Kto będzie go wyprowadzał? Kto będzie z nim spędzał czas? Pies to zwierzę stadne trzymanie go zamkniętego samego w domu to sadyzm. Powiedz jak Ty to sobie wyobrażasz? Masz świadomość, ze zwierze potrzebuje się załatwić? Że może wyć pod Twoją nieobecność w domu? Dla osób o takim trybie życia jak Twój idealne sa właśnie koty, a nie psy będące istotami społecznymi. Według mnie przemawia przez Ciebie egoizm: lubię koty ale chce psa! I wuj tam, ze po 12 godzin, ze nocki, że małe mieszkanie. Chce i już! Właśnie z takiej postawy pełne zwierząt sie schroniska! Bo ja chcę a potem jednak się okazuje, ze zwierze nie wytrzymuje 12 godzin bez załatwienia potrzeb fizjologicznych, ze zwierzę stadne zamknięte na 30 m2 samo zaczyna się stresować, i niszczyć wyposażenie, że jednak z samotności wyje całe 12 godzin i skarżą się sąsiedzi. I jednak nie jest tak super

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 18 marca 2018 o 9:39

avatar Balbina
5 21

@maat_: Jest córka więc pies nie będzie sam 12 godzin. Jest córka więc pies będzie wyprowadzany i nie będzie czekał 12 godzin. Autorka nie jest samotną osobą. Jedyny problem to początki psa w domu. Zostawiony na parę godzin sam może robić szkody zanim przyzwyczai się do otoczenia. Jak wzięłam kolejnego psa ze schroniska to mąż był na zwolnieniu lekarskim.I całe szczęście bo suczka nie odstępowała go na krok. Spała przy nim,chodziła krok w krok i piszczała jak znikał jej z oczu.Zakopywała jego buty a jak wyjeżdżaliśmy na chwilę to wyła. A co do kotów.Też robią szkody,nawet czasami większe niż psy.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
7 17

@Balbina: Napisała iz ciężar obowiązku spocznie na niej. Tez wzięłam trzeciego psa ze schroniska, ale ... byłam wtedy 6 miesięcy w domu, miałam duży dom i ogród, a pies miał towarzystwo dwóch innych, zwierzęta schroniskowe mogą być po traumatycznych doświadczeniach, zostawianie ich samych w poczatkowej fazie jest zwyczajnie okrutne. Można sobie opowiadać bajki, ze 8latka podoła opiece nad schroniskowym psem, będzie go odpowiednio prowadzić i odpowiednio reagowac na przejawy jego traum. Jak to Autorka nie jest osobą samotną? Ani słowa o partnerze życiowym, więc jest samotną matką. Dziecka nie można liczyć jak osoby dorosłej.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 18 marca 2018 o 10:17

avatar piesekpreriowy
-4 18

@maat_: dziecka nie można liczyć jako osoby dorosłej - pełna zgoda, to jedno z najpiękniejszych zdań jakie dzisiaj przeczytałem! Samochodu nie można liczyć jako konia. Psa nie można liczyć jako kota. Kto da więcej? (: A bardziej w temacie to nie wiedziałem, że trzeba się legitymować dowodem osobistym przed zajmowaniem się psem xd

Odpowiedz
avatar konto usunięte
4 12

@piesekpreriowy: Owszem aby schronisko pozwoliło Ci adoptować zwierzę musisz legitymować się dowodem osobistym. Myślisz, że schronisko wyda zwierzę osobie niepełnoletniej? Powiem więcej podczas adopcji zostały spisane dane z mojego dowodu osobistego i spisano ze mną umowę w której godziłam się na różne warunki adopcji. Aby móc to podpisać muszę mieć zdolność do czynności prawnych. Uważasz, ze za zaniedbanie opieki nad zwierzęciem karnie odpowie 8letnie dziecko czy osoba dorosła? I dlatego napisałam, ze 8letni opiekun psa nie jest tożsamy z opiekunem pełnoletnim co zresztą w pierwszych słowach historii sama napisała Autorka

Odpowiedz
avatar piesekpreriowy
1 9

@maat_: adoptować =/= zajmować się psem. Logicznym jest chyba, że pełnoletnia autorka psa adoptuje i na niej spoczywa PRAWNIE odpowiedzialność, ale jakoś nie widzę problemu w puszczeniu ogarniętego dziecka z ogarniętym psem na spacer. I jednak jest więcej mądrości z vltrudniejszymi słowami :D 8 letni opiekun nie jest tożsamy z pełnoletnim opiekunem! Moje gratulacje :D

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-1 3

@piesekpreriowy: A skąd wiesz czy pies jest ogarnięty? Psy po schroniskach mogą mieć rózne traumy. Taki peis potrzebuje dużo pracy a nie dorosłego pracujacego 3 razy w tygodniu po 12 godzin plus nocki

Odpowiedz
avatar Evergrey
5 5

@maat_: Częściowo masz rację. Ale: po pierwsze, 30m2 nie ma tu żadnego znaczenia. Jeśli zapewni się psu odpowiednią dawkę ruchu to będzie spał twardo nawet i na 2m2. Piszę z doświadczenia. Mam 40kg psa i 31m2. Pies codziennie jest na dworze kilka godzin. Małe mieszkanie nie robi mu różnicy bo w nim tylko śpi. Co do tych 12 godzin...wiesz że pies przesypia około 18 godzin na dobę? Mój siedzi sam około 10h. I śpi. Po półtora godzinnym spacerze rano, ćwiczeniach i aportowaniu żre michę i szczęśliwy rozwala się na legowisku. Czasem jak mąż wraca do domu to psina nawet nie wstaje tyko kima dalej, tak jest wymęczony. Więc nie metraż i czas BEZ właściciela a czas i wysiłek podczas spędzania czasu RAZEM są kluczowe.

Odpowiedz
avatar menelluin
5 9

Bierz ze schroniska - bywają tam też szczeniaki (mniejsze prawdopodobieństwo, że psiak będzie już miał problemy behawioralne) lub od ludzi z okolicy, u mnie po sklepach zoologicznych porozwieszane są ogłoszenia o oddaniu w dobre ręce. Mniejsze szanse na trafienie na jakiegoś nawiedzeńca, który za wszelką cenę próbuje uświadomić nam, że jesteśmy skrycie sadystami.

Odpowiedz
avatar PrincesSarah
1 15

@piesekpreriowy: Ta ankieta jest po to, żeby wykluczyć "bo ja chcę dużego psa w 30m2" i inne takie kwiatuszki. Wyobraź sobie, że pies też potrzebuje MIEJSCA, KASY I OPIEKI, a nie tylko wrzucenia mu do miski jedzenia i nalania wody raz na dwanaście godzin. Poza tym w bloku zawsze zostaje kwestia sąsiadów, bo wcale może im się to nie podobać. Na moje to autorka ma co robić i kolejny obowiązek jest jej niepotrzebny.

Odpowiedz
avatar mumia
2 16

@piesekpreriowy: Wizyty przedadopcyjne i poadopcyjne to nie są widzimisię. Każda decyzja ma swój powód. Ile to było adopcji, po których okazywało się, że zwierzę jest źle traktowane, maltretowane? Te wizyty są właśnie po to, by dokładnie poznać dom adopcyjny.

Odpowiedz
avatar PrincesSarah
4 12

@mumia: Warto dodać, że te "kupione psiaki w godzinę" bardzo często wracają do schroniska albo kończą porzucone.

Odpowiedz
avatar Balbina
7 7

@mumia:Miałam doświadczenie ze stowarzyszeniem zajmującym się labradorami.Musiałam przejść tą całą ankietę weryfikacyjną. Warunki itp itd.Byłam na drugim miejscu w rankingu. Ale faworyt zrezygnował więc zezwolono mi pojechać do przytuliska gdzie była sunia.Byliśmy całą rodziną bo takie były wymogi. Coby pan mógł sobie nas oglądnąć a my psa. Żadnej wizyty w domu nie było. Pan nas sobie pooglądał i stwierdził że może dać nam psa. Bo mu się podobamy.Pies do auta i do domu. Zadnego kontaktu ze strony stowarzyszenia,zero wizyty po adopcyjnej. Nikt się psem już nie interesował.

Odpowiedz
avatar piesekpreriowy
4 16

@PrincesSarah: albo ktoś chce psa albo nie. Jeżeli nie to odda pomimo super wypełnionej ankiety. Jeśli chce, to sobie bez żadnej ankiety psa przygarnie i da mu miłość i dom. A gdybym był sadysta-zoofilem i chciałbym psa wykorzystać, zatłuc i wyrzucić na śmietnik to raczej nie miałbym oporów żeby nakłamać w ankiecie tak, żeby psa mimo wszystko dostać. I nie, pies nie potrzebuje 100m^2. Kawalerka 30 wystarczy - oczywiście zależnie od rasy i potrzeb musi mieć możliwość ruchu poza mieszkaniem, ale zauważ, że pies w mieszkaniu głównie leży. Cała ta zbiurokratyzowana i skomplikowana adopcja zwierzaka to przerost formy nad treścią. Poddaje w wątpliwość skuteczność metody - jak wspomniałem można w ankiecie naklamac. Poza tym jaki jest sens takich ankiet i wizyt, skoro można bez tego psa posiąść w godzinę? W sensie... No jeżeli moje ankiety zostaną odrzucone, a ja będę zdeterminowany to i tak psa znajdę inną drogą. A jeśli przejdę pomyślnie weryfikację to była niepotrzebna. Koniec końców i tak psy będę trafiały do dobrych i złych domow, a papierki trzeba ograniczać - zawsze i wszędzie.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
4 14

@piesekpreriowy: Bzdury wygadujesz, mój adopcyjny doberman był zabierany przez 3 inne osoby co to znają sie na "groźnych" psach i zawsze wracał. Dopiero związek kynologiczny zadzwonił do nas, zę w Sopocie w schronisku marnieje doberman i za chwilę zdechnie z rozpaczy i czy my mając już dwie suczki nie weźmiemy trzeciego. Pojechaliśmy zobaczyć, to była skóra i kości. Psa wczęsniej wzięła starsza pani i się zdziwiła ze on silny i energiczny a nei kanapowiec, i dwie inne osoby zdziwione ze niszczy rzeczy jak zostaje sam. Pies nie umiał nawet latać po ogrodzie! Uważał, że gdy był w ogrodzie to został porzucony i wył pod drzwiami, chodziliśmy z nim na dwór w listopadzie uczyć go,z e moze sobie latać swobodnie i zawsze go wpuścimy, pies nie umiał się bawić inaczej niż szarpać szmatę (widac ktoś tak go uczył) nie umiał nic, na widok budy sikał pod siebie, nie chcę nawet myśleć co mu sie działo w takiej budzie, miał 3 lata i był straumatyzowany. Na energiczny ruch ręką skamlał. Zajęło nam prawie dwa lata by pojął, ze go nie oddamy. Okazał się najmilszą najukochajńszą przylepą, dałby sie za nas posiekać. Gdy urodziło się nasze dziecko był jej najbardziej oddanym opiekunem. Niestety biedak odszedł w zeszłym roku, w wieku 15 lat, gdzie średnia wieku dobermanów to 9.5 roku. Dlatego popieram ankiety i wizyty przedadopcyjne jak i po adopcyjne! A Autorka nie powinna brać psa

Odpowiedz
avatar piesekpreriowy
4 8

@maat_: xd no ale skoro się "znają na groźnych psach" to może tak stało właśnie w ankiecie, która go wno dala bo jest idiotycznym pomysłem. Co ma w ogóle piernik do wiatraka? Ja sobie nie wyobrażam żeby ktoś sprawdzał czy ja jestem w stanie zająć się psem. To kuriozalne. W rodzinnym domu zawsze był pies, obecnie psa mamy z dziewczyną, wszystkie te psy są ze schronisk. Spora częśc również była po przejściach. Każdy z psów chodzi jak w zegarku. Nikt z mojej rodziny w życiu nie miał w ręce jakiejś, pozal się Boże, ankiety. Kolejna sprawa - ile pieniędzy jest zmarnowanych (pieniędzy w branży powiedzmy, które można przeznaczyć na pomoc zwierzakom) na drukowanie, układanie, wysyłanie, sprawdzanie i Bóg wie co jeszcze? Nie, dla armii urzędników, nie dla biurokratyzacji wszystkiego ile tylko się da. Proste sprawy załatwiamy w prosty sposób. Tak jak mówiłem - sadysta psa i tak dorwie, ktoś kto się przecenił i tak spróbuję, a pasujecie tylko krwi normalnym ludziom i marnujcie pieniądze na niepotrzebny syf.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-2 6

@piesekpreriowy: Wtedy nie było ankiety, była tylko umowa. Dlatego popieram to że je wprowadzono. Należy przeprowadzać ankiety, bardzo szczegółowe, robić kontrole przed i po adopcyjne.

Odpowiedz
avatar piesekpreriowy
-3 3

@maat_: skoro nie było ankiety i każdy dostawał psa jak leci, bo nikt tego nie kontrolował to skąd ten doberman znalazł się u ludzi "co to się znają"? To nie u przypadkowych ludzi? Nie pograzajcie się, pliska. Pies to nie dziecko a ja pluje (razem z moim szczęśliwym psem) na wasze ankiety. Stado unijnych baranów.

Odpowiedz
avatar rodzynek2
1 15

Z całym szacunkiem, ale po tym, jak opisałaś, jak wygląda Twój dzień, mam wątpliwości, czy powinnaś Autorko brać psa do siebie. Pisze to, jako psiarz z prawie dwudziestoletnim stażem. Nie poczytajcie mi tego jako złośliwości, bo posiadanie psa to naprawdę super fajna sprawa, ale jak wszystko na tym świecie ma swoje lepsze i gorsze strony. Pies to ciężki kawałek chleba. Pies ze schroniska zazwyczaj jest z jakąś mało ciekawą przeszłością. Mogły być bite, porzucone i nie mieć zaufania do człowieka. Owczarek, którego przygarnęli sąsiedzi, z automatu i profilaktycznie gryzł każdego faceta (i czasem nadal gryzie obcego bez żadnego strzeżenia), bo został, wg osób ze schroniska, wzięty z domu, gdzie, podobno, był nieraz przez właściciela katowany. Pies może niszczyć różne rzeczy, jak jest sam, szczególnie na początku. Na pierwszy ogień, zazwyczaj, idą buty. Pies to jest inwestycja na co najmniej 10 lat. Dobre jedzenie dla psów kosztuje 12 zł (hurt) do 20 zł za 1kg karmy. Taką porcje zaleca się dziennie dla większych psów do tego trzeba dodać smakołyki. Coroczne szczepienia i przeglądy psa u weta i to jak pies jest zdrowy. Do tego smycz, obroża, miski, wody nawet nie liczę. Utrzymanie psa min 400 PLN na miesiąc. I to licząc, gdy pies jest zdrowy. Koszty leczenia nawet niezbyt "skomplikowanych" chorób niekiedy idą w setki złotych. Psa trzeba wyprowadzać na spacer za potrzebą, a to oznacza: -wcześniejsze wstawanie rano. Nawet pół godziny prędzej. -Pies powinien wychodzić 3-4 razy dziennie w tym raz na co najmniej 30-40 minut długiego ok 2 km spaceru. Co oznacza, że Twoja ośmioletnia córka będzie musiała przejąć przynajmniej jeden spacer dziennie. I to nie ważne, czy świeci słońce, pada, leje deszcze, wieje halny, czy jest mgła, co nawet czubka własnego nosa nie widać. -Sprzątanie, nie tylko "dwójki", po swoim psie. Wyobrażasz sobie Twoją córkę przy tym? -Psu trzeba dać jeść. Najlepiej przyzwyczaić psa do stałej pory. Czy Twoja córka w razie czego może dać psu jedzenie z puszki. Uprzedzam nie wygląda to apetycznie. Pies powinien mieć zawsze wodę w misce. -Psem, poza spacerami, też trzeba się zająć. Pogłaskać, pobawić się, poświęcić czas i uwagę, tym bardziej, że zostawał sam w domu i nie ma przycisku "wyłącz".

Odpowiedz
avatar piesekpreriowy
2 16

@rodzynek2: 1 kg dobrej karmy dziennie? Xdd chyba cię słońce poniosła fantazja albo mówisz o jakichś ekstremalnych przypadkach malamutów 80 kg... Normalny duże pies, taki standardowy 30-40 (a 40 to już dużo) owczarek nie zjada dziennie 1kg dobrej karmy. Pewnie, że może wcisnąć - ale nie ma takiego zapotrzebowania.

Odpowiedz
avatar pati9366
8 18

@rodzynek2: Przecież autorka wyraźnie napisała że chce małego psa. Nie znam się absolutnie na psach ale 5kg kot je miesięcznie 1kg suchej karmy plus dodatki. Podejrzewam że pies podobnych rozmiarów je podobnie. Więc jest się w stanie zmieścić w 50 zł miesięcznie. Do weterynarza raz do roku na szczepienie za kilkadziesiąt złotych. Już nie wymyślaj kosztów rzędu kilku tysięcy rocznie dla psa.

Odpowiedz
avatar menelluin
4 14

@rodzynek2: 400 pln na miesiąc?? Za to prawie idzie wykarmić dorosłą osobę przez miesiąc, a nie małego pieska. I te smycze i miski (pozłacane chyba) to też kupujesz co miesiąc, czy raz na (możliwie że i całe) życie psa?

Odpowiedz
avatar ciotka
4 12

@pati9366: Niestety nie mogę się zgodzić - mam dwa koty i kosztują mnie znacznie więcej niż stówa na miesiąc. I musi tyle kosztować, jeśli nie chce się im dawać najtańszego, gównianego (wystarczy poczytać skład - w puszkach Gourmeta np. z wołowiną jest tej ostatniej 4%) żarcia z Biedry, czy innego marketu. Żeby nie było - takie też czasem daję, bo strasznie je lubią, to jest chyba coś w rodzaju kocich fast-foodów, niezdrowe, ale czymś fajnym dosmaczone, nie można się oprzeć.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-1 11

@rodzynek2: Całkowicie się z Tobą zgadzam. Ale tutaj nie znajdziesz zrozumienia bo jestem prawdziwym psiarzem. I tak pies posiadający odpowiednią dozę ruchu tyle zje, co innego biedak z bloku, który wychodzi na siku i kupę i do domu, biedne blokowe psy które nie maja gdzie się wylatać. Oczywiście zaraz pojawią sie głosy osób mających psy w bloku i zabierające je na wybieganie, ale niech sobie darują stanowią dramatyczną mniejszość

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 18 marca 2018 o 14:18

avatar pati9366
-1 9

@ciotka: Mój kot je głównie suche ponieważ przeszłam już przez kilka rodzajów mokrego i jeść nie chciał w ogóle. Mięsa surowego, mięsa gotowanego, ryb również jeść nie chcę. Więc 95% jego jedzenia to suche i ja się spokojnie mieszcze w 50 zł miesięcznie. I mówię o karmach bezzbożowych. Ale wiadomo, każdy kot je co innego, mnie się trafił taki cudak.

Odpowiedz
avatar menelluin
6 10

@rodzynek2: a zauważyłeś, że i autorka i ja mówimy o małym piesku, 10 kilo, nie 4 razy większym amstaffie? U mnie w domu zawsze były psy, właśnie małe kundelki, sama obecnie mam podobnego wielkościowo kota i nigdy takich sum nie sięgamy. I nie, nie są karmione marketowym śmieciem. Nie strasz niepotrzebnie autorki.

Odpowiedz
avatar rodzynek2
-3 7

@menelluin: Mały, czy duży i tak za darmo nikt Ci żywności nie sprzeda, a na żywności się najwyżej połowę zaoszczędzi.

Odpowiedz
avatar TakaFrancuska
3 3

@pati9366: moj 5kg kot je dziennie 400g puszke dobrej karmy (20zl/kg( wiec da sie...

Odpowiedz
avatar pati9366
-1 3

@TakaFrancuska: 400g dziennie? Mój co prawda suche tylko ale jakieś 70-80g dziennie jest zalecana porcja. Czy te 400g to nie jest za dużo? @rodzynek2 W kwestii finansów na jedzenie nie ma co porównywać małego psa 5-10kg a wielkie bydle 80kg. Zresztą można wziąć psa jak sytuacja finansowa jest wspaniała, potem stracić pracę a tu nagle zwierzak zachoruje, różnie się w życiu układa.

Odpowiedz
avatar leprechaun
0 0

@rodzynek2: Psie puszki nieapetyczne? Niektóre z tych puszkowanych cudów, zwłaszcza takie z wyżej półki, to bym sama wsuwała zamiast pasztetu. :D Kiedyś dostałam w ramach promocji zestaw próbek mokrego żarcia Taste of the Wild...karmiąc tym moje bydlęcie poważnie się zastanawiałam, czy sobie jednej puszki nie podgrzać i nie doprawić, takie zapachy. :D Obrzydliwe to było to, co żeśmy musieli wyczyniać z naszym ostatnim podopiecznym (byłam domem tymczasowym) - pies był tak zajechany trawiennie przez poprzedniego właściciela (karmiony chlebem, ziemniakami i innym syfem), że miał zanik enzymów żołądkowych... Nie chcieliśmy go szprycować medykamentami, więc dostawał świeże żwacze, po które to żwacze trzeba było raz na 1-2 tygodnie podjechać do ubojni, załadować do wora, w domu wypłukać z nich zawartość (ohyda!), poporcjować, część dać na świeżo, część zamrozić. Na szczęście szybko się sierściuchowi poprawiło i przeszliśmy na zamawiane z internetu żwacze suszone, które notabene uwielbiał. :) Trochę z psami "z recyklingu" przeżyłam i rzadko, naprawdę rzadko się zdarza, żeby były to psy bezproblemowe. Niejeden dorosły się przejechał na psie adopcyjnym, a co dopiero dziecko...

Odpowiedz
avatar voytek
0 8

Ja rozumiem, że internet wszystko ułatwia ale no bez przesady... Może za przeproszeniem "rusz dupę" i pojedź (z dzieckiem lub sama) do najbliższego schroniska dla zwierząt! Tam naprawdę czekają zwierzęta aby od ręki zabrać je do domu!

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-5 9

@voytek: Widać jest jakiś powód, ze nie chcą iść do schroniska, moze już jej tam odmówili zwierzęcia w takie warunki

Odpowiedz
avatar Balbina
2 2

@maat_: Brałam pięć razy psa ze schroniska i nikt mnie nigdy nie zapytał o metraż mieszkania,jak i gdzie pracuję. Ile pies będzie sam a ile z nami.Czy są małe dzieci. Ani jaką karmę będę dawać. Pokazywałam palcem psa i mi go dawali. Tylko raz wypełniałam ankietę dla stowarzyszenia a i tak się nikt nie pojawił ani przed ani po adopcji.Nawet nie zadzwonili.

Odpowiedz
avatar marcelka
7 7

Co do meritum - pies, nawet mały, w mieszkaniu 30 m2, z opcją nieobecności głównej (dorosłej) właścicielki przez 12 h na dobę przez większość tygodnia i zostawianie 8-letniego dziecka samego z psem na kilka (kilkanaście?) godzin - to wszystko razem nie wydaje mi się najszczęśliwszym pomysłem, mimo że wierzę, że Autorka ma jak najlepsze chęci. A co do procedury przedadopcyjnej - rozumiem, że trzeba sprawdzić kto i do jakich warunków bierze psa, zwłaszcza, że psy ze schronisk/stowarzyszeń/fundacji mają swoje przejścia i traumy. Ale trzeba też zachować zdrowy rozsądek - np. mi schronisko odmówiło wydania psa już po rozmowie, ponieważ na pytanie czy na podwórku znajduje się łańcuch dla psa odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że tak. i zanim zaleje mnie fala hejtu - nie trzymam psa na łańcuchu. ale mieszkamy przy bardzo ruchliwej ulicy, więc gdy ja lub któryś z domowników wyjeżdżamy autem i otwieramy bramę, to pies jest wiązany na łańcuch na te 2-3 minuty - bo chcemy uniknąć ryzyka, że wybiegnie na ulicę. ale pani ze schroniska nie dała sobie tego wytłumaczyć...

Odpowiedz
avatar Anonimus
1 1

mi fundacja nie chciała pozwolić na adopcję kota bo mieszkam w wynajmowanym mieszkaniu, ciul że mam dwa koty (schroniskowego i przygarniętego dzikusa), które są regularnie szczepione, zaczipowane, balkon mam zabezpieczony, pomagałem kilka lat w schronie, jak się przeprowadzam czy są niezapowiedziane/nieszczęśliwe wypadki to nie myślę o oddaniu moich zwierzaków, wychowałem się ze zwierzakami, przeszedłem przez różne leczenia od złamań po cukrzyce u psiaków i nie traktuję zwierzaka jak rzeczy... NIE najgorsze jest to że WYNAJMUJE mieszkanie a nie mam własnościowego ...

Odpowiedz
avatar bloodcarver
-3 3

Wypełnianie ankiet dla nie wiadomo kogo to koszmarna naiwność! Zwłaszcza takich z adresem i info o tym co jest w domu. Marzenie złodzieja normalnie, taki zestaw.

Odpowiedz
avatar pasia251
0 4

Przeczytałam wszystkie komentarze i poza tym wszystkim co już napisano, to mnie się nasuwa myśl, że mocno przesadzone wymagania ze strony stowarzyszeń i fundacji są wodą na młyn pseudohodowli... Autorka postu bez problemu kupi sobie psa w typie jakiejś rasy za niewielkie pieniądze z pseudohodowli.

Odpowiedz
avatar leprechaun
1 1

@pasia251: Mnie zawsze zastanawia, dlaczego nikogo nie niepokoją ogłoszenia na olx i innych portalach, gdzie psy "rasowe" są wystawiane za 1/4 czy nawet 1/5 normalnej kwoty hodowlanej. Przecież to jest oczywiste, że są to pseudohodowle! Nie mówię o ogłoszeniach typu "mamy owczarka, zdarzył się wypadek, szczeniaki w typie owczarka do wzięcia", tylko o ogłoszeniach stricte komercyjnych, gdzie zachwalają, jakie to psy nie są rasowe, a jednocześnie taki "hodowca" omija szerokim łukiem ZKwP, nie mówiąc już o FCI. Przecież tacy "hodowcy" (a raczej producenci) psów się sami podkładają takimi ogłoszeniami, dlaczego żadne służby się tym nie zainteresują? A potem tragedie jak ta ostatnio: https://wiadomosci.wp.pl/koszmar-120-zwierzat-w-nielegalnej-hodowli-sceny-z-interwencji-niczym-z-horroru-6236129538115201a

Odpowiedz
avatar Aranos
0 2

Autorko nie przejmuj sie komentarzami. Ci najglosniej krzyczacy to ekstremalny kraniec ludzi majacych psy. Rownie glupi co drugi kraniec choc o tyle dobrzy ze oni zwierzat nie krzywdza. A wszelkie stowarzyszenia omijaj szerokim lukiem.

Odpowiedz
avatar lotos5
1 1

Nie zlinczuję Cię. To nawet dobrze, że nie weźmiesz psa któremu byś nie zapewniła warunków. Możliwe, że znajdzie inny do I dożyje starości. Grunt to pomóc zwierzakowi w miarę naszych możliwości :)

Odpowiedz
avatar Rokita
1 1

Z tymi fundacjami generalnie jest dość dziwnie. Niedawno próbowaliśmy adoptować od nich psa. Mieszkanie zajęte przez dwie dorosłe osoby, jedna pracuje zdalnie. Obie aktywne, nie ma problemu z długimi spacerami kilka razy dziennie, w tym o świcie. Miał to być następny pies po tym jak poprzedni dokonał żywota po zdrowych 18 latach życia. Problem pierwszy, brak informacji: Na stronie internetowej każdy piesek kochany, "miziasty" i ogólnie cudo. Po dłuższej rozmowie okazuje się że no taaaak, ale właściwie to boi się samochodów i ruchu miejskiego, albo miewa problemy z agresją. Ewentualnie na stronie internetowej skadrowane zdjęcie smutnych oczu a informacji typu waga/wiek/charakter psa, brak. Udało nam się nawet natknąć na stronę gdzie nie było żadnych informacji, tylko imię i w bardzo poetycki sposób napisana dramatyczna historia pieska. Problem drugi, adopcja. Udało się wypatrzyć pieska, spełniał nasze oczekiwania, przeszliśmy wszelkie procedury i ankiety, wreszcie otrzymaliśmy do podpisania umowę adopcyjną. Pomijając rzeczy logiczne, jak konieczność sterylizacji, prawo do wizyt poadopcyjnych,obowiązek szczepień, były też rzeczy zaskakujące. Na przykład konieczność otrzymania zgody fundacji na wywiezienie psa z miejsca zamieszkania na powyżej dwóch tygodni. Konieczność otrzymania zgody fundacji na jakąkolwiek formę leczenia przez całe życie psa - w tym grożba odebrania psa, jeżeli podjęte zostanie leczenie niezgodne z decyzją fundacji, nawet jeżeli decyzję taką podjął weterynarz. (Tak, była taka klauzula). Obowiązek przyjmowania zapowiedzianych i niezapowiedzianych wizyt poadopcyjnych bez względu na czas przebywania psa z właścicielem - z groźbą jak wyżej, jeżeli nie zastaną właściciela w domu wiecej niż bodajże trzy razy. Nie było powiedziane w jakim odstępie czasowym te trzy razy mają mieć miejsce. Było też kilka klauzul dotyczących astronomicznych kar finansowych. Rozumiem jedną która miała być za zaniedbanie prowadzące do choroby lub śmierci, ale kilku innych, za wykroczenia podobne do powyższych już nie rozumiem. Doszliśmy do wniosku że cyrograf to chyba nie jest najlepszy pomysł. Kilka tygodni wolontariatu w miejskim schronisku i zapoznawania się z pieskami i w naszym domu pojawiła się sympatyczna suczka, o charakterze pasującym do nas, wiedzieliśmy o niej właściwie wszystko co istotne w momencie adopcji. Nikt nam nie wygrażał straszliwymi konsekwencjami. Zostaliśmy poinformowani o wymogach schroniska przy adopcji psa. Podpisaliśmy jedną stronę przejrzystej umowy. Z wolontariatu w schronisku nie zrezygnowaliśmy, ale to już inna sprawa. Rozumiem, że ludzie bywają paskudni i trzeba ten proceder ukrócić, ale w pewnym momencie wymagania zakrawają na cud. Mam wrażenie że nawet jeśli ktoś dysponuje koncertowymi warunkami i jest jak najbardziej przygotowany na wyłożenie solidnej kwoty na dobre wyżywienie i opiekę nad psem, trzy razy się zastanowi kiedy otrzyma taką umowę.

Odpowiedz
avatar InuKimi
1 1

Bo jeśli chcesz adoptować psa, to idziesz do schroniska. Tylko tyle. Tam czekają psy, sama wybierzesz, schronisko błyskawicznie sprawdzi warunki, bo im zależy aby znalazły dom. OLX to kopalnia pseudohodowli i dziwnych sytuacji...

Odpowiedz
avatar kalulumpa
3 3

To, że pies potrafi dobrze chodzić na smyczy nie znaczy, że ośmiolatka poradzi sobie, gdy pies przestraszy się huku i przeciągnie ją po żwirze. Gdy do twojego psa podbiegnie inny, spuszczony ze smyczy i zaczną się kotłować i gryźć, córka nie rozdzieli psów. Nawet najlepiej wyszkolony pies nie powinien wychodzić na spacer z dzieckiem. Poza tym widziałam w życiu wiele dzieci, które zdaniem ich rodziców potrafiły żyć ze zwierzętami. To, że kot czy pies nie odwinie dzieciakowi łapą i go nie ugryzie jeszcze nie znaczy, że mu się podoba to, w jaki sposób jest traktowany. Psy z dopiskiem "nie do domu z małymi dziećmi" zwykle mają swoje narowy i średnio radzą sobie z emocjami, dlatego dla ich i dzieci dobra lepiej, by nie miały z nimi kontaktu 24/7.

Odpowiedz
avatar leprechaun
2 2

@kalulumpa: "Moja" fundacja odebrała wiele psów z domów, gdzie "dzieci się tak ładnie z pieskiem bawią". Efektami tych "ładnych zabaw" były między innymi: złamany ogon (od ciągnięcia), uraz kręgosłupa (gnojek gonił psa quadem i w końcu w niego wjechał), 6-tygodniowy szczeniak w typie weimarczyka z jednym uchem do połowy uciętym nożyczkami (celowo!), wydłubane oko u psa "kojcowego", berneńczyk, który zmarł w klinice po tym, jak nastoletni debile postanowili "dla jaj" nakarmić go ciastkami z haszyszem oraz szczenna suka w typie amstaffa, którą 9-letnie dziecko pod nieobecność rodziców nakarmiło chyba całą tabliczką gorzkiej czekolady... Sukę uratowaliśmy, szczeniaki urodziły się martwe, co do jednego... Moja rodzina ma dwa owczarki "po dzieciach" i oba dostają po prostu furii, jeśli dziecko próbuje się zbliżyć na więcej niż metr. Starszy w dodatku ma kompletnie rozjechane wszystkie stawy (obecnie przechodzi już drugą poważną kurację), bo gówniarze poprzedniego właściciela jeździli na nim jak na kucyku. Już nie wspomnę o tym, że jak pies użre dziecko, to zawsze wielkie larum, jaki to pies zły, psychopata, morderca i do uśpienia. A nikt nie zapyta, czy i jak długo pies nie był męczony przez dzieciaka? Co spowodowało ten nagły wybuch agresji? Gdzie byli dorośli? Dlatego proszę, nie dziwcie się, że ludzie wydający psy do adopcji mają schiz na punkcie dzieci. Bo właśnie ludzie biorą sierścia z pobudek "a, bo dziecko chce", "a, bo pies będzie niańką dla dziecka" itd. Większość ludzi liczy na to, że dziecko i pies będą się pilnować nawzajem i nie zawracać dupy dorosłym, a to wielki, wielki błąd. I potem są tragedie z niedopilnowania.

Odpowiedz
avatar leprechaun
3 3

@kalulumpa: Taka prawda, większość pogryzień to nie efekt styczności z jakimś zdziczałym, ziejącym mordem psem Baskerville'ów, tylko niedopilnowania przy zabawach z psami "rodzinnymi". Każdy pies ma swoją wytrzymałość, jedne większą, inne mniejszą i nie ma czegoś takiego jak "idealny pies dla dzieci" w rozumieniu "a, będzie można psa zostawić sam na sam z dzieckiem i pies będzie dziecko niańczyć jak zwierzaki z filmów" (oczywiście bez jakiegokolwiek szkolenia). Do tego dochodzi histeria na punkcie tego, że jak raz pies zahaczył o dziecko zębami, to następnym razem zagryzie je z zimną krwią i zeżre. Nie zliczę, ile razy pies mnie "pogryzł" w trakcie zabawy (zapasów) - nie, samo przejechanie czy złapanie zębami za rękę etc. nie jest ugryzieniem, psy tak się bawią między sobą, a zatem i z dwunożnym członkiem stada, nie robią tego, aby wyrządzić krzywdę. Owszem, w trakcie różnych akcji byłam też kilkukrotnie ugryziona - i rozumiem przez to psa, który z różnych powodów (najczęściej ze strachu i poczucia osaczenia) reaguje agresją i gryzie tak, żeby zrobić krzywdę, co kończy się krwią i raną, w skrajnych przypadkach koniecznością szycia. Zdarzyło mi się to jednak tylko 2 czy 3 razy, podczas odławiania przerażonych, skatowanych psów, więc nie można tych zwierząt winić. Tymczasem rodzice kupują dzieciom np. labradora, bo "labki to psy rodzinne", ani nie szkolą psa, ani nie uczą dzieci obchodzenia się ze zwierzakiem, puszczają ferajnę luzem i mają wszystko w rzyci. A kiedy pies w zabawie (często nie znając jeszcze swojej siły) lub w obronie własnej złapie dzieciaka zębami, wpadają w histerię, bo "agresywne bydlę dziecko mi zagryzie" i pozbywają się psa... Kiedy tak naprawdę nawet pies zmęczony i zirytowany dzieckiem rzadko gryzie od razu tak, żeby użreć do krwi. Pomijam już to, że najpierw wysyła milion pięćset sto dziewięćset sygnałów ostrzegawczych. Oczywiście są wspaniali rodzice, którzy pilnują swoich dzieci, uczą ich obcowania ze zwierzętami, mają odpowiednią wiedzę nt. psów itd.itp. Ale niestety, statystyki są, jakie są.

Odpowiedz
avatar CiociaSkolopendra
3 5

Przeczytałam komentarze i mam wrażenie, że gdzieś w całej tej dyskusji zatraciło się to, co powinno być najważniejsze - dobro psa. Psa, który pragnie posiadania własnego "stada", który z utęsknieniem czeka na jakiegoś człowieka, który go przygarnie, zabierze ze schroniska i zechce z nim to "stado" stworzyć. Małemu psu, który nie potrzebuje dużej ilości ruchu i który jest przyzwyczajony do pozostawania samemu w domu (nie wszystkie psy w schronisku czy fundacji to psy, które zostały komuś zabrane za zaniedbanie. Czasami trafia tam wskutek śmierci właściciela czy faktu, że temu właścicielowi urodziło się dziecko z alergią), mały metraż mieszkania nie przeszkodzi (dużemu psu, który po spacerze myśli jedynie o tym, żeby przeleżeć resztę dnia, też nie). Z dużym prawdopodobieństwem (o ile nie ma jakiejś traumy na tym tle) nie przeszkodzi mu też fakt, że opiekuje się nim ośmioletnie dziecko, bo będzie je traktował jak członka rodziny. Nie będzie mu przeszkadzać też to, że w pełnym miłości i akceptacji domu nie dostaje karmy za kilkaset złotych miesięcznie. On będzie szczęśliwy. Będzie znowu merdał ogonem. Będzie się czuł kochany. Gdyby psy potrafiły mówić, to zapewne 90% trzymanych w fundacjach czworonogów wolałoby taki dom niż schronisko. Ja wiem, że psy odbierane są różnym ludziom i wolontariusze mają prawo wiedzieć, gdzie pies trafi, ale na Boga - nie rozumiem, dlaczego procedura adopcyjna polega na tym, żeby udowodnić potencjonalnemu właścicielowi, że nie nadaje się do posiadania psa (pomijam tutaj skrajne przypadki naprawdę nieodpowiedzialnych osób, które nie wiedzą, że pies nie robi do kuwety i trzeba z nim wyjść), a patrząc po pełnym agresji tonie wypowiadających się wolontariuszy, śmiem twierdzić, że na tym właśnie ta procedura polega - tylko nie wiem, jaki wobec tego jest jej cel. Z jednej strony piszecie, że psy stęsknione, niekochane, głodne, niemalże zagryzające się nawzajem, a z drugiej sądzicie, że to da psu więcej szczęścia niż małe mieszkanie czy nałożenie mu karmy z puszki przez ośmiolatkę. Że pies woli jeść kaszę w schronisku niż niezbyt drogą karmę, którą kupi mu kochający właściciel. Że siedzenie w kojcu i wycie jest dla niego lepszą rozrywką niż wyczekiwanie przez parę godzin dziennie na powrót JEGO państwa do JEGO domu. Czy nie podpada to pod paranoję? W komentarzach zjechana została zupełnie obca tym wolontariuszom kobieta, z którą nigdy nawet nie rozmawiali, jej córka zresztą też (a ośmioletnie dziecko może z powodzeniem nadawać się do opieki nad psem). Ja rozumiem, że trzeba rozmawiać i uświadamiać, ale nie rozumiem, jak można oceniać kogoś, kogo nawet nie próbuje się zrozumieć. Czasami mam wrażenie, że za niechęcią wolontariuszy do oddawania psów kryje się to, że oni się już do tych czworonogów przywiązali, ale ponieważ mają karmę i weterynarza za darmo, to wolą go nie adoptować, a trzymać przy sobie na wieczne nieoddanie. Bo naprawdę, NAPRAWDĘ nie widzę innego powodu takiej zacietrzewionej agresji. I naprawdę nie dziwię się, że ludzie, którzy pragną psa, ale nie chcą przy tym być z góry oceniani i traktowani jak idioci, i nie chcą mieć na karku wolontariusza kręcącego im się po domu jak smród po gaciach, wolą przygarnąć psa z prywatnego ogłoszenia. Drodzy wolontariusze, naprawdę zastanówcie się nad tym, czy to, że tak często psy do Was wracają, nie jest przypadkiem Waszą winą, bo swoim podejściem i zachowaniem doprowadzacie do tego, że dojrzali, odpowiedzialni i przygotowani do posiadania psa ludzie zwyczajnie nie chcą mieć z Wami niczego wspólnego - nie z Waszymi psami, a z Wami.

Odpowiedz
Udostępnij