Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Pracuję jako opiekunka osób starszych w domu opieki. Dzisiaj historia rodzinna o…

Pracuję jako opiekunka osób starszych w domu opieki.

Dzisiaj historia rodzinna o relacjach matka - syn.

Wśród innych pensjonariuszy jest u nas pani Melania. Malutka, okrąglutka, cieplutka, no, taka nasza kochana Melusia. Nie wiem, jak się Melusi życie udało, ale synowie to nie bardzo... Czterech ich podobno miała, jeden już nie żyje, dwóch jest cholera wie gdzie, no a jeden - Wacek niech mu będzie - nawet mamusię odwiedza. Nie za często, a dokładnie to raz w miesiącu - zaraz po tym, jak Melusia emeryturę dostanie.

Tu krótkie wyjaśnienie, bo nie każdy to musi wiedzieć - na poczet należności za pobyt w naszym domu opieki pensjonariusze oddają 70% swojej renty/emerytury (resztę kwoty dopłaca MOPS/GOPS/gmina), czyli 30% im zostaje. To ich pieniądze i nam nic do tego, w jaki sposób je wydają.

Wacek też wiedział, że 30% skromniutkiej emeryturki Melusi jest do jej dyspozycji. A pieniędzy potrzebował, oj potrzebował, bo co prawda "wino marki wino" jest tanie, ale żeby osiągnąć pożądany "stan nieważkości", to sporo ich trzeba wypić. Więc Wacek przychodził po pieniądze, a Melusia dawała. Bo to syn, bo odwiedza, bo jakiegoś bananka albo sok przyniesie, bo... bo go kochała po prostu. Z tych wizyt dwie pamiętam, o jednej sobie poczytałam w raporcie.

Wizyta 1:
Roznosimy obiad (osoby, które nie są w stanie zejść na jadalnię, jedzą w swoich pokojach, my [opiekunki] im ten obiad zanosimy). Po stwierdzeniu, że u Melusi siedzi Wacek, Dorota (najstarsza stażem) mówi z pewnym wahaniem: "Wiecie co, dziewczyny, poprośmy Wacka, żeby wyszedł na 10 minut, ja mam obawy, że on jej ten obiad zje." Wracamy się do pokoju, prosimy o opuszczenie pomieszczenia na czas obiadu, Wacek zaczyna się awanturować, że jak to tak, od mamusi go wyrzucają, z każdym wypowiedzianym przez niego słowem widać coraz wyraźniej, że jest napruty jak messerschmitt - jak udało mu się wejść w takim stanie, pozostaje do dziś jedną z nierozwiązanych zagadek ludzkości. No cóż, zamiast wyjść z pokoju na 10 minut, musiał opuścić w ogóle budynek, panienki lekkich obyczajów sypały się gęsto, ale poszedł.

Wizyta 2:
Przychodzi lekko żulowaty gość i mówi, że on z pilną sprawą do pani Melanii. Zaprowadzamy go, ale nie zostawiamy samego w pokoju z Melusią, bo coś nam mocno nie pasuje. Żulik widząc, że nie ma szans na rozmowę w cztery oczy, decyduje się jednak na wyjawienie misji, z którą przyszedł. Z jego mocno rozbudowanej opowieści wynika, że jest serdecznym przyjacielem, bratem krwi niemalże, Wacka i w/w przysłał go po pieniądze. Bo Wacek biedny, chory, na lekarstwa potrzebuje, leży w domu i ruszyć się nie może, leki potrzebuje wykupić, mama przecież pomoże? Nie wiem, czy by pomogła, czy nie, czy nabrała się na tę bajeczkę, bo w tym momencie ciśnienie nam mocno skoczyło i bezczelnie wcięłyśmy się w rozmowę, informując "przyjaciela", że pani Melania pieniądze posiada, ale w depozycie, w biurze, biuro czynne do godz. 15.00 (było po 16-tej), więc zapraszamy jutro do południa, najlepiej z receptami na te leki, których potrzebuje Wacek. Żulik się zmył w tempie ekspresowym, ale jeszcze tego samego dnia nastąpił ciąg dalszy, mianowicie "ciężko chory" Wacek próbował dostać się do nas tylnym wejściem od strony ogrodu. Hmm, jeśli stan upojenia alkoholowego jest chorobą, to faktycznie był bardzo chory, ledwie się na nogach trzymał.

Wizyta 3:
Tu akurat nie byłam bezpośrednim świadkiem zdarzenia, więc napiszę to, co sama wyczytałam w raporcie: "U pani Melanii był syn Wacek. Awanturował się, żądał pieniędzy, szukał ich po szafkach i po całym pokoju. Pani Melania bardzo płakała. Został wyproszony przez opiekunki, nie chciał wyjść, odgrażał się."

W sobotę zadzwonił ktoś z dalszej rodziny pani Melanii, prosząc o przekazanie jej, że Wacek nie żyje. Pijany zasnął gdzieś na mrozie i zamarzł. Nie wiem jak wy, ale ja mam mieszane uczucia... Z jednej strony dobrze - pozbyła się pasożyta, który nic jej nie dał oprócz problemów i łez. Z drugiej strony - to był jej syn, którego kochała, jedyny, który ją odwiedzał, z którym na pewno była mocno związana emocjonalnie. Bardzo mi żal. Nie Wacka, ale Melusi - płakała długo, zamówiła wieniec, na pogrzeb niestety nie pojedzie, zdrowie nie pozwala. I co tu jest piekielne? Życie? Śmierć? Czy każda z łez Melusi, których nie powinno być?

dom opieki

by Xynthia
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar toomex
4 30

Pozostaje pytanie, jaką matką była "Melusia", skoro tak jej się dzieci odpłacają?

Odpowiedz
avatar konto usunięte
11 19

@toomex: Prawda, mogła być złą matką i na starość jej się odwidziało. Albo była za dobra, też możliwe.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
17 19

@toomex: Ja tu raczej bym pytała gdzie był i jaki był ojciec

Odpowiedz
avatar Meliana
27 31

@toomex: Najprawdopodobniej zbyt łagodną, zbyt wyrozumiałą, zbyt kochającą, wycofaną i nie wymagającą niczego, żeby się ,nie daj Bóg, jeden synuś z drugim za bardzo nie przemęczyli. Równie istotnym, jeśli nie istotniejszym, pytaniem jest - jaki był ojciec Wacusia, że takiego elementu w porę nie przytrzymał za łeb? Równie miękki, czy wręcz przeciwnie - chlał i lał jak popadło, więc nieodrodny syn miał "wzór" do naśladowania?

Odpowiedz
avatar BlueBellee
11 15

@toomex: Mogła i być doskonałą. Nie tylko rodzice mają wpływ na człowieka.

Odpowiedz
avatar Pytajnik
3 3

@Drago: @Meliana: @BlueBellee: Ja mam teorie ze mogla byc matka bierna, czesto sie to zdarza przy wlasnie takich cichych, lagodnych, pokojowych matkach. Syn sie dobrze uczy - ojej, jak fajnie, jak milo, jestem dumna. Syn sie zle uczy - ojej, martwie sie ale nic nie powiem przeciez. Syn sie dobrze zachowuje w zyciu - ciesze sie, jak milo Syn zaczyna chlac - ojej, martwie sie, ale przeciez nic nie powiem. Rozumiecie to mam na mysli? Taka przekleta odmiana czlowieka co wogole nie reaguje aktywnie na to co sie dzieje obok. Taki typ matki co potrafi z jednej strony zajmowac sie wnukami jak syn/corka ladnie poprosza, z drugiej - kupowac alkohol mieszkajacemu z nia synowi chlorowi. Po prostu robi to o co sie o nia prosi albo oczekuje, bez wlasnego zdania, bez zadnej inicjatywy by porozmawiac o problemie albo radosciach. Szczerze nie cierpie takiego typu ludzi, sa tacy nieludzcy...

Odpowiedz
avatar Kirenne
16 16

W ramach historii o żywocie alkoholika często niestety dzieje się tak, że znajdzie się w okolicy taki sklepik, gdzie mimo stanu nieważkości sprzedają im te wóde.

Odpowiedz
avatar Ciejka
10 12

Takich "ludzi" jak on to nie szkoda, miałam takiego w rodzinie, był miły tylko jak chciał wódy albo fajek, tzn kasy na to, przez jego chore "gadanie" (pier.olenie) jego żona, a moja ciotka, będąc (prawdopodobnie) w stanie upojenia alkoholowego, wzięła się jakoś podpaliła (sadzimy, że specjalnie to zrobiła, bo kiedy akurat nie była upita, to narzekała na tego swojego UBka-jak to rodzinka go nazywała) podczas robienia obiadu, miała dużo oparzeń jakiegoś tam wysokiego stopnia i po kilku dniach zmarła w szpitalu. Cieszę się, że ten uj, bo nadal go nie lubię, zdechł... tylko szkoda, że dopiero po tym jak ciotka umarła, przynajmniej ich dorosłe już dzieci mogą żyć w spokoju, no dopiero po spłacie długu swoich rodziców za brak składek ubezpieczeniowych .

Odpowiedz
avatar mim
17 17

@Ciejka: Moja ciotka miała męża alkoholika. Niespełniony artysta, który potrafił tylko rzeźbić krasnale ogrodowe. Po rozwodzie powiedziała: "Jakbym miała kiedykolwiek władzę w tym kraju, to bym obniżyła do minimum akcyzę na wódkę, żeby oni wszyscy się potruli jak najszybciej i nie niszczyli życia innym". Cóż, może trochę racji w tym jest.

Odpowiedz
avatar mim
10 10

Matką była prawdopodobnie bardzo kochającą. Tylko matka która bardzo mocno kocha swoje dzieci wybacza brak odwiedzin i wierzy w kłamstwa szyte tak grubymi nićmi.

Odpowiedz
avatar Morog
2 10

Jakoś trudno mi uwierzyć że pozostałe dzieci tak o przestały bez powodu odwiedzać matkę

Odpowiedz
avatar Armagedon
7 11

@Morog: Nie, no powód był niewątpliwie. Murzyn zrobił swoje - murzyn może odejść. Skromniutka emeryturka, zapewne brak własnościowej chaty, o którą warto by zabiegać, żeby matka nie wydziedziczyła - to też są przecież dobre powody. Coś mi się wydaje, Morog, że gdyby pensjonariuszem domu opieki był starszy pan, ojciec czterech córek, z których tylko jedna odwiedzałaby tatusia i tylko w celu wycyckania paru groszy - to te córki byłyby ostatnimi sukami i szmatami, a pan starszy biednym, wykorzystanym, opuszczonym i pokrzywdzonym człowiekiem. No tak już masz. Całe zło tego świata - to kobiety. A zaczęło się już w Raju, kiedy to pierwsza baba zerwała zakazany owoc. A mnie "jakoś trudno uwierzyć", żeby sympatyczna babcia, o której autorka mówi "malutka, okrąglutka, cieplutka, no, taka nasza kochana Melusia" była wcześniej podłym babskiem, co to swoich czterech synów, dla wygody życia, pognała kiedyś na cztery wiatry. W dodatku dopracowała się jakiejś emerytury, więc chyba nie była ani menelką, ani pasożytem, ani obibokiem "ciągnącym z cudzych kieszeni".

Odpowiedz
avatar Morog
-2 6

@Armagedon: A może jednak sympatyczna starsza pani nie było ani dobrym człowiekiem ani dobrą matka i dlatego dzieci nie chcą mieć z nią nic wspólnego.

Odpowiedz
avatar bloodcarver
3 7

Oj nie udało się jej wychowanie synów, nie udało :( Rozumiem, że to nie tylko rodzice, ale skoro na trzech żaden nie wyszedł na ludzi, to coś w tym musi być.

Odpowiedz
avatar mamaote
5 5

@bloodcarver: nie wiadomo co z pozostałymi synami. Moze sa kims? Tylko jeden sie stoczył? Sama znam ludzi, ktorzy sa bogaci, maja wyksztalcenie - dzieki matce ktora ciezko harowala cale zycie, a kiedy matka była stara ischorowana zapomnieli...

Odpowiedz
avatar digi51
7 9

@mamaote: jak bogaci i wszykształceni by nie byli, jeżeli mają w tyłku własną matkə, to ciężko powiedzieć, że wyszli na ludzi. Chyba, że im matka w przeszłości jakąś ogromną krzywdę wyrządziła.

Odpowiedz
avatar mamaote
-1 1

@digi51: Bardziej z tym, że wyszli na ludzi chodziło mi, że może są wykształceni,mają firmy swoje czy są na wysokich stanowiskach, że nie są biedni czy jak jeden z synów menelami.

Odpowiedz
avatar rodzynek2
7 7

A, czy takich ludzi pokroju Wacka i tego kolegi żulika nie da się jakoś nie wpuszczać do domu opieki? Wiem, że Wacek to rodzina, ale mimo wszystko tacy ludzi i pijani i na kacu, czy innym głodzie mogą być niebezpieczni dla Waszych podopiecznych.

Odpowiedz
avatar Xynthia
4 4

@rodzynek2: Konkretnej osoby, która sobie już jakoś "nagrabiła" u nas, możemy nie wpuścić. I też nie do końca, bo jak się uprze, to wejdzie, nikt nie może zabronić komuś odwiedzin u rodziny. Tylko jak jest pod wpływem alkoholu, to uda się nie wpuścić, i to też tylko na zasadzie: Jest pan pijany i ja pana nie wpuszczę - gość robi awanturę - my dzwonimy na policję albo straż miejską, że pijana osoba awanturuje się i próbuje wtargnąć do domu - gość się zmywa najpóźniej na widok policji. Nie mamy prawa kontrolować gości i decydować, kogo wpuścić, a kogo nie, jak pisałam w mojej poprzedniej historii, to nie jest więzienie o zaostrzonym rygorze, tylko dom opieki. Z dużym naciskiem na DOM. Więc (tak, wiem, nie zaczyna się zdania od "więc") to, że czasem zdarza się "problematyczny" gość, nie może wpływać na to, żeby goście całej reszty pensjonariuszy czuli kontrolowani i weryfikowani, czy są godni przekroczyć progi naszego przybytku. Na Wacka od samego początku uważaliśmy, ale odwiedzin nie mogliśmy mu zabronić.

Odpowiedz
avatar PrincesSarah
-2 10

Była dobrą matką, która pozawala dorosłemu synowi zabierać kasę z portfela i zabierać jej obiad? Trolujecie czy jak? Niestety jak sobie wychowała tak urosło, a widać w tym stopniu alkoholizmu, że Wacek z alkoholem był blisko od wielu lat i to pewnie zaczął w wieku, kiedy można było zapobiec tragedii. A to że ojca w tej całej historii nie ma rzutuje na całokształt tego jakie te dzieciaki miały życie.

Odpowiedz
avatar BlueBellee
7 7

@PrincesSarah: Co Ty gadasz w ogóle? Pozwalała, bo jest stara, schorowana (skoro nawet na ten obiad nie dała rady zejść), a ten syn był jedynym, który ją odwiedzał? Trochę empatii. Nie, to nie taka zupa z Azji. Powtarzam: wychowywać mogła doskonale, ale to nie zawsze wystarczy. Różne czynniki "tworzą" dorosłego człowieka. I skąd taki wniosek odnośnie alkoholizmu? Do takiego stanu nie trzeba się doprowadzać kilkadziesiąt, czy nawet kilkanaście lat. Bo rozumiem, że uważasz, że można temu było zapobiec jedynie, kiedy był w wieku nastoletnim, pod kuratelą matki. O matko. Ojciec mógł zwyczajnie umrzeć np. na zawał, nawet kilka lat wcześniej, niż dzieje się ta historia. Albo 30 lat wcześniej. A co do ostatniego zdania (po którym ręcę mi opadły): sama piszesz, że nic o ojcu nie ma, więc skąd wniosek, że wychowywali się bez? Zresztą czy rodzina bez ojca jest jakaś patologiczna, od razu oznacza mega trudne dzieciństwo?

Odpowiedz
avatar szafa
1 1

Dlatego zawsze mnie bawi reakcja ludzi na fakt mojej zamierzonej bezdzietności: "Ale kto Ci pomoże na starość?!" "Na starość zostaniesz całkiem sama!". Tak jakby posiadanie dzieci gwarantowało cokolwiek.

Odpowiedz
Udostępnij