Skoro w temacie szkolnym ostatnio się poruszamy - sytuacja z początku miesiąca. Cofnijmy się więc do tamtych dni.
Powróciłam w mury mej dawnej podstawówki. Na jakieś 20 minut i zdążyłam sobie przypomnieć, jakie to miejsce jest ograniczone. Oczywiście nauczycielki przez tyle lat pozostały te same. Ja mam obecnie 22 lata. Już za moich czasów były one starej daty, ale nadal nauczają. Niestety nauczają też moją siostrę.
Zaczęłam zupełnie od tyłu, więc już rysuję wam sytuację. Akurat wyszło tak, że prawie miesiąc miałam wolnego w lutym - błogosławione 0 i przedmioty roczne. Wróciłam więc do rodzinnego domu wraz z połową dobytku. Młoda miała do przerobienia lekturę. Ponarzekała, że oczywiście w bibliotece szkolnej nie ma, bo już inna klasa ją przerabia, a ona ma ją przynieść na przyszłą lekcję. W domu zaczęła czytać jej streszczenie, a ja znalazłam ją na wolnych lekturach. Jako, że jestem posiadaczką czytnika e-booków, zrzuciłam Młodej lekturę i wysłałam do szkoły.
Powrót Młodej - ona wściekła, a w zeszycie uwaga do podpisania przez mamę. Moja ukochana polonistka, na którą i Młoda trafiła, skonfiskowała czytnik. Jak napisała w uwadze "Młoda nie zajmuje się zadaniem na lekcji, tylko bawi się tabletem. Kłamie, że trzyma tam książkę".
Tak się bawić nie będziemy. Poszłam do podstawówki i do sekretariatu - oni żadnego sprzętu od polonistki nie dostali. Musiałam przyjść w godzinach urzędowania polonistki, bo najprawdopodobniej zabrała sprzęt ze sobą.
Drugi dzień - 20 minut wykłócania się z polonistką. Jako, że kiedyś to ja byłam tą cichą spokojną uczennicą, to miała niezłe zdziwienie, że jej była uczennica podważa jej autorytet. Ba, że grozi jej zawiadomieniem prokuratury o przywłaszczeniu sprzętu. Bo uwaga, polonistka zabrała mój czytnik do domu i nie spodziewała się, że ktoś po niego tak szybko przyjdzie. Potem stwierdziła, że odda go tylko prawnemu opiekunowi. Dopiero gdy już miałam dzwonić na policję, że jest taka, a taka sytuacja, obiecała zwrócić go na następnej lekcji Młodej.
Nie zwróciła, ale dała jej notatkę, że mama ma przyjść go odebrać do sekretariatu. Nie ja, a moja rodzicielka. Sekretariat czynny do 15, a mama kończy pracę o 16. Dała mi upoważnienie i poszłam po czytnik. Leżał luzem w pudełku sekretarki, z którego mogłam sobie go swobodnie wyciągnąć, bo był zaraz na wejściu. W dodatku w podstawówce nadal kamer nie ma. Zwróciłam na to uwagę, a sekretarka przyznała mi rację, ale ona nie ma gdzie takiego pudła ze sprzętem uczniów dać, bo dyrektor nie chce brać na siebie odpowiedzialności, a więc zamykane szafy odpadają.
Ręce opadają.
czytnik vs szkoła
W sumie to mam tylko pytanie, czemu siostra czytała lekturę na lekcji. Nigdy nie było wolno. Lektury czytało się wcześniej. Na lekcji się je omawia.
Odpowiedz@jo73: Na moich lekcjach polskiego czasami jedna osoba czytała na głos jakiś fragment, więc może siostra Autorki akurat szukała jakiegoś.
Odpowiedz@Marcelinka:Autorka wyraźnie napisała, w jakich okolicznościach nastąpiło zarekwirowanie czytnika....
Odpowiedz@jo73: Ja przez wszystkie lata mojej edukacji przerabiałam książkę na lekcjach na zasadzie-czytamy całość w domu, a na lekcji określone przez nauczycielkę fragmenty np. charakterystyka Izabeli Łęckiej lub jeśli była trudność ze zrozumieniem tekstu-całe fragmenty. Praktycznie całość Zemsty czytaliśmy fragmentami na lekcji, bo po lekturze w domu mało kto ogarnął, że awantura jest tylko o głupi murek :D
Odpowiedz@jo73: Rozumiem, że po przeczytaniu znasz całą książkę na pamięć i nie potrzebujesz kopii na lekcji, żeby przypomnieć sobie omawiany fragment?
Odpowiedz@pasjonatpl: Nigdy nie potrzebowałam ksiązki do omawiania nieistotnych fragmentów. Szczerze Wam współczuję.
Odpowiedz@jo73: "Młoda nie zajmuje się zadaniem na lekcji, tylko bawi się tabletem. Kłamie, że trzyma tam książkę" A jakie było to zadanie? Bo ja tej informacji w tekście nie znalazłam. Zadanie mogło polegać na znalezieniu jakiegoś fragmentu i: 1) przeczytaniu go, 2) wypisaniu w zeszycie cech bohatera albo wyglądu stołu, albo czegoś jeszcze innego 3) znalezieniu w tym fragmencie jakieś konkretnej informacji. Albo nawet jeszcze na czymś innym związanym z treścią książki. Z tekstu wywnioskowałam, że skoro siostra Autorki do wykonania zadania używała czytnika, to żeby wykonać zadanie potrzebny był do tego fragment książki.
Odpowiedz@Marcelinka: Serio, nie zrozumiałam ani problemu ani jego rozwiazania. Ludzie - czy wy wiecie o co właściwie walczycie?
Odpowiedz@jo73: A czy Ty wiesz na czym polegało zadanie, które nauczycielka kazała uczniom zrobić?
Odpowiedz@jo73: Skoro według Ciebie na lekcjach absolutnie nie robi się zadań, które wymagają przeczytania pewnych fragmentów lektury, to czemu się nie doczepiłaś tego, że tę książkę w ogóle kazano przynieść? Może dlatego, że to logiczne, że skoro trzeba przytargać, to po to żeby do niej zaglądać, a więc Twój komentarz jest kompletnie pozbawiony sensu? I to, że może u Ciebie było inaczej, nie oznacza, że "nigdy nie było wolno".
Odpowiedz@jo73: Czyli masz fotograficzną pamięć, albo nic nigdy nie czytałeś. Ewentualnie kończyłeś OHP, gdzie omawianie lektur rzadko miało miejsce.
Odpowiedz@jo73: Bo takie było polecenie nauczyciela.
OdpowiedzTrzeba było zadzwonić i byłby spokój.
Odpowiedz@krzyssp: Że niby kto miałby spokój?
Odpowiedz@SzatanWeMnieMocny: Na policję, żeby nauczycielce nosa utrzeć.
OdpowiedzNo OK, mam jeszcze jeden komentarz - czytanie czegokolwiek na lekcji, kiedy nauczyciel tłumaczy, niezależnie od faktu, czy to książka, tablet, czy cokolwiek innego, to oznaka lekceważenia nauczyciela, który właśnie omawia temat. Nie wnikam w fakt zatrzymania sprzętu - oczywiście nie powinien być przetrzymywany dłużej niż do momentu zakończenia lekcji. Ale na litość - lekcje są po to, żeby ich słuchać.
Odpowiedz@jo73: Nie wiem jak u Ciebie wyglądało przerabianie lektury, ale u mnie była to praca z książką typu wyszukanie opisów postaci do charakterystyki itp więc ciężko byłoby to zrobić nie wertrując książki na lekcji (nie mówię o czytaniu dopiero)
Odpowiedz@Always_smile: OK, więc u mnie już trzeba było znać interpunkcję. Będę złośliwa: u Ciebie jest niepełna :) Więc może Pani Nauczycielka miała rację?
Odpowiedz@jo73: A u mnie trzeba było umieć czytać ze zrozumieniem. Gdzie Ty masz w historii, że nauczycielka właśnie omawiała temat?! Przecież jasno jest napisane, że robili zadanie.
Odpowiedz@jo73: Lekcja to nie tylko słuchanie tego co mówi nauczyciel.
Odpowiedz@jo73: Parafrazując autora komentarza czyli Ciebie... ale na litość, literki są po to by je nie tylko składać w wyrazy a później w zdania ale także po to, by czytać ze zrozumieniem więc zacznij. Bredzisz, brniesz bo nie rozumiesz co próbują Ci wyjaśnić pozostali tu komentujący czy po prostu nie potrafisz się przyznać do błędu?
Odpowiedz@Iceman1973: Pewnie już się nie odezwie. Sądząc po "Pani Nauczycielka" (jak ja nie cierpię nadużywania dużej litery) sama "uczy" lub ma wśród bliskich kogoś równie "zbetoniałego", kto wykonuje ten zawód, a więc jednorazowo napisała tyle bzdur ile można i zwiała przed argumentami. Jak ja uwielbiam takich ludzi ;)
OdpowiedzByłoby fajnie, gdybyście zrozumieli, także tych pogardzanych przez Was nauczycieli, co to nie rozumieją co to tablet, internet i nowoczesność. Pewnie - często nie rozumieją. Ale, wiecie, patrząc na ilość błędów ortograficznych, gramatycznych i w ogóle - logicznych... To Wy nie zrozumieliście ICH.
OdpowiedzCóż. To chyba idealnie pokazuje, w jakim stopniu owe nauczycielki dostosowały się do dzisiejszych czasów. https://www.youtube.com/watch?v=2PPf3aaZmUw
Odpowiedz@pasjonatpl: @pasjonatpl: a czemu miałyby się dostosowywać do niższych standardów?
Odpowiedz@jo73: Dlaczego niższych? Też posiadam czytnik i przeczytałem na nim sporo książek, a także materiałów wysyłanych przez wykładowców (drukowanie byłoby co najmniej uciążliwe, a czytanie dłuższego tekstu z monitora to nie dla mnie). I wiesz co? Oświecę cię. Po przekonwertowaniu jakiegokolwiek tekstu w format obsługiwany przez czytnik treść pozostaje dokładnie taka sama. Dla mnie nie ma znaczenia, czy czytam książkę z czytnika czy w wersji papierowej. Pamiętam i rozumiem tyle samo. Na dodatek jest mniejszy problem z dostępnością (to, że w bibliotece jest tylko kilka egzemplarzy, przestaje być problemem, jeśli można też ściągnąć wersję cyfrową) i czytnik cały czas waży tyle samo, a wraz z rosnącą liczbą książek, rośnie też waga. A książki sporo ważą, co się wyraźnie odczuwa w razie przeprowadzki. Jedyny prawdziwy minus czytnika polega na tym, że trzeba go co jakiś czas ładować. Minus w przypadku wyprawy w plener dłuższej niż kilka dni. Więc wytłumacz mi, dlaczego twoim zdaniem używanie takiego urządzenia to niższy standard? Masz jakieś sensowne wytłumaczenie, czy też zatrzymałeś się na tym samym etapie rozwoju, co nauczycielki?
Odpowiedz@pasjonatpl: Bo czytanie traci magię jak nie można przewracać pożółkłych, zniszczonych kartek z bazgrołami. Przecież to jasne. A targanie kolejnej książki ze sobą - no przecież skolioza jest w modzie.
Odpowiedz@dayana: Tym bardziej jestem za czytnikiem. Pożókłe kartki są ok, ale za bazgroły, o ile nie są to bezcenne notatki jakiegoś naukowca czy artysty, to bym nogi z d...y powyrywał.
Odpowiedz@pasjonatpl: Sorry, że Cię tak męczę i się przyczepiłam, ale to jest kobieta. A komentarze - tak ogólnie wnioskuję po wypowiedziach - czytasz ;) @dayana komentarze jo73 są w ogóle od czapy, ale też lekko pojechałaś. Mowa jest o lekturach. Gdzie Ty w druku masz bazgroły?! W ogóle bazgroły w połączeniu ze starym, pożółkłym papierem? Chyba jakieś rękopisy czy coś? Krytykuj, ale z głową. Też uważam, że czytniki to dobry pomysł, bo są lżejsze od książek, ale o ile bez neta, bo jednak dzieciaki (nie wszystkie, ale nie oszukujmy się), by pewnie korzystały, do tego mam dwa "ale": nie każdego stać, żeby dziecku kupić, a do tego czy pobieranie książek nie jest płatne? Serio pytam, bo czytnika w rękach nie miałam. Chociaż ogólnie naprawdę uważam, że to dobre rozwiązanie, żeby nie nosić ciężarów. Brzmisz trochę jakbyś miała awersję do książek. Trochę mnie to dziwi. Osobiście uwielbiam zapach zarówno tych "starych, pożółkłych", które nie wiem co Ci zrobiły, jak i pachnących nowością. I o wiele wygodniej mi z prawdziwą książką. Czytam na lapku lub telefonie, tylko wtedy, kiedy czytanie serii mnie zmusza ;)
Odpowiedz@BlueBellee: Są bazy z darmowymi książkami. Możesz też mieć wykupiony abonament na biblioteki internetowe-np. legimi. Oczywiście możesz też kupić pojedyncze tytuły, ale w perspektywie czasu lepszy jest jakiś abonament. Niektóre biblioteki stacjonarne również mają umowę z tymi ebookowymi i udostępniają kody na abonament swoim czytelnikom. Nie wiem jak w innych czytnikach, ale w Kindlu, którego ja posiadam, przeglądanie neta nie jest super. To jest bardzo prosta przeglądarka internetowa. Odpalisz wikipedię itd, ale żeby np. fejsa przeglądać z przyjemnością to już raczej sprawa dyskusyjna. I czytniki łączą się z internetem (chyba) tylko przez wifi, więc musiało by być takie w szkole, aby korzystać z internetu. Ewentualnie ruter wifi z telefonu, ale to szybko zjada baterię :D
Odpowiedz@BlueBellee: No tak. Przeoczyłem jeden zminusowany komentarz, z którego można było odgadnąć płeć "jo73". Komentarz dayany o bazgrołach odebrałem jako sarkazm. Jak wspomniałem wcześniej, dla mnie nie ma różnicy między czytaniem z czytnika a z książki. A do kupienia takiego zostałem poniękad zmuszony, jak zacząłem studia na obczyźnie. Wykładowcy są bardzo pomocni i udostępniają mnóstwo materiałów, ale w wersji cyfrowej. Więc miałem do wyboru 3 opcje, czytać z monitora (po jakimś czasie miałbym wzrok jak Stępień z 13 Posterunku), drukować (spore koszty tuszu i cały pokój zawalony materiałami) albo kupić czytnik. Wybrałem ostatnią opcję i to był najlepszy wybór. Ale popełniasz zasadniczy błąd porównując te urządzenia z telefonami czy laptopami. Cała idea czytnika polega na tym, że nie psuje wzroku jak monitory, tablety itp. Po prostu albo w ogóle nie ma podświetlania i potrzebujesz zewnętrznego źródła światła, żeby coś czytać (tak samo jak z książką), albo jest podświetlanie, ale skierowane na ekran. Efekt jest taki, że po próbie przeczytania dłuższego artykułu na monitorze czuję się zmęczony, jakbym całą noc wkuwał prawo albo coś równie fascynującego, a na czytniku przeczytałem kilkadziesiąt książek i wzrok mi się od tego nie pogorszył.
OdpowiedzJa bym dzwonił na policję przy pierwszej sytuacji gdy szkoła nie chce oddać czytnika czyli jeszcze u dyrektorki. Nie ma co się cackać.
OdpowiedzSama uwielbiam korzystać z czytnika, ale nie uważam by był on dobrym rozwiązaniem jako zamiennik na lekcjach. Po pierwsze dzięki czytnikowi łatwiej znaleźć fragment książki co jest trochę nie fair wobec innych uczniów, po drugie czytniki np. mój mają dostęp do internetu więc też można bezkarnie ściągać odpowiedzi. Nie twierdzę, że Twoja siostra oszukiwała czy miała taki zamiar, ale przecież reszta dzieciaków mogła sobie e-booki zrzucić na smartfony i czy również mogły by korzystać z telefonu na lekcji? Szczerze, nie sądzę. Nauczycielka oczywiście nie powinna zabierać sprzętu (chyba, że regulamin szkoły mówi co innego i dać wtedy do sekretariatu) a jedynie poprosić by uczeń schował urządzenie.
Odpowiedz@Yenefer: Jak się chce oszukiwać, to się zawsze znajdzie sposób, nie trzeba do tego mieć urządzeń "oficjalnie" na ławce. A moim zdaniem lepiej mieć już ten nieszczęsny czytnik i móc pracować na lekcji, niż nie mieć w ogóle możliwości, bo nie ma jak wypożyczyć książki. W historii jest co prawda tylko o braku lektury w bibliotece szkolnej, ale przecież nawet we wszystkich filiach bibliotek publicznych nie ma zapewne tylu egzemplarzy, aby wszyscy uczniowie danej miejscowości, przerabiający akurat książkę, mieli możliwość wypożyczyć.
Odpowiedz@Yenefer: U mnie w liceum był taki system, że każda klasa przerabiała lektury w innej kolejności, żeby nagle cała szkoła nie rzucała się na ograniczoną ilość tej samej książki w bibliotece. W historii jest wyraźnie napisane, że system polegał na "biegnijcie szybko do biblioteki zanim druga grupa wypożyczy". Tym samym stoimy przed wyborem takiej "ksiązki" a brakiem książki i wybór jest chyba oczywisty.
OdpowiedzNie wspomniałaś w swojej historii o najważniejszym, czyli o tym, ze polonistka nie potrafiła nauczyć was wyrażania mysli w formie pisemnej w ojczystym języku, co doskonale widać na przykładzie twojej historii.
OdpowiedzTo, że niektórzy nauczyciele nie chcą korzystania z czytników na lekcji nie świadczy od razu o tym, że są staromodni, dużo z nich po prostu sobie tego nie życzy bo faktycznie, ktoś może bawić się czytnikiem, tabletem, smartfonem itd., zamiasy uważać. I błagam nie rób z siebie takiej pierdoły i nie ucz tego swojej siostry - książki nie ma w domu i bibliotece szkolnej to nie ma jej nigdzie? Są biblioteki miejskie, a nawet jeśli - mogła przeczytać lekture w domu na czytniku a na lekcji usiąść z osobą która książkę ma przy sobie
Odpowiedz