Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Ah... WF :) Wiedziałam, że nie tylko ja miałam przykre doświadczenia z…

Ah... WF :) Wiedziałam, że nie tylko ja miałam przykre doświadczenia z nauczycielami tego przedmiotu, ale widzę, że skala jest spora...

Nigdy nie byłam dobra z WF-u. Byłam drobna i raczej niska, przez co wszystkie sporty drużynowe były dla mnie raczej katorgą niż przyjemnością. Byłam tym typowym ciaptakiem wybieranym na końcu, aczkolwiek rówieśnicy się ze mnie nie naśmiewali bo widać było, że naprawdę się staram, po prostu mi nie wychodzi.

Przykładowo, umiałam zrobić piękny dwutakt i trafić do kosza z wyznaczonego miejsca, ale podczas gry nic z tego już mi nie wychodziło. Umiałam podbijać piłkę od siatki ale podczas gry bałam się siły z jaką większe i silniejsze koleżanki grały i po prostu uciekałam (w dwa ognie byłam nie do pokonania właśnie przez uniki). Jak już ktoś wspomniał, praktycznie przez wszystkie lata nauki wałkowało się siatkówkę i kosza, a szkoda, bo jak się okazało, byłam dobra ze skoku wzwyż, strzelania z łuku i naprawdę dobrze pływałam. Tylko co z tego, jak tylko kosz-siatka-kosz-siatka.

I tutaj wkracza moja nauczycielka od WF-u (to była 5-6 klasa podstawówki), która tak skutecznie zniechęciła mnie do zajęć WF-u, że kiedy miałam poważny wypadek i lekarz dał mi wybór odnośnie całkowitego zwolnienia z WF-u, nie wahałam się ani chwili. Postawiła sobie za cel, że nauczy mnie grać w siatkę, bez względu na wszystko. Niby fajnie, że się ktoś nad tobą pochyla, ale szkoda, że w taki sposób.

Jak nauczyć 10-letnie dziecko nie bać się lecącej piłki? Całej klasie kazała usiąść na ławeczkach, mnie postawiła na środku sali gimnastycznej i obwieściła, że osobiście będzie na mnie serwować tak długo, aż odbiję tą piłkę porządnie i bez lęku (oprócz reguł gry nie pokazała nam nic, nawet jak trzymać prawidłowo ręce). Jeśli będę się uchylać albo odbiję źle, całej klasie kazała się ze mnie głośno śmiać. Szczerze mówiąc nie wiem, czy serwowała z siła dorosłego, czy mniejszą, pamiętam tylko swoje przerażenie.

Przy trzecim serwie piłka leciała prosto w moją twarz, nie chciałam się uchylać, chciałam mieć to po prostu ze sobą, więc na ślepo wyciągnęłam ręce 'w koszyczek', zamknęłam oczy i czekałam... Piłkę odbiłam, chyba przypadkiem, ale przez złe ułożenie rąk i siłę serwu, po spojrzeniu na bolącą rękę już wiedziałam, że coś jest nie tak - mały palec sterczał pod bardzo dziwnym kątem. Nauczycielka zadowolona, bo 'jak się chce to się jednak potrafi', nie puściła mnie do domu, a palec skomentowała, że zawsze taki był. Wtedy nie było jeszcze telefonów komórkowych, więc dopiero po lekcjach i przyjściu do domu mogłam opowiedzieć mamie co się stało.

Na pogotowiu potwierdzili, że palec jest złamany, dodatkowo przez późną reakcję coś się tam poprzemieszczało i przez 6 tygodni chodziłam z palcem w gipsie i szynie, wyglądałam jak transformers po przejściach :) Awantura jaką moja mama zrobiła wtedy w szkole do dzisiaj jest tam pamiętana. Co ciekawe, nauczycielka dalej uczy w tej szkole, ale nigdy nie udało jej się podnieść kwalifikacji zawodowych, ciągle oblewała egzamin.

Jak już ktoś wspomniał, też nie rozumiem tego parcia na sporty, gdzie nauczyciel rzuci piłką, powie 'grajcie' i ma wszystko w pompie. Są akcje wspierające ruch, ale co z tego, jak po wyjściu ekipy telewizyjnej czy sportowców, wszystko wraca do normy. Jest tyle ciekawych dyscyplin, może akurat odkryłoby się jakiś talent? Potem tylko wszyscy narzekają, że nie ma nas kto reprezentować na olimpiadzie - no nic dziwnego, jak przykładowo na nartach 95% dzieci uczy się jeździć tylko dlatego, że rodzice w weekend zaprowadzili je na stok, a z łuku można spróbować postrzelać przy okazji jakiegoś festynu... Szkoda...

by Korpomama
Dodaj nowy komentarz
avatar Korpomama
13 15

@Kikai: Nie :) miałam wypadek w wyniku którego miałam dwie operacje rzepki (kolano), do dzisiaj nie jestem w stanie uklęknąć i zrobić pełnego przysiadu, pomimo rehabilitacji. Palec to pikuś, jak to mówią-'paluszek i główka, to szkolna wymówka' ;)

Odpowiedz
avatar Kikai
1 7

@Korpomama: Ok, dzięki za wyjaśnienie, bo na myśl o palcu jako potencjalnym powodzie całkowitego zwolnienia popadłam w stupor. :)

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 20 lutego 2018 o 12:32

avatar MyCha
5 9

@Kikai: Z drugiej strony ze złamanym palcem w koszykówkę, a tym bardziej w siatkówkę grać się nie da. Ogólnie to poza samym bieganiem po bieżni niewiele się na WF da zdziałać bez jednej ręki, więc zwolnienie czasowe z WF na pewno dziewczyna dostała.

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
4 4

@MyCha: Nie mówiąc o tym, że ze złamanym palcem na ręce, którą ktoś pisze, może spowodować poważne zaległości w zaliczeniach. Nigdy nie miałem żadnego złamania, ale trzymanie długopisu i pisanie musi być co najmniej bolesne.

Odpowiedz
avatar Meliana
8 10

W tych wszystkich szkolnych piekielnościach, których obecnie jest wysyp, dziwi mnie tylko jedno - zdziwienie, że szkoła nie pilnuje samooceny uczniów, że nie odkrywa talentów, nie kształci geniuszy i olimpijczyków... A czy przypadkiem to wszystko nie należy do obowiązków RODZICIELSKICH? Pokażcie mi jednego sportowca, naukowca, noblistę, który sukcesy odniósł WYŁĄCZNIE dzięki wsparciu szkoły - obawiam się, że może być cokolwiek trudno. Poczytajcie życiorysy chociażby Lewandowskiego, Małysza, czy Kowalczyk - szkoła ich odkryła? To rodzic ma wychowywać i kształtować swoje dziecko od urodzenia, to rodzic ma poszerzać horyzonty dziecka i w końcu to rodzic ma wspierać dziecko w obranej drodze. W końcu zna to dziecko najlepiej. Rodzic, a nie nauczyciel, który takich dzieciaków ma po 20 w każdej klasie, a klas ma 5 albo i więcej. Droga Autorko, piszesz, że "okazało się", że jesteś dobra w pływaniu, skoku wzwyż i łucznictwie. Jak się to okazało? Ot tak, czy może ktoś Cię na ten basen zaprowadził? Kto dał Ci tyczkę i łuk do ręki i czemu tego nie popchnęłaś, skoro byłaś w tym dobra?

Odpowiedz
avatar nasturcja
9 17

@Meliana: To skoro szkoła nie może pomóc to czy mogłaby przynajmniej nie przeszkadzać? Może autorka byłaby mistrzynią siatkówki gdyby ktoś spróbował ją jej nauczyć.

Odpowiedz
avatar Korpomama
11 13

@Meliana: Byłam dobra, ale nie wybitna, lubiłam sport jako odskocznię od codziennych obowiązków, a nie podstawowy kierunek rozwoju. Zgadzam się, że wychowują rodzice i to oni powinni w pierwszej kolejności pokazywać dziecku świat i różne możliwości rozwoju, ale moim zdaniem zajęcia WFu powinny uczniów zachęcać do ćwiczeń i tego odkrywania. Przy obecnym podejściu nauczycieli, nic dziwnego, że nawet za namową rodziców, dzieci nie chcą próbować czegoś innego, są po prostu skutecznie zniechęcone...

Odpowiedz
avatar konto usunięte
11 13

@Meliana: Szkoła współwychowuje,bo dzieciak musi tam spędzać pół dnia.

Odpowiedz
avatar majkaf
10 14

@Meliana: popieram Twoje zdanie. Ale dziwi mnie jeszcze jedno - jak autorka wyobraża sobie np. naukę jazdy na nartach w szkole? Kto zapłaciłby za wypożyczenie sprzętu, dojazd na stok, odpowiednią odzież (zaraz posypałyby się skargi, że jak to ktoś ma sobie kupić osobne spodnie, to nie można w jeansach?!?!). I dlaczego tylko narciarstwo i łucznictwo? Ja np. uwielbiam jazdę konną. Dlaczego tego nie mogłoby być w ramach WF? Do tego saneczkarstwo, strzelnica, wspinaczka i na prawdę masę innych ciekawych dyscyplin. A to wszystko na koszt szkoły i w ramach kilku lekcji WF tygodniowo.

Odpowiedz
avatar Korpomama
11 13

@majkaf: Jeśli jest sztuczny stok w mieście, to skoro są wyjscia do teatru, to dlaczego i nie na stok? Jeśli jest dostęp do morza, to czemu nie zabrać dzieciaków i poćwiczyć sporty plażowe? Wiadomo, nie da się pokazać wszystkiego, ale czy to znaczy, że mamy nie pokazywać nic? Wiadomo, wszystko w granicach możliwości...

Odpowiedz
avatar Meliana
8 10

@Korpomama: A moim zdaniem, WF powinien pełnić rolę codziennej gimnastyki, pozwalającej utrzymać dziecku jakąś tam sprawność fizyczną. I wyrobić nawyk regularnego ruchu. Bo to podstawa, jeśli chcemy dyskutować o odkrywaniu jakichkolwiek dyscyplin sportu, które moim prywatnym zdaniem, powinno mieć miejsce w czasie wolnym. Z resztą, jak wyobrażasz sobie zorganizowanie takiego "odkrywania" w szkole? Przy 2, czy nawet 4 godzinach (lekcyjnych!) WF tygodniowo? Bo chyba raczej nikt nie będzie oczekiwał, że przy każdej szkole zostanie wybudowany sztuczny stok, stajnia, tor żużlowy, strzelnica, ścianka wspinaczkowa... I dziesiątki innych, żeby dzieciaki, gdyby już miały akurat ochotę, mogły sobie wybrać? @Day_Becomes_Night: szkoła ma przede wszystkim kształcić - bo to właśnie po to ten dzieciak jest tam na pół dnia posyłany. Żeby wynieść konkretną wiedzę. Od rozwiązywania problemów osobistych, wspierania pasji, leczenia zaburzeń, itd. są przede wszystkim rodzice. Jasne, że zawsze to lepiej, jak szkoła jest w stanie w tym pomóc, ale nie to jest jej głównym zadaniem.

Odpowiedz
avatar Korpomama
10 14

@majkaf: a są pokazywane? bo mi nigdy nie było dane spróbować skoczyć przez kozła, a o piłce nożnej w szkole mogłyśmy zapomnieć, bo 'to sport tylko dla chłopców i nie zrozumiemy zasad'... Biegi były, ale nawet nam nie mówiono na ile tylko 'biegniecie 4 kółka na czas'. pamietam tylko kosza, siatkę, biegi i w lecie po wielu prośbach grę w palanta albo dwa ognie. Mam naprawdę szczerą nadzieję, że to odosobniony przypadek, ale patrząc po innych historiach, szczerze wątpię... zaznaczam, że to też nie do konca wina nauczycieli, mają też plany nauczania które muszą realizować. To tak jak z historią- do dzisiaj pamiętam gdzie leżała starożytna Mezopotamia, bo na każdym etapie nauki zawsze zaczynało się od początku, ale na przykład o Wojnach Światowych usłyszałam tylko w liceum.

Odpowiedz
avatar Korpomama
10 12

@Meliana: nie chodziło mi o to, żeby na każdych zajeciach było coś nowego, to nie o to chodzi. Nie na każdym języku polskim chodzi się do teatru i nie na każdej biologii idzie się do oceanarium. Skoro na innych przedmiotach można było wyjśc, żeby tym dzieciom coś pokazać, to dlaczego WF jest wyjątkiem? Albo nie wiem, w badmintona chyba też mozna pograć w szkole? czy pokazać taniec z szarfą, chyba miejsce jest? Chodzi mi o pokazanie pewnej alternatywy, nie oczekuję, że WFista przytarga do szkoły konia, żeby dzieci mogły pojeździć... Co do Twojego pierwszego akapitu, zgadzam się całkowicie, podstawą WFu jest wyrobienie dobrego nawyku, tak jak podstawą polskiego jest umiejętność pisania i czytania. Tylko oprócz podstawowych zadań są jeszcze inne...

Odpowiedz
avatar Meliana
-3 11

@Korpomama: To chyba, jak zawsze z resztą, zależy od szkoły i od nauczyciela prowadzącego dany przedmiot. O ile wiem, moja wioskowa szkoła organizuje np. wycieczki w góry, czy obozy narciarskie, z tym, że nie w ramach szkolnego wf-u. A co do podstaw i zadań dodatkowych... patrząc na poziom sprawności fizycznej i ilość ruchu obecnych 7-14 latków, pokazywanie takich alternatyw jest trochę jak dawanie do poczytania Hamleta dziecku, które ledwo sylabizuje, czy zabieranie do filharmonii dzieciaka, który nie wie jak wyglądają nuty i "do-re-mi" nie potrafi czysto zaśpiewać...

Odpowiedz
avatar babubabu89
9 13

@Meliana: Trochę słaby przykład, bo szkołę skończyłem dawno i nie wiem jak wyglądają nuty, nie wiem po co jest do-re-mi, a moje śpiewanie powinno być zakazane przez konwencję genewską jako broń masowego rażenia, a do filharmonii bym poszedł chociażby z ciekawości (rozglądam się za biletami).

Odpowiedz
avatar Bryanka
7 7

@Meliana: Powiem Ci tak z własnego doświadczenia... Wszystko co osiągnęłam w sporcie zawdzięczam prawie wyłącznie moim trenerom. Pierwszy(dzięki któremu podjęłam decyzję o pracy w zawodzie), musiał bardzo długo moją mamę przekonywać, żebym rozwijała się sportowa. Zależało mu na tym i do końca życia będę mu wdzięczna. Drugi trener również traktował mnie poważnie i był dla mnie jak starszy brat, którego zawsze chciałam mieć. Trzeci trener zrobił wszystko, żebym nie przerwała treningów i startów nawet jak nie miałam kasy na to. Utworzył dla mnie coś w rodzaju stypendium. Teraz jest moim mężem. Ale o co mi chodzi...Moja mama zaprowadziła mnie na pierwsze treningi i na tym koniec. Jak się okazało, że może być z tego coś więcej, to skończyła się bajka. Oczywiście jak odniosłam sukces to wszyscy muszą słuchać, że to ona "zaszczepiła we mnie" miłość do sportu :P Dlatego do tej pory niesamowicie zazdroszczę wszystkim juniorom, którzy mają pełne wsparcie swoich rodziców. Patrzę na całe rodziny na zawodach i to jest dla mnie piękne. Pomagają przy sprzęcie, podadzą wodę, itp. Na jednych ważnych zawodach obca zawodniczka pomagała mi dopiąć ochraniacze, bo byłam sama...

Odpowiedz
avatar Meliana
-1 5

@Bryanka: I wszyscy trzej Twoi trenerzy byli jednocześnie Twoim szkolnymi nauczycielami wf-u? Bo o tym piszę, o roli szkoły i nauczycieli szkolnych, a nie o wszystkich możliwych konfiguracjach pobocznych :)

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 20 lutego 2018 o 16:15

avatar Korpomama
7 11

@Meliana: patrzac z tej perspektywy, najlepiej nie robmy nic bo dzieci wiedzy nie maja... Ja wychodze z zalozenia, ze wlasnie pokazujac dzieciom filharmonie czy jazde na lyzwach, pokazujemy ze przedmiot potrafi byc ciekawy, moze akurat ktores dziecko stwierdxi ze bylo fajnie i sprawdzi co to oktawa, albo zacznie robic samo sklony, zeby potem moc robic wariacje na lyzwach... No ale tak naprawde nie ma sie co spierac, widac, ze mamy inne podejscie do sprawy i tyle :)

Odpowiedz
avatar Bryanka
4 6

@Meliana: A ja odniosłam się do Twojego zdania na temat rodzicielskich obowiązków. W moim i wielu innych przypadkach rodzice mają tego typu "obowiązki" w głębokim poważaniu i dlatego potrzebna jest czasami osoba z zewnątrz (trener, nauczyciel WF-u), która będzie walczyła o zdolnych uczniów. I tak, nauczyciel z powołaniem jest w stanie ogarnąć 20 dzieciaków z 5 roczników. Szkoda tylko, że takich pedagogów jest bardzo mało i wielka szkoda, że oni sami często nie mają wsparcia.

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
4 4

@babubabu89: To tworzylibyśmy niezły duet. W mniej humanitarnym systemie obaj robilibyśmy karierę w pokojach przesłuchań. Tylko głuchy by nie pękł.

Odpowiedz
avatar Etincelle
1 5

@Korpomama: weź dziecko, które w ogóle nie jeździ na nartach, i sprawdź, ile czasu spędzisz z nim w wypożyczalni, biorąc pod uwagę wybór sprzętu i dopasowanie wiązań do butów i wagi dziecka. Przemnóż wynik przez liczbę dzieci w klasie/grupie. Potem weź dziecko na stok i zacznij uczyć jeździć, ale tylko przez część czasu, jedną jakąś tam, gdzie jakaś tam to liczba dzieci. Sprawdź, ile razy to dziecko wywróci się pozostawione samo sobie (gdy stoi), ile razy niechcący gdzieś ci zjedzie, a ile razy nie będzie umiało wstać (jeżeli umie, załóż, że przynajmniej połowa dzieciaków wstać nie będzie umiała). Ponownie przemnóż przez liczbę dzieci w grupie. Sprawdź, ile razy dziecko wywróci się na wyciągu (jeżeli załapie od razu, załóż jak w przypadku wstawania, jeśli mowa o podstawówce; przy starszych dzieciach weź 1/4). Zobacz, ile dziecko nauczyło się przy takim trybie nauki, zastanów się, czy takie wyjście w ogóle jest możliwe przy czasie obejmującym dwie godziny lekcyjne. Dodatkowo rozważ, czy każdy nauczyciel jest instruktorem jazdy na nartach bądź czy szkoła posiada nieograniczone fundusze na sprzęt, karnety i instruktorów. Tyle, jeśli chodzi o porównanie jazdy na nartach do wyjścia do teatru.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 20 lutego 2018 o 21:41

avatar Korpomama
1 5

@Etincelle: na taki komentarz mam w głowie tylko "aha"... Przeczytaj komentarz poniżej, jak widać da się, kwestia dyscypliny i przede wszystkim chęci... Mi z takim podejściem jak Twoje nie chce się już walczyć, więc się poddaję. Mówcie co chcecie, ja zdania nie zmienię.

Odpowiedz
avatar Etincelle
0 4

@Korpomama: a co tam jest o proponowanych przez Ciebie wyjściach na narty? Przykro mi, albo zorganizujesz wycieczkę przynajmniej jednodniową, na której dzieciaki się pobawią, ale - gwarantuję - żadnego talentu nie zdążysz odkryć, co nie będzie miało żadnego związku z WF-em, albo spróbujesz wysłać dzieciaki na narty w ramach lekcji WF-u, o czym pisałaś, i utkniesz na etapie szacowania potrzebnego czasu, bo w żaden sposób Ci go nie wystarczy.

Odpowiedz
avatar Bryanka
1 5

@Etincelle: To z nartami na WFie nazywa się "zimowa szkoła" :D Miałam coś takiego organizowanego w podstawówce, to samo co "zielona szkoła" tylko w zimie. Tydzień w górach z wychowawcą i WFistą, który miał uprawnienia instruktorskie. Było nas chyba 20-25 dzieciaków, rozgrzewkę mieli wszyscy razem, potem były zadawane ćwiczenia i jazda dowolna, a dzieciaki, które pierwszy raz miały narty na nogach zostawały na stoku z instruktorem. Reszta jeździła pod kuratelą wychowawcy. Były też wypady na łyżwy. Bardzo miło wspominam. A w dobieraniu sprzętu w wypożyczalni pomagają pracownicy tego przybytku.

Odpowiedz
avatar Etincelle
0 2

@Bryanka: ale ja nie mówię, że nie można zorganizować wyjazdu/wyjścia na narty. Uważam tylko, że nie ma co łączyć tego z lekcjami WF-u, takimi z planu zajęć, bo to niewykonalne, a zatem nie ma co się czepiać nauczycieli, że nart nie ma. I tak, jasne, że panowie w wypożyczalni dobierają sprzęt. Ale wiem też, ile trwa ogarnięcie sprzętu dla trzydziestoosobowej grupy dzieci - każdemu podać właściwy rozmiar, co któremuś wymienić, bo za małe/za duże, dobrać narty do wzrostu, dopasować wiązania do długości butów i wagi dziecka. To zabiera sporo czasu, nawet jeśli wypożyczalnia dostanie wcześniej spis z rozmiarami butów, wzrostem i wagą dzieci. Nie wspominając już o tym, że część dzieciaków sama takiego buta nawet nie zapnie czy nie włoży. Ale mówię, wyjazdy, powiedzmy, okazjonalne - jak najbardziej do zorganizowania. W ramach lekcji? Odpada (czas i pieniądze).

Odpowiedz
avatar Bryanka
0 2

@Etincelle: Skoro da się zorganizować wyjścia na basen i uprzedzić rodziców, żeby dzieci przygotowały sobie m.in. gacie na zmianę, to da się zaplanować wyjście np. na lodowisko i poinformować, żeby ci co mają łyżwy wzięli je ze sobą. 30 dzieciaków w wypożyczalni? Serio? Z tego co pamiętam z zimowej szkoły, to max. 5 osób na 20 wypożyczało. Reszta miała własny sprzęt. I tak, zajęcia narciarskie były teoretycznie w ramach WFu. Ja się nauczycieli nie czepiam, ale po prostu miałam to szczęście, że poznałam kilku, którym się chciało.

Odpowiedz
avatar Etincelle
0 2

@Bryanka: znowu piszesz o "zimowej szkole" w ramach argumentu na to, co ja piszę o zwykłych lekcjach WF-u. Nie chce mi się powtarzać, wybacz.

Odpowiedz
avatar MalaSosna
15 15

Chodziłam do kompleksu podstawówka-gimnazjum, czyli łącznie spędziłam tam dziewięć lat. W klasach 1-3 mieliśmy na w-fie dwa ognie, unihokeja, wspinaczki na drabinki, biegi z przeszkodami i slalomem, basen (który był częścią szkoły) i chodziliśmy na dwie godziny tygodniowo na lodowisko, które było oddalone od szkoły pół godziny drogi. W klasach 4-6 mieliśmy dodatkowo siatkówkę, skok w dal, taniec towarzyski i z szarfami, cheerleaderstwo i wiele innych. Był nawet raz ktoś, by nauczyć nas podstaw samoobrony. W gimnazjum mieliśmy siatkówkę, siatkówkę i kosza. A potem siatkówkę, siatkówkę i biegi. Wciąż ten sam budynek, ta sama szkoła, ale inni nauczyciele, więc jestem zdania, że to jednak wiele zależy od nauczyciela.

Odpowiedz
Udostępnij