Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Plombabomba dodała historię (http://piekielni.pl/81476), bo jej się skojarzyło z cudzą. Teraz mnie…

Plombabomba dodała historię (http://piekielni.pl/81476), bo jej się skojarzyło z cudzą. Teraz mnie się skojarzyło z historią plombybomby.

Po śmierci ojca polazłam do banku zamykać jego kartę kredytową. Zabrałam ze sobą mój dowód, jego skasowany dowód, jego akt zgonu i akt potwierdzenia dziedziczenia. Zabrałam również ostatni wyciąg z karty, gdzie jak byk stało "składka za ubezpieczenie od zgonu".

W placówce nr 1 wyłożyłam wszystkie dokumenty na stół i usłyszałam, że trzeba spłacić. Dlaczego? Pani nie widzi w systemie firmy, która ubezpiecza ojca kartę. To jest jakaś bardzo stara umowa, przejęta jeszcze razem z przejmowaniem innego banku. Ona mi tego nie znajdzie, mam spłacić. No raczej nie. Jedyne, co mi się udało na pani wymóc to wprowadzenie do systemu ojca aktu zgonu. Poszłam do innej placówki.

W drugiej placówce okazało się, że pani w pierwszej nie wprowadziła tego aktu zgonu, ale nic to. Wprowadzi się drugi raz. Pracownica banku zeskanowała wszystkie dokumenty, obejrzała sobie wyciąg z karty, zgodziła się ze mną, że karta była ubezpieczona i ubezpieczyciel powinien ją spłacić. Ona się musi dowiedzieć, kto ubezpiecza, bo to jest stara karta i bogowie wiedzą, co z tym zrobić. Zadzwoniła na infolinię.

Po czym przez kolejne półtorej godziny obie mało nie osiwiałyśmy.

Każdy kolejny człowiek pod kolejnym numerem, na który ją odsyłano sprawdzał diabli wiedzą co i informował, że skoro to jest stara karta, oni nie widzą żadnych aktywnych danych, w związku z czym ja mam spłacić zadłużenie. Każdemu kolejnemu człowiekowi powtarzałyśmy, że skoro z wyciągu wynika, że pobierana była składka to znaczy, że KTOŚ to u licha ubezpieczał, więc może by tak ustalić kto. Gdzieś te składki trafiały. Jeden geniusz to już w ogóle wymyślił, że ja mam to najpierw spłacić, a potem ewentualnie dochodzić od nich zwrotu. Poprosiłam, by panu przekazać, że jeśli ktoś będzie tu zaraz czegoś dochodził to oni w sądzie spłaty ode mnie, bo ja nie zamierzam przelewać im złotówki, dopóki mi nie udowodnią, że muszę.

W końcu od jednej przytomnej osoby uzyskałyśmy maila, na który mam wysłać wniosek oraz linka do tegoż wniosku.

Półtorej godziny dzwonienia, rwania włosów z głowy i powtarzania w kółko tego samego. Udało się tylko dlatego, że dziewczyna się uparła oraz że ja nie dałam się przegadać.

Jak sobie radzą ludzie, którzy wierzą silnie w to, co mówi "pani w okienku"? Przecież skoro pani jedna z drugą pracują w poważnej instytucji czy firmie to na pewno wiedzą, co mówią.

bank

by Gabs
Dodaj nowy komentarz
avatar Armagedon
12 18

"Udało się tylko dlatego, że dziewczyna się uparła..." Udało się dlatego, że trafiłaś na osobę myślącą i rzetelną. Miałaś dużo szczęścia, bo to teraz rzecz prawie niespotykana. (Fakt "załatwiania sprawy" przez półtorej godziny dobitnie o tym świadczy.) Drugiego farta miałaś dlatego, że posiadałaś papierowy wyciąg. Gdyby to była bankowość internetowa - w życiu nie załatwiłabyś sprawy w ciągu jednego dnia. O ile w ogóle. No i - finalnie - sprawą zajęła się osoba "przytomna", czyli kompetentna, co też jest sytuacją niecodzienną. Krótko mówiąc, dziewczyno, jesteś w czepku urodzona.

Odpowiedz
avatar Gabs
9 9

@Armagedon: Z tym urodzeniem w czepku polemizowałabym. Co do reszty masz rację. Miałam szczęście, że trafiłam na kogoś, kto myśli. Rzadkość.

Odpowiedz
avatar Jorn
-1 1

@Gabs: Nie ma racji co do punktu drugiego.

Odpowiedz
avatar qazy
0 0

Jak sobie radzą ludzie, którzy wierzą silnie w to, co mówi "pani w okienku"? Jest im lżej... o parę set/tysięcy złotych

Odpowiedz
Udostępnij