Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Klasyka na piekielnych, czyli jak nie traktować pracowników. Pracowałam kiedyś na recepcji…

Klasyka na piekielnych, czyli jak nie traktować pracowników.

Pracowałam kiedyś na recepcji w siłowni. Tamta praca dużo mnie nauczyła i mogłabym widnieć na pop-upach: "pracodawcy jej nienawidzą - poznaj swoje prawa i obowiązki".

Co tydzień była tam przeprowadzana inwentaryzacja wewnętrzna produktów barowych, a raz w miesiącu wyniki były oficjalnie wpisywane w tabelę i wysyłane do Szefa Szefów.

Pech chciał, że w interesie starszych stażem pracowników leżało, aby na inwenturach nie wykazano żadnych braków. Brakuje kilku zgrzewek Coca-Coli? W tabeli wpisujemy: stan w systemie: 6, stan rzeczywisty... też 6. A co się będziemy, kierownictwo i tak rzadko przyjeżdża. Skutki takich działań są bardzo łatwe do przewidzenia - braki rzeczywiste się kumulują, a pracownicy innych działów widzą, że za "pożyczenie" butelki wody nikomu krzywda się nie dzieje. W ciągu jednego tygodnia zniknęło nam 5 zgrzewek półtoralitrowych wód. Czyżby ktoś wyniósł sobie w torbie pod naszym nosem 30 dużych butelek wody? Kamery w recepcji nie wychwyciły nic podejrzanego, ale niestety w magazynie już monitoringu nie było.

Na szczęście tak się złożyło, że nastąpiła wymiana pracowników. Załapałam się na wyższe stanowisko w tym samym dziale i miałam otrzymać zupełnie nową umowę do podpisania. W międzyczasie zaczęłam pełnić swoje obowiązki, przeprowadziłam rekrutację na recepcjonistów i, jako że zaczęłam mieć tam coś do gadania, to postanowiłam wziąć się za porządki w tym chorym systemie inwentaryzacyjnym. Sprzeciw był duży, co ciekawe głównie ze strony pracowników innych sektorów (czyżby ktoś się obawiał, że kradzież stanie się trudniejsza?).

Po podsumowaniu wszystkich braków, okazało się, że jesteśmy w plecy na jakieś 800 złotych netto. Przełożeni zostali o tym poinformowani, dowiedzieli się też o praktykach poprzedniego zespołu. Z mojej strony wyszła propozycja, aby ten brak był regularnie spłacany przez nadwyżkę kasową (w ciągu tygodnia potrafiło uzbierać się 20 złotych nadwyżki z zostawianej przez klientów reszty). "Tak, tak, bardzo dobrze, że nam o tym mówisz, my się zastanowimy, tak, wpiszcie koniecznie do raportów i tabel".

Dwa dni później otrzymuję telefon od Szefa Szefów:
SS: Musicie wyrównać braki.
Ja: Jak już wspominałam, spłacimy to z nadwyżki, tylko trochę to może potrwać.
SS: Nie może potrwać. Macie się złożyć całym zespołem, bo jesteście odpowiedzialni za barek.
Ja: Mam powiedzieć dziewczynie, która pracuje u nas od dwóch tygodni, że ma wpłacić 150 złotych na rzecz braków sprzed jej zatrudnienia?
SS: TAK, TRZEBA NAUCZYĆ SIĘ ODPOWIEDZIALNOŚCI.
Ja: Skoro o odpowiedzialności mowa, to nikt z nas nie ma podpisanej materialki, a jesteśmy zatrudnieni na umowie zlecenie i teoretycznie to wy musicie nam udowodnić nasze niedopilnowanie produktów.
SS: Nie strasz mnie, tylko załatw z recepcją sprawę pieniędzy. Do końca tygodnia to powinno zostać spłacone.

Dwie godziny później na skrzynkach całego kierownictwa wisiał mail z moim wypowiedzeniem. Ze skutkiem natychmiastowym.
SS: Schwa, przecież ty masz dwa tygodnie wypowiedzenia w umowie!
Ja: Jakiej umowie? :)

Uciekłam stamtąd w idealnym momencie. Okręt tonął, niedługo po mnie zwolniły się następne osoby. Podobno kierownictwo przyjeżdżało raz w tygodniu pokrzyczeć na biedne studentki, że są im dłużne kasę. Moja następczyni okazała się być kierownikiem-gestapo i przyczyniła się do kolejnych zwolnień. Ostatnio otrzymałam wiadomość od jedynej dziewczyny z czasów mojej kadencji, która jeszcze tam się ostała: "Schwa, nie chciałabyś do nas wrócić?".

No nie. Nie chciałabym.

sieć siłowni

by schwa
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar krzycz
11 13

Czym się różni stan faktyczny od rzeczywistego? :D

Odpowiedz
avatar schwa
12 16

@krzycz: O matko, masło maślane się wkradło. Miałam na myśli stan według systemu i stan fizyczny produktów. Dzięki za wyłapanie :D

Odpowiedz
avatar krzycz
-1 1

@schwa: :)

Odpowiedz
avatar Kasiejka
5 5

Chciałaś dobrze a wyszło jak zwykle.

Odpowiedz
avatar imhotep
3 3

To jaką umowę miałaś jak się zwalniałaś? I jak żadną to ile dni tak pracowałaś?

Odpowiedz
avatar madxx
-2 6

@imhotep: Wszyscy tutaj zawsze trąbią o tych umowach, że to niepoważne pracować bez itp. Fakt, jeżeli jest to praca główna, że tak ją nazwę, to oczywiście. Ale ja np w czasach studenckich świadomie pracowałam ponad rok bez umowy w jednej knajpie. Ubezpieczona byłam gdzie indziej, a jak mi szefowa szepnęła, że bez umowy da mi wyższą stawkę to się nawet nie zastanawiałam ;) i mi i jej wyszło to na dobre :)

Odpowiedz
avatar dayana
0 6

@imhotep: "nikt z nas nie ma podpisanej materialki, a jesteśmy zatrudnieni na umowie zlecenie" - umowa zlecenie NIE MOŻE MIEĆ OKRESU WYPOWIEDZENIA. Nieważne co sobie jakiś janusz biznesu zamarzy. To typ umowy, który daje się pracownikom, których nagła nieobecność nie posypie całej pracy. Niektórzy zaś zrobili z tego umowę o pracę, tylko tańszą, bo nie wszystkie składki muszą odprowadzać i nie muszą pracownikowi płacić jak go nie ma, bo np. jest chory. Jak widać nie tylko pracownik na tym traci, ale też pracodawca.

Odpowiedz
avatar zendra
3 7

@dayana: Umowa zlecenia może i najczęściej ma okres wypowiedzenia. Co prawda kodeks cywilny stanowi, że umowę zlecenia strony mogą wypowiedzieć w każdym czasie, ale ma tutaj zastosowanie zasada swobody umów, która pozwala, aby strony umowy cywilnoprawnej ukształtowały ją według swoich potrzeb. Możliwość zawierania okresów wypowiedzenia w umowach zlecenia potwierdziło orzecznictwo Sądu Najwyższego. Warto to wiedzieć zanim ktoś z forumowiczów postanowi zerwać swoją umowę zlecenia wbrew zapisom o okresie wypowiedzenia, bo to może go drogo kosztować.

Odpowiedz
avatar imhotep
2 4

@madxx: Wszystko jest dobrze, dopóki jest dobrze ;) Ciekawe co byś zrobiła, jakby ci szefowa nie zapłaciła za półtora miesiąca pracy ;)

Odpowiedz
avatar zendra
2 2

Widzę minusy, nie widzę polemiki... Zatem dla zainteresowanych tematem polecam wyrok Sądu Najwyższego sygn. V CKN 1152/2000.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 24 lutego 2018 o 19:47

avatar schwa
3 3

@imhotep: Przed awansem miałam podpisaną umowę zlecenie z dwutygodniowym okresem wypowiedzenia, na którą zgadzały się obie strony. Po zmianie stanowiska nie otrzymałam do podpisu nowej umowy, a zmieniły się obowiązki, wynagrodzenie i wymiar godzin. O ile wcześniej miałam płacone od godziny, o tyle wtedy miałam mieć w każdym miesiącu do wyrobienia 175 godzin i otrzymywałam za to określoną sumę. Klasyczny szwindel, czyli umowa zlecenie o znamionach umowy o pracę - "wymagany status studenta". Po moim teatralnym zwolnieniu się księgowość nagle znalazła czas, żeby mi przesłać umowę do podpisania, oczywiście z datą wsteczną. Wypłata wpłynęła, więc nie robiłam afery, ale w ramach przezorności wcześniej pokserowałam sobie dowody na moją pracę w tamtym miejscu.

Odpowiedz
avatar madxx
-2 2

@imhotep: pewnie więcej bym się tam nie pojawiła. miesiąc można odżałować, ale nie rozumiem ludzi pracujących miesiącami bez wypłaty.

Odpowiedz
avatar piwarium
1 3

Czy ja dobrze rozumiem, że pracownicy siłowni kradną produkty z oferty, a w momencie gdy szef daje możliwość załatwienia tej sprawy między pracownikami, póki co bez zwolnień dyscyplinarnych, otrzymuje wypowiedzenia od kolejnych osób? Co ciekawe, wygląda na to, że wszyscy wcześniej w komentarzach przyznali, że to szef jest piekielny, bo stosuje odpowiedzialność zbiorową, a nie pracownicy, którzy kradną, de facto srając we własne gniazdo. Heh, kwestia odpowiedniego przedstawienia sprawy i zobaczcie jak zmienia się punkt widzenia. Nikt nawet nie oburzył się o kradzież, a jedynie o kwestie umów zawartych z pracownikami, na bądź co bądź wzajemnie zaakceptowanych warunkach.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
3 3

@piwarium: Nie wiem czy my czytaliśmy tę samą historię... Szefostwo było tu mega nieudolne, bo przymykało oczy na ewidentne braki produktów (czyli w zasadzie na fałszowanie dokumentacji), a jak się okazało, że braki są na znaczną kwotę, to próbowało obciążyć nimi nowych pracowników, którzy z ich powstaniem nie mieli nic wspólnego. Z historii nie wynika, że nowi pracownicy nakradli, tylko że braki z poprzednich czasów w końcu wyszły na światło dzienne. A żeby wlepić dyscyplinarkę to chyba trzeba mieć jakieś podstawy, a nie zastosować odpowiedzialność zbiorową.

Odpowiedz
avatar schwa
4 4

@piwarium: Wśród pracowników był jakiś osesek, który wynosił produkty, dość regularnie. Dopóki byłam zwykłą mrówką, to wszystkie moje sugestie zgłoszenia problemu do szefostwa były ucinane tekstami typu "cicho, bo każą nam płacić". Nikt z recepcji nie kradł, to był ktoś z innych działów, mieliśmy nawet podejrzenia. Ale lęk przed mitycznym kierownictwem i strasznymi konsekwencjami sprawił, że ludzie zupełnie bez sensu zamiatali to pod ziemię. Sprawa wyszła na jaw z mojej inicjatywy, a rozwiązanie kierownictwa można było o kant dupy rozbić. Wyobraź sobie, że masz 19 lat, jesteś na etapie szkoleń w twojej pierwszej w życiu pracy i dostajesz polecenie spłacenia braków, które zastałeś przychodząc. Dla mnie to absolutnie niepoważne.

Odpowiedz
avatar piwarium
0 0

@schwa: No właśnie - podejście do tego tematu "cicho, bo każą nam płacić" przypomina nieodbieranie telefonu od komornika. Pomaga na chwilę, a potem wraca ze zdwojoną siłą. Takie podejście już wskazuje, że w firmie jest sabotażysta, który próbuje jak najbardziej rozmyć swoją winę na innych współpracowników. I wtedy są dwie opcje - albo pracownicy pilnują siebie nawzajem i w przypadku zauważenia działania na szkodę firmy przez któregoś z nich, współpracują z szefostwem - w końcu jadą na tym samym wózku. Albo chronią złodzieja i mają dzięki temu nadzór 24/7, ale wtedy konsekwencje wyciągane są nawet przy pomyłkach, bo skoro szef wie, że ma złodzieja w firmie to musi być odpowiedni rygor - pewne jest to, że złodziej nie przyzna się do winy, tylko będzie szukał wyjaśnień - że się pomylił, że ktoś mu podpowiedział itp. Wiedząc, że jest złodziej w firmie, a nie przekazując takiej informacji wyżej, jednocześnie umożliwiacie mu dalsze kradzieże. Tym samym sami angażujecie się w proces kradzieży. Skoro nie zależało Wam na tym, by wyjaśnić kwestię braków, to nie oczekujcie, że będzie zależało na tym szefowi. I to niezależnie od stażu pracy, bo paradoksalnie im krócej się pracuje, tym więcej widać w firmie. Z czasem pewne rzeczy przechodzą w rutynę. I mogę się założyć, że nowy pracownik, który by nie wiedzial o takim procederze (ale naprawdę nie wiedział, a nie to, że olewał to jak inni kradną), będzie w stanie porozumieć się z szefem. Tak czy siak, wszyscy pracownicy, którzy wiedzieli o brakach, a nie przekazali informacji do szefostwa, powinni ponieść odpowiedzialność za kradzieże. I wcale nie trzeba donosić na innych, a wystarczy przedstawić problem tak, żeby szef zdał sobie sprawę, że to on czegoś nie dopilnował. Tak jak wspomniałem na początku - zdziwiło mnie jedynie to, że oburzenie dotknęło jedynie szefa, a nie złodzieja w firmie.

Odpowiedz
Udostępnij