Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Ja rozumiem wszystko, no ale bez przesady. Mam kota Gingera, rudego dachowca…

Ja rozumiem wszystko, no ale bez przesady.

Mam kota Gingera, rudego dachowca o podobno nieprzeciętnej urodzie. Byłam kilka dni temu u weta, musiałam skorzystać z transportu wiejsko-miejskiego - czyli rozlatującego się busa, w którym pasażerowie siedzą jeden na drugim. Mój transporter jest tak naprawdę torbą na zwierzaka, zamykaną z dwóch stron na zamek błyskawiczny.

W busie usiadłam bokiem na pojedynczym siedzeniu (tak było wygodniej z moim bagażem), transporter położyłam na kolana w taki sposób, że kot był widoczny przez "okienko". Mój nieprzyzwyczajony do podróży kocur trochę sobie pokrzykiwał, czym wywołał zainteresowanie współpasażerów, w tym siedzącego po drugiej stronie chłopca, który zaczął wypytywać mnie o zwierza. Trochę rozproszył moją uwagę i nie zauważyłam zachowania wymalowanej Karyny, która również bokiem siedziała przede mną. Zaalarmował mnie dopiero głośny syk Gingera.

Co się stało? Babsko otworzyło torbę i wepchnęło do środka łapę. Chciała "tylko pogłaskać, bo śliczny". Miała szczęście, że mój rudy do agresywnych nie należy, bo przysięgam, że jego poprzednik by ją pogryzł albo podrapał. Szkoda tylko, że moje już wcześniej zestresowane kotko nie wytrzymało i zrobiło kupę pod siebie. Śmierdziało niesamowicie przez resztę drogi. Mam nadzieję, że Karyna była zadowolona. Gorzej z nami - bo trzeba było tak pójść do weta i jeszcze do domu wrócić. Na szczęście kierowca w drodze powrotnej nas nie wyrzucił. W domu oczywiście kąpiel obowiązkowa - kolejny stres dla Rudego.

Ludzie, nie dotykajcie obcych zwierząt w podróży, nieważne jak ładne by nie były. Transporter nie jest naturalnym środowiskiem zwierzęcia, taki delikwent się stresuje i naprawdę nigdy nie wiadomo, jak zareaguje - mój kot jest bardzo otwarty, nie było problemów z jazdą w aucie, nie spodziewałam się tego cuchnącego "dramatu".

busy

by Iksowate
Dodaj nowy komentarz
avatar KatzenKratzen
5 13

Bez zapytania opiekuna o pozwolenie? Ty serio piszesz? To po prostu niepojęte! Dlaczego, och dlaczego, Twój rudzielcuś nie ozdobił natrętnej łapy pięknym kompletem pięciu szram? Jakby na moją cudną Katzen trafiło... Karyna by musiała do chirurga na szycie się udać...

Odpowiedz
avatar Iksowate
12 12

@KatzenKratzen: Ginger ma ogromne pokłady cierpliwości - mieszka z upierdliwym psem ;) Inna sprawa, że był przerażony i zmarznięty, jego ciepłolubna dupka musiała znosić 5 stopni Celsjusza :D.

Odpowiedz
avatar JohnDoe
9 9

Może ja trafiam na lepszych weterynarzy, bo jak w transporterze kot mi się spaskudził w drodze do weta, to u niego można było kupsko wyrzucić i transporter wyczyścić, żeby w drodze powrotnej nie było czuć.

Odpowiedz
avatar Iksowate
3 5

@JohnDoe: Tyle że zrobił na rzadko i rozmazał. Transporter - czyli torbę w domu musiałamczyścić w brodziku. A wet był świetny ;p.

Odpowiedz
avatar Lolitte
4 4

@Iksowate: Uh, współczuję.

Odpowiedz
avatar Lucario
4 8

Aj szkoda, że nie zrobił jej na rękę tej kupy :D

Odpowiedz
avatar Vesania
0 0

Niestety, norma. Mam psa o niemałych gabarytach (dwuletni owczarek niemiecki) i nie zliczę, ile razy ktoś, kto mijał nas na spacerze albo np. przychodził do poczekalni u weterynarza, uznał za stosowne pogłaskać obcego psa po pysku(!), zanim zdążyłam w ogóle powiedzieć cokolwiek. Na szczęście mój pies jest łagodny, więc nigdy nie skończyło się źle, ale ludzie... co trzeba mieć w głowie (albo czego nie mieć), aby pchać się z łapami do pyska obcego, dużego psa?

Odpowiedz
avatar Varra
0 0

@Vesania: Ja swojemu psiurowi (mieszańcowi ONka), gdy trzeba było jechać komunikacją miejską profilaktycznie zakładałam solidną ciężką kolczatkę (dla przewrażliwionych - kolcami na zewnątrz, krzywda mu się nie działa) i metalowy kaganiec. Tak by z daleka sprawiał wrażenie groźnego i nikt z łapami się nie pchał. Działało ;)

Odpowiedz
Udostępnij