Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Takie wspomnienie piekielności szkoły. Ostatni wpis pana Tomasza ze strony "Nauka to…

Takie wspomnienie piekielności szkoły.
Ostatni wpis pana Tomasza ze strony "Nauka to lubię" o przeciążonych uczniach, konkretnie fragment o kładzeniu się na podłodze po powrocie ze szkoły do domu, przypomniał mi własne doświadczenia z tym związane.

Od 1 klasy podstawówki chodziłam do szkoły pieszo nieco ponad kilometr. W klasach 1-3 były "zestawy podręczników". Grube tomiszcza, z równie grubymi "ćwiczeniami" i trzeba to było dźwigać codziennie, niezależnie od lekcji, bo były do wszystkiego.
Do dzisiaj pamiętam, jak po przyjściu ze szkoły sama leżałam czasem po pół godziny na twardej podłodze, żeby poczuć trochę ulgi, bo ból górnej części kręgosłupa był straszny. Niekiedy będąc w 2/3 drogi do domu musiałam zdjąć plecak i się wyprostować chwilę (przy tym obciążeniu musiałam chodzić zgarbiona jak Tofik, żeby nie polecieć na cztery litery). I często już łzy z bólu ciekły.

W późniejszych klasach ciężar już zależał od lekcji w danym dniu, poza tym w okresie wiosennym i jesiennym dojeżdżałam rowerem, więc plecak na bagażnik i nie ma problemu. Jednak zimą często dostawałam "minusy" za brak ogromnego podręcznika dajmy na to historii, kiedy musiałam mieć ze sobą jeszcze 4 inne równie grube od matematyki, polskiego czy przyrody. Zwyczajnie wiedziałam, że nie dam rady ich wszystkich przetransportować na plecach w jedną i drugą stronę, zwłaszcza jak jeszcze leżał śnieg, albo było ślisko.

Nie wiem, czy to była reguła, bo szkoły nie mają identycznych podręczników, ale te nasze naprawdę były pokaźne, bo były całoroczne, a nie na jeden semestr.

Pamiętam też, że na badaniach w 1 klasie miałam idealnie prosty kręgosłup, a po badaniach gdzieś w połowie zaczęła mi się kreować skolioza.
Mówiło się wtedy, że dzieciaki dostają skrzywień od siedzenia przy komputerach. Ja komputer w domu miałam dopiero gdzieś pod sam koniec podstawówki, a styczność z komputerem ciotki po godzinkę - dwie raz na kilka dni. Za to spędzałam większość wolnego czasu na dworze. Obalam teorię.

szkoła

by Carima
Dodaj nowy komentarz
avatar Trollitta
14 22

Ciężar to jedno, ale prawidłowy plecak też nie zaszkodzi. A większość dzieci, jakie widuję na ulicy ma na sobie marketowe koszmarki za 50 zł, bo z ulubionym bohaterem kreskówek.

Odpowiedz
avatar Carima
13 13

@Trollitta: Nigdy szczerze mówiąc nie miałam jakiegoś plecaka z postaciami z kreskówki, bo wtedy jeszcze mało tego było, poza tym szkoła wiejska, w miasteczku wybór niewielki. Jeździło się do dużego miasta po takie rzeczy. Plecak zawsze miałam z tych "droższych" mocnych - mama wolała dodać więcej kasy, bo przy tych ciężarach tanie plecaczki wytrzymywały miesiąc - dwa (2 razy miałam takie, na samym początku i później jak porządny się jednak rozleciał i trzeba było coś na szybko kupić w miasteczku). Taki mocny plecak uciągnął nawet 2 lata przy dobrych wiatrach.

Odpowiedz
avatar babubabu89
5 17

@FrancuzNL: A4 300 stron może nie jest grube, ale pomnóż to razy 8+ przedmiotów J. Polski, Matematyka, J. Angielski, J. Niemiecki, Historia, Geografia, Biologia, Fizyka itp. To już się trochę ciężko robi. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że nie nosiło się wszystkiego na raz, ale 6 różnych lekcji w jeden dzień w klasach 4-6 w szkole podstawowej to norma była (przynajmniej u mnie) więc 6 podręczników 6 ćwiczeń 6 zeszytów do tego jakieś przybory, buty na zmianę itp i się na plecach 15 kilo jak nie więcej uzbierało.

Odpowiedz
avatar FrancuzNL
-4 8

@babubabu89: tak, w sumie to ważyło kilkanaście kilo, ale jak zauważyłeś/aś nikt nie wymagał noszenia wszystkich podręczników jakie posiadałeś jak wspomniała autorka.

Odpowiedz
avatar Carima
13 13

@FrancuzNL: O jakich zaniedbaniach wychowawczych mowa, bo nie rozumiem?

Odpowiedz
avatar Carima
17 17

@FrancuzNL: To była wieś, dawno temu. I z tego, co wiem to wiekiem granicznym jest 7 lat, a nie 10. 7 Lat to ja już miałam w pierwszej klasie.

Odpowiedz
avatar FrancuzNL
1 3

@Carima: no, możliwe że z wiekiem mogę się mylić. Dlatego wycofuję się pochylony z ostatniego zdania.

Odpowiedz
avatar Imnotarobot
9 9

@FrancuzNL: A u mnie już wymagano nosić wielkie tomiszcza. Trzeba było mieć zarówno podręczniki jak i równie wielkie ćwiczenia + zeszyty oczywiście. I to razy min 5 przedmiotów, w najgorszym przypadku razy 8. To, że na wielu lekcjach książki używane nie były to inna piekielność. Ale mieć musiałeś bo inaczej minus lub pała za brak przygotowania do lekcji. No to dzieciaki nosiły... Dopiero w moim gimnazjum podręczniki były na miejscu i był jeden na ławkę, więc nie trzeba było ich nosić. W liceum już w ogóle był luksus bo były szafki. Tylko szkoda, że się dzieciaki za młodu natargały i już dorobiły skrzywień kręgosłupa.

Odpowiedz
avatar lady0morphine
16 20

Mogę się pod tym podpisać obiema rękami. W klasach 1-3 notorycznie miałam rozwalone zapięcie od tornistra, bo ten był wypchany do granic możliwości. ZAWSZE trzeba było mieć przy sobie zeszyt, karty pracy i podręcznik od polskiego i taki sam zestaw do matematyki. Jeśli oprócz powyższych danego dnia mieliśmy religię i angielski, to dzieciaki chodziły garbate. Do tego worek na w-f, czasami reklamówka z jakimiś rzeczami na zajęcia plastyczne i już widzimy mały czołg, a nie ośmiolatka. Już w 4 klasie zaczęłam chodzić na zajęcia korekcyjne, bo wykryli u mnie skoliozę (a też nie siedziałam przed kompem, bo nie miałam ani internetu ani gier, tylko biegałam całymi dniami po podwórku). W klasach 4-6 i gimnazjum nie było lepiej. Noszenie podręcznika na zmianę z koleżanką (żeby zawsze była jedna sztuka na ławce) nie wchodziło w grę, bo nauczyciele mieli w nosie nasze grzbiety i karali brak podręcznika pałami. O nauczycielach, którzy mieli specjalne życzenia i np. wymagali zeszytu z twardą oprawą zamiast zwykłego nie wspomnę.

Odpowiedz
avatar Bryanka
9 9

@lady0morphine: Mnie też dwa razy "poszedł" suwak w plecaku. Najgorsze były wtorki, m.in. trzeba było mieć wielgachny podręcznik do Biologii. Do tej pory nie rozumiem czemu nie mogliśmy mieć jednego na parę.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 2

@lady0morphine: My chyba chodziłyśmy do tej samej szkoły...

Odpowiedz
avatar Crook
-1 3

@lady0morphine: ja tak z ciekawości i pytam poważnie: podręczniki na religię też mieliście czy Biblię wam kazali nosić? W życiu nie chodziłam na religię, więc nie wiem jak to działa...

Odpowiedz
avatar lady0morphine
0 0

@Crook: Mieliśmy normalne podręczniki do religii.

Odpowiedz
avatar ciotka
6 14

Skolioza to boczne skrzywienie kręgosłupa. Jak wyglądały wasze tornistry, że skoliozy od nich dostawaliście? Jeden pasek miały? Na jednym ramieniu je nosiliście?

Odpowiedz
avatar Carima
3 7

@ciotka: A przyznam szczerze - nie zastanawiałam się nad tym. Na jednym ramieniu to by nie szło tego dźwigać - to pewne. A czy od samego plecaka skolioza, czy czynników było więcej, to nie mam zielonego pojęcia, żaden ze mnie lekarz/fizjoterapeuta.

Odpowiedz
avatar razzk
7 7

Dawno temu, jakoś pod koniec podstawówki lub na początku gimazjum zważyłem swój plecak. Co prawda w najgorszy dzień, jeżeli chodzi o ilość lekcji. Prawie 7kg.

Odpowiedz
avatar Nikusia1
0 0

Zgadzam się z tym absolutnie. Plecaki zawsze były za ciężkie. Nawet w szkole średniej (zawsze byłam małą osobą) były dni, kiedy brałam połowę tego, co potrzebne, żeby to umieć w ogóle podnieść. Zaczęłam się garbić w szkole przez plecaki, których czasem nie umiałam unieść. Przed komputerem wtedy nie siadywałam. A nawet jesli to siedzenie nie jest w połowie taką krzywdą jak noszenie czegoś tak ciężkiego. Walczę z tym do tej pory i nieco mi przykro jak widzę dzieci z plecakami prawie dorównującymi im wielkością. Nic się nie zmienia, tylko szuka się powodów wszędzie wokół. Gimnastyka korekcyjna zaś, na która jakiś czas uczęszczałam, była zupełnie bezużyteczna i niedopasowana do wad. Np. mając zupełnie zdrowe stopy czasem spędzałam godzinę robiąc ćwiczenia przeznaczone dla osób z płaskostopiem. :P

Odpowiedz
Udostępnij