Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

WF - teoretycznie rozumiem, czemu istnieje ten przedmiot. Wiadomo, zdrowo jest, by…

WF - teoretycznie rozumiem, czemu istnieje ten przedmiot. Wiadomo, zdrowo jest, by każde dziecko od czasu do czasu się trochę poruszało, szczególnie, że niektórym nie chce się tego robić po szkole. Ale nie rozumiem dwóch rzeczy: po pierwsze, czemu WF jest na normalną ocenę, a po drugie, czemu tak duży nacisk na nim kładzie się na gry zespołowe?

Gdy na w-fie mieliśmy zajęcia typu aerobik, bieganie, siłownia czy inne tego typu, radziłam sobie całkiem nieźle. Nie byłam i do tej pory nie jestem wybitną sportsmenką, ale dostawałam 3, 4, sporadycznie nawet jakąś 5. Ale w grach zespołowych zawsze byłam... zła. Po prostu zła. Nie radziłam sobie zupełnie.

Gdy graliśmy w koszykówkę, nie umiałam trafić do kosza. Czasem mi się to udawało podczas ćwiczeń (wiecie, gdy np. każdy musi wykonać dwutakt, ustawia się kolejeczka do kosza i wtedy się rzuca), ale podczas zwykłej gry - nie wiem, może to od stresu, może od czegoś innego - nie udawało mi się nigdy. Podczas grania w siatkówkę, gdy musiałam wykonać zagrywkę, piłka NIGDY nie przelatywała mi przez siatkę - nie wiem czemu, ale nie umiałam wykonać dostatecznie mocnego uderzenia, piłka leciała o wiele za nisko i trafiała w środek siatki. W innych grach też słabo sobie radziłam, ale w inne gry grało się rzadko. A tak to, niezależnie od szkoły, w kółko koszykówka-siatkówka-koszykówka-siatkówka.

To, że dostawałam słabe oceny np. za zagrywkę na ocenę, średnio mnie ruszało. Ale ruszało mnie to, że przez swoje beznadziejne umiejętności byłam wyśmiewana. Nikt (nawet przyjaciółki, chociaż one akurat się nie śmiały) nie chciał mnie mieć w drużynie. Byłam wybierana zawsze na końcu, a drużyna, która musiała mnie przyjąć, była... bardzo średnio zadowolona. Po jakimś czasie uczono się, że najlepiej udawać, że mnie wcale nie ma w drużynie. Np. podczas gry w kosza nikt mi raczej nie podawał piłki, chyba że naprawdę nie dało się dorzucić do nikogo innego z drużyny. Zwykle, nawet gdy udało mi się tę piłkę złapać (co należało do rzadkości) to szybko ją traciłam - ktoś z przeciwnej drużyny mi odbierał, albo sama mi "uciekała", bo w kozłowaniu też byłam kiepska (umiałam kozłować podczas chodu, podczas biegu - niekoniecznie).

W szkole podstawowej i gimnazjum przynajmniej się starałam. Naprawdę PRÓBOWAŁAM "dać z siebie wszystko" i jakoś poprawić swoje umiejętności. W liceum przestało mi się chcieć. I tak nie przynosiło to żadnych efektów, więc obrałam inną taktykę - przestałam się starać. Podczas gry w kosza stawałam gdzieś z boku i udawałam, że mnie nie ma. Podczas siatkówki, gdy piłka leciała w moją stronę, robiłam unik, by nie dostać po łbie. Miałam za to obniżoną ocenę z zachowania na w-fie, ale przynajmniej po jakimś czasie takiego "bojkotu" nauczycielka doszła do wniosku, że przestanie mnie wystawiać do gry - zostałam sędzią, co całkiem lubiłam, ale ocenę i tak miałam zaniżoną.

Chociaż skończyłam szkołę dobre pięć lat temu, to do tej pory się wzdrygam, przypominając sobie szkolny w-f. O wiele bardziej podobał mi się ten przedmiot na studiach, gdzie po prostu każdy wybierał co chce robić - ja akurat chodziłam na pływanie. Nie rozumiem czemu w szkole tak bardzo wałkuje się tę siatkówkę i koszykówkę (u chłopaków jeszcze piłkę nożną, my, dziewczyny, akurat grałyśmy w nią rzadko). Nie każdy musi i chce mieć umiejętności w tych dziedzinach.

szkoła

by ~Aneta10
Dodaj nowy komentarz
avatar TakaFrancuska
-2 42

Rozumiem Cię całkowicie. Też nigdy nie lubiłam gier zespołowych. Nawet nie tyle, że byłam jakos specjalnie słaba... ja po prostu nie lubiłam w nie grac. ogólnie nie lubie grac jeśli nie mam pewności że wygram. Więc łatwiej było udawac ze się nie umie grac. Więc jeśli nie było pewności, że wygram, to robiłam wszystko by przegrac, typu uciekanie przed piłką. A w sumie nawet jeśli trafil sie mocny skład... to i tak nie lubie gier zespołowych. Ogólnie to gry zespołowe, to dla nauczyciela bylo to coś dzięki czemu nie musiał się nami zajmowac i siedział sobie w kantorku. Zamiast prowadzić normalny WF to najprościej było.. zagrajcie sobie w siatkówke... i tak przez prawie cały rok... Jestem za tym aby ktoś kto chodzi na dodatkowe zajecia sportowe był po prostu z WF'u zwalniany, bo to nie ma sensu. WF w polskiej szkole to po prostu kpina.

Odpowiedz
avatar lotos5
6 28

Też to znam. U nas okazjonalnie był jeszcze mój znienawidzony ping pong. A chciałam tylko raz zagrać w piłkę nożną, bo nawet mi szło. Nie. Tylko dla chłopców. Mieli ją prawie codziennie, a my siatkówka. Raz zdarzyła się piłka ręczna na cały mój okres nauki. I to głównie grały te co były w zawodach, bo nikomu innemu piłki nie rzucały. Przestałam chodzić w zawodówce, jak reszta klasy.

Odpowiedz
avatar bloodcarver
20 56

Działanie w zespole to jedna z tych rzeczy, których powinno się było nauczyć w szkole. Stąd praca w grupach, gry zespołowe na WF itp. Ma to bardzo, bardzo duży sens. Tylko musi być poprowadzone dobrze - nauczyciel musi nauczyć, jak tą piłkę rzucić czy odbić, a nie tylko "granie na macie", tj macie piłkę i grajcie sobie. Drugą ważną rzeczą jest jednak umiejętność ogarniania co się robi z rękami. Naprawdę, nie potrzeba dużo siły by piłka przeleciała przez siatkę. Nie potrzeba niesamowitej celności, by piłka uderzyła w tablicę i miała choć szansę wpaść do kosza. Nie każdy musi być w tym super, ale w codziennym życiu jednak ta minimalna wartość kondycji i celności robi różnicę. No chyba że chce się do każdej pierdoły wzywać pomocy, bo ojej, kontener na śmieci na festiwalu za wysoki i nie dorzucę worka tak wysoko, ojej, mąż na dachu prosił by mu rzucić śrubokręt a wybiłam okno, itp.

Odpowiedz
avatar paski
22 38

@bloodcarver: Z pracy w grupach w szkole zapamiętałam tyle, że zawsze grupa dzieliła się na woły robocze (ci, którzy zrobią wszystko bo zależy im na dobrej ocenie) i osłów, którzy to wykorzystywali bo nic nie muszą robić, jakiś inny frajer zrobi a oni zgarną dobrą ocenę.

Odpowiedz
avatar bloodcarver
12 22

@paski: I to jest częsty błąd nauczycieli. Dobry nauczyciel zrobi krótką odpytkę by sprawdzić, kto naprawdę robił. A i opcja, żeby uczniowie sami podzielili się w grupy jest dobra, wtedy ci co liczą na frajera lądują razem i kończą z jedynkami / dwójami. Oczywiście są i źli nauczyciele, ale przy złym nauczycielu to jakakolwiek praca traci sens.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 6 lutego 2018 o 13:02

avatar butelka
1 1

@bloodcarver: zgadzam sie w pelni. ja osobiscie mialam identyczna historie z wfem, pilke przez siatku udalo mi sie raz w zyciu przebic, nawet nauczyciel z tego zartowal. ale jakos nigdy to nie byl wielki problem, ani dla innych dzieci ( no jasne, ktos tam czasem zazartowal ) ani dla mnie. bylam wybierana na koncu albo prawie, nie bardzo podawali pilke do mnie, ale hej nie gralismy na igrzyskach. jak ktos mial ambicje to szedl na sks. i co z tego ze bylam kiepska? co do oceny to zalezalo od nauczyciela, dopoki uczyla nas wredna baba mialam 3 - za "miny". pozniej 4 a nawet 5 w osmej klasie, nadrabialam glownie w skokach (przez kozla, w dal, wzwyz ). tez wolalam wf na studiach, bo 1 semestr byl areobik a drugi joga. w sumie historie mam prawie identyczna jak autorka, ale nie widze w niej nic piekielnego. zawsze jest jakis przedmiot, albo jego dzial, ktory sie mniej lubi. lubilam zawsze matematyke, poza geometria, ale jakos nie przyszlo mi do glowy zalic sie na piekielnych - ojej po co ucza geometrii w szkole, jak ja jej nie lubie!

Odpowiedz
avatar konto usunięte
10 38

W 100% Cię rozumiem! Jeździłam konno, świetnie rzucałam piłką lekarską i byłam jedną z najlepszych z licznego rocznika w biegach długodystansowych, do tego jakieś skoki przez kozła, podciąganie, podciąganie. Wszystko bardzo dobrze, ale ! gry zespołowe TRAGEDIA! a nauczycielowi najlepiej i najłatwiej dać nam piłkę i kazać grać. Nienawidziłam tego, nigdy nie nauczyłam się serwować, nigdy nie trafiałam do kosza, a do tego nie ma we mnie tego genu stada/zespołu, nie ma we mnie potrzeby idiotycznego rzucania się na piłkę by ta nie dotknęła ziemi. Byłam wysportowana, ale nie zespołowo

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 6 lutego 2018 o 12:21

avatar Habiel
8 20

Ja znowu miałam odwrotnie- biegi, skoki masakra, ale granie w kosza wychodziło mi bardzo dobrze (o siatkówce nie mówię, bo wszystkie ją kaleczyłyśmy). Jednak wkurzało mnie co innego. Przychodziło do zaliczenia dwutaktu i ,nie wiem jak u was, ale u mnie ocena szła w górę za trafienie. I tak, aby zdobyć pozytywną trzeba było przynajmniej trafić 2 razy na 5 rzutów. Nie liczyło się, że dwutakt wyszedł pierwszorzędnie- nie trafiłeś, ocena w dół. I oczywiście kosze na tej samej wysokości. W mojej grupie była dziewczyna, która miała 155 i sam wzrost praktycznie ją dyskwalifikował w tym momencie.

Odpowiedz
avatar Imnotarobot
7 19

@Habiel: Może dlatego ocena wzrastała przy wrzucie do kosza bo dwutaktu nie robi się by "ładnie wyglądać", ale po to by dostać punkty za wrzut :/ A Twojej koleżanki nie dyskwalifikował wzrost tylko brak umiejętności i/lub siły (wnioskuję z Twojej wypowiedzi, że źle jej szło). Jestem niewiele od niej wyższa, na początku gimnazjum jeszcze niższa i spokojnie do tego kosza wrzucałam. Niektóre moje równie niskie koleżanki także. Kwestia ćwiczeń i wprawy a nie wzrostu.

Odpowiedz
avatar Zmora
5 9

@Habiel: Dajże spokój. U mnie też się trafienia liczyły do oceny i mimo, że w gimnazjum miałam z 150cm wzrostu, to bez problemu dostawałam piątki. A nie jestem jakąś wyjątkową sportsmenką, nikomu nawet przez myśl nie przeszło, by mnie na zawody brać (choć tu akurat kwestia braku umiejętności komunikacji z drużyną w odpowiednim tempie, ale mniejsza), a ręce miałam tak słabe, że w życiu nie udało mi się jednego podciągnięcia wykonać (z jednym wyjątkiem). Tak że proszę bez pierniczenia, że wzrost dyskwalifikuje. To jest dwutakt, nie wsad. Zresztą jednego razu nauczycielka powiedziała, że wystawi szóstkę z dwutaktu tylko tej osobie, która w ciągu 30 sekund kozłując przebiegnie od środka boiska do kosza, zrobi perfekcyjny dwutakt, złapie piłkę i pokozłuje spowrotem 6 razy, za każdym razem trafiając. Wszystkim oczy wyszły, ale ambitna ja postanowiła spróbować. Do tej pory nie wiem, jak mi to wyszło, ale jakimś cudem wyszło. Byłam jedyną osobą z grupy. Czasem starczy mieć trochę szczęścia.

Odpowiedz
avatar Habiel
0 2

@Imnotarobot: Wiesz, jeśli chodzi o technikę to nauczycielka pokazywała mnie innym jak należy robić tj. ruchy stóp i te kroki. A kosz był wysoko i jeszcze był z takiego plastiku, gdzie nawet jak się trafiało w pole to była duża szansa, że piłka się odbije. @Zmora: Miałaś szczęście :D U mnie w gimnazjum jako tako WF nie miałam (bo hala zepsuta i ćwiczyliśmy praktycznie tylko na stadionie w ciepłe miesiące) W podstawówce był znowu system, że kosz podwyższano lub zniżano- dzielono nas na grupy wyższych i niższych i do tego dostosowywano kosz. Koleżance raz szło lepiej, raz gorzej, ale tak jak pisałam do Imnotarobot, same kosze były w LO kijowe i położone dość wysoko.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
22 24

Stanie na rękach lub na głowie. Nie ma chooja we wsi. Nie wykonam. Baba od wf w gimnazjum sapała mi nad uchem,wzdychała z pogardą,przewracała oczami ale nic to nie wskórało. Nie i już.

Odpowiedz
avatar Jorn
18 28

@Day_Becomes_Night: Widzisz. A mój wuefista nie sapał, ani nie wzdychał z pogardą, tylko tak długo tłumaczył, jak to trzeba zrobić i pomagał, aż się wszyscy nauczyliśmy.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
15 15

@Jorn: No to miałeś szczęście.

Odpowiedz
avatar Bobo
28 38

Postanowiłam dodać komentarz, aby choć jeden głos w sprawie był inny niż wszystkie :) Ja również nienawidziłam WF-u. Jestem koszmarna we wszystkich sportach, zwłaszcza zespołowych. I lekcja WF-u to zawsze był dla mnie okropny stres. Za to zawsze byłam dobra z matmy, fizyki, chemii. A były osoby, które pomimo starań nie radziły sobie z tymi przedmiotami. I też mogłyby zapytać: "Dlaczego jestem oceniany z fizyki? Przecież nie każdy ma takie zdolności!" Miałam w gimnazjum bliskiego kolegę. Średnia jego ocen oscylowała dookoła 2.2 - pomimo tego, że się starał i był sumienny. No, "bozia mu nie dała". Musiał się wstydzić na każdym przedmiocie, chociaż prawdopodobnie wkładał w nie więcej pracy niż ja. Ale miał jeden talent - sport! Dzięki temu, że z WF-u są wystawiane normalne oceny, on też miał szansę dostać z czegoś szóstkę, czymś się pochwalić! Dlaczego mieliby mu to zabrać dla mojego (łamagi) dobrego samopoczucia, skoro ja się mogłam cieszyć szóstkami z innych przedmiotów? Dla takich osób WF to ważna lekcja, bo bez niej być może nigdy nie dowiedziałyby się, że mają taki talent, że należy go rozwijać i wykorzystać! I to samo uważam na temat muzyki czy plastyki. Nie każdy ma talent artystyczny czy sportowy. Ale też nie każdy ma wysokie IQ czy np. "ścisły umysł". Dlaczego odpuszczać tylko niektórym, a wymagać od innych?

Odpowiedz
avatar Lolitte
12 20

@Bobo: Podpisuję się pod tym rękoma i nogami :D

Odpowiedz
avatar mrkjad
15 25

@Bobo: Z jednej strony częściowo się zgadzam, z drugiej niekoniecznie. Wydaje mi się, że problem leży u podstaw całego systemu szkolnictwa i oceny, ale abstrahując od tego, kolega, który jest słaby z fizyki jakoś zda, skończy szkołę i zapomni o niej na zawsze zajmując się tym w czym jest dobry: drogi jego i fizyki rozejdą się i nie spotkają się już nigdy więcej. Sport powinien uprawiać każdy, przez całe życie po prostu ze względu na zdrowie. Obrzydzanie dzieciom aktywności fizycznej przez zmuszanie do robienia na ocenę tego, czego nienawidzą nie prowadzi do niczego dobrego. Nienawidziłam wfu i była z niego bardzo słaba, w związku z tym nienawidziłam też sportu. Wiele lat zajęło mi zorientowanie się, że są dyscypliny, które lubię i które sprawiają mi przyjemność (a w żadnej z nich nie ma piłki. :) ).

Odpowiedz
avatar green_tea
15 17

@Bobo: Tu nie chodzi o odpuszczanie. Nie wiem jak oceniali twoi nauczyciele i kiedy chodziłaś do szkoły, ale za moich czasów muzyka/plastyka to nie tylko granie/malowanie. Jak ktoś nie miał talentu plastycznego to dobrą ocenę mógł zdobyć za wiedzę teoretyczną o sztuce (kierunki, style, malarze...). Z chemii można było zrobić projekt (doświadczenie). Z matematyki można się parę wzorów na kartkówkę nauczyć. Podobnie z językiem- słówka na kartkówkę można się wyuczyć nawet jak masz problem ze swobodnym posługiwaniem się językiem obcym. Podsumowując, jest wiele sposobów, by uczeń cieszył się dobrą oceną nawet jeśli nie ma do jakiegoś przedmiotu talentu. Wiele zależy od nauczyciela, a nauczycielom wf często niewiele się chce, bo to nie jest przedmiot, z którego są egzaminy, więc rzuca piłkę i niech uczniowie sobie grają. Pod koniec półrocza każe wykonać parę ćwiczeń na ocenę i irytuje się, że wiele osób nie potrafi.

Odpowiedz
avatar green_tea
13 17

@Etincelle: Zdaję sobie z tego sprawę. Tylko ciężko samemu w domu trenować skok wzwyż czy rzut kulą. Piszę z własnego doświadczenia:całe półrocze gra w siatkówkę, a potem raptem zaliczenie, przed którym potrenowaliśmy 2 lekcje. Jak ktoś nie ma do tego talentu to wiadomo, że wypadnie marnie i się zniechęci. I nie oszukujmy się, na wyższym etapie (liceum, technikum) uczeń skupi się na przedmiotach maturalnych i to im poświęci wolny czas, a nie dodatkowych treningom, żeby podnieść ocenę z wf (lub z innego, z którym nie wiąże przyszłości). Chyba największym problemem wf jest to, że te lekcje są dość marnie prowadzone i po prostu zniechęcają do sportu, co widać po rosnącej ilości zwolnień lekarskich.

Odpowiedz
avatar Etincelle
-1 1

@green_tea: ja się zgadzam z tym, że lekcje WF-u często prowadzone są na odwal się. U mnie też była głównie siatkówka i koszykówka, z czego może wpadło po jednej ocenie (zagrywka i dwutakt), a potem nagle kilka stopni z lekkoatletyki w ciągu jednej lekcji. Mówię tylko o tym, że można się do tego przygotować, zwłaszcza jeśli sprawa wygląda tak samo rok w rok. I okej, pchnięcie (!) kulą może ciężko trenować, ale do skoku wzwyż wystarczy znaleźć odpowiednie drzewa/drabinki/trzepak i coś tam i posiadać gumę do skakania. Po prostu kwestia prowadzenia lekcji to jedno. Drugie to podejście uczniów - sama piszesz, że na wyższym etapie nikt się na tym nie będzie skupiał. No nie musi, jego sprawa, ale wtedy bez zdziwienia, że taki niesprawny i oceny niskie.

Odpowiedz
avatar Shi
0 0

@Etincelle: ja nigdy nie miałam dobrych ocen z wf'u, mimo posiadania prawie najlepszej kondycji w klasie. Czemu? Bo aktobatyka czy trucht na 2,5km były tylko małym ulamkiem oceny. Skoki przez skrzynię, kozła, fikołki, mostki, szpagaty - bez problemu. Byłam najlepsza z dziewczyn na długich dystansach, a i tak czekało mnie 3 na koniec bo nie rzucę daleko piłką lekarską, nie trafię do kosza czy bramki albo nie zaserwuję nad siatkę. Gry zespołowe to było 80% oceny końcowej. Bo tak.

Odpowiedz
avatar Alien
2 20

Ja już na samym początku nauczyłam się, że lepiej trzymać się z daleka, a inni niech sobie biegają za tą piłką, skoro im zależy. Nigdy nie dawałam najmniejszego faka czy przegramy czy wygramy, bo ocen za to nie było i nie rozumiałam, czemu inni się tak ekscytują. Całą edukację marzyłam o zwolnieniu, ale niestety za zdrowa jestem. Nic tak nie zniechęca do jakiejkolwiek aktywności niż WF, nic!

Odpowiedz
avatar konto usunięte
4 8

@Alien: "Nic tak nie zniechęca do jakiejkolwiek aktywności niż WF" - i tu się nie zgodzę. WF to przedmiot jak każdy inny - nie idzie ci w szkole? Uczysz się w domu. Wiele rzeczy trenowałam poza zajęciami, by na wuefie nie było przypału. Sama lub z pomocą Taty. Biegać nienawidzę i nigdy tego nie polubię, choć starałam się też potruchtać poza zajęciami wf. Tak samo ciężko mi było przyswoić niektóre zagadnienia na biologii czy fizyce, mimo wielkich starań. I wydobycie węgla brunatnego w RPA na przełomie XX i XXI w. Ale czy takie rzeczy powinny negować sens nauczania danego przedmiotu? Moim zdaniem - nie.

Odpowiedz
avatar Habiel
2 4

@Candela: Ale nie wszystko idzie wytrenować. Ja z natury jestem bardzo sztywna. Mogę się w domu rozciągać, kombinować z różnymi ćwiczeniami i nigdy nie sięgnęłam głową kolan podczas skłonu. Ba, raz nauczyciel mnie "docisnął" i skończyło się tu u lekarza.No nie każdy ma piłki lekarskie, kozły, palantówki, czy chociażby miejsce, gdzie może porzucać do kosza. I u mnie w gimnazjum było tak, że na jednej lekcji zaczynaliśmy biegać, a na następnej już zaliczenie, bo nie ma czasu (nie mieliśmy hali, więc ćwiczyliśmy na stadionie). I jak tu nawet trenować skoro o zaliczeniach liczy się z dnia na dzień?

Odpowiedz
avatar Balbina
12 12

Będąc małą dziewczynką dostałam piłką w głowę. Piłką kopniętą przez dorosłego faceta. No i schiza na całe życie.Leci a ja chowałam głowę w ramiona i kuliłam się. W liceum nauczycielka odpuściła i po prostu jak były te gry zespołowe typu ręczna,kosz czy siatkówka siedziałam na ławce. I nie miało to żadnego wpływu na ocenę. W innych dyscyplinach byłam oceniana. Po prostu fajna nauczycielka.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
9 11

@Balbina: A ja właśnie na WF-ie tak dostałam w głowę. Kolega kopnął piłkę z całej siły przed siebie, ta się odbiła od ściany hali i dostałam w głowę (stałam tyłem, więc jej nie widziałam). Od tamtej pory jak widziałam, że ktokolwiek robi zamach, to się kuliłam i uciekałam.

Odpowiedz
avatar AsianGirl
6 6

@Balbina: @Marcelinka: W klasach 1-3 najlepsza była gra w dwa ognie na pięć piłek. Byłam drobniutka, a niektórzy chłopcy rzucali tak mocno, że po trafieniu w ścianę odpadał z niej tynk. Dla mnie taka lekcja była walką o przetrwanie :) Później przez lata byłam dręczona siatkówką (ze 150-centymetrowej dziewczyny siatkarki nie zrobisz). Na szczęście są inne dyscypliny. Mądry nauczyciel potrafi zachęcić każdego.

Odpowiedz
avatar mrkjad
6 14

@Bevmel: To ja powiem, że gry zespołowe budują w uczniach niezdrowe podziały (na drużyny), które później doprowadzają do podziałów i rywalizacji w społeczeństwie. Rozejrzyj się dookoła i popatrz na ludzi, którzy wychowywani byli w przeświadczeniu że jesteśmy "my i oni". :) Bez sensu, prawda? Są inne metody nauki pracy w grupie, a chociaż nasze szkolnictwo nie jest najlepsze w przekazywaniu tych wartości to nie wydaje mi się, żeby ganianie w grupie zapiłką było szczególnie skuteczne.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
3 3

Grając w kosza na lekcji złamałam sobie palca (piłka spadła mi z kosza centralnie na wyprostowanego i było chrup). Lekarze spartolili sprawę, paluch przez długi czas po wyleczeniu był jeszcze sztywny. Uratowały go dopiero lekcje gry na gitarze. Ale nie miałam przez to jakich fobii, tyle dobrego. Mój Mąż natomiast mówi, że niezapomnianym przeżyciem było dla Niego dostać uprzejmie kopniętą z całej pi*dy twardą piłką do ręcznej w... przeponę. Panika związana z niemożnością oddychania przez kilka dłuuuugich sekund - bezcenna.

Odpowiedz
avatar Bevmel
-4 8

@mrkjad: Przede wszystkim wyjaśnij dlaczego rywalizacja jest niezdrowa. Gdyby nie rywalizacja, ani technologicznie, ani cywilizacyjnie nie bylibyśmy tu, gdzie obecnie jesteśmy. Jeśli nie wykształcisz w sobie ambicji i poczucia rywalizacji, jedyne, co ci pozostanie, to gromadzenie się z innymi z Antify pod flagą z sierpem i młotem i śpiewanie międzynarodówki. Poza tym co to znaczy "niezdrowe podziały"? Idąc twoim tokiem myślenia rodzina, jako jednostka społeczna, jest niezdrowa, bo dzieli ludzi na małe "drużyny". Proponuję, byś porzuciła marksistowską nowomowę, bo to się ma do rzeczywistości jak pięść do nosa.

Odpowiedz
avatar mrkjad
0 2

@Bevmel: To. Była. Ironia.

Odpowiedz
avatar ZjemTwojeCiastko
5 13

Doskonale Cię rozumiem. Nienawidziałam szkolnego WF-u i znajdowałam każdą okazję by się zwolnić. Niestety, również w moich szkołach istniała tylko siatkówka. No, ewentualnie koszykówka. Nienawidziłam gier zespołowych i zaczęłam ich nienawidzić właśnie dzięki szkolnym zajęciom. Po prostu, piłka (jakakolwiek) jest moim wrogiem i koniec. Co ciekawe, nauczycielka nigdy nie zgadzała się żebyśmy zagrały w ringo, które akurat świetnie szło każdej z nas. Dlaczego nie? Bo nie i bujaj się. Co gorsza, inne sporty szły mi bardzo dobrze. Od dzieciństwa grałam w badmingtona i jeździłam konno. W tej drugiej dyscysplinie odnosiłam nawet sukcesy. Niektóre osoby, które brały udział w zawodach (nawet pozaszkolnych) były zwolnione z WF i dostawały z automatu 6 na koniec roku. Gdy chciałam skorzystać z takiej opcji i przedstawiłam swoje osiągnięcia w jeździe konnej, usłyszałam że to się nie liczy, gdyż nie jest to dyscyplina, którą można uprawiać w szkole. Czyli, czytając między wierszami, szkoła nie będzie miała podstaw by podpiąć się pod osiągnięcia ucznia i rozpowiadać, że to dzięki zajęciom dodatkowym w szkole uczeń wygrywa zawody. Inni uczniowie, osiągający dobre wyniki w biegach, badmingtonie czy nawet pływaniu, byli specjalnie traktowani. Bo zawsze nauczyciel mógł powiedzieć, że to dzięki szkole (dodatkowe sks-y czy lekcje pływania raz w tygodniu) uczeń zdobył medal. To, że ci uczniowie chodzili na treningi zupełnie niezwiązane ze szkołą było szczegółem, na który nikt nie zwracał uwagi. Niestety, dopóki podejście nauczycieli się nie zmieni, doputy uczniowie będą podchodzili do zajęć WF tak jak podchodzą.

Odpowiedz
avatar Crook
8 8

To, co się robi na WF-ie zależy głównie od nauczyciela. U mnie w podstawówce nauczycielka WF była trenerką piłki ręcznej i w kółko tłukliśmy tę piłkę ręczną. Trochę gimnastyki i żadnej siatki, żadnej koszykówki, ciągle tylko ta ręczna.

Odpowiedz
avatar drogowit
13 15

Rozumiem aż za dobrze. Niechęć do tego przedmiotu miałem już od małego. Znaczy - lubiłem się ruszać, włazić na drzewa czy wydurniać się z kolegami. Ale WF to był koszmar. Gier zespołowych nie znoszę do dziś. No, ale i to bym przeżył gdyby nie jedno - umiejscowienie tego przedmiotu względem innych godzin. Serio? Środa, dwie godziny WFu między matematyką a chemią?

Odpowiedz
avatar Naevari
13 17

@Etincelle: No tak, ale to ma dwie strony. Nauczyciele wszystkich innych przedmiotów mają podręczniki, program, jakieś materiały, na lekcjach zajmują się prowadzeniem lekcji. Czym zajmowali się praktycznie wszyscy moi wfiści? Rzucali piłkę, kazali rozłożyć sprzęt, siadali na ławeczce z kubkiem kawy i sobie plotkowali. Nie powiedzą co źle robisz, nie pokażą jak poprawić te wyniki. Robi się sprawdziany bez ćwiczenia czegokolwiek pomiędzy. No to kurczę, nie powaliło mnie żeby angażować się w raczej zbędny przedmiot bardziej, niż nauczyciel w swoją pracę. Dobrze mieć to już za sobą.

Odpowiedz
avatar ZjemTwojeCiastko
10 14

@Etincelle: Weź pod uwagę, że pojęcie sportu jest bardzo szerokie. Ktoś może być mistrzem jazdy na snowboardzie, jazdy figurowej, tenisa czy być fanem aerobiku czy podnoszenia ciężarków. To wszystko jest sportem, rzecz w tym, że w polskich szkołach z reguły wf-iści nie angażują się w swoją pracę, dają piłkę i "grajcie i nie przeszkadzajcie". Nawet nie poradzą jak odbijać piłkę, jaką postawę przyjąć, jak ułożyć palce, by ich piłka nie wybiła. Na innych przedmiotach jest podział na działy. Ktoś, kto nieznosi tematyki II w.św. może świetnie sobie poradzić z renesansem; ktoś komu funkcje nijak nie wychodzą, może będzie doskonale rysował i obliczał pola brył. Na wf-ie nie ma różnorodności, a wprowadzenie jej nie jest trudne. Brak dobrej woli ze strony nauczycieli.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
10 10

@Etincelle: Tu aż tak bardzo nie chodzi o to, co ja zrobiłam w domu. Jak ktoś wyżej napisał - w jaki sposób mam w domu ćwiczyć rzuty piłką lekarską? No nijak, a sportowe zajęcia pozalekcyjne obejmowały raczej gry zespołowe. U mnie w gimnazjum przez 3/4 roku graliśmy w siatkówkę/piłkę nożną, czasami w kosza, a raz na ruski rok zdarzała się piłka ręczna. Przez pozostałą 1/4 było wszystko inne. I jak rozumiem, że biegać uczyć się nie muszę, tak cała lekkoatletyka była dla mnie męczarnią. Zanim zdążyłam się nauczyć stać na głowie, zaczynaliśmy już stawać na rękach. Zanim nauczyłam się stawać na rękach, przechodziliśmy do skoków przez skrzynię. I co z tego, że ja chciałam się tego nauczyć, skoro kobiecie nie chciało się mnie uczyć? Nie ukrywam, że byłam ciężkim przypadkiem w tym temacie, ale też nie oczekiwałam, że będziemy się tydzień uczyć jednej rzeczy. Babeczka po prostu wyznawała zasadę, że jedna lekcja na stanie na rękach, jedna na stanie na głowie itd. A jakby na to wszystko były poświęcone dwie lekcje, to nie byłoby problemu, bo pod koniec każdej lekcji już jakoś koślawo mi to wychodziło, więc ta jedna lekcja więcej byłaby dla mnie zbawienna. I nie byłam w tym sama, bo połowa dziewczyn u mnie w klasie też miała takie problemy. Ale nie - lepiej pędzić do przodu, a później narzekać, że te dzieciaki nic się nie starają, bo w jedną lekcję się nie nauczyły stać na głowie.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 6 lutego 2018 o 21:56

avatar paski
7 9

@Etincelle: W moim gimnazjum i liceum zajęcia pozalekcyjne z gier zespołowych były dla uzdolnionych i osoba, która nie radziła sobie na lekcji, na tych zajęciach tym bardziej nie miała czego szukać bo tylko by stała i przeszkadzała. Ja też chodziłam do szkół, w których lekcje wf polegały na "grze" w siatkę bo jak już nauczyciele raz naciągnęli siatkę na sali to każda klasa przez kolejne miesiące grała tylko w siatkę. Możesz sobie wyobrazić cóż to była za wspaniała gra, gdy mało kto rozumiał zasady i nawet nie wiemy co robimy źle, bo nikt nam nie wyjaśnił :) Ja miałam świetne oceny tylko z biegów zarówno długo jak i krótkodystansowych bo to była w zasadzie jedyna dyscyplina na zaliczenie, którą lubiłam i mogłam uprawiać poza szkołą, bez posiadania odpowiedniego sprzętu/boiska itd. i faktycznie moje wyniki się poprawiały z roku na rok. W przypadku pozostałych dyscyplin nie było szans bo niby jak i gdzie miałam ćwiczyć rzut kulą albo skok w dal? No, może zawsze można powiedzieć "kto chce ten znajdzie sposób" ale aż taką pasjonatką wf nie byłam, żeby np. kupować kulę, wolałam pójść na basen :P

Odpowiedz
avatar konto usunięte
6 6

@paski: WF to przedmiot jak każdy inny. Jeżeli nauczyciel jest partaczem, to uczeń niewiele się nauczy. Na fizyce i matmie to samo. Ja miałam w podstawówce dobrych, choć nieco złośliwych wuefistów, naprawdę ogarniali swoją robotę. Natomiast w liceum facetka oceniała bez wcześniejszego zapoznania nas z kryteriami i potem wychodziły takie nieporozumienia jak obniżenie oceny za zagrywkę na siatkówce, bo się wyskakiwało z jednej nogi, zamiast z dwóch.

Odpowiedz
avatar googlewhack
3 3

@Etincelle: A ja wytknę też w inny sposób, masz marne oceny z historii? Wkuwasz. Z polskiego? Wkuwasz. Matma? Wkuwasz. Na moje szczęście nigdy nie miałam większego problemu z nauką, więc czas poza szkołą mogłam poświęcić na hobby. Co z osobami, którym nauka przychodzi trudniej? Od rana do popołudnia w szkole, po szkole nauka, a wieczorem zapieprzanie pod blokiem rzucając piłkę do kosza? Jeśli nie jest to czyjąś pasją, jeśli nie polubiło się tego w szkole to nie polubi się tego robiąc to w wolnym czasie pod przymusem. Tak samo jak z każdym innym przedmiotem. Mam z czymś problem? Fajnie, to zrobie wszystko by się jakoś obok tematu prześliznać i zapomnieć raz na zawsze. Plus gry zespołowe to pół biedy. Bo przecież przeciętny Janusz ma w domu piłkę lekarską.

Odpowiedz
avatar Etincelle
-3 5

@googlewhack: a co w tym dziwnego? WF przedmiot jak każdy inny, znaczy, wymagania jakieś są, tylko z innej dziedziny. Jednemu przyjdzie łatwiej, drugiemu trudniej, bywa. Tylko... co z tego? Jeżeli ktoś wybiera prześlizgiwanie się, to jego sprawa, ale przecież to nie może oznaczać, że kryteria mają być dostosowane do tych najsłabszych. Nie twierdzę, że każdy ma się stać mistrzem sportu, nie. Każdy ma swoje priorytety i bardzo dobrze, absolutnie nie zmuszam do tych dodatkowych treningów. Uważam tylko, że bez sensu w takim razie narzekać na to, że WF obejmował dziedziny, w których było się słabszym, bo to się zdarza na każdym przedmiocie i to właśnie sprawa ucznia, co z tym zrobi.

Odpowiedz
avatar Arcialeth
6 6

Gimnastyka mi osobiście szła zaczepiście, ale ćwiczyłam to we własnym zakresie. Siatkówka... wałkowana od podstawówki, nie lubiłam jej bo w domu zamiast siatkówki z chłopakami graliśmy w piłkę dzień w dzień. Jak koszykówka weszła to nauczyciel rzucił piłkę i kazał grać po czym ciągle gwizdał że coś źle. Szkoda tylko, że nie objaśnił zasad i moja klasa była w du... w porównaniu z klasą która wałkowała koszykówkę od podstawówki z innego miasteczka. Także to zależy od nauczyciela czy oleje czy pokaże podstawy.

Odpowiedz
avatar Margolotta
5 5

Czytam te komentarze i jest mi przykro. Przykro, że nie trafiliście na nauczycieli, którzy lubią swoją pracę i którzy potrafią zarazić swoim entuzjazmem. Sport i aktywność fizyczna mają przede wszystkim dawać radość, uczyć współdziałania w zespole oraz pokonywania własnych słabości. Fajnie, że w mojej szkole większość lubi wf. Lekcje są urozmaicone, gramy w różne gry i dobrze się bawimy. Często uczniowie decydują w co chcą grać. Każdy może osiągnąć sukces. Nauczyciele zachęcają do poprawiania ocen. Oceniana jest technika wykonania ćwiczenia. Ocenia się też aktywność na lekcji i zaangażowanie. Nikt nikogo nie wyśmiewa i nikt specjalnie nie "zapomina" stroju.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
5 5

@Margolotta: Mój Mąż tak samo jak ja nie lubi biegać. Ale wystartował kiedyś (dobrowolnie!) na jakichś zawodach. Oczywiście zajął ostatnie miejsce. Komentarz nauczyciela? - Ostatni są ci, którzy w ogóle nie pobiegli. Czapki z głów przed takimi nauczycielami.

Odpowiedz
avatar pomarina
10 10

WF jak najbardziej powinien być obecny w szkołach, tylko że obecna jego forma często raczej zniechęca do sportu niż zachęca. U mnie było tak, że od podstawówki do liceum graliśmy w koszykówkę i siatkówkę. ZAWSZE. Poza ciepłymi miesiącami, gdzie biegaliśmy przełaje. Szczerze nienawidziłam tego przedmiotu. Ciekawe, że dzieciak, który 3 razy w tygodniu jeździł konno, w weekend chodził na basen a gdy było ciepło to jeździł na rajdy rowerowe NIENAWIDZIŁ sportu w szkole. Po prostu nie mam drygu do gier zespołowych, nie lubiłam jak dziewczyny z ostrymi pazurami się na mnie rzucają bo mam piłkę albo ja z kolei muszę się rzucać kolanami na parkiet bo piłka tak poleciała. W szkole w-f zawsze bardzo źle działał na moją samoocenę. Nie byłam w tym dobra, czułam się jak ostatnia pokraka. Ale to nie znaczy, że byłam pierdołą - uprawiałam sport, tylko że inny niż w szkole. I tak jak uważam, że dzieciaki powinny liznąć każdego rodzaju sportu - tak aby coś dla siebie wybrać, tak nie rozumiem jak można przez tyle lat robić na lekcjach wiecznie to samo. Tak jak ktoś jest noga z chemii, to zawsze może lepiej mu pójść z organicznej, jak ktoś jest ciemny z matmy to może zamiast geometrii bardziej mu podpasują funkcje itp. A na w-fie ZAWSZE to samo... Jak nie czujesz się w tym dobry to lipa, czekają cie lata rzucania się na piłkę, czy tego chcesz czy nie.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
5 5

Jak ja się cieszę,że to wszystko już za mną....

Odpowiedz
avatar cassis
10 14

O, k0orwa, za co tyle minusów?! WF w polskiej szkole to kiszka. Pokazują to WSZYSTKIE statystyki - rządowe, pozarządowe, samorządowe, krajowe i zagraniczne. Nie ma co minusować historii, nie ma co zaklinać rzeczywistości. Jest, było i będzie źle, dopóki dopóty nauczycielom nie zacznie się chcieć wykonywac swojej roboty należycie, dopóty będzie monotonia, ocenianie nie za starania a za "ładne granie" i dopóty sport będzie obowiązkiem a nie pzyjemnością. Sorry, ale ocena z WFu to tak jak ocena z religii. Nie da się ocenić wiary i nie da się wycenić czyichś umiejętności fizycznych, kiedy się w kółko robi jedną rzecz. Przez rok w czasie mojej edukacji mieliśmy zastępstwo. Tylko przez ten rok ćwiczyli w s z y s c y. Ocena 4 - dobry - była za "wykazywane chęci i zaangażowanie w zajęcia" - czyli jeśli się miało strój na każdą lekcję, czysty, zgodny z regulaminem i wykonywało polecenia nauczyciela [facet, baby zawsze jakieś bardziej spi3rdolone są, wuefistki znaczy, nie jako ogół] lub miał powód medyczny by ich nie wykonywać - to się miało dobry stopień. Na piątkę było już jak ktoś coś umiał robić dobrze. Na szóstkę - każde osiągnięcia pozaszkolne. To był dobry rok. Ale tylko jeden z nastu lat edukacji. A baba od WFu z podstawówki zafundowała mi niepełnosprawność do końca życia. Kazała mi skakać przez kozioł po wypadku samochodowym. Świeżo zrośnięta kość biodrowa nie wytrzymała. Dlaczego mi kazała? bo tak. Byłam nieśmiałym, katowanym w domu dzieciakiem - nie postawiłabym się wtedy dorosłej osobie. A ta sucz powiedziała mi że zwolnienie ze szpitala mam na pewno podrobione i mam skakać, bo jak nie to sobie pogada z moją matką... Całe życie sp3rdolone przez WF. Już nigdy nie będę chodzić normalnie. Wtedy miałam 11 lat. Teraz mam prawie 40. Tak, nienawidzę sportu. Jeżdżę na rowerze prawie cały rok. Ale nikt nigdy mnie nie zmusi do wejścia na salę gimnastyczną.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 7 lutego 2018 o 0:02

avatar voytek
2 2

taka jest polska edukacja... najłatwiej rzucic pilke i pograjcie sobie... kogo obchodzi ze ktos nie lubi gier zespołowych? moze w prywatnych szkołach jest troche lepiej...

Odpowiedz
avatar ZjemTwojeCiastko
4 4

@SecuritySoldier: Tylko widzisz, ty na matmie miałeś szeroki wachlarz możliwości. Na wf-ie takich możliwości nie ma i o to się rozchodzi. Na wf-ie klasa dostaje piłkę i w zależności od płci albo gra w piłkę nożną, albo w siatkówkę. Tymczasem można uczynić z tych zajęć coś ciekawego, wyjść na przeciw oczekiwaniom uczniów, tym bardziej, że wf-iści nie mają rygorystycznego programu nauczania, którego muszą się kurczowo trzymać.

Odpowiedz
avatar dayana
6 6

@SecuritySoldier: Niby tak, ale czy nauczyciel od matmy kazał Ci robić zadania i nic nie wytłumaczył? Rzucił, że dzisiaj tematem jest algebra, robić zadanie 1, 4 i 5 na stronie 49, a potem poszedł do swojej kanciapy? Ja nie lubiłam geografii, ale nie powiedziałabym, że nauczyciele z tego byli tak tępi jak wfiści. Idź skakać w dal, no jak nie wiesz jak, no normalnie, podbiegasz do deski i skaczesz, logiczne. :) Dopiero na studiach dowiedziałam się, że wf też może być normalny. 2 razy trafiłam na to, na co chciałam i 2 razy trafiłam na wf ogólnorozwojowy (studiowałam kilka kierunków, więc trochę się tego nazbierało). Za każdym razem nauczyciele byli mili, wyjaśniali po co są dane ćwiczenia i różnicowali sport, a nie, że w kółko siatka. Gdyby nie wf to nie wiedziałabym na czym polega nordic walking, a teraz nawet jestem skłonna kupić te kije i czasem sobie pochodzić. W szkole wf na podwórku kojarzył mi się tylko z bieganiem w zimnie bez żadnej rozgrzewki (albo z jakąś idiotyczną).

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-2 6

@ZjemTwojeCiastko&dayana: Ja w historii nie widzę narzekania na niekompetencje nauczyciela, tylko na przedmiot, konieczność nauki gry w zespole (no to już zakrawa na histerię) i w ogóle, jak to strasznie niszczy dzieciństwo. Sam nie byłem tytanem sportu, wielokrotnie miałem najgorsze wyniki (a przysięgam, na tym polu chłopcy są okrutniejsi nawet od patogimnazjalistek), ale do głowy by mi nie przyszło, by chrzanić, że to wina "tego złego programu nauczania, co wymusza na dzieciach grę w zespole!". To się niczym nie różni od jojczenia ameb intelektualnych, które twierdzą, że matura to bzdura, egzaminy są za ciężkie, a na studiach powinni sobie darować obrony prac dyplomowych, bo po to tylko stres dla biednych studentów.

Odpowiedz
avatar Sintra
5 7

Zawsze mnie rozbrajało tłumaczenie "odpowiedzialności zbiorowej" w szkole- "bo kiedyś dorośniecie, będziecie pracować w zespole i cały zespół będzie oceniany za wyniki". Błąd już na wstępie- nie jestem aspołeczna, lubię towarzystwo, umiem współpracować... ale wolę pracować na własny rachunek. Nigdy do tej pory nie miałam, i zakładam że już nie będę miała pracy w której muszę działać "w zespole". Gry zespołowe, bądźmy szczerzy, są prawie zawsze traktowane jak "zapchajdziura", kiedy nauczycielowi po prostu się nie chce- chlubne wyjątki tylko potwierdzają regułę. W liceum odpuściłam sobie po tym jak zabroniono mi ćwiczyć we własnym zakresie (chociażby rozgrzewka, rozciąganie i chociażby w szatni) na lekcjach "bo jest siatkówka",przyniosłam zwolnienie lekarskie z lekcji, byłam zdecydowanie najbardziej wysportowaną wówczas dziewczyną w klasie, swoje odrabiałam na własnych treningach. Zresztą, do tej pory mam w oczach ostentacyjnie pzypiętą na drzwiach kantorka wuefistów decyzję kogoś-tam o "przyznaniu dotatku MOTYWACYJNEGO w kwocie 20 zł rocznie".

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 1

Problemem tu jest olewczy stosunek nauczycieli. Gry zespołowe dobrze rozwijają umiejętność współpracy, w zależności od gry tez mają duży wpływ na rozwój wybranych zdolności motorycznych. Mimo to NIE JEST to ani najlepsza ani jedyna forma aktywności o czym uczą na studiach (wiem, bo studiuję wychowanie fizyczne ;) ). Nauczyciele bardzo często ograniczają się do prowadzenia lekcji związanych ze swoją specjalizacją, ponieważ w tym się czują najlepiej. Nawet gry zespołowe mogą być ciekawe dla uczniów, trzeba jednak włożyć w to trochę serca i dobrze przygotować się do zajęć :) Na pocieszenie powiem Ci, że mimo iż w podstawówce trenowałam własną dyscyplinę sportu i byłam dzieckiem dosyć sprawnym fizycznie, też nienawidziłam gier zespołowych. Dopiero na studiach zrozumiałam że można przeprowadzić nawet zwykłą lekcję nauczającą odbicia w siatkówce, w taki sposób że każde dziecko będzie zaciekawione i będzie czuło się dobrze. Trzeba tylko chcieć :) Mam nadzieję że nie zniechęciło Cię to za bardzo do późniejszej aktywności fizycznej, bo niestety, bywa i tak że olewczy nauczyciel potrafi wyrządzić dziecku szkodę na całe życie.

Odpowiedz
avatar LoonaThic
-1 3

Narzekać na to, że miało się w d... ćwiczenia, nie chciało się starać - no jak mogą mnie oceniać za to - no naprawdę? Bez jaj - duża dziewczyna już jesteś. Skoro nie chcesz pracować w grupie to potem nie będzie lepiej - praca zespołowa jest czasem kluczem do sukcesu... Ogarnij się trochę bo w życiu będzie ciężko. I idę o zakład, że nawet nie chciałaś się nauczyć zagrywać, grać, serwować itd. BO PO CO, do czego, na co. Nie lubie. A potem płacz bo oceniają... I nie wspominam, że potem są nastepne pytania - mam 20 lat i 120 kg wagi - nie wiem co robić by waga spadała. Próbowałam już każdej diety i każdego lekarstwa. A na pytanie - a ćwiczyć próbowałaś? Wiesz jaka jest najczęstsza odpowiedź? Ja nie mam kondycji...

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 2

@LoonaThic: Przeszłam już trochę szkół na praktykach i spotkałam całą masę nauczycieli u których całe bogactwo tematyki lekcji wychowania fizycznego sprowadza się do zajęć z siatkówki i koszykówki ;) W dodatku prowadzonych na zasadzie: najpierw odbijajcie, a potem grajcie. Nie tak powinien wyglądać wf: Celem nauczyciela jest przede wszystkim zachęcić uczniów do uprawiania aktywności fizycznej w czasie wolnym. Przede wszystkim dla zdrowia. Czasami uczniowie są wyjątkowo oporni i buntują się przeciw wszystkiemu (szczególnie w wieku dojrzewania), ale prawda jest taka że w większości przypadków niechęć do jakiegoś przedmiotu jest winą nauczyciela, NIE ucznia. Naprawdę można przeprowadzić atrakcyjną, ciekawą lekcję na której nikt się nie będzie nudził. Jest cała masa książek w których są nawet gotowe konspekty takich zajęć, ale do tego trzeba się troszkę wysilić i przygotować...

Odpowiedz
avatar madxx
0 0

Ja ze sportu to najchętniej leżenie na czas, także wf też był dla mnie koszmarem. Na szczęście na wszystkich stopniach edukacji trafiałam na nauczycieli z podejściem "to tylko wf, macie piłkę i grajcie", więc ci co chcieli to grali, ci co nie, to sobie siedzieli i rozmawiali, a na koniec każdy dostał 5, grający czasem 6 :)

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 14 lutego 2018 o 11:06

avatar Varson
0 0

Ogólnie rzecz biorąc to gry zespołowe są na wfie po to żeby nauczyć sie niewerbalnej formy współpracy (jakkolwiek by to nie wyglądało taki jest cel - wykonanie wiadomo jakie). Nie powinnaś narzekać na sam przedmiot a na kolegów/koleżanki z klasy, że mieli takie podejście, sam obecnie mam wf i czasem na mnie narzekają że podaje do osoby która nie umie grać a która jest o dziwo na najlepszej pozycji do podania ze wszystkich (zdarza sie to takim o dziwo często), no ale cóż, nikt kto nie był wśród profesjonalnych sportowców(w moim przypadku trenerzy hokeja, grali np przez XX lat w najlepszych drużynach danego kraju) przez dłuższy okres czasu to nie zrozumie dlaczego tak robie.

Odpowiedz
Udostępnij