Wysokofunkcjonujący alkoholik.
A co to za zwierzę? – Spytacie. Spieszę wyjaśnić.
Alkoholik wysokofunkcjonujący to osoba, o której nałogu nie wie nikt, poza najbliższą rodziną (jeżeli takową posiada i z nią zamieszkuje).
Osoba taka kryje się ze swoim alkoholowym nałogiem wręcz perfekcyjnie.
Najczęściej pracuje ta osoba na wysokim stanowisku i zarabia kilkukrotność średniej krajowej (choć nie generalizuję, mogą się trafić inne jednostki, choć pewnie rzadziej), pije drogie alkohole „bo go stać”, codziennie pojawia się w miejscu pracy ubrany w nienaganny garnitur (garsonkę – to zjawisko występuje u obu płci), przyjeżdża nieskazitelnym samochodem (co rano bada poziom alkoholu we krwi najdroższym alkomatem na rynku, z atestem, żeby nie podpaść Policji) i w pełni gotowy do podjęcia swoich zadań.
Niby OK, nikt nie cierpi, prawda?
Ale..
Zaczyna się zupełnie niewinnie. Ot, lampka wina / kieliszek koniaku / małpka whisky / seteczka wódki (niepotrzebne skreślić lub potrzebne dopisać) po ciężkim, stresującym dniu. Z czasem takich ciężkich, stresujących dni zaczyna przybywać. Potem zdarzają się one codziennie. Organizm zaczyna tolerować spożywany alkohol, zatem nie przynosi on spodziewanego efektu odstresowania – czyli co? Czyli zaczynają to być dwie lampki wina / dwa kieliszki koniaku / dwie seteczki wódki /. Potem trzy. A potem... Nawet się nasz bohater nie obejrzy a robi sie z tego butelka mocnego alkoholu. Potem dwie. I tak dalej i tak dalej...
To może trwać latami. Na razie cierpi tylko najbliższa rodzina. Codziennie ogląda pijanego tatusia / mamusię. Niektórym po alkoholu włącza się „tryb agresywny”, innym „tryb nieśmiertelności”.
A ile czasu upłynie, kiedy zorientuje się pracodawca? Lub pracownicy i urzędy, jeśli takie „wysokofunkcjonujący” jest szefem/właścicielem?
I jak to się skończy?
Trzeba było znaleźć jakiś wybitny fragment, przetłumaczyć kochanej ciotuni i zapytać czy ona po polsku jest w stanie to zrozumieć
Odpowiedz@kicz123, chyba nie do tej historii miał być ten komentarz...
Odpowiedz@Wysoki, prawdę piszesz, ale po co? Zjawisko nierzadkie, raczej powszechnie znane, a przynajmniej każdemu trochę ogarniętemu w życiu człowiekowi. Twoja historia brzmi jak przedruk ulotki z poradni leczenia uzależnień. Jak to ma się do Ciebie i Twojego życia? I przepraszam, ale gdzie tu piekielność? Bo jak na razie, widzę tylko zwykłą patologię rodzinną.
Odpowiedz