Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Będzie o L-kach. Rozumiem, każdy się uczył jeździć jednak brak odpowiedzialności instruktorów…

Będzie o L-kach.

Rozumiem, każdy się uczył jeździć jednak brak odpowiedzialności instruktorów jazdy jest dla mnie piekielna.

Otóż ostatnio instruktorzy stwierdzili, że doskonałym pomysłem jest kazać kursantowi jeździć w godzinach szczytu po najbardziej uczęszczanych drogach pomimo, że ten nie wyćwiczył obsługi skrzyni biegów.


Gasnące L-ki potrafią narobić korków nawet skuteczniej niż stłuczka.

Ja jak pamiętam, gdy jak miałem kurs na prawo jazdy to instruktor kazał mi jeździć po prawie pustych drogach na uboczu miasta, dopóki sprawnie nie zmieniałem biegów.

korki samochód L-ki

by Meh
Dodaj nowy komentarz
avatar Balbina
13 33

@krzyssp: "dopóki sprawnie nie zmieniałem biegów"takie było zdanie na końcu.Czy ja tylko je przeczytałam? Wpuszczanie zielonego jak groszek kursanta na zakorkowane ulice w szczycie to według mnie piekielność. Nie dość że blokuje płynną jazdę to ze strachu jedzie 10 na godzinę. Jedni od razu załapują inni potrzebują więcej czasu. I jeżeli instruktor jest mądry to na początku pojeżdzi na bocznych ulicach a dopiero na główne. I autor nic nie wspominał o tym żeby takowi nie jeżdzili po głównych ulicach.Czytanie ze zrozumieniem nie boli.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 1 lutego 2018 o 11:33

avatar Balbina
10 16

@krzyssp: Każdy z nas ma zapewne niejedne wspomnienie ze swoim robieniem prawa jazdy. Pamiętam że moją matkę robiącą prawo jazdy w latach 70 instruktor nauczył jeżdzić szybko i zdecydowanie. Ja miałam dwóch(ranny i wieczorny) Ranny kazał mi jeżdzić 20 na godz i darł się jak jechałam szybciej Wieczorny darł się na mnie jak jechałam niżej 40. Z komentarzem że żadnej ikry w tej młodzieży nie ma. Więc teraz możesz dodać do trzęsącego się kursanta powalonego instruktora i puścić na zapchane ulice w szczycie.

Odpowiedz
avatar kitusiek
8 16

@krzyssp: Szczególnie, że w sporej ilości szkół za każdym razem jeździ innym samochodem. No i te elkowe autka są w tak fatalnym stanie, że po przesiadce do "normalnego" samochodu ma się wrażenie, że biegi zmieniają się same. W "mojej" szkole były dwa Colty, jeden nie reagował normalnie na gaz (pedał w podłodze, a obroty ledwo w górę), w drugim pedał sprzęgła miał trzy stany - wciśnięty całkowicie (w podłodze), trochę (ciut nad podłogą) i w ogóle (ciut dalej do niewciśniętego. @Balbina: W "mojej" szkole na pierwszej jeździe plac, instruktor oceniał czy kursant w ogóle wie do czego służy kierownica i samochód i decydował, czy zostają na placu, czy jednak w miasto. O ile ja wyjechałem z placu po 40 minutach na przejażdżkę wokół, tak znam ludzi, którzy w tej samej szkole po placu jeździli 10h, bo strach ich wypuścić dalej. Jedna znajoma nigdy nie przekroczyła 30km/h, przed pierwszym podejściem do egzaminu dokupiła kolejne 20h jazd, a po 6 nieudanej próbie zdania - odpuściła sobie.

Odpowiedz
avatar Balbina
2 8

@kitusiek: Znajoma to samo. Na placu manewrowym ok.Egzaminy(testy)ok Na ulicy histeria.Odpuściła po kolejnej próbie.

Odpowiedz
avatar Bryanka
10 10

@Balbina: Ja byłam tak "wypuszczona" przez instruktora. Kazał mi wcześniej przez chwilę poćwiczyć zmianę biegów "na sucho", a potem hajda na warszawskie drogi. Nie mówię, że to dobry sposób, ale też nie przypominam sobie, żebym jechała 10 na godzinę. Powiem szczerze, że na początku najbardziej piekielna dla innych to byłam na rondach. Zdarzało się, że auto czasami gasło podczas ruszania spod świateł, ale też nie przypominam sobie, żeby to było jakieś częste. No chyba, że ktoś na nas z głupia frant trąbił, to wtedy "magicznie" gasło :P

Odpowiedz
avatar Jorn
6 8

@Balbina: Ja miałem jeszcze ciekawiej. Też miałem dwóch instruktorów, ale jednego przez pierwszą połowę kursu, drugiego później. Ten pierwszy pawie nigdy nie pozwolił mi przekraczać 40 km/h, a inni kursanci z nim jeździli po mieście normalnie 60 (takie wtedy było ograniczenie). Po zmianie instruktora odwrotnie. Ja jeżdżę 60, inni 30-40. Do dziś nie wiem, dlaczego.

Odpowiedz
avatar krogulec
5 13

@krzyssp: "Tylko że mało który kursant nawet pod koniec kursu umie jeździć tak żeby auto mu nigdy nie gasło. " Chyba opowiadasz o sobie. Zgasnąć silnik może każdemu, ale to nie ma nic wspólnego z płynną i dynamiczną jazdą. A nie na "dwojce' 30km/h. Pod koniec swojego kursu, zdarzało mi się jechać 90km/h na dwupasmówce. Mimo, że przed rozpoczęciem kursu, nigdy nie siedziałem za kierownicą.

Odpowiedz
avatar krzyssp
1 11

@krogulec: To mnie miało obrazić? ;) Widać że nie masz pojęcia o czym piszesz, co ma jazda 90km/h na dwupasmówce do jazdy w mieście gdzie co chwile musisz się zatrzymać i ruszyć? To że ktoś może jechać szybko na drodze do tego przeznaczonej nijak się nie łączy z tym czy auto mu stanie kiedy musi ruszyć spod świateł.

Odpowiedz
avatar Wredna_Ruda
1 1

@krzyssp ja tam myślę że jak ktoś po zakończeniu kursu prawa jazdy nadal nie potrafi jeździć, to niestety, ale albo powinien się doszkolić, albo instruktor był beznadziejny, a w najgorszym wypadku może nie powinien być kierowcą, żeby nie stwarzać zagrożenia dla innych. Myślę, że bardziej trzeba by zaznaczyć, że sama nauka stylu jazdy na kursie i to jak należy jechać na egzaminie ma bardzo mało wspólnego z tym jak człowiek będzie jeździł na codzień. Dopiero jak już dostajemy prawo jazdy to zaczynamy się uczyć płynnej i dynamicznej jazdy, prawidłowej oceny odległości, poprawnego i prostego parkowania itd. itd. Byle byśmy mieli porządne podstawy teoretyczne i dobrego instruktora ;)

Odpowiedz
avatar krzychum4
-2 8

Droga powiatowa, zakręt w lewo, prosta jakieś 400 metrów zakręt znowu w lewo. Widać sznur samochodów. No tak zapewne ciągnikiem ktoś jedzie. chociaż prędkość 60-70 na to nie wskazuje. wjazd do miasta gdzie jest WORD (dla nie wiedzących, lub dla czepialskich: Wojewódzki Ośrodek Ruchu Drogowego) robią się dwa pasy, na światłach okazało się, że naturalnymi zwalniaczami były trzy eLki. Tak, każdy się uczy, ja też się uczyłem. Jedni szybciej łapią inni wolniej. Dla jednych prędkość 90 km/h będzie tą bezpieczną dla innych 60. Wyprzedzić się 3 eLek nie dało najwyraźniej, w sumie droga z zakrętami i dość sporym ruchem.

Odpowiedz
avatar Aris
8 12

@krzychum4: L-kom nie wolno przekraczać prędkości, a już szczególnie na egzaminie (wnioskuję, że egzamin, skoro wszystkie trzy przy WORDzie) - dodatkowo dochodzi stres, każdy błąd to 150zł w plecy, więc będą się wlec, choćby ktoś panował nad autem na poziomie zawodowego kierowcy, i nic na to nie poradzisz.

Odpowiedz
avatar kitusiek
8 8

@Aris: Sporo instruktorów podpowiada nawet, żeby jechać na egzaminie te 5-10 mniej niż wolno - raz, że większy margines do przekroczenia prędkości, dwa, więcej czasu na reakcję, a trzy - co zresztą wielu uważa za najważniejszy powód powolnej jazdy - czas na egzaminie jest ograniczony, więc mniej się przejedzie, czyli też mniej okazji do popełnienia błędu ;)

Odpowiedz
avatar zartie
2 2

Czasem człowiek naprawdę ma ochotę wysiąść i strzelić instruktora z piąchy :-( W ubiegłym roku raz spóźniłem się do pracy, bo jakiś matoł kazał w porannym szczycie kompletnemu nieogarowi, niepotrafiącemu ruszać na płaskim (wiem, bo jechałem za nim przez 3 ulice) wjechać pod górkę na rondo turbinowe z lewego pasa. Zablokował wjazd na rondo na 10 minut. Teraz ma być zmiana przepisów, więc znowu będzie wysyp eLek :-( Tak się składa, że pracuję w instytucji mieszczącej się na uboczu miasta, ale niedaleko WORD-u, a administracja tej instytucji mieści się w centrum. Odległość 3,8 km. Po drodze rondo turbinowe (jedno z dwóch w mieście) i rondo z sygnalizacją świetlną (jedyne w mieście). Kiedyś z kolegami urządziliśmy zabawę: kto jadąc w godzinach pracy do administracji naliczy więcej nauk jazdy. Wygrałem. Mój wynik: 52.

Odpowiedz
avatar xhonek
-1 1

@zartie: Czy to może Radom? :)

Odpowiedz
avatar anonimowakopalnia
1 1

Sama niedawno uczyłam się jeździć. Żeby zapoznać się z biegami i ze sprzęgłem, jeździłam przez 4 godziny po bocznych uliczkach, mało uczęszczanych. O ile szybko załapałam zmienianie biegów, tak gdy potem zmienili mi samochód na inny, kilka godzin zajęło mi przyzwyczajenie się do niego. Efekt na mieście był taki, że auto mi gasło po każdym zatrzymaniu. Wiem, że mnóstwo osób psy wtedy na mnie wieszało, sama byłam bardzo zdenerwowana, co też nie poprawiało mojej sytuacji. Po każdym takim intruktor brał mnie w boczne uliczki żebym co chwile zatrzymywała się i ruszała, żeby wyczuć sprzęgło. Pomimo tego i tak zdarzało mi się. Wiem, że to denerwujące dla innych kierowców, ale, proszę, nie wieszajcie tak od razu psów na kursancie, większość robi co może

Odpowiedz
avatar Varson
-1 1

@Meh Piekielni są ci "kursanci" bądź brak obowiązku uczęszczania na zajęcia na większości kursów. Ja wsiadłem do samochodu i odrazu jedź pan na miasto, co my sie bedziemy na placu piepszyć. I co? Nic, bo byłem przygotowany, dla pewności pytanie przed jazdą czy napewno tak sie zmienia biegi i inne czynności dla upewnienia sie, jasne że od czasu do czasu mi gasło, ale jestem w stanie zliczyć na palcach jednej ręki ile razy podczas całego kursu. Śmieszna sprawa jest taka ze więcej razy mi zgasło moje własne auto gdyż nie trzyma obrotów i żeby mieć pewność że nie zgaśnie to musi mieć 2k, no ale to tak poza tematem.

Odpowiedz
Udostępnij