Poniekąd odnośnie historii
http://piekielni.pl/80769
Trochę poprawiłam historię, żeby lepiej wszystko naświetlić.
Moja współlokatorka, potocznie zwana siostrą lub obleśna Anką ma wielkiego, agresywnego psa, który zupełnie nie jest nauczony chodzić na smyczy. Anka przeprowadza się i planuje go na pewien blizej nieokreślony czas Zostawić go pod opieką matki. 60-letniej kobiety, która:
- jeśli nie weźmie silnych leków przeciwbólowych nie jest w stanie się poruszać
- jest w trakcie rekonwalescencji po zabiegu, jeszcze nawet nie może wrócić do swojej stosunkowo lekkiej dodatkowej pracy (jest już na szczęście na emeryturze)
- została wcześniej mocno przez rzeczonego psa pogryziona, ale ma zbyt miękkie serce, żeby się postawić.
Pies jest agresywny i bardzo silny. Ze względu na bezpieczeństwo domowników jest zamykany w pokoju Anki albo nosi kaganiec. Ja w tej chwili pracuje za granicą, w domu spędzam parę tygodni między dwumiesięcznymi wyjazdami.
Moja chora Mama nie jest w stanie mu zapewnić odpowiedniej ilości ruchu. Pies się męczy, plus ostatnio mam podstawy, żeby myśleć, że jest bity przez właścicielkę.
Moja Mama fizycznie nie może psem się odpowiednio zająć, a ja psychicznie przez jego zachowanie i moją fobie związaną z pewnym incydentem z dzieciństwa.
Jako że moja sytuacja się poprawiła ostatnio i dodatkowo kwestia zdrowia Mamy jest dla mnie ważna pytanie brzmi czy i jak można coś z tą sprawą zrobić? Jakieś organizacje prozwierzęce? Straż miejska? Wolałabym się w tej sprawie nie wychylać, bo moja sytuacja mieszkaniowa jest trochę związana z widzimisię mojej siostry.
Home sweet
Rozwiązanie "na już" - rozejrzyjcie się wśród sąsiadów (ale tylko tych, którzy naprawdę kochają zwierzęta) czy nie znajdzie się ktoś, kto by za niewielką opłatą codziennie wyprowadzał psa na ok. godzinny spacer, i zapewniał mu odpowiednią ilość ruchu. Pies wybiegany, to pies szczęśliwszy, spokojniejszy, i o wiele mniej skłonny do agresji. A na dłuższą metę - chyba najlepiej by było poszukać mu nowego właściciela; może spytaj o radę kogoś z TOZ, jak to zorganizować?
Odpowiedz@Naa: sąsiad odpada, bo problem tkwi w zachowaniu psa, wszyscy w bloku słyszą jak warczy. Dochodzi też to, że on jest bardzo agresywny w stosunku do Mamy, z którą miałby sam na sam zamieszkać. Mama dzieciom, nawet takim jak anka, najchętniej by nieba przychylił, wiec się godzi. Najgorsze jest to, że z pozostałej czwórki rodzeństwa tylko brat próbuje mi pomóc naprostować Mamę. A do tozu planuje zadzwonić po weekendzie
Odpowiedz@Iksowate: Oczywiście, że warczy, i że się źle zachowuje - on się fizycznie męczy, a nierozładowana energia dostaje takie ujście, jakie znajdzie - w tym wypadku w postaci agresji! Nawet łagodny pies, gdy nie ma dość ruchu, staje się skłonny do irytacji - im szybciej przerwiesz ten błędny krąg, tym łatwiej sytuacja dojdzie do normy. Spróbuj, POPYTAJ, przecież masz chyba więcej, niż jednego sąsiada? Ludzie, którzy mają psy, znają się choćby z codziennych spacerów - może polecą Ci kogoś, kto mieszka dwa budynki dalej, i kogo nigdy nie spotkałaś? Na początek może być trudniej, mogą być potrzebny dłuższy spacer, żeby zmniejszyć napięcie, ale ktoś, kto rozumie zwierzęta, i je kocha, da sobie radę. I nie kieruj się wyglądem zewnętrznym - osobą, której pies będzie ślepo słuchał, może być wielki facet, albo właśnie drobna dziewczyna, która bez trudu nawiąże z nim kontakt ;) BTW, ile ten smok właściwie waży?
Odpowiedz@Naa: widzisz ja mam trochę związane ręce, może udałoby się znaleźć taką osobę. Jednakże trzeba w to zaangażować Ankę, która widzi w swoim psie cały swiat, trochę jak te panie z dwudziestoma kotami, a ona nigdy nie przyzna, że jest problem. Opłacić 'wyprowadzacza' trzeba, a przecież biedna Anka musi mieć na swoje zuberki:p. Problem w tym że ta osoba nie powinna mieć psa. Podobnie jak ja, dlatego też takowego nie mam. Jedyne rozwiązanie dla mnie to odebranie jej psa bo nawet jak Anka się 'zadomowi' gdzieś, oby daleko, to czterołap nadal będzie zle prowadzony.
Odpowiedz@Naa: chyba przestałam się interesować waga psa jak przekroczył 40, a dalej robił się tylko szerszy :p
Odpowiedz@Iksowate: Cóż, musicie z mamą ustalić między sobą, czy spokój i bezpieczeństwo są dla Was warte tego, żebyście wydały te, powiedzmy, 5 PLN dziennie z własnej kieszeni (ewentualnie domagając się później zwrotu od właścicielki), i miały psa, który zacznie się zachowywać spokojnie i łagodnie w ciągu paru dni. Czy wolicie czekać i się bać, aż uda się doprowadzić do odebrania psa, i umieszczenia go gdzie indziej - co prawdopodobnie potrwa, a może wcale do tego nie dojdzie. Moje zdanie już znasz, a przy podejmowaniu decyzji radziłabym zapomnieć, że Ty tego psa nie lubisz (bo to nie jego wina, że nie został wychowany), a pamiętać cały czas, że zależy Ci na zdrowiu i bezpieczeństwie Twojej mamy.
Odpowiedz@Iksowate: "@Naa: chyba przestałam się interesować waga psa jak przekroczył 40, a dalej robił się tylko szerszy :p" - czyli ma ok. 55-60 cm w kłębie? To nie taki duży pies, i prawdowpodobnie przy takim trybie życia wcale nie jest zbyt silny. Wprawny psiarz da sobie radę bez większej trudności.
Odpowiedz@Naa: to pies w typie labradora (z pseudohodowli, radzę przeczytać historię do której się odniosłam), nie wiem ile ma w kłębie, wydaje mi się że wiecej. Powiem tak. Był czas że ważyłam ponad 80 kg, oprócz masy zawsze miałam też dużo siły i zapierając się najmocniej jak tylko noglan nie byłam w stanie go utrzymać.
Odpowiedz@Iksowate: Bo to jest coś, czego trzeba się nauczyć. Gdy byłam nastolatką, moją mamę przewrócił nasz psiak, o wadze 17 kg, gdy mama ważyła 67 - zagadała się, i chwilę nie zwracała na niego uwagi, a on po prostu pociągnął za smycz. Sama siła czy różnica masy nie wystarczy. Naprawdę radzę Wam obu z mamą poszukać kogoś, kto już ma doświadczenie z większymi psami (i je lubi!), żeby Wam pomógł. Może nastolatek, który chce powiększyć kieszonkowe, może pani w średnim wieku, szukająca motywacji, żeby się poodchudzać. Męczenie siebie i zwierzaka, żeby zaoszczędzić parę złotych nie ma sensu, i możecie kazać potem oddać sobie te pieniądze...
OdpowiedzDałam mocne jako piekielne, ale nie dlatego, że siostra chce oddac psa pod opieke rodzinie, czy tam podrzucic, ale że wy nie macie jaj sie postawić, bądź agresywne zwierze uśpić.
Odpowiedz@Arcialeth: moja stawianie się polega na tym, że jak ja się psem nie zajmę, to moja mama to zrobi. O uśpieniu mówić nie bede, nie mnie oceniać, która istota ma prawo do zycia, a która nie.
Odpowiedz@Iksowate: Na pewno nie Twoja mama, ani ty jak psu cos do łba przyjdzie :)
OdpowiedzTak, można coś z tą sytuacją zrobić. Ale trzeba się wychylić. Telefon do TOZ-u czy na policję sam z siebie nie rozwiąże problemu, bo nikt psa nie zabierze na zawołanie. Ale w momencie wyprowadzki Anki, jeżeli nie zawrze ona umowy o czasową opiekę nad psem, Atos stanie się formalnie rzecz biorąc bezdomny. Czyli: - zgłosić na policję przestępstwo - znęcanie się nad psem poprzez porzucenie go (jest na to paragraf w ustawie o ochronie zwierząt); - jednocześnie, skoro pies został porzucony (= jest bezdomny), można go legalnie umieścić w hotelu dla zwierząt i szukać domu, samodzielnie lub przez fundacje. Czyli żeby pomóc mamie, sobie i psu już nie musisz Atosa odbierać bezprawnie. Stoi przed Tobą skuteczne, natychmiastowe i legalne rozwiązanie. Teraz trzeba tylko chcieć.
Odpowiedz@aegerita: ciekawe. Zobaczymy co uda nam się zrobić z bratem w kwestii przekonania mamy, że to nie jest dobry pomysł z tym psem. Nie śmiem nawet podsuwać jej pomuslu o umowie;p. Póki mnie nie ma w domu to i tak tylko gdybanie.
Odpowiedz@aegerita: Pies teoretycznie ma dom - nie został porzucony gdziekolwiek, tylko zostawiony u rodziny. Ew. bicie trzeba udowodnić. Pies nie wygląda na zagłodzonego (a przeciwnie), więc to wcale nie takie proste. A hotele są znacznie droższe, niż wynajęcie kogoś, kto po prostu pobiega z psem tę godzinę dziennie.
Odpowiedz@Naa: a propos wynajęcia kogoś. Anka ma brzydki zwyczaj nie oddawania pieniędzy. Ani przyszłej studentki ani emerytki nie stać, żeby codziennie komuś płacić. Problemem jest moja matka, że się godzi i jej corka, że ma takie a nie inne nastawienie. Ja że swojej strony mogę zrobić wszystko, żeby psa jej odebrano. Zwyczajnie szkoda zwierzęcia
Odpowiedz@Iksowate: Czy Ty boisz się, że jak pies się uspokoi, to trudniej będzie załatwić odebranie go, i znalezienie mu nowego domu? Zrobisz, co chcesz, rzecz jasna, ale na razie radziłabym Ci pamiętać, że formalnie rzecz biorąc, ciężko będzie znaleźć podstawy. Jest wiele psów o wiele gorzej traktowanych, które trudno uwolnić od właścicieli. Pies nie jest Twój, nie masz prawa go sprzedać, i na pewno nie załatwisz tego tak, ze z dnia na dzień ktoś przyjdzie, a i go zabierze. Lepiej pomyśl, co zrobić, żeby dało się z nim wytrzymać, nim sprawa znajdzie rozwiązanie.
Odpowiedz@Naa: powiedziałam. Pieniądze. Monety z tego co pamiętam na drzewach rosną tylko w the sims. Tylną częścią ciała też banknotów nie wydalam. Pamiętaj, że suma, która dla kogoś jest 'tylko paroma xlotymi' dla kogoś innego jest dużą częścią dochodów. Gdyby było mnie stać na utrzymanie cudzego psa, prawdopodobnie nie musiałabym pracować za granicą
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 13 stycznia 2018 o 16:42
@Iksowate: Tak na moje oko możesz to załatwić: - Oszczędzając matkę - Oszczędzając pieniądze - Unikając odzyskiwania pieniędzy od siostry - Działając zgodnie z prawem Tylko możesz wybrać najwyżej trzy możliwości z tych czterech - wszystkie na raz są nierealne.
Odpowiedz@Iksowate: Właśnie chodzi o to, żeby tej umowy NIE było. Bo wtedy w momencie wyprowadzenia się Anki z domu można Atosa legalnie zabrać i szukać mu sensownego domu. Więc nie trzeba psa odbierać - na co, jak słusznie pisze @Naa, są (niestety) bardzo małe szanse.
Odpowiedz@Naa: Jeśli opiekun wyprowadza się z domu, a pies zostaje, i przy tym opiekun nie zadba o kogoś, kto chce, może i potrafi się zwierzakiem zając - to owszem, jest to jak najbardziej porzucenie. Że wygodne w domu, a nie w środku lasu, to nic nie zmienia. Jeśli więc, jak pisze autorka, ani ona, ani jej mama na chcą/nie są w stanie zadbać o psa, a Anka nie będzie miała umowy potwierdzającej, że zleciła komuś zapewnienie tymczasowej opieki, to jest winna porzucenia, a pies zgodnie z prawem jest bezdomny, bezpański. Pobieganie z psem nawet trzy godziny dziennie nie rozwiązuje automatycznie problemu agresji! Zmęczy się (tylko fizycznie, a nie umysłowo, co równie ważne), ale nie wychowa się sam i nie nauczy znikąd prawidłowych relacji z ludźmi.
Odpowiedz@aegerita: Masz rację, że nad psem trzeba intensywniej popracować, bo teraz, z tego, jak @Iksowate opisuje, to niemal dzikie stworzenie. Ale jak przestanie mu dolegać (bo dla psa taki stan jest ogromnie przykry) nieustanne niewybieganie i nuda, będzie bardziej skłonny nawiązywać z ludźmi kontakt emocjonalny, i dostosowywać się do zasad "stada", w którym się znalazł. To nie dość, ale już coś. Jeżeli chodzi o brak umowy - tylko ona nie musi być pisemna, a @Iksowate pisała "Mama dzieciom, nawet takim jak anka, najchętniej by nieba przychyliła, wiec się godzi" - chyba więc jej mama potwierdzi wersję o istnieniu umowy ustnej, która w pewnym sensie faktycznie istnieje (plan zostawienia psa nie jest tajemnicą), tylko nie uwzględnia możliwości fizycznych osoby, która ma się psem opiekować. Moim zdaniem po prostu należałoby zażądać w roli dodatku do psa na czas opieki takich sum pieniędzy, żeby można go było nie tylko wyżywić, a także zaspokoić jego wszystkie pozostałe potrzeby, łącznie z weterynarzem i tymi spacerami. Ale przyszło mi do głowy jeszcze jedno rozwiązanie - może (MOŻE!) z pomocą TOZ dałoby się znaleźć ludzi, którzy spacerami, i ew. układaniem psa zajęliby się za darmo? Z dobrego serca, na kolejki, z litości dla zwierzaka? Szansa maleńka, ale jednak wspominam, bo a nuż...
Odpowiedz@Naa: Ogólnie się z Tobą zgadzam, każdy z tych pomysłów jest wart wypróbowania i każdy mógłby poprawić sytuację. Co do umowy też - jeśli matka stanie murem za Anką, porzucenia się nie udowodni. Dlatego napisałam, że aby coś zmienić, trzeba się wychylić. Niestety, z wypowiedzi autorki z przykrością wnioskuję, że szuka ona rozwiązania, które nie będzie nic kosztowało, nie będzie wymagało żadnego wysiłku, podejmowania żadnych decyzji ani tym bardziej odpowiedzialności za decyzje. Sąsiada do spacerów nie poszuka, bo na pewno się nie da. Wyprowadzacza nie wynajmie, bo Anka na pewno nie odda pieniędzy. Podobno chce "zrobić wszystko", żeby psa odebrać, a do TOZ-u według komentarz dzwoni od co najmniej dwóch miesięcy i jeszcze nie wybrała numeru... @Iksowate: Jeśli naprawdę chcesz coś zrobić, to zrób. Rad już było od groma, możliwości są. Czas przejść od słów do czynów.
Odpowiedz