Jestem matką jak wiecie. I teraz nie wiem co napisać dalej... czy to ja jestem jakaś nienormalna, czy społeczeństwo idiocieje. Zacznę od rana.
Mąż ma dzisiaj wolny dzień, więc postanowiłam skorzystać z okazji i pojechałam sobie na badania do przychodni. Miałam zrobić krzywą cukrową, więc siłą rzeczy musiałam być wcześniej.
O 7.05 przybyłam pod przychodnię, a tam emerytki się licytują, która przyszła pierwsza i która pierwsza będzie do okienka rejestracji. O 7.15 pielęgniarka otworzyła drzwi no i poszli... ruszyli jak w kabarecie. Myślę sobie, że trochę wstyd zginąć zadeptaną przez emerytki w przychodni, więc weszłam ostatnia. Rejestracja do lekarza od 8.00.
Babcie podzieliły się na 2 obozy. Jedne do badań, drugie do rejestracji.
I teraz najlepsze: pielęgniarka pyta kto na cukier z obciążeniem, rozglądam się, wychodzi na to że tylko ja, więc idę pewnym krokiem przez korytarz. Gdyby wzrokiem można było zabić, to nie przeszłabym nawet połowy. w końcu siadam na fotelu, podwijam rękaw, krew pobrana, wychodzę i czekam te 2 godziny. Międzyczasie przewinęło się naprawdę wiele ciekawych osób. Rozmowa 2 madek:
m1: Ja tam moją zostawiam na świetlicy do 15.
m2: Jak na świetlicy? (w naszej szkole świetlica jest tylko dla dzieci rodziców pracujących po okazaniu zaświadczenia).
m1: Normalnie, ja o 13 to obiad w domu chłopu wydaję, to jak mam po nią iść? Normalnie nie idę po nią, to ją wysyła wychowawczyni na świetlicę, nie puści przecież 7-latki samej do domu.
Dalsza rozmowa przebiegała w tonie zachwytu nad pomysłowością mamuśki. Szok w trampkach...
Sytuacja 2. Chwilkę przed 9.00, wchodzi Pani z na oko 5/6 letnim chłopcem. Dziecko pokasłuje, pociąga nosem, na moje oko lekko przeziębiony. I wywiązuje się rozmowa między recepcjonistką, a Panią:
P: Chciałam syna zarejestrować, ledwo się na nogach trzyma.
r: Wolne miejsce do pediatry jest na 15.15. Poproszę o nazwisko i adres.
P: Jak tak późno? Dziecko mi zejdzie z tego świata do tej pory (młody biega w tym czasie po przychodni jak potrzepany).
r: Bardzo mi przykro, ale nie mogę państwa prędzej zapisać, nie ma miejsc.
I tu się zaczęła tyrada pod adresem lekarza, pielęgniarki, rejestratorki i samego Pana Jezusa, że nie zstąpił z nieba i nie uzdrowił zakatarzonego dziecka... Kiedy awanturnica się uspokoiła, rejestratorka zapytała jeszcze raz czy zapisać. Odpowiedź PANI MADKI zagięła czasoprzestrzeń:
- W sumie to on taki chory nie jest, a na 15 to ja na paznokcie jestem umówiona. I wyszła.
Sytuacja 3. Przychodzi moja kolej na pobieranie krwi już ostatni raz. Mam wejść poza kolejką. Zostałam zakrzyczana przez kobietę na oko 35 lat, że ona z dzieckiem czeka, dziecko chorutkie i ona pierwsza musi wejść sobie tą krew pobrać, bo z takim chorutkim dzieckiem to nie można łazić nigdzie, a jeszcze na pewno ktoś na nie nakaszle i będzie po wszystkim... Pielęgniarka nawet wyszła po mnie, ale nie wygrałyśmy z madką z chorutkim dzieckiem.
Edit: Kiedy nie dało się pani nr 3 spacyfikować, to pielęgniarka poprosiła po prostu koleżankę, która pobrała mi krew, a ona sama się zajęła matką z dzieckiem. Nie napisałam wcześniej, bo nie uznałam, że to istotne.
Cóż.. mam nadzieję, że w tym wszystkim chociaż wyniki wyszły dobre :)
OdpowiedzW sytuację 3 nie wierzę. Badanie krzywej wykonuję akurat co jakiś czas - ten odstęp czasowy jest ważny, pielęgniarki się tego trzymają i na prawdę nie uwierzę w to, że jakaś pielęgniarka dała sobie wejść na głowę pacjentowi.
OdpowiedzSzkoda że nauczycielka się nie dowie, może by zgłosiła do opieki społecznej że patologia dziecko zaniedbuje.
Odpowiedz@kierofca: Jaka patologia, przykładna żona o mężusia dba ;)
OdpowiedzW mojej szkole pierwsze dzieci przychodzą o 7 i wychodzą o 18 - takiego mają farta. Rodzice oczekują zajęć w świetlicy - ale czego można wymagać od dzieci, które są na nogach dłużej niż nie jeden dorosły? Najzabawniejsze są dni wolne. Ostatnio - zapisana gromada dzieci. Przyszło jedno. Nauczyciele siedzą w pustej sali. Przychodzi mamusia po dziecko "ojej, byłaś sama? No trudno, to jutro pójdziesz do babci". Ludzie mają inną alternatywę, ale wolą jej nie wykorzystywać. Znajomi mają dziecko, inni znajomi proponują "my w ferie jesteśmy w domu, może przyjść do nas, pobawi się z naszym synkiem"n a co znajomi "nie, nie ma potrzeby, pójdzie do przedszkola". Gdzie najpewniej będzie samo, albo dwie, trzy osoby. Ja chciałabym, żeby moje dziecko spędzało wolny czas najmniej stresująco i jak najbardziej mogło wypocząć. A co to za wypoczynek dla dzieciaka, który jest zerwany o 7 z łóżka, żeby poszedł do szkoły i pograł z nauczycielami w gry planszowe? I cały dzień bez ciepłego posiłku, bo w takie dni nie ma w szkole obiadu.
Odpowiedz@CatGirl: Kurcze no może nie każda babcia chce siedzieć z wnuczkiem jeśli jest opcja posłania dziecka do świetlicy/przedszkola. Mnie też mama kiedyś posłała do przedszkola gdy nie było w nim innych dzieci, stało sie tak ponieważ ludzie nazapisywali dzieci i ich nie przyprowadzili. A co to za wypoczynek dla dzieciaka, który jest zerwany o 7 z łóżka, żeby poszedł do szkoły i pograł z nauczycielami w gry planszowe?' Niestety tak czy siak trzeba zerwać to dziecko wcześnie po to zeby samemu zdążyć do pracy wiec zaprowadzenie go do babci czy znajomych nic nie zmienia. Druga sprawa jest taka, że świetliczance/ przedszkolance się płaci a kiedy zaprowadzasz dzieciaka do znajomych wypada moze też kiedyś przyjąć jego dziecko w taki wolny dzień i zostajesz z takim mini długiem wdzięcznośći.
Odpowiedz@CatGirl: Moja przyjaciółka ma grupę 6-latków. W Wigilię siedziała do 16 z jednym dzieckiem. Dzieckiem, którego mama nie pracuje :)
Odpowiedz@madxx: No i co ze w Wigilię? To normalny dzień pracujący i nie gejem dlaczego ludzie robią takie wielkie halo o prace w wigilie. Kobieta płaci za te godziny wiec nie ma powodu zeby ich nie wykorzystać. Nie każdy chce robić zakupy, sprzątać, gotować z dzieckiem petajacym sie pod nogami. I co z.tego ze nie pracuje zawodowo. Moze mieć inne obowiązki np. Opieka nad chorym członkiem rodziny, własnego lekarza itp. A może zwyczajnie lubi w ciszy popijac kawkę z sąsiadka i póki ona i jej partner to akceptują nic.nikomu do tego.
Odpowiedzhmm, pani zostawiająca swoje dziecko na świetlicy chyba powinna się cieszyć, że wychowawczyni je tam zaprowadza, a nie np. zawiadamia opiekę społeczną, że dziecka nikt nie odebrał po lekcjach... a co do drugiej sytuacji - grunt to mieć priorytety! dziecko może samo wyzdrowieje, a paznokcie same się nie zrobią! :D
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 11 stycznia 2018 o 23:38
Nie ogarniam systemu świetlicy tylko dla dzieci osob pracujacych. Jesli sa dwie kolezanki, załóżmy Kasia i Basia, i tylko rodzice Kasi pracują, to Basia nie moze isc z koleżanką po lekcjach albo i przed np. odrobić zadanie domowe czy po prostu dotrzymać towarzystwa?
Odpowiedz@Grejfrutowa: Przyjmijmy, że na świetlicy mieści się 30 dzieci. A chętnych na zostawienie tam dzieci danego dnia 50 osób, z czego 25 pracuje i nie ma jak odebrać dzieci, a 25 chce sobie poleżeć w domu brzuszkiem do góry, albo zjeść obiad. Czyje dziecko powinno zostać na świetlicy? Bo raczej żadna rozsądna opiekunka nie przyjmie 50 dzieci jak może, jak może mieć pod opieką 15 osób i są na świetlicy we dwie (opiekunki).
Odpowiedz@imhotep: dziękuję, że ktoś pofatygował się odpowiedzieć. Nigdy nie spotkałam się z takim systemem "wstępu" na świetlicę. Chodziłam do wielkiej osiedlowej podstawówki, podobnie jak moje koleżanki w innych szkołach. Każdy mógł iść na świetlicę.
Odpowiedz"Jestem matką jak wiecie" a skąd niby? Życie kury domowej bywa fascynujące, ale wpisz to w pamiętniczek
Odpowiedz@kijek: Bo jak byś czytał regularnie Piekielnych, to ten arcyważny fakt by Ci nie umknął. Od tej informacji zaczyna się niemal każda historia :D
Odpowiedz@kijek: Akurat z kurą domową mam niewiele wspólnego.
OdpowiedzJakie znaczenie dla historii ma fakt, że jesteś matką?
OdpowiedzHistoria piekielna, choć zaczęłam się zastanawiać przy tej świetlicy nad własnym dzieciństwem. Kiedy miałam siedem lat nie dość, że sama wracałam ze szkoły piechotą (i nikt mnie na świetlicę nie zaprowadzał ani nie interesował się, gdzie idę), to jeszcze również sama do tej szkoły piechotą rano chodziłam. Moja siostra też w 1/2 klasie chodziła już sama do domu (teraz dziecko ma 10 lat, więc to było kilka lat temu) i zastanawiam się, czy to ta szkoła jakaś patologiczna, że nikt się nie interesuje, czy pani w historii ma wielkie szczęście, że akurat ta wychowawczyni samej dziewczynki do domu nie wypuści. :D
Odpowiedz@Nikusia1: moje dziecko do szkoły jedzie 5 przystanków autobusem. Żeby się dostać na przystanek musi pokonać ruchliwą drogę wojewódzką. I to jest szkoła najbliżej domu. Nie każde dziecko może ze szkoły wracać spacerkiem przez osiedlowe ulice. Więc jakoś mnie nie dziwi, że nie puścili dziecka samego do domu. A jak jeszcze nie mają pisemnego oświadczenia rodzica, że dziecko wraca samo to nie dziwi po raz drugi.
Odpowiedz