Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Opiszę pewną piekielność, którą zaobserwowałem w pracy. Nie dotyczy ona bezpośrednio mojej…

Opiszę pewną piekielność, którą zaobserwowałem w pracy. Nie dotyczy ona bezpośrednio mojej pracy, ale zachowań ludzi, głównie matek.

Pracuję w wesołym miasteczku, najpierw pracowałem 3 lata w Polsce, teraz pracuję w Szwecji.

Zawsze mi się wydawało, że do wesołego miasteczka idzie się dla dobrej zabawy, spędzić miło czas. No ogólnie dla rozrywki.

Niestety, chyba jednak nie.

Nie wiem dlaczego, ale w Polsce, głównie za sprawą matek, taki wypad dla dzieci nie jest pewnie tym, czego te dzieciaki oczekiwały. Oczywiście ojcowie też nie są święci, ale gdybym miał podać jakieś statystyki, to spokojnie byłoby to 8/10 na niekorzyść matek.

O co mi chodzi?

Dziecko, słysząc, że idzie do wesołego miasteczka, pewnie jest niesamowicie napalone na zabawę, a co dostaje? Naburmuszoną matkę z ogromnym fochem na cały świat, która mu na nic nie pozwala.

"Po co?”, "nie ma czasu”, "jadłeś rano”, "szkoda pieniędzy”, "nie spodoba ci się”, "nie chce mi się”, "ubrudzisz się”, "nie zjesz kolacji”, "nie rycz”, "zostawię cię tutaj”, "idziemy do domu" i tak dalej. No i oczywiście bicie.

Czytając internet i rozmawiając z ludźmi można odnieść wrażenie, że odchodzimy w zadowalającym tempie od tego rodzaju "wychowania", niestety rzeczywistość jest całkowicie inna.

Ogólnie dla mnie niezrozumiałym jest to, że w Polsce idąc do wesołego miasteczka, matki odmawiają niemal wszystkiego dziecku. Wszystkich atrakcji, przekąsek. Dosłownie całej zabawy. Dzieciaki wychodzą z płaczem, albo bardzo smutne. Przykry widok.

Koniec końców, wypad do wesołego miasteczka kończy się darciem japy na dziecko i fochem na cały świat.

Piszę o tym dlatego, że odkąd pracuję w Szwecji, zobaczyłem całkiem inny obraz tego wszystkiego. Tutaj rodziny w wesołym miasteczku naprawdę się bawią. Niesamowicie rzadkim widokiem jest takie zachowanie, o którym napisałem wyżej. Dzieciaki chodzą szczęśliwe, rodzice bawią się z nimi przez cały czas, widać, że każdy czerpie radość z tego wypadu.

Całkiem inny świat.

zagranica

by ~Wesolek
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar BlueBellee
10 24

Nie generalizujesz za bardzo? No fakt, że ja codziennie na wesołym nie bywam, ale sama widziałam takie sytuacje. Z tym, że to był margines raczej, a nie standard.

Odpowiedz
avatar Mavra
41 45

Niestety dla przeciętnego Polaka zabawa w wesołym miasteczku jest znacznie większym wydatkiem niż dla przeciętnego Szweda. Wielu rodziców mówiąc "nie spodoba ci się" itp ma w duchu na myśli " jakie to drogie" albo "nie stać mnie". Ich myślenie można zrozumieć, ale zachowania już nie. Pisze z własnego doświadczenia. W czasie gdy córka była mała mieliśmy z mężem kłopoty finansowe ale chodziliśmy z córką do wesołego miasteczka. Zabawa był krótka ale była. Po prostu w domu przed wyjściem ustalaliśmy, ze może sobie pozwolić na 2 karuzele bo tylko tyle pieniędzy mamy i już. Wracając spacerkiem zachodziliśmy na jakieś lody czy gofry. Miłe popołudnie dla każdego i bez płaczu czy fochów.

Odpowiedz
avatar Locust
30 32

@Mavra: O tym samym pomyślałam. Skorzystanie ze wszystkich atrakcji i dodatkowo kupienie przekąsek, zabawki, pamiątki itp. może naprawdę uderzyć po kieszeni. Ale tak jak napisałaś, można ustalić, ze mamy do wydania x pieniędzy i potem dziecku przypomnieć, ze umawialiśmy się na to i niestety nic więcej. Albo iść wtedy, gdy naprawdę możemy zaszaleć. Zupełnie nie rozumiem, po co iść gdziekolwiek, jeśli nikt nie będzie miał z tego przyjemności, wszyscy tylko się zmęczą i poobrażają na siebie.

Odpowiedz
avatar czolgista1990
-4 14

@Locust: @Mavra: Jeżeli pod stwierdzeniem "nie spodoba Ci się" kryje się "nie mam hajsu na to" to po prostu w takie miejsce się nie idzie, jeżeli nie jest się w stanie komfortowo tam czuć i zapewnić dzieciarowi atrakcji jakich oczekuje po tym miejscu. Chyba lepiej wytłumaczyć mu w domu, że nie ma na takie coś na tyle pieniędzy, żeby się bawił cały dzień i gdzie chce. Będąc na miejscu trudniej dziecku będzie zrozumieć, że nie może iść tam i tam bo nie ma pieniędzy, przecież już TU JEST, więc o co chodzi. Lepiej zapobiec temu od razu jak potem zepsuć dzień sobie, a przede wszystkim dzieciom.

Odpowiedz
avatar Mavra
2 2

@czolgista1990: Przeczytaj co napisałam. jak dla mnie napisałam to samo co ty tylko innymi słowami

Odpowiedz
avatar Azheal
1 1

@Mavra: A nie jest tak w wiekszosci wesolych miasteczek ze placisz za wejscie i wszystko uzywasz w tej cenie?Jedynie to jedzenie itp dodatkowo?

Odpowiedz
avatar Locust
33 33

Pewnie dużo zależy nie od narodowości, ale od zamożności klientów, ale też od rodzaju wesołego miasteczka. W UK na przykład wszystkie większe parki rozrywki maja biletu upoważniające do skorzystania z większości przejażdżek, wiec będąc już w środku nie trzeba się zastanawiać, czy nie szkoda nam pieniędzy na kolejną atrakcję. Z kolei te male, objazdowe wesołe miasteczka mają dość tanie bilety.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 8 stycznia 2018 o 13:47

avatar konto usunięte
28 30

Podejrzewam, ze główny powód to zasobność portfela

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-1 1

@maat_: I naprawdę myślisz że foch i ciągłe agresywne strofowanie dziecka to rezultat pustego portfela? Hmm... moi rodzice byli bardzo, ale to bardzo biedni i jak nie było ich na coś stać, to mi to po prostu mówili. Nie krzyczeli, nie opierniczali bez powodu, nie grozili, nie wymyślali wymówek, itd. Takie zachowanie świadczy o poziomie tych matek, a nie o zawartości ich portfela. Nie myl biedy z brakiem wychowania.

Odpowiedz
avatar Dominik
7 13

@Sharp_one: Polska jest OK, tylko niektórzy Polacy jacyś tacy po****ni.

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
-4 20

@Sharp_one: A może powinieneś/aś pojeździć trochę po Europie i osobiście sprawdzić, czy rzeczywiście w innych krajach ludzie zachowują się inaczej. Ale lepiej psioczyć online, że ktoś najeżdża na Polskę. Autorka po prostu opisuje własne doświadczenia. Ja też mogę potwierdzić różnice w zachowaniu w innych sytuacjach, bo w wesołym miasteczku nie pracowałem. Mieszkam w Irlandii. Wiem dobrze, że nawet w szkole dzieciaki mają więcej luzu i na początku edukacji uczą się bardziej w formie zabawy niż przez wkuwanie, jak ja musiałem w Polsce. Na ulicy też rodzice znacznie rzadziej krzyczą na dzieci, oprócz reprezentantów pewnej specyficznej grupy. Może więc, zamiast bezsensownej krytyki, zacząć się uczyć bardziej pozytywnych zachowań?

Odpowiedz
avatar digi51
22 28

@pasjonatpl: no, np. wmawia się kobietom, że przed gwałtem uchroni je jakaś opaska albo ustawa nakazująca wypowiedzenia jednoznacznej zgody na stosunek seksualny.

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
6 12

@digi51: To akurat jest idiotyzm. Nigdzie nie jest idealnie. Każde miejsce i ludzie je zamieszkujący mają swoje wady i zalety. Są kraje, gdzie przez lata uczono się tolerancji i wmawiano ludziom, że to jedyna słuszna droga, która prowadzi do pokojowego dialogu. Niestety teraz mają do czynienia z kimś, komu zasady tolerancji i dialogu są obce i póki co nie potrafią zmienić swojego nastawienia.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 5

@digi51: to dobre jest... taka zgoda powinna być wydana na piśmie (aby nie było posądzeń przed sądem o poświadczanie nieprawdy), i podpisana przez obojga rodziców! Obecnie za samo proponowanie sexu można iść siedzieć za molestowanie, więc pomysł dobry :)

Odpowiedz
avatar LittleM
17 31

Czuję się wywołana do tablicy. Jestem matką trzylatka i każde wyjście do wesołego miasteczka powoduje we mnie mnóstwo frustracji. Cena pojedynczej przejażdżki na najtańszej karuzeli to 5 zł. Zazwyczaj zgadzam się na trzy przejazdy. Za 15 zł mogę przygotować obiad dla trzyosobowej rodziny i uważam to za kwotę sporą, ale możliwą do wydania na zabawę. O ile w sytuacjach codziennych takich, jak zakupy, nawet w dziale z zabawkami moje dziecko wie, że jęczenie, płacze i awantury w niczym mu nie pomogą i już od dawna ich nie próbuje, o tyle wesołe miasteczko jest dla niego tak fajne, że mam gwarancję awantury o więcej. Owszem mogła bym się po prostu zgodzić i wesoło z nim bawić. Zamiast tego powtarzam po raz milionowy "nie" i wyprowadzam zapłakane i nieszczęśliwe dziecko. Dlaczego? Bo jeśli raz ulegnę i nie będę konsekwentna młody natychmiast zorientuje się, że da się matkę pokonać. I następnym razem zrobi mi awanturę w sklepie o słodycze, albo kolejną zabawkę. I będzie się drzeć do długo, bo będzie miał w pamięci, że wtedy uległam i jest szansa, że wywalczy swoje. A ja nie mam zamiaru na to pozwolić. Uwierz, że dla mnie to też nie jest przyjemne. Wolała bym pozwolić na tyle zabawy, żeby dziecko łatwo przekonać do zmiany aktywności. Tyle, że zostawiła bym tam małą fortunę.

Odpowiedz
avatar LittleM
27 31

@katzschen: Po pierwsze moje dziecko doskonale rozumie, to że jeśli określam ilość zabawy to jest nie przekraczalna. Jak pisałam w sytuacjach codziennych, już od dawna nie ma z tym problemu. Musi się przyzwyczaić, że sytuacje niecodzienne nic w tym względzie nie zmieniają. Po drugie jeśli teraz będę go trzymać w domu "dopóki nie zrozumie" to nigdy nie zrozumie. Dziecko uczy się przez doświadczanie. Po trzecie i najważniejsze, to nie jest płacz spowodowany traumą. To taki płacz "na wymuszenie". Za dwie minuty młody zainteresuje się czymś innym np. darmowym placem zabaw i zapomina o "dramacie". Po takim wyjściu pamięta, że było fajnie i się wybawił. O tym opowiada babci przez telefon, sąsiadce pod blokiem itp.

Odpowiedz
avatar Limek
1 35

@LittleM: nie wiem, czy jest sens tlumaczyc to ludziom, ktorzy dzieci nie maja. Po prostu oni tego nie rozumieja. Najlepsi rodzice to ci bezdzietni.

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
0 10

@LittleM: Ta historia nie jest o tobie, a o rodzicach bijących swoje dzieci. Problemy finansowe są jak najbardziej zrozumiałe i fakt, że dziecko ma focha, bo chce więcej, również. Ale darcie się na dzieciaka, powniewieranie nim i bicie w miejscu i sytuacji, gdzie z założenia powinno się bawić, to zupełnie inna bajka. Czy taki dzieciak będzie miał jakieś dobre wspomnienia z dzieciństwa? A może po prostu przywyknie, wyjdzie z założenia, że tak powinno być i będzie powielał ten schemat jako rodzic? O to chodzi w tej historii, ale większość skupiła się na kwestii finansowej. Czyżby sami się tak zachowywali w życiu codziennym i dlatego nie chcieli zauważyć fragmentu o biciu i darciu się na dzieci? A może tak często to widzą w życiu codziennym (wśród sąsiadów, na ulicy itp.), że po prostu już tego nie zauważają?

Odpowiedz
avatar LittleM
11 13

@pasjonatpl: A może dlatego, że akurat fragment o biciu i darciu jest w oczywisty sposób piekielny i nie ma sensu się do niego odnosić? A po za tym jest marginalny w tej historii. Jej głównym tematem są matki z fochem, wszystkiego zabraniające i nie potrafiące się bawić z dzieckiem i odpuścić.

Odpowiedz
avatar Reblax
0 4

@LittleM: Jestem ojcem trzylatka i na razie w wesołych miasteczkach jakich byliśmy płaciło się określoną kwotę za wstęp a wszystkie atrakcje w środku były dostępne bez dodatkowych opłat. Dostaje się opaskę na rękę i można się bawić do zamknięcia. Oczywiście lody , kukurydza itp kosztują ale nie więcej niż w innych miejscach. Wstęp płaty w zależności od wesołego miasteczka od 35 - 120 zł za dzień. Nie jest to codzienność i raz na jakiś czas myślę że można dziecku zafundować trochę przyjemności i dobrej zabawy bez ograniczeń. Wyliczanie ile "karuzel" za 5 złotych to obiadów jest bez sensu takie wesołe miasteczka się omija i tyle.

Odpowiedz
avatar BORCH
-1 1

@Reblax: Wszystko jest fajnie jeśli mieszkasz w miejscu, w którym masz duży wybór takich miejsc (swoją drogą ciekawe gdzie można tak przebierać w takich atrakcjach ??). Ale nawet w tak, zdawałoby się dużej aglomeracji jak Górny Śląsk, przychodzi mi do głowy jedynie Wesołe Miasteczko w Chorzowie. A tam z biegiem lat zasady opłat się zmieniały ale w najlepszym przypadku były to opłaty za wstęp plus dodatkowe pieniądze na niektóre obiekty (oczywiście najatrakcyjniejsze dla dzieciaków). Zapewniam, że tanio to się tego pozwiedzać nie dało.

Odpowiedz
avatar butelka
1 1

@LittleM: Dziękuję za twój komentarz, mam podobnie. Bywało tak, że byłam mniej konsekwentna, pozwalałam na wszystko, a mój młody i tak się darł, wyskakiwał w połowie jazdy i leciał na co innego. Wybierał jedną atrakcję, a potem krzyczał, że chciał coś innego. Brał coś do jedzenia, co od początku wiedziałam, że nie zje i też był ryk. No nie da się tak, dziecko musi się nauczyć granic, a zanim się nauczy będzie się darło. Teraz jest lepiej, ale wesołe miasteczka są ciężkie, najlepszy sposób to ustalić zasady, a po skończeniu limitu od razu wyjśc. Choć pewnie będzie się darł i tak. A co do - "nie spodoba ci się" no czasami matka lepiej wie jednak, bo np. dziecko na konkretnej przejażdżce może mieć mdłości. A mój młody zawsze chce iść na duże dmuchane zjeżdżalnie, ale potem boi się z nich zjeżdżać, to chyba normalne, że wolę wydać pieniądze na coś co mu sprawi większą frajdę. Oczywiście bicie i krzyki nie są najlepszym sposobem wychowawczym, ale uwaga - matka też człowiek. Naprawdę. Czasem też może być sfrustrowana. Niech pierwszy rzuci kamieniem, kto nigdy nie krzyknął na swoje dziecko.

Odpowiedz
avatar misiafaraona
13 21

Przy cenach, które są w takich miejscach to ja się nie dziwię.

Odpowiedz
avatar digi51
20 34

Wiesz co, ja pamiętam, że jak byłam dzieckiem to też chciałam wszystko w wesołym miasteczku - zjeździć wszystkie karuzele, objeść się frytkami i hot dogami, a na deser watą cukrową. I co najmniej połowy tych rzeczy mi odmawiano. Kierując się Twoją logiką to albo trzeba dziecku w wesołym miasteczku zafundować wszystko, co chce albo wcale tam nie iść. A może to właśnie dobra okazja, aby dziecka nauczyć pewnych kompromisów? Ty widzisz tylko jedną stronę medalu i z wyższością oceniasz te matki,.no bo jak to, iść do wesołego miasteczka i nie zafundować dziecku tego i owego? A skąd wiesz, na co się umawiał wcześniej z rodzicami? Może umawiali się na 3 przejażdżki i limit został wykorzystany? Może obiecali mu jedną przekąskę i już ją dostał? Sorry, ale k...rwa mądralińska się znalazla, którą staćna wydanie paru stówrk w jedno popołudnie.

Odpowiedz
avatar cija
-2 18

@digi51: to nie jest kwestia "kierując się twoją logiką", tylko umiejętności odmówienia dziecku bez bicia, szarpania i awantur. Właśnie o tym jest tak historia. Temat "łojezu, bo u nas drogo" został przegadany już milion razy i przynajmniej dla mnie nie może być wymówką dla każdego kretyńskiego zachowania... "Rujnuję rodzinie cały dzień i poniewieram dzieckiem, bo karuzela jest droga! A jak ci się nie podoba, to znaczy, że g**no wiesz o życiu i kupujesz watę za dwieście ZŁOTY!!1" O_o

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 8 stycznia 2018 o 21:34

avatar digi51
6 14

@cija: No, hehe, ale się uśmiałam od Twojego zabawnego komentarza ironicznie parafrazującego mój, hihi. Niestety, chyba nie do końca rozumiesz o co mi chodzi albo udajesz, aby móc odnieść się do tego w prześmiewczy sposób. Zacznijmy od tego, że ja nie mam dzieci, więc najłatwiej byłoby mi krzyczeć, ojoj, jak można na dziecko krzyknąć. I nie twierdzę, że krzyki są dobrą metodą wychowawczą. Nie są nią tym bardziej szturchnięcia. Ale rodzic to nie robot. Nie każdy potrafi sobie poradzić z marudzącym dzieciakiem w idealny sposób. Szczególnie, że dzieciaki potrafią też być bezczelne. Ok, można odmówić dziecku w spokojny sposób odpowiednio argumentując. Tylko, że to czasem też nie pomaga. A nie daj Boże jak przyleci jakaś babcia czy ciocia (czyt. przypadkowa osoba, która zwróci uwagę na płaczące dziecko) i walnie komentarzem: ojej, mama ci żałuje, masz tu od babci 5zł. Niestety, też się zdarza. Jeszcze raz - nie popieram wrzasków ani szturchania, ALE piszesz, że nie zafundowanie dziecku, wszystko co chce, to rujnowanie mu dnia? No ok, to ja bym takiego dziecka nigdzie nie brała, bo odmawiając mu czegokolwiek można zrujnować mi dzień. BTW, a co z dzieciakami rujnującymi rodzicom dni ciągłymi wrzaskami i żądaniami?

Odpowiedz
avatar BlueBellee
0 2

@digi51: Raczej mądraliński ;) pasjonatpl też pisze jak do kobiety. Skąd wam się to wzięło?

Odpowiedz
avatar digi51
3 5

@BlueBellee: nie wiem, może dlatego, że z tego, co obserwuje raczej kobiety lubią krytykować inne kobiety i wiedzą najwięcej o wychowaniu cudzych dzieci.

Odpowiedz
avatar BlueBellee
0 0

@digi51: Tu się zgodzę. I czasami też mi się zdarzy przeczytać historię mając autora za "inną płeć". Ale wtedy się upewniam, zanim napiszę. To tylko moje zdanie oczywiście, ale uważam, że skoro już się odpowiadam, to wypadałoby wiedzieć komu i na co. Bo ja odbieram, to trochę na zasadzie "nie doczytałam/em, ale się wypowiem". Aczkolwiek z komentarzem się zgadzam ;)

Odpowiedz
avatar cija
0 2

@digi51: sama! sobie wymyśliłaś, że autor nawołuje do zostawienia obu nerek w parku rozrywki. A wywód zakończyłaś słowami "k...rwa mądralińska". Ja też nigdzie! nie napisałam, że należy wszystko fundować. Nie tak łatwo cię uznać za dorosłego człowieka, kiedy dyskutujesz z własną głową... Tak, jest drogo. Tak, rodzice mają ciężko i często zero wsparcia. Tak, nie każdy jest materiałem na pokojowego Nobla. Jednak mowa nie jest tylko o fochach przedszkolaków, ale też o awanturach i biciu. A tu proszę - kolejny komentarz-wyparcie typu "przecież to nie rodziców wina, że karuzela kosztuje". To nie jest druga strona medalu, tylko doprawienie problemu bagatelizowaniem i racjonalizacją przemocy. A wydawało mi się, że to nie w tą stronę powinno iść. Ps te "dzieci rujnujące rodzicom dni" to też serio?

Odpowiedz
avatar digi51
0 0

@cija: Na kilkadziesiąt zdań w historii, większość jest o tym, jak to źle, że matki odmawiają dzieciom rozrywek i 1(!) zdanie o biciu pod tytułem "No i oczywiście (???) bicie". Sorry, ale w takiej sytuacji wydaje mi się, że głównym problemem autora jest zostawianie w wesołym miasteczku zbyt małej ilości kasy, tzw "odmawianie dzieciom wszystkich rozrywek, przekąsek itd". To jest stawianie się w roli wszechwiedzącego, który na pewno wie, że ponieważ usłyszał, że dziecku czegoś odmówiono, to już wiadomo, że niczego nie dostał. Oczywiście, że piszę poważnie o rujnowaniu rodzicom dnia. Twoim zdaniem tylko rodzic może zrujnować dziecku dzień fundując mu zbyt małą ilość atrakcji i krzycząc na niego? A twoim zdaniem jak rodzic chce dziecku zrobić przyjemność, a w podzięce otrzymuje wrzaski, płacz i pretensje to nie ma zrujnowanego dnia? Rodzina powinna się nawzajem szanować, tak rodzice dzieci, jak i dzieci rodziców i każdy, a nie tylko rodzicie, powinni się starać, aby taki dzień spędzony razem był przyjemnością dla wszystkich.

Odpowiedz
avatar plombabomba
10 16

OK, pieniądze to nie wszystko. Mnie akurat na takie rozrywki stać, do tego mam to szczęście, że moje "rodzinne strony" są o rzut beretem od plaży. Stąd obowiązkowym punktem programu wakacji w Polsce jest wesołe miasteczko w Mielnie. I wiecie co? Dzieciak dokładnie tak samo odmawia wyjścia z imprezy po trzeciej, jak i po piątej, jak i po piętnastej przejażdżce na karuzeli. Któregoś roku chciałam córę uszczęśliwić, zostawiłyśmy tam prawie 3 stówy. I to był błąd. Ryk przy wychodzeniu taki, jakby wcale nie jeździła. Bo ona by chciała do zamknięcia i jeszcze dłużej. Więc został wprowadzony limit: 3 przejazdy na czym chce (wiadomo, z tych dla dzieci) Dwa sezony były ryki i wrzaski o więcej, w następnym już załapała, że więcej i tak nie będzie więc lepiej cieszyć się tym, co ma. Co do przekąsek itd... nie pamiętam co tam w tej karuzelowni oferowali, ALE: waty cukrowej nie kupuję nigdy, bo nie będę dziecka pasła cukrem. Kukurydzy i innych podgrzewanych rzeczy nie kupuję w takich miejscach, bo za duże ryzyko "klątwy faraona". Oczywiście córa, mimo tłumaczenia po raz setny co i jak, mimo zapewnień z jej strony, że rozumie... niezmiennie strzela focha przy odmowie kupna waty.

Odpowiedz
avatar aklorak
7 7

@plombabomba: A ja akurat głównie na watę cukrową się zgadzam. Wiadomo, że w takim miejscu za wszystko się przepłaca, ale waty cukrowej w domu nie zrobię, waty cukrowej nie kupię codziennie, łyżka cukru jeszcze żadnego dziecka nie zabiła, a myślę że taka wata raz na ruski rok i tak jest mniej szkodliwa, niż soczek kubuś czy danio codziennie.

Odpowiedz
avatar madxx
3 3

@aklorak: dokładnie, mało kto wie, że duża wata cukrowa to tylko łyżka curku :)

Odpowiedz
avatar Wilczyca
13 15

Pomyślałam dokładnie o tym, co piszą tutaj rodzice dzieci: taki płacz to najpewniej próby wymuszania przez dzieci kolejnych atrakcji. Chyba nie chodzisz za każdą rodzinką z osobna, żeby wiedzieć ile kto się już bawił?

Odpowiedz
avatar Billie_Jean
0 14

A ja się dziwię,dlaczego komentarze zatrzymały się na "Wesołe miasteczko jest drogie","Dziecko ryczy,bo wymusza więcej niż ustalone z rodzicem" och,ach poprawne wychowanie...A nikt nie patrzy na to co w tej historii jest istotniejsze.Darcie mordy na dziecko.W Polsce akurat słychać to wszędzie gdzie się nie pójdzie.Przeraża mnie to dzisiejsze wychowywanie.Albo dziecko się drze na rodzica albo on na niego.Albo jedno dominuje i zgniata albo drugie...nie ma partnerstwa o charakterze autorytetu ze strony rodzica w tej relacji. Ja bym się w tych przemyśleniach skupiła na tym DLACZEGO rodzice drą mordę na swoje dziecko w wesołym miasteczku,a nie dlaczego nie kupują mu wszystkich karuzel.To jest dopiero smutne.

Odpowiedz
avatar PiekielnyDiablik
6 12

tak jak inni pisali - ekonomia. Nie zabrać dzieciak do miasteczka, to będzie pokrzywdzony na tle rówieśników. Albo zabrać i nie mieć możliwości niskobudżetowej acz długotrwałej zabawy. Wiele obiektów/usług/produktów rozczarowuje poziomem atrakcyjności, czy czasem trwania w stosunku do ceny. Trochę to wina wesołych miasteczek, że planują wszystko tak żeby tylko wycisnąć i wydoić. Ale też rodziców, którzy mogliby spróbować wyszukać "tani plan zabawy", np. więcej dmuchanego zamku czy basenu z kulkami. A dzieciaki 'na zachodzie' są spokojne z bardzo prostego powodu, są przesycone. Nie mają powodu do awantury. No i moje oczywiście niepoprawne polityczne zdanie na temat "klapsa". Te awantury urządzanie przez małych terrorystów, trwają tak długo i są tak intensywne, właśnie dlatego, że bachory nie mają ustalonej granicy po której dostają w ucho czy dupsko. I proszę mi nie wciskać, że świat jest bezstresowy i bez przemocy. Zawsze istnieje jakaś granica po której następuje rekcja fizyczna. Lepiej za młodu dowiedzieć się że nie należy zaczepiać "pana w dresiku". Chyba właśnie po to są zęby mleczne u dzieci, aby je bezpiecznie stracić na zdobywaniu doświadczenia. Zawsze istnieje jakaś granica po której następuje rekcja fizyczna. Jak ktoś nie wierzy, to polecam mu mały eksperyment: proszę podejść do policjanta-* na skrzyżowaniu i powołując się na wolność wypowiedzi zacząć obrażać go do skutku, od pewnych części rowerowych. *-może trafić się jakiś sprytny co będzie podejrzewał , że prowokacja jest nagrywana, to się eksperyment nie uda. można spróbować z ochroniarzem dyskoteki, albo żandarmem wojskowym - oni też patrolują i kontrolują ruch na skrzyżowaniach.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 9 stycznia 2018 o 5:29

avatar konto usunięte
4 6

@PiekielnyDiablik: podoba mi się Twoja teoria o zębach mlecznych :)

Odpowiedz
avatar marcelka
3 5

Bicia, szturchania, "darcia mordy" - ani na dziecko, ani na kogokolwiek nie popieram. Ale... mam kuzynkę, która była skrajnie przeciwna jakikolwiek karom fizycznym w stosunku do dzieci. Uważała, że trzeba tłumaczyć, argumentować do skutku. Przy dwójce pierwszych jej się to udawało, trzecie okazało się "małym terrorystą": sceny w sklepie, w domu, przy jedzeniu - wszędzie. i nie, nie było to żadne adhd czy inne zaburzenie. wreszcie któregoś dnia nie wytrzymała i dała klapsa. lekkiego, ale klapsa. ona przeżyła to bardziej niż dzieciak, uznała to za swoją wielką porażkę wychowawczą. za to dziecko o dziwo już po tym jednym razie przestało "testować", na ile może sobie pozwolić. oczywiście, zdarza mu się nadal marudzić, fochować, ale to nigdy nie jest już na taką skalę, jak wcześniej...

Odpowiedz
avatar pchlapchlepchla16
3 3

Skoro już mowa o Szwecji, to podejrzewam, że na ten sielankowy obrazek składa się jeszcze coś innego: tamtejsze mamy mają wręcz fisia na punkcie zdrowia dzieci i dziecko nie jojczy o hamburgera/frytki/popcorn/loda, bo nawet nie wie, jak to smakuje ani nawet że to w ogóle jest jadalne. Jeśli dzieciak ma wpojone od chwili poczęcia (!), że je się TYLKO wtedy, kiedy się jest naprawdę głodnym, TYLKO tyle, żeby o tym głodzie przestać myśleć i TYLKO to, co służy zdrowiu, to oglądanie dzieci imigrantów, jedzących frytki, może być porównywalne z patrzeniem na małpy w zoo :)

Odpowiedz
avatar Naa
2 2

@pchlapchlepchla16: Bardzo trafna uwaga. Przypomniała mi dawną sąsiadkę, która po prostu nie dawała córeczce ciastek ani lodów, i powiedziała jej, że "to nie dla dzieci". Dziecko nie prosiło nawet o te rzeczy, bo nie znało ich smaku, za to dużo bardziej doceniało owoce, i naprawdę nie było nieszczęśliwe! ...Oczywiście w końcu mała zobaczyła, że koledzy takie rzeczy jedzą, i ktoś poczęstował ją słodyczami, ale przynajmniej pierwsze kilka lat życia można jej matce zaliczyć na plus.

Odpowiedz
avatar Molochor
0 0

@pchlapchlepchla16: można też po prostu wychować odpowiednio - słodkie czy 'niezdrowe' tylko po normalnym obiedzie, w niewielkich ilościach, albo od wielkiego dzwonu - ani to dziecku nie szkodzi, a nawet wyjść może na plus - mnie tak rodzice wychowali, i prawdę rzekłszy, za śmieciowym jedzeniem nie przepadam. Czasem zjem, ale bardziej z musu jak z chęci jak coś trzeba zjeść na szybko w mieście. No ale takie podejście wymaga konsekwencji i stalowej woli ze strony rodziców - aż dziecko nie zrozumie.

Odpowiedz
avatar PrincesSarah
-1 1

Taka prawda, że szkoda wydawać polakom pieniędzy ale za to do parku rozrywki przecież "muszą" iść więc potem stają przed rzeczywistością. A tam cennik do każdej atrakcji, jedzenia też nie ma za darmo, ba za toaletę czasem przyjdzie zapłacić. Ot w Polsce nie będzie fajnych rozrywek, bo bieda albo skąpstwo.

Odpowiedz
avatar aga85
0 0

Mieszkam w Szwecji, i myślę, że trochę generalizujesz. Tak bawią się bo kupują np. bilet na cały dzień który nie jest na szwedzkie realia drogi i w tym bilecie są już wszystkie atrakcje( w sensie jakieś przejazdy itp.) tak przynajmniej jest w Lisaberg. Wydaja też moim zdaniem więcej na jedzenie poza domem wiec moim zdaniem to kwestia mentalności. A na dzieci może się i nie drą ale też ich dzieci są rozpuszczone.

Odpowiedz
Udostępnij