Parę dni temu usłyszałam dowcip życia. Choć może nie powinnam się śmiać, skoro była to rzecz powiedziana całkowicie na poważnie...
Zapytałam pewną osóbkę - dalekie kuzynostwo, dziesiąta woda po kisielu - dlaczego wręcz niewolniczo przesiaduje ze swoim sześcioletnim dzieckiem w łazience i pilnuje je za każdym razem, kiedy dziecko bierze kąpiel?
W tym miejscu polecam mocno czegoś się złapać, bo mnie odpowiedź niemalże zwaliła z krzesła pod świąteczny stół. ;)
Odpowiedź bowiem brzmi: ŻEBY SIĘ DZIECKO NIE UTOPIŁO. "Bo to przecież ułamek sekundy, poślizgnie się, upadnie na buzię i się utopi!". Sześcioletnie dziecko. We własnej wannie. I nie, nie mam tutaj na myśli wchodzenia i wychodzenia (wiadomo, wypadki chodzą po ludziach, można się przewrócić). Mam na myśli namolne gapienie się na dzieciaka, kiedy SIEDZI w wannie, bo a nuż nagle zacznie się topić. To samo tyczy się prysznica, pod którym dzieciak również siedzi, bo bezpieczniej. Bogata, literacka wyobraźnia niestety zawiodła mnie w tym momencie, ponieważ nie jestem w stanie sobie wykoncypować, jak można się utopić, siedząc pod własnym prysznicem...
Cud, że dziecko może samo do toalety chodzić. Jeszcze się poślizgnie i utopi w klozecie! Albo zeżre je chupacabra - prawdopodobieństwo wszystkich tych wydarzeń jest moim zdaniem porównywalne. ;)
madka i inni nienormalni rodzice
"Bogata, literacka wyobraźnia (...)" - cóż. Może owa Pani nieco przesadza z kontrolą, ale obśmiewająca niewiara w absurdalnosc domowych wypadków jest również absurdalna ;)
OdpowiedzŻona znajomego kąpała sześcioletniego syna, zadzwonił telefon, więc po niego wyszła. Dzieciak się musiał się poślizgnąć czy coś, się podtopił i kolejny rok spędził w śpiączce w klinice Budzik. Teraz powoli odzyskuje świadomość, ale nie mówi, nie chodzi, powoli uczy się siedzieć, nie je samodzielnie. Prawdopodobnie już nigdy nie będzie w pełni sprawny.. Nie znając tej historii pewnie też by mi się to wydawało nadmierną opiekuńczością, ale teraz trochę inaczej na to patrzę...
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 28 grudnia 2017 o 15:21
@lemongirl: Wspomniana osóbka jest w ogóle tak nadopiekuńcza, że przebywanie w jej pobliżu (i dziecka) doprowadza mnie do białej gorączki. Ja nie mówię, żeby dziecko wrzucić do wanny i lecieć na zakupy. ;) Chodzi mi o to, że np. zaraz za drzwiami łazienki stoi komputer (taka dziwna konstrukcja domu), można śmiało zostawić drzwi do łazienki otwarte i np. wypełniać jakieś papierki do roboty. Czy choćby siedzieć z dzieciakiem i malować sobie paznokcie. Ale wgapianie się prawie bez mrugania przez pół godziny non-stop jest cokolwiek dziwne dla mnie... Zwłaszcza, że skoro gówniarz jest już na tyle ogarnięty, żeby kraść matce telefon i uciekać z nim na ulicę (wyzywając przy tym każdego, kto się nawinie), to moim zdaniem jest również dostatecznie samodzielny, żeby się kąpać bez nazdoru. Ale może ja jakaś dziwna jestem i zostawanie samodzielnie w szpitalach jako dzieciak zrypało mi pojęcie tego, jakiej samodzielności można oczekiwać od sześciolatka.
Odpowiedz@leprechaun: Akurat kąpiel uważam, że w wieku 6 lat powinna odbywać się pod nadzorem i to stałym, dziecko ma rózne pomysły, zacznie wstawać, wywali się i rozbije głowę. Na temat wulgaryzmów to wina matki i nie nadopiekuńczość a zaniedbania wychowawczego
Odpowiedz@leprechaun: Powiem Ci tak. To, że ja w wieku 4-5 lat jeździłem sam po okolicy na rowerze, do tego czasem strzelaliśmy do siebie z łuków... W wieku lat 7 za stanu wojennego biegałem miedzy metą a szkoła podstawową (do której powinienem chodzić, ale byli tam skoszarowani żołnierze bo może "Ursus ruszy"), i nosiłem w jedną stronę butelki z bimbrem a w druga kilogramowe puszki z tuszonką (przebicie 400 procent) - i dalej nie czuję się wykorzystany? Jak mając lat osiem szedłem o 3:30 w kolejkę pod mięsny - to byłem nawet happy. Wyciągałem sobie książkę, ktoś mi zawsze coś słodkiego dał, a jak wróciłem do domu to było "Zostaw go! 5 godzin w kolejce stał") Ale ja wtedy czułem, że coś ode mnie zależy.
Odpowiedz@leprechaun: Moja mama też się tak wgapiała we mnie i w mojego brata. Na całe szczeście. Patrząc na to jakis pomysly mieliśmy mogę śmiało stwierdzić, że jedna samotna kąpiel mogłaby się skończyć tragedią. Osobiścoe to bym wolała kąpać się z mamą siedzącą obok niż z otwartymi drzwiami od lazienki. A tak w ogóle to w czym ci ta matka przeszkadza? To twoje dziecko? Bije je? Zaniedbuje? Dręczy? Głodzi? Ty swoje dziecko będziesz wychowywać jak tylko zapragniesz, jej też na to pozwól.
Odpowiedz@maat_: Pod nadzorem - jak najbardziej. Ale jeśli odbywa się to tak jak opisuje autorka, czyli, że matka dosłownie nie spuszcza dziecka z oka przez pół godziny - to jednak wygląda to trochę na paranoję. Być może ma jakąś traumę, albo uraz z dzieciństwa dotyczący wody? Zwłaszcza, jeśli w innych sytuacjach zachowuje się normalnie. @leprechaun: Moim zdaniem ta twoja "dziesiąta woda po kisielu" wcale nie jest piekielna, tylko ma zwykłego świra, i to - zdaje się - w tym jednym punkcie. Myślę, że - skoro dziecko jest chłopcem - siłą rzeczy, "wyrośnie" z niego już niedługo (ze świra, oczywiście, nie z chłopca).
Odpowiedz@Trepcio: Ja całe dzieciństwo do 7 roku życia spędziłam połowicznie w szpitalach (głównie samodzielnie, bo rodzina w pracy), połowicznie samopas na polach i w lesie, poza wielokrotnie poobcieranymi kolanami i łokciami nie zrobiłam sobie żadnej krzywdy. A wcale nie siedziałam jak trusia na ławeczce, tylko pływałam w stawie, biłam się z innymi dzieciakami na kije, strugałam pierdoły z drewna scyzorykiem itd. Później sama chodziłam do i ze szkoły, też nic sobie nie zrobiłam, nie miałam pomysłów typu "rzuć się pod auto, będzie zabawnie!". ;) @Kluska: No niestety obchodzi mnie to, bo ta osóbka od pół roku mieszka z nami pod jednym dachem w naszym wielgachnym domu kilkupokoleniowym (komplikacje rodzinne, dłuuuga historia). Nie rozumiem więc tego, że z jednej strony nie spuszcza się dziecka z oka, bo może się: utopić w wannie, oparzyć letnią herbatą, zadławić na śmierć bananem, dziecko nie może się też samo ubierać, rozbierać, broń Boże zbliżać się do jakichkolwiek sztućców (choćby łyżeczki do herbaty) itd. A z drugiej strony jest pełne przyzwolenie na to, żeby z potwornym wrzaskiem biegało po domu (raz już spadło ze schodów, dwa razy przyrąbało łepetyną o żeliwny kaloryfer), ssało markery (nie wiem w ogóle, skąd ten pomysł), wchodziło bez kontroli na wszelkie możliwe strony internetowe, uciekało matce na ulicy prosto pod auta, samo sobie dozowało słodycze (= kompletny brak umiaru), samo decydowało o tym, czy chce myć zęby (?!)... Oczywiście każde zwrócenie uwagi w obecności madki kończy się dziką awanturą. Co ciekawe, dziecko zostawione wyłącznie pod naszym nadzorem, z rozszalałego diablika zmienia się w anielątko... Widać czuje respekt. @Armagedon: Mojej dziesiątej wodzie po kisielu jakieś pół roku temu szajba odwaliła tak, że mogłabym sagę o tym napisać. Nagle z całkiem rozsądnego rodzica zmieniła się w szalejące maDko-tornado. Nazywam to "odpieluszkowym zapaleniem mózgu z długim okresem inkubacji".
Odpowiedz@leprechaun: No widzisz, miałam rację. Po prostu dostała świra. Zastanawia mnie tylko, czemu tak NAGLE? Łatwo powiedzieć "długi okres inkubacji", ale może przeoczyłaś jakiś "katalizator", który tego świra uaktywnił? W końcu nic nie dzieje się bez przyczyny. Jeśli byłaby taka od początku - rzekłabym, że niemowlę rozum jej odebrało. Ale jeśli po kilku latach normalnego zachowania nagle dostała szajby - to z całą pewnością coś jest nie tak. Nie chcę ani straszyć, ani pouczać, ale w taki - mniej więcej - sposób objawiają się początki schizofrenii. Albo poważnej depresji. Ja bym tego nie lekceważyła i nie tłumaczyła niespodziewanym napadem piekielności.
Odpowiedz@Armagedon: Katalizatorem był rozwód z mężem (dlatego też póki co mieszka z nami). Rozwód i pełną opiekę nad dzieckiem dostała bardzo szybko, bo po miesiącu (dwie rozprawy), ojciec widuje dzieciaka tylko co drugi weekend. Mimo to kobiecie totalnie odwaliła szajba i teraz mamy festiwal "wynagradzania traum", jak ona to nazywa. Co niestety objawia się z jednej strony właśnie nadopiekuńczością, a z drugiej pozwalaniem dziecku na totalną, absolutną, rozp*ździelniczą samowolkę... Cierpimy my, cierpi ona, moim zdaniem cierpi też pozbawione jakiejkolwiek rutyny dziecko. Ja tam nie mam żadnych traum związanych z sytuacją rodzinną, w której dorastałam (a była ona znacznie, znacznie gorsza - jeden alkoholik terroryzujący cały dom). No ale co ja mogę wiedzieć, ja to ponoć jestem "czołgiem" i nic mnie nie rusza, a "dzisiejsze dzieci są delikatniejsze". A poza za tym wiadomo - "nie masz dzieci, to nie rozumiesz!". ;)
Odpowiedz@leprechaun: "Cale dzieciństwo do 7 roku życia" kocham <3 bardziej idiotycznego połączenia już nie ma. Jedno wyklucza drugie.
Odpowiedz@KIuska: Miałam na myśli [Dzieciństwo przedział do siódmego roku życia] (zbiór 1), a po nim (zbiór 2): [Dzieciństwo przedział powyżej siódmego roku życia]. Rozdzielam to ze względu na to, że ukończenie siedmiu lat było przełomem w leczeniu mnie i mogłam choć trochę odpocząć od ciągłgo przebywania w szpitalach. :) Ale przyznaję, zabrzmiało to debilnie, ot - taki skrót myślowy. :)
OdpowiedzOj, kolezanko, arogancka jestes. Ale to chyba mlodosc przmlemawia tym glupawym, zadufanym w sobie glosem. Nie sadze, bys miala dzieci, ale jak juz bedziesz miec, zareczam zmienisz spiewke. Gdy zobaczysz, jak szybko i latwo dzieciak moze wykombinowac sytuacje zagrazajaca zyciu, zrozumiesz. Gdy zobaczysz, jak szybko moze stac sie wypadek, zrozumiesz. I na koniec, wg. statystyk, pierwsza przyczyna smierci dzieci sa wypadki w domu.
Odpowiedz@Limek: Wbrew pozorom mam częsty kontakt z dziećmi, bo sporo moich przyjaciół się "odzieciło". Żadne z dzieci / rodziców nie jest takim szajbusem, co owa dziesiąta woda po kisielu i jej latorośl. Opisałam to dokładnie w odpowiedzi na komentarze powyżej twojego komentarza, nie będę więc tutaj się powtarzać. :) Rozumiem, że dzieci muszą być nadzorowane, to jest oczywista oczywistość. Ale czy przy okazji za tym nadzorowaniem nie powinno iść jakieś tłumaczenie, jakieś zasady? Bo tutaj nie ma nic z tych rzeczy, gówniarz wyczynia rzeczy 10x bardziej ryzykowne, niż kąpiel, a matka zamiast tłumaczyć, to tylko podąża jak cień i usuwa zagrożenia... Myślę, że sześcioletnie dziecko powinno już wiedzieć, że nie wbiega się pod samochody, nie próbuje grzebać w garnku na kuchence wyższej od siebie oraz nie powinno się no nie wiem...tańczyć w tej wannie? Ciężko mi sobie wyobrazić, co mogłoby doprowadzić do podtopienia się w 5cm wody, bo jako dziecko nie miewałam takich odpałów. Wkurza mnie podejście matki i szczerze współczuję nauczycielom, którzy za rok dostaną "pociechę" pod swoje skrzydła. Czteroletni syn mojego znajomego jest kompletnym przeciwieństwem tego małego diablika, a w końcu dwa lata to spora różnica między dziećmi. Tylko że znajomy tłumaczy, tłumaczy, jeszcze raz tłumaczy, i konsekwentnie egzekwuje. Nie musi więc ciągle drżeć ze strachu o to, czy dziecko właśnie dla zabawy nie próbuje rozmontować kontaktu... W dodatku, co chyba jest nie do pomyślenia dla owej madki, syn mojego znajomego rozumie podstawowe normy społeczne. Tak, czteroletniemu dziecku da się wytłumaczyć, że darcie japy i zrzucanie towarów z półek NIE jest akceptowalnym zachowaniem w sklepie! Tymczasem coraz częściej słyszę, że dziecko sześcio, ośmio, dziesięcioletnie "nie rozumie, że tak nie wolno" - tutaj właśnie mamy taki przypadek. Moim skromnym zdaniem jest to robienie na siłę z dziecka idioty oraz opóźnianie jego usamodzielnienia się.
Odpowiedz