Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

A ja z końcówką basenowych historii. Jeszcze może kiedyś w wolnej chwili…

A ja z końcówką basenowych historii. Jeszcze może kiedyś w wolnej chwili zbiorę skargi do kupy, ale generalnie daję Wam spokój. :P

8. Zagubione rzeczy
Zdarza się, że ktoś coś zgubi. Element biżuterii, pasek magnetyczny, cokolwiek. Normalne. Jeżeli ktoś przychodzi i jest w stanie określić basen, w którym coś się wydarzyło, wyłączamy w nim na chwilę wszystkie atrakcje, żeby nie wzburzały wody, i pokazujemy, dokąd takie drobiazgi najczęściej wędrują, klient szuka, najczęściej znajduje, dzięki, do widzenia. No ale – nie zawsze, bo część osób uważa, że to do nas należą poszukiwania.

I tak na przykład wraca z szatni już przebrana pani, oznajmiając, że zgubiła kolczyk z bursztynem. Tak, chyba tutaj. Wyłączam wszystko, z góry nie możemy znaleźć, wiadomo, kolczyk mały, basen duży. Pani macha ręką w kierunku biczy, mówi, że prawdopodobnie tam, bo długo tam stała, może woda jej zerwała. No okej, niestety, bicze w tym miejscu wystają ze ściany (a nie „wyrastają” z murka) - nie mam możliwości tam stanąć i wyciągnąć żerdzią z siatką, więc mówię pani, żeby przebrała się z powrotem w kostium, to jej znowu wszystko wyłączę i poszuka. I się zaczęło… Że ona przebrana, nie ma czasu, musi włosy suszyć, co ja sobie wyobrażam, już dawno powinnam nurkować, a nie spacerować po brzegu, bo tyle to ona sama może, i jeśli jeszcze nie zrozumiałam, to mam jej to natychmiast wyciągnąć i zanieść do szatni, bo ona nie będzie dopłacać do biletu, i chyba widzę, że jest ubrana, i od czego w ogóle ja tu jestem. Powiedziałam, że od wyławiania ludzi, nie biżuterii. A co zrobiła oszczędzająca czas pani (jak już się wykrzyczała, oczywiście)? Poleciała na spacer po wszystkich ratownikach, skarżąc się na mnie (i na każdego kolejnego) i próbując wymusić wyłowienie kolczyka. Kwadrans później nurkowała w wodzie aż miło.

Znowu przebrany pan. Przyszedł, zgubił sygnet, duży, widzi go, o tam, w basenie pływackim. Żerdzią nie sięgnę, więc standardowy tekst, że pan się musi przebrać… A on się nie przebierze, nie i już, i co mu zrobię? On wie, że ratownicy muszą robić penetrację dna i to wyłowić, więc mogę już przestać zwalać na niego swoją robotę, tylko ruszyć tyłek. Fakt, pan miał rację. Penetrację dna z wody robimy rano (zaczynamy pracę przed otwarciem) i nie ma sprawy, jutro będzie mógł odebrać sygnet na dole, gdzie są wszystkie znalezione rzeczy. Pan prychnął, spojrzał jak na idiotkę i spytał z ironią, jaką ma gwarancję, że ktoś nie wyłowi sygnetu wcześniej i sobie nie weźmie. A ja wyprodukowałam najbardziej uroczy uśmiech, jaki mi się udało, i powiedziałam, że żadnej. Dwa zero, kolejny chwilę później w wodzie.

Akurat te dwa przypadki były chyba najbardziej roszczeniowo-awanturujące, jednak tego typu sytuacje zdarzają się naprawdę często. Z tym że z reguły w krótszej wersji: „zgubiłem coś tam, znajdź/wyłów”, gdzie wystarczy odmowa, żeby ludzie sami zaczęli szukać.

9. Awanturki
W poprzednich historiach trochę się tego przewinęło, ale tutaj tylko dwie konkretne rzeczy, z których pierwszej kompletnie nie rozumiem.

a) Gwizdki. Wydawało mi się, że wszyscy są świadomi, po co i dlaczego ratownicy korzystają z gwizdków. Jak coś się dzieje blisko, podejdziemy i zwrócimy uwagę, ale jednak hala jest duża, panuje w niej hałas i przy większych odległościach (oraz gdy błyskawiczna reakcja jest konieczna) gwiżdżemy. A parę razy zdarzyło się tak, że „wygwizdany” pan leciał z krzykiem, że on sobie nie życzy, że nie jesteśmy kolegami (?), że co ja sobie wyobrażam, że na niego – na niego! – będę gwizdać i że ma to się więcej nie powtórzyć. Ewentualnie wersja o tym, że wystraszyłam gwizdkiem dziecko. Ja szczęka w okolicach podłogi, tłumaczę, że tak zwracamy uwagę i że jeśli będzie przestrzegał regulaminu, to nikt nie będzie gwizdał. Trafiało? A gdzie tam! Mam się nie ważyć na niego więcej gwizdać, on mi najwyżej POZWALA podejść i powiedzieć, co było nie tak – a nie jakieś gwizdy, żeby cały basen patrzył… Fakt, takich przypadków było dosłownie kilka, ale no… serio?

b) Zepsute atrakcje. No zdarza się. Karteczka z informacją wędruje na kasy, żeby ludzie się nie czuli oszukani, dodatkowo jak nawali coś większego, to mają tańsze bilety. Załatwione? Może zobrazuję to na historii pewnej jacuzzi: najpierw wisiała przed nią karteczka z informacją o awarii. Szybko okazało się, że to za mało, i wanna została ogrodzona biało-czerwoną taśmą. Nic to. Pod koniec trwania awarii mieliśmy okazję podziwiać dziecko wdzierające się pod okrywającą jaccuzi plandekę (dość mocno do niej przyczepioną), zagrzewane do czynu okrzykami rozbawionych rodziców. Ja nie wiem, następnym razem to chyba murarza trzeba będzie wzywać…

Inna sprawa – sauny. Jedna nawaliła. Podchodzi pan, pyta, czemu ta jedna nie działa. Informuję o awarii.
– Tyle czasu?!
– Tak, podobno coś poważniejszego, konserwatorzy czekają teraz na zamówione części…
– Przy tylu ludziach na basenie?!
– Ee… No tak, wie pan, to jest raczej niezależne od…
– Ale w tej jednej siedzi jakaś wycieczka i miejsca nie ma! Przecież to skandal, żeby w godzinach takiego ruchu…
Tu pomógł inny klient czekający dotąd grzecznie w kolejce na audiencję i Chaosowi niech będą dzięki, bo powiedział mniej więcej to, co myślałam, tylko mi nie wypadało:
– Wie pan, przepraszam, że się wtrącam, ale wydaje mi się, że sauna nie konsultowała się ratownikami w kwestii terminu odmowy współpracy…
Pan nr 1 coś poburczał, ale już mogłam nie słuchać, bo wyjątkowo gorliwie zajęłam się panem nr 2.

Najgorzej jest zaraz po tym, jak coś nawali w godzinach otwarcia basenu. Ludzie weszli, żadnych informacji nie było, a tu ups… Nie działa. Przy większych dramatach, zdaje się, mogą ubiegać się o zwrot części ceny biletu, jeśli wyjdą i stwierdzą, że przyszli konkretnie na X, a tu X nie działa.
Zdarzyła się też Grażyna biznesu, która była tego świadoma. Najpierw zrobiła awanturę nam wszystkim, chyba żebyśmy dobrze zapamiętali, że ona specjalnie chciała tamten masaż, a tu nie działa i olaboga, co teraz, a potem pomaszerowała do kas. Szkoda tylko, że kierownik, wezwany do opanowania sytuacji, nie dał wiary, że pani „przyszła na marne, więc wychodzi i żąda zwrotu pieniędzy”. Może dlatego, że jej bilet godzinny skończył się sporo wcześniej i jej wcześniejsze wyjście oznaczało po prostu mniej dopłaty, ale pani powiązania nie widziała…

aquapark

by Etincelle
Dodaj nowy komentarz
avatar Etincelle
7 7

@bloodcarver: pewnie tak, bo z tego, co pamiętam, piec poszedł jednego dnia, panowie popołudniowo-nocni grzebali, następnego dnia zamówienie klepnięte, poszło, a części pojawiły się dnia jeszcze kolejnego. Z tym że panowie i tak długo się kręcili i tworzyli z tymi częściami (no przykro mi, ja się zupełnie na tym nie znam :P), że nawet szybsza dostawa by pana z historii nie uratowała, bo saunę otworzyliśmy dopiero dzień po przyjściu części, jak już wszystko było naprawione, wysprzątane i przetestowane milion razy. No ale żeby nie było - ja wiem, że to utrudnienie dla klientów. Tylko jeżeli ta sauna jest dla kogoś tak istotna, to po co pakuje się na basen, jeśli jest świadomy sytuacji?

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 22 grudnia 2017 o 13:30

avatar konto usunięte
11 11

Podpisuję się pod powyższą historią obiema rękami! Pracuję na basenie w kasie biletowej i takie sytuacje zdarzają się niemal codziennie. A komu najbardziej się obrywa za wszystkie awarie? Kasjerkom! Pozdrawiam wszystkie koleżanki po fachu. Dużo cierpliwości przed świętami życzę.

Odpowiedz
avatar paski
8 8

@KejtiM: Przecież wiadomo, że jak urządzenie nie działa ale klient będzie się wystarczająco głośno awanturował, to nagle zadziała ;)

Odpowiedz
avatar digi51
11 13

Tak szczerze to nie wiem jak 1. można zakładać wartościową biżuterię na basen 2. jak już się zgubi to jeszcze oczekiwać, że ktoś będzie za mnie tego szukał podczas, gdy ja stoję i się patrzę.

Odpowiedz
avatar Baobhan_Sith
-5 11

@digi51: No ale trochę piekielne jest przyznasz, że gdy sygnet widać jak byk to każe się facetowi iśc i przebierać jeśli po ludzku nie można go podać. Swoją drogą jeśli ratownik taki niechętny na miejscu Pana poprosiłabym kogoś z pływających, może dla nich nie byłoby to takim problemem. Zaczynam się zastanawiać czy nie jestem piekielna, drukując w urzędzie ludziom druczki wniosków, które mogą znaleźć w internecie po powrocie do domu. Powinnam ich odsyłać, żeby przyszli kolejnego dnia je złożyć.

Odpowiedz
avatar Etincelle
1 3

@Baobhan_Sith: no nie do końca. Drukowanie na miejscu porównałabym do tego, że jeśli tylko mogę wyjąć przedmiot z brzegu, to zawsze grzecznie przyczepię siatkę do żerdzi i będę bawić się w wędkarza. Natomiast jeżeli tak się nie da, to przecież ja też musiałabym przebrać się w kostium, wziąć prysznic, wyciągnąć coś tam, wziąć prysznic ponownie, a potem albo wrócić do pracy z mokrymi kudłami, albo stracić z kwadrans na suszenie. No nie, raz że nie od tego jestem (ratownik to jednak nie obsługa klienta w pełnym zakresie), a dwa, że w tym czasie mogłoby stać się coś poważniejszego niż zgubiona biżuteria, a również wymagającego mojej interwencji. I chociaż w kwestiach prawnych pewnie bym się z tego bez problemu wytłumaczyła (na miejscu byłam, nie miałam możliwości zobaczyć, bo...), to jednak sama z siebie wolę być na miejscu dla tych, którzy faktycznie będą potrzebować ratownika, a nie wyręki. Fakt, takich nie jest wielu, ale jednak się zdarzają.

Odpowiedz
avatar Baobhan_Sith
-1 3

@Etincelle: Masz rację, jeśli wymaga to od Ciebie przebierania a potem suszenia i pięknienia to oczywiście nie ma o czym mówić. Zmyliła mnie nieco wizja ratownika, który z byciem w basenie ma więcej wspólnego niż przebywanie w okolicy. Ale to moja ignorancja za co przepraszam. Nie ukrywam, że jeśli jednak siatką coś tam próbujesz to miło z Twojej strony, bo z historii wynikało, że raczej bardziej "nurkuj se sam a ja chętnie na to popatrzę, ja mam bardziej podniosłe rzeczy do robienia". Tak naprawdę jak najbardziej rozumiem, że odpowiedzialność byłaby po Twojej stronie, gdyby coś się komuś stało w czasie gdy Ty bawiłabyś się w poławiaczy skarbów.

Odpowiedz
avatar Etincelle
0 0

@Baobhan_Sith: jeżeli siatką się da, zawsze wyłowimy. Czasami próbujemy nawet, jak się nie da. xD No ale po basenie biegamy w krótkich spodenkach i koszulkach, a nie w strojach, więc wskoczenie do wody oznacza dla mnie tyle samo, co dla przebranej pani. Minus prysznic, bo przecież przed chwilą w wodzie była, więc się przed ponownym wejściem myć znowu nie będzie. ;)

Odpowiedz
avatar falcion
-1 3

"Pan nr 1 coś poburczał, ale już mogłam nie słuchać, bo wyjątkowo gorliwie zajęłam się panem nr 2." No no i to tak w pracy ?:)

Odpowiedz
avatar egow
0 0

Kto normalny pływa w biżuterii?!

Odpowiedz
Udostępnij