Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Parytety, parytety. Wszędzie tak głośno o nich, a mimo to (przynajmniej ja)…

Parytety, parytety. Wszędzie tak głośno o nich, a mimo to (przynajmniej ja) się z tym nigdy nie spotkałem w takiej formie, w jakiej jest to przedstawiane... do czasu.

Od 2007 roku pracuję w UK.
W 2015 roku były już prezes poszedł na zasłużoną emeryturę. Na jego miejsce wybrany został jego następca, wcześniej CEO filii w Londynie.

Pierwszy rok zleciał w sumie bez zmian dla nas, na górze trochę ludzi się pozmieniało, ogólnie nic poza tym.

Nadszedł luty.

W lutym nasz szef zwołał zebranie. Na zebraniu została nam przedstawiona nowa polityka firmy. Mianowicie, każdy dział, każda filia, każde mniejsze czy większe biuro na terenie UK, będzie działać na zasadach europejskiego standardu równości, czyli w skrócie, zostaną wprowadzone parytety, 50% mężczyzn, 50% kobiet.

Nikt nie zostanie zwolniony, tylko ludzie zostaną poprzenoszeni tak, żeby wszystko się wyrównało.

Było przy tym ogromnie wiele nerwówki, problemów i bajzlu. Ludzie zostali przenoszeni z jednego na drugi koniec UK.

No ale w końcu cały ten zamęt się skończył, ja na szczęście zachowałem swoje stanowisko, przyszło do nas 9 kobiet i w końcu wróciliśmy do normalnej pracy. Koniec nadgodzin, problemów z dotrzymaniem terminów itd.

Pracujemy.

Teraz dodam moje osobiste odczucia. Ja nie mam żadnego problemu z parytetami czy innymi wymysłami współczesnej Europy. Powiewa mi to czy będę pracował z kobietami, mężczyznami, tresowanymi radzieckimi koczkodanami czy coś, ale. No tak, musi być jakieś ale, a w moim przypadku tym "ale" jest to, że skoro już wprowadzili ten parytet, to niech to nie przeszkadza w pracy. Oczekuję takiej samej wydajności, jaką mieliśmy wcześniej lub obniżenia oczekiwań zarządu, skoro pracownicy nie mogą nadążyć. Inaczej wprowadzanie takich parytetów tylko dlatego, żeby to ładnie wyglądało jest najzwyklejszą głupotą.

Oczywiście wyjaśnię dlaczego.

Ja pracuję na dziale projektowania wnętrz biurowych, firmowych czy ogólnie biznesowych.

Naszym zadaniem jest przygotowanie biura od pustego budynku czy pomieszczenia, do 100% końcowego efektu. Czasami nawet wybieramy budynek lub nawet stawiamy go od podstaw jeśli klient sobie tego życzy.

Muszę przygotować wszystko. Wystrój, sprzęt, wszystkie normy użytkowe, zakup sprzętu, wykończenie, wszystkie dokumentacje, opłaty i pozostałe. No dosłownie wszystko. Klient tylko przychodzi i zaczyna pracę.
Wymaga to sporo czasu, częste zmiany projektu, bo w końcu pracujemy z ludźmi, a ludzie często zmieniają zdanie.

Praca jest wymagająca, najważniejsze jest dotrzymywanie terminów, bo nie pracujemy sami. Współpracujemy z firmami budowlanymi, z firmami wykończeniowymi, firmami IT i innymi. Wszystko zależy od tego, czego oczekuje klient. Więc jeśli jedna osoba zawali, to później wszystko leci, jak domino. I znów zaczyna się nerwówka itd.

No i tutaj zaczęły się problemy.

Jak wspomniałem, niedotrzymanie terminu jest jedną z tych rzeczy, których po prostu trzeba unikać jak ognia.

Przez pierwszy miesiąc w sumie mieliśmy trochę problemów, ale nie jakiś wielkich. Wiadomo, nowi pracownicy, dopiero ogarniają co i jak (mimo, że wymagania co do zatrudnienia firma ma naprawdę wysokie) więc my, czyli ludzie którzy zostali ze starego zespołu, myśleliśmy że te osoby mają odpowiednie doświadczenie w pracy. Poza tym, nie raz się zdarzyły problemy z terminami, takie uroki tej pracy, ale nigdy nie były one jakieś ogromne i wszystko udawało zakończyć się w górnej granicy.

W drugim miesiącu było gorzej, znów nadgodziny. Znów my, czyli "stary" zespół musieliśmy walić nadgodziny, bo parę osób nie nadążało z pracą.

Trzeci miesiąc jeszcze gorzej, tutaj już zaległości były nie do przyjęcia, mimo naszych chęci pomocy i tak byśmy za dużo nie zdziałali, bo każdy przecież miał swoją pracę do wykonania, a nikt pracować po 12 godzin lub więcej godzin nie chce, tym bardziej że zaczęło się to przekładać na naszą pracę. Nie da się robić 4 projektów na raz. A nowe tylko dochodziły...

Poszła skarga do szefa, ten rozłożył ręce, bo on nic nie może.
Poszła prośba, żeby nie zatwierdzał nowych projektów, niech stare zostaną ukończone, bo inaczej to wszystko się spierniczy i będą jeszcze większe problemy.

Mimo jego szczerych chęci, góra to zlewała. Oni mają swoją opinię na podstawie badań, bla bla bla i wszystko powinno być OK. Tak, taka przyszła odpowiedź.

Skoro oni sobie przeprowadzili jakieś badania i z nich wyszło, że jest OK, to tak ma być i koniec gadki. Super nie? Ja ostatnio zrobiłem sobie wykres w paincie, że przeprowadziłem badania, iż powinienem zarabiać 30k funtów tygodniowo, więc tak ma być i koniec gadki. No ale to tak niestety nie działa...

Problemy tylko narastały, oczywiście wszyscy wiedzieli kto jest za to odpowiedzialny. Niestety, były to głównie te kobiety zatrudnione z powodu tych parytetów, tylko 2 z nich dały sobie radę, ale tylko dlatego, że po prostu tego chciały. Uczyły się, słuchały rad bardziej doświadczonych osób itp, reszta niestety nie wykazała takiej inicjatywy. No bo skoro zostały już zatrudnione, to co mają się przemęczać. Jedna nawet się z tym nie kryła, z dumą mówiła, że jak ją zwolnią to pójdzie do sądu i narobi im takiego syfu, że ustawi się do końca życia.

Szef naszego działu też chodzi już non stop nerwowy, bo nie dość, że musi się tłumaczyć przed klientami czy wszystkimi firmami z którymi współpracujemy, to jeszcze co chwilę przychodzą żądania z góry o wyjaśnienia, dlaczego pogorszyły się przychody, dlaczego firma traci klientów itd.

Niestety, są głusi na wyjaśnienia. Mimo próśb o przywrócenie starego zespołu lub pozwolenie na zatrudnienie nowych pracowników, którzy zostaną wybrani przez niego, góra odpowiada tym, że to nie wina pracowników, tylko jego, bo nie potrafi ogarnąć swoich pracowników. Pracowników, na których wybór nie miał żadnego wpływu.

Dodam kilka słów o samym szefie, to naprawdę złoty człowiek. Stworzył świetny i zgrany zespół z ludzi zaraz po studiach. Ja i 7 innych osób w ciągu 2 lat, dzięki niemu nauczyliśmy się o branży więcej, niż niektórzy w ciągu kilku-kilkunastu lat, co łatwo można zauważyć po tych osobach, które zostały zatrudnione przez "górę". Mimo 10 lat pracy wpisane w CV, nie potrafią skończyć w ciągu miesiąca malutkiego projektu, który mi by zajął 3-5 dni...
Zawsze pomocny, zawsze uśmiechnięty, lubiany przez klientów, szanowany przez stary zarząd, uwielbiany przez pracowników, teraz każdego dnia idąc do pracy martwi się, czy nie zastanie wypowiedzenia, mimo że w firmie pracuje praktycznie od początku, włożył w nią więcej serca i czasu niż niejeden pracownik z "góry". Mimo to, nadal walczy o powrót normalności.

Ogólnie zespół jest teraz podzielony na 2 grupy, my czyli starzy pracownicy oraz te kobiety, przez które są te problemy. Atmosfera jest nie najlepsza, ale każdy z nas ma nadzieje na lepsze jutro.
Mimo naszych szczerych chęci współpracy, druga strona nie wykazała chęci, nikt nie wie dlaczego, skoro dobra działu jest w interesie nas wszystkich jako jedność, a nie podziały.


Kilka odpowiedzi do pytań, które pewnie się pojawią.

Nasz dział składa się z 24 osób+szef+koordynator.

Przed "rewolucją" pracowało 19 mężczyzn i 5 kobiet z pracowników. Szef i koordynator to też mężczyźni.

Po "rewolucji" mamy 12 kobiet i 12 mężczyzn. Szef i koordynator zostali.

Kiedy ja przychodziłem zaraz po studiach, głównie się uczyłem i zajmowałem małymi rzeczami, zresztą jak wszyscy na stażu. W momencie zatrudnienia nie zastąpiliśmy starych pracowników, tylko dział się powiększył o te 6 osób (jedna zrezygnowała) przyszła nowa z doświadczeniem.

"Nowe" kobiety również wykluczyły kobiety ze starego zespołu oraz te dwie z nowego, które potrafiły się zaadaptować do pracy ze swojego kółka wzajemnej adoracji.

Wiem, że mógłbym zmienić pracę, ale nie chcę. Mimo tych problemów, jest mi tutaj dobrze, ale tylko dlatego, że szef kazał nam wykonywać swoją pracę i pracować na własny rachunek, a pomagać tylko z dobrych chęci, a nie z obowiązku.

Nadgodziny robiliśmy z własnej, nieprzymuszonej woli. Mimo, że nie musieliśmy.

Parytety, parytety... głupi pomysł.

zagranica praca

by ~Parytet
Dodaj nowy komentarz
avatar hanka_bez_pudla
39 51

Bo parytety są uwłaczające, to tak, jakby ktoś napluł mi w twarz i powiedział: znaj dobroć swego pana. I mówię to jako kobieta, która uważa samą siebie za feministkę.

Odpowiedz
avatar Naa
-5 25

@hanka_bez_pudla: A sytuacja, która doprowadza to tego, że sięga się po parytety, czasem też uwłaczająca nie jest? Jeżeli kobieta ma lepsze kwalifikacje, niż mężczyzna, ale awansuje się jego, nie ją, to niby w porządku?

Odpowiedz
avatar Limek
19 23

@Naa: jako feministka: parytety dla parytetow to glupota i mozna je odebrac jako obraza - jakby kobiety nie mogly "same z siebie" byc wystarczajaco dobre. Inna sprawa, ze spoleczenstwo jest tak skonstruowane, ze bardzo czesto mezczyzna jest wybierany mimo nizszych lub podobnych kwalifikacji i predyspozycji, tylko z racji tego, co ma miedzy nogami. Ale na to parytety to jak plasterek na zlamanie nogi, ani nie pomoze, a moze i zaszkodzic. Potrzebna jest zmiana w spoleczenstwie, ale takie rzeczy dzieja sie latami, generacjami, a nie bo ktos napisal w prawie. W tej sytuacji ktos tylko zaszkodzil "sprawie kobiet" - skierowal do pracy panie, ktore zapewne nie byly dostatecznie wykwalifikowane, nieodpowiednie - w ten sposob poglebiajac stereotyp, ze "kobiety sie nie nadaja".

Odpowiedz
avatar Naa
-1 9

@Limek: Zgadzam się, i dlatego poniżej pisałam - "wspaniały szef" powinien poszukać na stanowiska tamtych pracownic - innych kobiet, tym razem dobrze przygotowanych do swoich zadań, i porządnie pracujących. I już nie byłoby miejsca na zarzut, że zwolnienie tych pierwszych, to dyskryminacja... Jak nie szuka, to wygląda, jakby uważał, że żadna kobieta nie będzie lepsza, czyli wszystkie są niedokształcone i leniwe. Czyżby?

Odpowiedz
avatar Naa
4 12

@Limek: Może dopowiem: Jeśli parytety są jedynym sposobem, żeby kobiety zaczęły zajmować stanowiska, zarezerwowane dotąd dla mężczyzn, i żeby mogły udowodnić w ten sposób, że pracują nie gorzej (a może lepiej) od mężczyzn, to cóż robić... Ale tylko z braku lepszego rozwiązania. Za to jeśli już kobiety udowodnią swoją wartość, i zaczną być traktowane równo, sama będę pierwsza przeciwko parytetom, bo dopasowywanie życia do statystyk (zamiast odwrotnie) zwykle daje efekty dalekie od zamierzonych. Na pocieszenie: parytet, to nie musi być równe 50%. Może być np. 40-60%, albo 30-70%. Tamta firma niepotrzebnie wszystko skomplikowała takim usztywnieniem reguł.

Odpowiedz
avatar hanka_bez_pudla
3 5

@Naa: Ale parytet nie załatwia sprawy! Parytet wymusza określony rozkład procentowy np. zatrudnienia z podziałem na płeć. Z sytuacjami, o których mówisz, należy uporać się w inny sposób. Chociażby monitorując proces rekrutacji na konkretne stanowiska.

Odpowiedz
avatar Naa
-1 11

@hanka_bez_pudla: "Quis custodiet ipsos custodes?" Ale prawda jest też taka, że parytety są po prostu tańsze od monitorowania, a zawsze będą głosy wołające, że lepiej wydawać te pieniądze na leczenie dzieci, czy walkę z przestępczością... Są też szybszym sposobem na to, żeby kobiety docierały do najwyższych stanowisk, zwykle zarezerwowanych dla mężczyzn - co oznacza, że prędzej dowiodą swojej wartości, i wcześniej zmienią sposób myślenia całego społeczeństwa o wartości naszej płci. Tak naprawdę parytety są niedobre wtedy, gdy dopuści się, żeby posłużyły za pretekst do zastąpienia lepszych pracowników gorszymi. A ile razy będzie odwrotnie? Mężczyźni też bywają niedokształceni, leniwi, też nieraz dostają pracę, lub awans, dzięki nieuczciwemu faworyzowaniu, lub kumoterstwu. Ile kobiet zakończyłoby karierę na stanowisku recepcjonistki czy sekretarki, bo jakiś ważniak nie pomyśli, że oprócz ładnej buzi mają i świetnie działający umysł? Może tak naprawdę właśnie bez parytetów to gorsi pracownicy wypierają lepszych?

Odpowiedz
avatar jorn2
3 7

@Naa: "parytet, to nie musi być równe 50%. Może być np. 40-60%, albo 30-70%. Tamta firma niepotrzebnie wszystko skomplikowała takim usztywnieniem reguł." Otóż to! Nowy prezes w ogóle nie zrozumiał, o co w tych parytetach chodzi, coś tam usłyszał, że parytety i że Europa. No i autor zaraz za debilem nadaje, jaka ta Europa zła i niedobra, bo normalnie pracować nie pozwala. Tymczasem Europa (w znaczeniu instytucji UE) żadnych parytetów nie narzuca. Owszem promuje wyrównywanie szans, ale parytety uznaje za jeden ze sposobów, w dodatku chodzi o parytety na stanowiskach kierowniczych, w zarządach, w organach władzy itp. Wymysł, że w każdej filii firmy ma być równa liczba kobiet i mężczyzn jest wyłącznie wymysłem kretyna na stanowisku prezesa.

Odpowiedz
avatar bazienka
-2 4

@hanka_bez_pudla: no to ejst straszne, ze w dzisiejszych czasach kobiety jeszcze musza walczyc w ten czy inny sposob o swoje prawa i ze cos musi byc odgornie wprowadzane, a nie oczywiste

Odpowiedz
avatar Naa
-1 9

@bazienka: Bo tu wcale nie chodzi o udowodnienie, że nie jesteśmy gorsze. Chodzi o władzę, której konserwatyści będą bronić do upadłego.

Odpowiedz
avatar zendra
2 6

@Naa: Parytety to paranoja, krzywdząca zarówno pracodawców przymuszanych do zatrudniania osób niekompetentnych, jak i krzywdząca pracowników odrzucanych przez pracodawców z powodu istnienia parytetu. Bądźmy szczerzy: parytety to ideologiczny idiotyzm.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 3 grudnia 2017 o 11:39

avatar Naa
0 6

@zendra: Nikt pracodawców nie "przymusza", parytety to tylko sugestia, i nikt nie wymaga, żeby było co do osoby 50/50% (chyba, ze w tej historii powyżej, gdzie i tak stanowiska kierownicze pozostały w rękach mężczyzn - IMO akcja była tam tylko na pokaz). Zwykle zresztą w parytetach chodzi nie o szeregowych pracowników (wśród nich i tak nie ma dużych różnic), tylko o członków zarządów, rad nadzorczych itp. A jeśli uważasz, że i wtedy dochodzi do "zatrudniania osób niekompetentnych", to znaczy, że według Ciebie kobiety są ogólnie mniej zdolne do sprawowania funkcji kierowniczych. Ja uważam, że jesteśmy równie dobre, i nie ma powodu, żeby jakieś zastarzałe zwyczaje miały nas blokować.

Odpowiedz
avatar zendra
-1 5

@Naa: 1. Nieprawda, istotą parytetów jest właśnie przymuszanie. W przeciwnym wypadku parytet nie ma sensu. Przykładem praktycznego wdrożenia tego idiotycznego pomysłu są parytety na listach wyborczych: to nie jest żadna sugestia, to jest bezwzględny nakaz prawny umieszczania 35% osób danej płci na liście wyborczej. Komitet wyborczy, który tego nie uczyni, zostanie ukarany odrzuceniem listy przez Państwową Komisję Wyborczą. To nie są żarty. 2. Nie, w parytetach nie chodzi zwykle o członków zarządów, czy rad nadzorczych. W parytetach chodzi dokładnie o to, czym one literalnie są: przymuszeniem do określonego zatrudniania, obojętnie czy w zarządach, na listach wyborczych, czy gdziekolwiek indziej. 3. "A jeśli uważasz, że i wtedy dochodzi do "zatrudniania osób niekompetentnych", to znaczy, że według Ciebie kobiety są ogólnie mniej zdolne do sprawowania funkcji kierowniczych." Nic podobnego, to ty tak uważasz, bo sądzisz, że kobiety potrzebują przymusu zatrudnienia w formie parytetów. Proszę, nie przypisuj mi poglądów, które sama mi zmyślasz. Mam wrażenie, iż nie zdajesz sobie sprawy, że Twoja argumentacja jest alogiczna, ponieważ Twoje pytanie można odwrócić i będzie działało identycznie, tylko w drugą stronę. Można bowiem zapytać, podążając tokiem Twojego rozumowania, czy uważasz, że dotychczas zatrudnieni w zarządach i radach nadzorczych mężczyźni są niekompetentni? Jeżeli tak uważasz, to na jakiej podstawie? A jeżeli tak nie uważasz, to znaczy, że ich zatrudnienie było słuszne. Parytety to kompletna bzdura.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 3 grudnia 2017 o 20:28

avatar Naa
0 0

@zendra: Pozwól, że Ci odpowiem, opisując zagadnienie tak, jak to widzę, gdy ujmę zagadnienie w stylu hm... matematycznym ;) Wyobraź sobie, że istniało pudełko, w którym znajdowały się kulki w dwóch kolorach: czerwonym i zielonym. I jednych, i drugich było po dwadzieścia, i wszystkie były ponumerowane, każdy kolor osobno: od 1 do 20 zielone, i od 1 do 20 czerwone. W pewnym momencie ktoś zażyczył sobie, żeby z pudełka codziennie wyjmować (i układać na eksponowanym miejscu) sześć kulek, dobranych tak, żeby suma ich numerów była jak najwyższa. Należałoby więc wyjąć 18, 19 i 20 koloru czerwonego, oraz 18, 19 i 20 koloru zielonego... Może z początku tak właśnie bywało. W pewnym momencie jednak, z przyczyn, które obecnie są już całkiem nieaktualne, nastąpiła zmiana - numerów czerwonych w ogóle nie próbowano odczytać, a zamiast nich zaczęto wyjmować z pudełka wyłącznie kulki zielone. Dla zielonych 15, 16 i 17 był to oczywisty zysk - powinny zostać w ciemnym pudełku, tymczasem trafiały na widok, były podziwiane... Tyle, że zajmowały miejsce, należne czerwonym 18, 19 i 20. Oprócz tego suma wszystkich numerów już nie wynosiła 114, a jedynie 105 - niby wciąż dużo, ale jednak wyraźnie mniej. Co jeszcze gorsze: od kiedy czerwone przestały trafiać tam, gdzie było je widać, utarł się pogląd, że tak jest prawidłowo, bo przecież czerwone w ogóle nie miewają wysokich numerów - wszystkie czerwone to jedynki, no, może czasami trafi się dwójka, ale rzadko (smutne, ale nawet wiele czerwonych w to uwierzyło). Później doszły kolejne "rewelacje": czerwone są wykonane z gorszego materiału. Czerwone, to tak naprawdę w ogóle nie kulki. A w ogóle, co złego, to przez te czerwone... Strasznie długo tak było. Jednak od czasu do czasu zdarzało się, że przypadkiem wyjęto także którąś z kulek czerwonych, i niekiedy na tyle długo, że dało się odczytać numer. I - no proszę: 5, 14, i.. 20? Czerwone też miewają wysokie numery??? Czerwone zaczęły walczyć, żeby je również wyjmowano. Po długim czasie osiągnęły częściowy sukces: do czołowej szóstki trafia jedna, czasem nawet dwie czerwone. Wciąż są tacy, którzy twierdzą, że na widoku powinny być tylko zielone, bo czerwone mają generalnie niższą numerację, a tych z wysokimi numerami jest dużo mniej. Albo po prostu, że miejsce czerwonych jest w pudełku, i tam powinny pozostawać (a jeśli by tam wróciły, historia mogłaby się powtórzyć). I taka sytuacja jest obecnie. Wciąż zielona 17, a czasem też 16 wypierają czerwoną 18, a nawet 19. 16 i 17 pewnie nie są całkiem "niekompetentne", ale to jednak nie 18 czy 19. No, i wciąż suma cyfr nie sięga zaplanowanego maksimum, a przecież to miało być głównym kryterium. No, i teraz mamy do wyboru: dążyć do najwyższej możliwej sumy cyfr, domagając się równych proporcji kolorów w czołowej szóstce (co jest rozwiązaniem mechanicznym, ale skutecznym), czy unosić się honorem, skazując wysokie numery koloru czerwonego na siedzenie w ciemnym pudelku, póki ktoś, kto wyjmuje kulki nie nabierze lepszych nawyków - co może trwać jeszcze bardzo długo? ...Dla mnie parytety nie są celem, tylko środkiem. Narzędziem, które nie jest doskonałe, jednak jest lepsze, niż jego brak. A jak już spełni swoją rolę, będzie można się go pozbyć.

Odpowiedz
avatar zendra
0 0

@Naa: Opowieść długa i doskonale bezprzedmiotowa. Pomijam już oczywisty fakt, że próba ilustrowania złożonych, wielowymiarowych stosunków społecznych, a także relacji indywidualnych, przy pomocy kulek do totolotka jest absurdem. Założę się, że świetnie rozumiesz, iż wnioskowanie o stosunkach społecznych na podstawie arbitralnie ustalonych regułek rządzących jakimś sztucznie wykreowanym światem materii nieożywionej, jest fałszem samo w sobie. Stworzony przez Ciebie kulkowy mikrokosmos nie jest zwierciadłem stosunków społecznych. Co prawda takie wydumane, sztuczne przykłady z innego świata są Ci bardzo poręczne do udowadniania czegoś co nie istnieje - ale zamiast tracić czas i wenę na tworzenie dziwacznych konstrukcji myślowych, po prostu przełóż to co napisałaś na świat REALNY. Nie da się, prawda? Nie da się, bo fałszywy świat, który wykreowałaś opiera się na DOMYŚLNYCH ZAŁOŻENIACH, które ty sama poczyniłaś, bez potrzeby ich udowadniania. Cóż!, w świecie kulkowego mikrokosmosu miałaś prawo zrobić co zechcesz, ale w świecie REALNYM, już nie możesz tak zrobić. A wystarczyło powołać się na ulubiony, wielokrotnie ośmieszony argument feministek, że statystyka rzekomo jest dowodem na dyskryminację. Byłoby krócej i bardziej konkretnie.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 5 grudnia 2017 o 16:22

avatar konto usunięte
2 14

Podejżewam,że bez problemu znajdziesz pracę gdzie indziej. Nie ma co kopac się z koniem

Odpowiedz
avatar kierofca
8 16

Rozwiązanie jest banalnie proste, koordynator i kierownik na zieloną trawkę, a w zamian zatrudnić kobiety. Zaproponuj to górze i podziel się premią! ;)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
8 32

Parytety to największy kretynizm! Parytety sa dla miernot! Kazdy woli by ratował mu życie lekarz najlepszy a nie taki z parytetu! Na stanowisko nalezy przyjmować najlepszych pracowników! Jedyne kryterium to umiejętności a nie rodzaj narządów rozrodczych! CHORE! ZŁE! I SZKODLIWE! Kazdy przyjęty z parytetu powinien wiedzieć,z e się nie nadawał i tylko z powodu parytetu go przyjęta!

Odpowiedz
avatar Bryanka
16 26

U nas już raz zdarzyło się małe aj waj. Pracuję w babskim zespole. Dorywczo pracował u nas przez pewien czas pewien młody chłopaczek. Niestety trzeba było mu podziękować za współpracę. Z tej okazji przyszła jego oburzona mamusia (chłopak 18 lat), że jesteśmy towarzystwo wzajemnej adoracji, wredne baby, dyskryminacja, mobbing, itp., itd. A chłopakowi podziękowaliśmy, bo przestał pojawiać się w pracy, a jak raz się pojawił to był widocznie zjarany :D

Odpowiedz
avatar Chantall
3 5

@Bryanka: Na pewno :P Czepiłyście się, bo to chłop był, wy niedobre! :D

Odpowiedz
avatar Bryanka
2 2

@Chantall: Tak, dokładnie :D I pracował ponad siły! Jego mama powiedziała, że wcale nie był zjarany tylko przemęczony! A ten aromat maryśki to nasz wymysł :D

Odpowiedz
avatar Bevmel
18 22

A ja jednak mam problemy z parytetami, bo uwazam ze kadry i zespol powinno dobierac sie pod katem kompetencji, a nie tego, co ktos ma miedzy nogami.

Odpowiedz
avatar cassis
9 27

Same parytety nie są głupim pomysłem. Głupim pomysłem jest zatrudniac ludzi bez wymaganych umiejętności. Gdybyś dostał 12 kobiet tak samo obrotnych i wykształconych, jak poprzedni pracownicy - nie byłoby problemów. Problemem nie są ani parytety ani kobiety - problemem są ci konkretni ludzie.

Odpowiedz
avatar PaniPatrzalska
19 23

@cassis: A jednak. Parytety mają to do siebie, że w którymś momencie zaczynają eliminować dobrych pracowników i dobierać gorszych, byle kryterium płci się zgadzało. Jeśli pracą na 10 stanowiskach w danej firmie zainteresowanych jest 30 facetów i 10 babek, to kreowane są dwie pule wyboru: wybranych zostanie 5 najlepszych facetów (czyli 1 na 6) i 5 najlepszych babek (czyli 1 na 2), bez względu na to, że poziom w obu grupach może być zupełnie niewspółmierny. Szczególnie to głupie w dziedzinach tradycyjnie podzielonych nierówno. W praktyce oznacza to czasem, że gorączkowo wyszukiwane są jakiekolwiek panie bez względu na umiejętności, mimo że stanowisko je po prostu przerasta. Jak się same nie przebiją, to z jakiej racji mają być sztuczne przepychane na stołki kosztem bardziej uzdolnionych kolegów?

Odpowiedz
avatar Naa
0 18

@cassis: Zgadzam się - parytety sprawiają, że ludzie, którzy bez nich myśleliby, że z racji płci/rasy/orientacji/... nie mieliby szansy dostać jakiejś pracy, i nawet nie próbowaliby zdobyć odpowiedniego do niej wykształcenia - jednak te próby podejmują, po czym swoją pracą dowodzą, że uprzedzenia nie mają żadnego oparcia w faktach. Chodzi tu właśnie o niwelowanie skutków uprzedzeń, często bardzo krzywdzących. Do autora Trzymanie się podziału równo po 50% w każdym oddziale, to może przesada, ale, no przepraszam, jednego nie rozumiem: czemu Twój wspaniały szef nie próbuje zastąpić niekompetentnych i leniwych kobiet - kobietami kompetentnymi i pracowitymi. Wtedy żadne posądzenie o seksizm nie miałoby racji bytu, byłoby jasne, że chodzi o umiejętności i postawę pracownika. Natomiast to, że on w ogóle nie szuka lepszych pracownic, właśnie świadczy o seksistowskim przekonaniu, że jak baba, to i tak będzie się obijać, więc nie warto szukać lepszych na miejsce dotychczasowych.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-1 23

@Naa: Bzdura kompletna. Moja prywatna firma to nei pole do eksperymentów społecznych! To idiotyczne komunistyczne myślenie. Które kończy sie tym,z ę jesli nei przyjmiesz kobiety/czarnego/muzułmanina a przyjmiesz białego mężczyznę to cię pozywają o rasizm./ To kretynizm i hak na którym można każdego powiesić. Jak zwykle pseudoszczytne idea rozbijają sie o realia i życiowa praktykę. GOOwno warte sa te lewicowe pomysly uszczęśliwiania społęczeństwa

Odpowiedz
avatar PaniPatrzalska
9 11

@Naa: Dosyć to romantyczna wizja tych parytetów. :) Tak ma być w teorii, w praktyce bywa różnie. Osoby z mniejszymi szansami powinny być wspierane, ale raczej nie w taki sposób, bo nikt nie ma z tego korzyści. Ani pracodawca, ani sztucznie wywindowana kobieta, która sobie nie radzi, ani sfrustrowani współpracownicy, którzy mają więcej roboty i świadomość, że teraz oni z kolei mają mniejsze szanse przez to, że są mężczyznami. Takie wsparcie powinno być już na etapie wykształcenia, później już na to za późno. W tym momencie może po prostu nie być więcej kompetentnych kobiet odpowiednich na to stanowisko. No to trudno, przecież nie zamienimy jej na jakiegoś faceta...

Odpowiedz
avatar Bevmel
5 13

@Naa: Jest dokladnie odwrotnie. Parytety osiagaja tyle, ze jezeli na dane stanowisko zaaplikuje 30 facetow i 10 kobiet, to nawet jezeli bede mial lepsze kwalifikacje niz wszystkie kobiety, to i tak prawdopodobnie nie dostane pracy, bo mam penisa miedzy nogami, a miejsca sa zaklepane dla jednostek, ktore go nie maja.

Odpowiedz
avatar Naa
-4 10

@PaniPatrzalska: Takie jest założenie przy wprowadzaniu parytetów, chociaż ja uważam, że trzymanie się tego co do procenta jest przesadą. (Skoro w tej historii w firmie i tak na podobnych stanowiskach w sumie było po ok. 50% każdej płci, wyrównywanie proporcji w każdym oddziale było czystą pokazówką.) Chodzi jednak nie o sztuczne windowanie kogokolwiek, tylko o to, by uniknąć (też sztucznego) blokowania awansów, i odbierania szans na rozwój, bo to nie pasuje do tradycyjnego podziału ról (np. takiego, że "stanowiska" mają mężczyźni, a kobiety mogą sobie być ich sekretarkami, niezależnie od kompetencji). A gdzie jest napisane, że to kobiety muszą być gorzej wykształcone/przygotowane do pełnienia określonych obowiązków? Równie dobrze może być 10 doskonale przygotowanych kobiet, na które przypadnie jeden równie dobry mężczyzna, i dziewięciu niedouczonych czy leniwych cwaniaczków. Często tak właśnie bywa, i wtedy - niestety - nagminnie okazuje się, że awans na stanowisko kierownicze przypadnie właśnie temu jedynemu dobremu facetowi, chociaż każda z dziesięciu kobiet byłaby równie dobra, albo i lepsza. Jeśli nie dostają takiej (równej) szansy, trzeba coś z tym robić. @maat_: A jakieś rzeczowe argumenty znajdziesz? Bo na razie widzę tylko upust emocji. Kurczę, ale to po babsku wygląda ;p EDIT: @Bevmel: A jak będzie 30 kobiet i 10 mężczyzn, to miejsca będą akurat dla mężczyzn. I może właśnie na tym skorzystasz.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 30 listopada 2017 o 14:50

avatar PaniPatrzalska
7 9

@Naa: "A jak będzie 30 kobiet i 10 mężczyzn, to miejsca będą akurat dla mężczyzn. I może właśnie na tym skorzystasz." Ale nie chodzi o to, żeby konkretna jednostka skorzystała czy była pokrzywdzona. Dlaczego po prostu nie może być *równo* dla każdego? Owszem, być może kobietom w wielu środowiskach jest trudniej się wybić. Nie znaczy to, że trzeba wybijać im drogę na siłę kosztem innych. Jeśli naprawdę mają odpowiednie doświadczenie, wiedzę, cechy charakteru itd., to raczej same sobie poradzą, nie w tej, to innej firmie. Reszty nie trzeba ciągnąć na siłę, bo to tylko się na wszystkich odbija. Parytety nie naprawiają problemu, tylko go odwracają do góry nogami. Teraz po prostu pokrzywdzonymi są osoby, które nie są uprzywilejowane. I to odgórnie, w ustalonych procentowo kwotach.

Odpowiedz
avatar Bevmel
10 12

@Naa: Mozesz mi wytlumaczyc dlaczego uwazasz, ze z punktu widzenia biznesu wazniejsze jest, by bylo po rowno kobiet i mezczyzn, a nie, by bylo 100% ludzi kompetentnych?

Odpowiedz
avatar Naa
-5 13

@PaniPatrzalska: Byłoby idealnie, gdyby ludzi oceniano w pracy tylko pod kątem tego, jak pracują (i współpracują z innymi), i wszyscy mieli równe szanse. Tylko, że tak nie jest. Stereotypy i uprzedzenia wciąż działają, i faworyzują tak naprawdę tylko jedną grupę - na pewno natknęłaś się na skrót WASP - White Anglo-Saxon Protestants. Jeszcze niedawno jak ktoś (zwłaszcza w Stanach, ale przecież w UK też) był białym protestantem pochodzenia anglo-saskiego, i, oczywiście, jeszcze mężczyzną, mógł osiągnąć niemal wszystko, byle się postarał. A jak którejkolwiek cechy mu(jej) brakowało, automatycznie był(a) uważany/(a) nie tylko za niepełnowartościowego pracownika, ale nawet za niepełnowartościowego człowieka. Co oczywiście oznaczało, że 99,9% ludzkości jest ludźmi "niepełnowartościowymi", których można i należy traktować gorzej (Polaków też, nie ma co się oszukiwać), żeby WASPom rodzaju męskiego mogło być lepiej. I taka sytuacja utrzymywała się nie kilka lat, a kilka stuleci... Ja uważam, że z dwojga złego już lepsze są parytety. Ale jak masz pomysł, czym je zastąpić, to nie ukrywaj tego :) Jak będzie dobry, jest szansa, że się rozprzestrzeni, i faktycznie wejdzie w użycie.

Odpowiedz
avatar Naa
-3 5

@Bevmel: Ale ja tak wcale nie uważam.

Odpowiedz
avatar LeszekBe
5 9

@Naa: Poza warstwą emocjonalną zgadzam się z maat_. Jeżeli firma jest moją własnością mogę, być może nieracjonalnie, zdecydować, że zatrudniał w niej będę tylko osoby, które nie lubią niebieskiego i mają poniżej 167 cm wzrostu. Po prostu, jeżeli nie będę racjonalnie zatrudniał pracowników (według kompetencji, cech charakteru czy czego tam jeszcze), to firma będzie osiągała niższe wyniki--rynek zweryfikuje moje decyzje. Mam prawo moją firmę nawet doprowadzić do bankructwa, jeśli mam taki kaprys, bo jest moja.

Odpowiedz
avatar Naa
0 6

@LeszekBe: Gratuluję, ja w jej wypowiedziach znalazłam wyłącznie warstwę emocjonalną... Co do zatrudnienia - cóż, ja to widzę tak: gdybyś żył w starożytnym Rzymie, i kupował niewolnika do pracy w ogrodzie, nikt by się nie dziwił, że dobierasz takiego, którego kolor skóry będzie się ładnie komponował z zielenią Twoich roślin. Ale teraz nie kupujesz człowieka, tylko jego pracę. Kupowanie ludzi uchodzi obecnie za nieetyczne. Więc: - Dlaczego miałbyś brać pod uwagę cokolwiek, poza tym, jak dobrym będzie pracownikiem? - Dlaczego uważasz, że masz prawo stawiać wymagania, niezwiązane z pracą? - Dlaczego miałbyś CHCIEĆ stawiać takie wymagania? Bo naprawdę nie rozumiem.

Odpowiedz
avatar LeszekBe
3 3

@Naa: Niewolnik kupowany na targu nie miał wpływu na to, u którego właściciela się znajdzie. Był traktowany w tym względzie jak rzecz albo zwierzę domowe. Oczywiście to było bardzo złe. Człowiek, który się zatrudnia, chce sprzedać swoją pracę, swój czas i umiejętności i może wybrać komu. Czasem w ograniczonym zakresie, ale jednak. Zna z góry warunki i może się na nie zgodzić lub nie. Źle jest, gdy zasady się zmieniają w trakcie zatrudnienia, ale wtedy można iść do sądu lub zmienić pracodawcę. Analogicznie jest z dowolną grą: jest sprawiedliwa, jeśli przystępując do niej znam zasady i się na nie godzę. Nie mogę się potem denerwować, że nie pozwalają mi strzelać bramek rękami w czasie meczu piłki nożnej. Podobnie jest z moim domem--mogę wpuszczać do niego, kogo zechcę według dowolnego klucza. A w ogóle, to wszyscy decydujemy gdzie zostawiamy nasze pieniądze i komu dajemy de facto pracę, kiedy wybieramy fryzjera, piekarnię, czy uniwersytet i to jest nasza autonomiczna decyzja jak dokonujemy tego wyboru.

Odpowiedz
avatar Naa
-4 4

@LeszekBe: Ale zdajesz sobie sprawę, że odpowiedziałeś tylko na drugie z moich pytań? Owszem, rozumiem, że możesz woleć coś kupić od jednego sprzedawcy/usługodawcy, niż od innego. Wciąż nie pojmuję, czemu miałbyś CHCIEĆ strzyc się u fryzjera, który "nie lubi niebieskiego", zamiast u tego, który zrobi Ci najlepsze uczesanie. Nie pojmuję też, dlaczego uważasz za uczciwe i sprawiedliwe, że w sytuacji, gdy fryzjerów jest dziesięciu, a Ty jeden, uważasz się za upoważnionego do stawiania wymagań co do tego, w jaki wzorek mają mieć zasłonki w kuchni (chociaż nigdy nie znajdziesz się choćby w dzielnicy, w której mieszkają), i tylko tym dasz okazję, żeby Cię strzygli. I nie, gra nie jest sprawiedliwa, jeżeli ktoś się zgodził na określone warunki, tylko jeśli nikogo nie faworyzuje. To, że ktoś, nie mając innego wyjścia, zgodzi się zagrać w "warcaby", w których Ty będziesz miał cztery rzędy pionów, a on dwa, nie zmieni faktu, że taka sytuacja nie ma nic wspólnego z uczciwością - nawet, jeżeli powiesz "to moja szachownica, moje piony, i ja ustalam warunki".

Odpowiedz
avatar Bevmel
2 4

@Naa: Odpowiadajac na twoj przyklad: Ma prawo stwierdzic, ze bedzie sie strzygl tylko u kogos, kto ma takie, a nie inne zaslonki w kuchni, bo to on bedzie wydawal swoje pieniadze i moze to zrobic w sposob, jaki mu najbardziej odpowiada, nawet, jesli to bedzie fanaberia. Natomiast ustawowe odbieranie mu prawa do podjecia takiej decyzji i przymuszanie, by wydawal pieniadze tam, gdzie ty uwazasz, ze powinien je wydawac, a za tym zdajesz sie optowac, jest zwyklym zamordyzmem.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 1 grudnia 2017 o 9:54

avatar Naa
-2 2

@Massai: Tak naprawdę to nie jest odpowiedź na moje pytania, więc kwestię herbat pominę. Ale "chcę bo chcę" - jeśli uważasz, że to wystarczy, to przynajmniej nie upieraj się, że to uczciwe i sprawiedliwe. Przyznaj, że chcesz kierować się kaprysami, nawet, jeżeli kogoś w ten sposób skrzywdzisz, i nie dorabiaj do tego ideologii ;]

Odpowiedz
avatar LeszekBe
3 3

@Naa: Zdaję sobie sprawę, że odpowiedziałem tylko na drugie z Twoich pytań. Po prostu pytanie o to, czemu miałbym czegoś chcieć lub nie, nie mieści mi się w głowie. Chcę i już nie ważne dlaczego. Może jestem frustratem, może psychopatą, albo miałem zły dzień i mimo, że pani Edzia strzyże najlepiej na dzielni, to denerwuje mnie jej głos i to jak poprawia grzywkę i idę się strzyc do pani Frani. Odpowiedź to: po prostu, bo tak, bo mogę. Pytanie o motywacje decyzji wydaje mi się dziwne: dlaczego miałbym chcieć kupić tonę pierogów ruskich? Może jestem bardzo głodny, może będę miał gości, może karmię wymyślonego dinozaura, a może pozatykam szpary na strychu, żeby nie wiało. Tu chyba ważniejszy jest fakt, że mogę kupić te pierogi i już, a ktoś może mi je sprzedać lub nie i tyle. Albo odwróćmy pytanie: Dlaczego miałbym nie chcieć? Jest sporo gier, w których dla różnych graczy są różne zasady na przykład berek, czy w chowanego. I każda gra faworyzuje lepszych (w tej grze).

Odpowiedz
avatar LeszekBe
3 3

@Naa: Dlaczego <<chcę bo chcę>> jest nieuczciwe? Chyba właśnie najuczciwsze. Mam prawo dysponować swoją osobą, czasem i pieniędzmi, w zasadzie, jak chcę. Można się upierać, że wybór każdego pracownika jest krzywdą dla tych których nie wybrałem. Każde kryterium wyboru będzie kogoś faworyzowało, a kogoś skrzywdzi. Tu raczej chodzi o coś innego. To, czy podejmuję racjonalne wybory, czy nie, najbardziej może skrzywdzić mnie. Bo jeśli nie pójdę do lepszej fryzjerki, albo zatrudnię pracownika z niższymi kwalifikacjami, to w pierwszej kolejności ja na tym stracę.

Odpowiedz
avatar Naa
-5 5

@LeszekBe: No i tu właśnie mamy inne zdanie. Bo ja uważam, że posiadanie większych pieniędzy, niż ten hipotetyczny fryzjer, nie upoważnia Cię jeszcze do choćby pytania, jakie on ma te nieszczęsne zasłonki. Według mnie stawianie warunków, dotyczących czegoś, co nie dotyczy Ciebie, jest nieetyczne - po prostu nie powinno Cię to obchodzić. To jego sprawa, nie Twoja. No, a pytanie o motywację - szczerze, nigdy nie zastanawiasz się, czemu chcesz tego, a nie tamtego, i zawsze idziesz tak na żywioł? Poza tym widzę podobieństwa (nie identyczność!) między stawianiem sprawy pod kątem "to moja firma, moje pieniądze, i mam kaprys, więc jest ok" z poglądami już skompromitowanymi. Szesnastowieczny szlachcic mógł powiedzieć "to moja wioska, mój chłop pańszczyźniany, ja jestem szlachetnie urodzony, mam prawo go kazać wychłostać, bo mi się nie podoba, że lazł tu taki ponury, i popsuł mi widok krzywą gębą". Pewnie czuł się całkowicie uprawniony do takiej decyzji... Kiedyś władzę dawało szlachectwo, teraz dają je pieniądze, ale i tu, i tu trzeba bardzo uważać, żeby tej władzy nie nadużyć.

Odpowiedz
avatar LeszekBe
2 2

@Naa: Nawiązując do hipotetycznego fryzjera i jego zasłonek: co się właściwie złego stanie, jeżeli go o nie spytam? Przecież po prostu może mi nie odpowiedzieć, albo powiedzieć, że to nie moja sprawa. Oczywiście, że rozważam swoje motywacje, ale chyba są moją prywatną sprawą w przeciwieństwie do działań, które podejmuję i relacji, w które wchodzę. Też widzę podobieństwo między folwarkiem szlacheckim, a firmą. Tu i tu złe zarządzanie, złe traktowanie pracowników i inne nieracjonalne decyzje prowadzą do upadku. Wiadomo już, przekonaliśmy się o tym w brutalny sposób, że terror nie jest efektywnym sposobem zarządzania. Szlachcic, który dobrze traktował (na miarę czasów) swoich poddanych uzyskiwał lepsze efekty. Wtedy i jemu i jego chłopom żyło się coraz lepiej. Tak samo dobrze zarządzana firma, w której będą podejmowane racjonalne decyzje (o ile człowiek może w ogóle takie podejmować) będzie prosperowała coraz lepiej. Jak już wcześniej pisałem-rynek weryfikuje te decyzje. Jeśli będę się upierał przy zatrudnianiu tylko rudowłosych, mimo, że czarnowłosi mają lepsze kwalifikacje, przy takich samych oczekiwaniach co do wynagrodzenia, to konkurencja, jeśli jest sprytna, to wykorzysta i zatrudni tych czarnowłosych. W efekcie oni zyskują, a ja tracę.

Odpowiedz
avatar Naa
1 1

@LeszekBe: Ale wiesz, i fryzjer też wie, że jeśli Ci powie "nie pańska sprawa", jego szanse na zatrudnienie gwałtownie spadną. Bo albo będziesz podejrzewać, że ma te zasłonki "niewłaściwe", i dlatego je ukrywa, albo uznasz, że jest niegrzeczny, nie umie się zachować, itd. No, to najczęściej zaryzykuje, licząc, że trafi w Twój gust, albo jednak nie uznasz tej niezgodności za wadę dyskwalifikującą... I właśnie to już powinno wystarczyć jako powód, bo stawianie kogoś w takiej sytuacji jest poniżające. To powinna być jego sprawa prywatna, bez wpływu na szanse zdobycia pracy. Oczywiście, co innego, gdybyś pytał jako przyjaciel, nie jako potencjalny pracodawca. Tylko, że to obcy człowiek, co tu mówić o przyjaźni? Ale bardziej chodzi mi o to, że efektywność w zarządzaniu to jedna sprawa, a szacunek dla innego człowieka też powinien mieć znaczenie. I pytanie: a jeżeli rynek nie zweryfikuje? Jeżeli firma będzie ciągnąć słabiej, ale się utrzyma? Czy to automatycznie ma stanowić dowód, że wszystko w porządku? Bo dla mnie zyskowność firmy to jedno, a to, jak się rekrutuje i traktuje pracowników - zupełnie inna sprawa. Czasem wręcz stoją w opozycji.

Odpowiedz
avatar Azajasz
2 4

@Naa: Po 1 uczepiłaś się tych firanek jak rzep psiego ogona. To był, jak sądzę, tylko przykład. Po 2 trochę trąci od Ciebie Marksem i Leninem. Oczywiście, że moje pieniądze są moje i TYLKO JA mogę robić z nimi CO TYLKO SOBIE ZAŻYCZĘ. Mogę oddać biednemu, mogę kupić, jak wspomniał LeszekBe tonę pierogów ruskich. Równie dobrze mogę kupić tysiące balonów z helem i wypuścić je bo na cholerę mi one. NIKT nie ma prawa mi tego zabronić. Po 3. Moja firma? Moje zasady. Czy to rekrutacji, czy działania. Mogę nawet ustalić własny dresscode (oczywiście w granicach prawa i dobrego smaku). I tak jak wspomniał Leszek. Mam życzenie prowadzić firmę IT gdzie pracują same karły w przebraniach Leprechauna? Mogę. To sprawa tylko i wyłącznie MOJA i PRACOWNIKÓW, którzy zgodzili się na to. A parytety oprócz psucia wszystkiego w imię idiotycznie pojętej sprawiedliwości nie robią nic.

Odpowiedz
avatar LeszekBe
3 3

@Naa: Ja to widzę tak: jeżeli zrezygnowałbym ze strzyżenia u najlepszego fryzjera z powodu tych nieszczęsnych firanek, to przede wszystkim sam na tym tracę. Najlepszy fryzjer co najwyżej może potem opowiadać historię, jak przyszedł do niego jakiś wariat pytać się o zasłonki, ale na szczęście poszedł i nie wrócił więcej. Jeżeli by się mnie ktoś spytał podczas rekrutacji, czy wolę kakao czy herbatę, czy planuję mieć dzieci i czy mój dziadek był obrzezany, to nie czułbym się poniżony tylko rozbawiony i poszedłbym do konkurencji, która wzięłaby pod uwagę moje umiejętności. No chyba, że jest jakiś totalny spisek herbaciarzy i żaden mnie nie przyjmie. To wtedy zawsze mogę skrzyknąć się z innymi kakaowcami, o wysokich kwalifikacjach i sam zrobić konkurencję. Chodzi mi o to, że jeśli mam poczucie własnej wartości, to ciężko mnie poniżyć bez użycia przymusu i naruszenia mojej integralności psychofizycznej. Myślę, że różnica naszych poglądów wynika z tego, że ja uznaję wolność za jedną z wyższych wartości. A nawiązując do opozycji między zyskownością firmy, a rekrutacją i traktowaniem pracowników, to moim zdaniem wszystko zależy od celu jaki stawia sobie dana organizacja. Może być nastawiona głównie na zysk (chociaż wciąż uważam, że firma szanująca i dbająca o swych pracowników będzie prosperowała lepiej), może chcieć szerzyć pewne idee, może mieć na celu głównie pomoc innym albo być po prostu klubem miłośników Myszki Miki. Jeśli zrzesza ludzi bez przymusu, nie widzę tu pola do poniżania. Wszystko odbywa się w wolności.

Odpowiedz
avatar Naa
-1 1

@LeszekBe: Mam nadzieję, że nie chcesz sugerować, że dla mnie wolność NIE jest jedną z wyższych wartości?? Tyle, że mam świadomość prostej prawdy: w cywilizowanym społeczeństwie całkowita wolność wszystkich na raz nie jest możliwa. Przy tym dla mnie do tych wyższych wartości zaliczają się również: sprawiedliwość, godność, uczciwość (co nie wyczerpuje listy!), i uważam, że należy szanować je wszystkie. No, a rozszerzając swoją wolność powyżej pewnych granic, jednocześnie ogranicza się cudzą, co te pozostałe wartości zwykle narusza. (Nie lubię Kanta, a już drugi raz w krótkim odstępie czasu powołuję się na niego: Imperatyw Kategoryczny, czyli zasada "Postępuj tak, żeby reguła, w myśl której działasz, mogła być prawem ogólnym".) Więc - wypada się odrobinę ścieśnić ;) ...I nie nadużywać władzy, którą dają większe pieniądze, nawet, jeżeli tak w ogóle mieć władzę jest przyjemnie. Bo to wszystko jest razem powiązane.

Odpowiedz
avatar LeszekBe
4 4

@Naa: Jeżeli chodzi o wolność, to jestem przeciwny przymuszaniu ludzi do tego jak mają dysponować swoimi dobrami i czasem. Jeżeli chodzi o sprawiedliwość, to niesprawiedliwe jest zabieranie jednym, żeby dać innym (nie zrozum mnie źle, nie jestem przeciwny pomaganiu i dzieleniu się, ale jestem przeciwny zmuszaniu do tego). Godność ma każdy człowiek, tylko dlatego, że jest człowiekiem. Moralności nie da się narzucić siłą. Trzeba jej cierpliwie i delikatnie uczyć, najlepiej własnym przykładem. Cieszę się, że napisałaś, że niedobrze jest w imię własnej wolności ograniczać czyjąś. Właśnie o to mi chodzi, żeby nie ograniczać ludziom wolności do podejmowania decyzji dotyczących ich dóbr pod wpływem dowolnych motywacji. Bez względu na to, czy ktoś ma ostatnią złotówkę, czy fefnaście milionów złotówek, wciąż może je wydać według dowolnie wybranego klucza. Jestem przeciwny zmuszaniu kogoś do zatrudnienia kobiet tak samo, jak jestem przeciwny zmuszaniu do zatrudniania mężczyzn, jak jestem przeciwny zmuszaniu kogoś do zatrudniania Europejczyków, Azjatów czy Afrykanów. Może ktoś chcieć mieć drużynę koszykówki z koszykarzami powyżej 200cm-wolno mu, może ktoś dopuszczać szalenie zdolnych zawodników poniżej 150cm-też u wolno. Może też chcieć, nie ważne dlaczego, tylko koszykarzy filatelistów. Nie wolno mu krzywdzić fizycznie, ani okradać zawodników. Nie wolno mu zmieniać umowy bez porozumienia stron. Jestem za wolnością umów między ludźmi. Nie wolno zmuszać kogoś do zawarcia niekorzystnej dla niego umowy (jak w Twoim przykładzie z warcabami), ale jeśli ktoś dobrowolnie chce wejść w niekorzystny dla siebie układ, to też mu wolno (jak w moim przykładzie z grą w berka). Serdecznie pozdrawiam!

Odpowiedz
avatar Bevmel
1 1

@Naa: "Według mnie stawianie warunków, dotyczących czegoś, co nie dotyczy Ciebie, jest nieetyczne" - dlaczego wiec starasz sie stawiac warunki wobec tego gdzie ktos inny powinien wydawac swoje pieniadze?

Odpowiedz
avatar Naa
0 0

@LeszekBe: Może zgódźmy się, że na pewne rzeczy patrzymy inaczej? Na inne aspekty całej sytuacji jesteśmy wyczuleni (pewnie wynika to po prostu z innych doświadczeń), gdzie indziej dostrzegamy zagrożenia dla tego, co uważamy za najistotniejsze - co na szczęście nie wyklucza kulturalnej dyskusji :) Zresztą już świadomość, że dla kogoś innego inne sprawy liczą się bardziej, przy dobrej woli ma szanse doprowadzić do stworzenia sytuacji, która będzie zadowalająca dla wszystkich. No, to niech będzie "zadowalająca" - nad "doskonała" można będzie popracować przy następnych podejściach. Ja też serdecznie pozdrawiam!

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
14 20

Dlatego jestem całkowicie przeciwny parytetom i jako przyszły socjolog mam bardzo sceptyczne podejście do ogólnych statystyk, bo wszystko generalizują i dostarczają za mało konkretnych danych nt. źródła jakiegoś problemu bądź też wskazują problem tam, gdzie go nie ma. Czasami są potrzebne, jak np. statystyka bezrobocia, śmiertelności, dzietności itp., ale np. pkb, średnia płaca czy właśnie dysproporcja płci to bzdura. Te pierwsze nie pokazują standardu życia obywateli tylko średnią wziętą zarówno z bogaczy jak i biednych. Mediana, czyli liczba ludzi zarabiających pewne kwoty, mówi nam znacznie więcej. Zaś co do kobiet na danych stanowiskach. Po pierwsze, biologia. Czy tego chcemy, czy nie, tego się nie przeskoczy. Nawet struktura mózgu jest nieco inna, dzięki czemu kobiety zwykle lepiej sprawdzają się w zawodach, gdzie potrzebna jest większa podzielność uwagi, a faceci tam, gdzie trzeba całkowicie skupić się na jednym zadaniu. O sile fizycznej nawet nie wspomnę, bo to rzecz oczywista i tam, gdzie jest wymagana, niewiele kobiet będzie w stanie pracować. Poza tym mamy do czynienia z milionami ludzi, milionami osobistych decyzji powodowanych różnymi pobudkami i różnych sytuacji życiowych. Jeśli chce się mieć miarodajną statystykę, to trzeba osobno zbadać każdy z tych przypadków, żeby wiedzieć, ile kobiet np. chce wykonywać dany zawód (piękny parytet, 50% kobiet w jakimś miejscu pracy, ale żadna nie chce tam pracować) czy ma do tego kwalifikacje (jeśli nie ma, to przyczyny tego stanu rzeczy są przedmiotem dla kolejnego bardzo kompleksowego badania). Osobiście mi dynda czy w danym miejscu pracy są same kobiety czy sami faceci czy też jaka jest proporcja jednych i drugich. Parytety mogą być na kasie w supermarkecie, ale jeśli chodzi o naprawdę odpowiedzialne stanowiska, to powinno się zatrudniać ludzi o najlepszych kwalifikacjach, a płeć nie powinna mieć znaczenia. I o to kiedyś chodziło w feminizmie. Żeby kobiety miały prawo starać się o taką pracę na równych prawach.

Odpowiedz
avatar Peppone
4 4

Dogadajcie się w kilku z szefem, odejdźcie z firmy i załóżcie konkurencyjną. Te babole na lokalnym rynku wykosicie w trymiga. Ponieważ nie będzie można ich zwolnić, pójdą dopełniać parytety gdzie indziej. A Wy - za nimi.

Odpowiedz
avatar MyCha
8 8

Ciekawe czy parytety objęły też dział HR gdzie pracują głównie kobiety. Jak dla mnie to taka polityka jest strasznie dyskryminująca bo zawsze ktoś nie dostanie pracy że względu na płeć albo dostanie informacje, że jego płeć jest gorsza i bez pomocy sobie nie poradzi. Czemu mamy akcję dziewczyny na politechniki (w której akurat nie ma nic złego, a wręcz jest to bardzo dobry pomysł) ale nie ma już chłopaki na pedagogikę, socjologie czy inny kierunek z przewagą płci pięknej. Czemu uważa się zawody które częściej wybierają mężczyźni za lepsze? Czemu jest płacz jak w firmie autora jest przewaga mężczyzn ale w lokalnej szkole nikogo nie razi prawie wyłącznie kobieca kadra. Parytety stereotypów nie zmienią. To mogą zrobić tylko poszczególni ludzie udowadniając co są warci. Trzeba im tylko umożliwić edukację w wybranym kierunku i dać łamać stereotypy zmieniając mentalność społeczeństwa. To jest tylko kwestią jednego, dwóch pokoleń i już się ten proces zaczął. Zaś z mojej perspektywy jako kobiety po politechnice i wykonującej zawód zdominowany przez mężczyzn to nigdy nie poczułam się dyskryminowana. Zajmuje się programowaniem i jestem jedyna kobieta w zespole. Zarabiam tyle co koledzy, premie dostaje na tych samych zasadach itp. Jedyna różnica to to, że więcej osób w firmie mnie kojarzy bo się dziewczyny wyróżniają. Niech mi jakiś zwolennik parytetów wyjaśni co by mój zespół mógł na tym zyskać. Zaznaczam tylko, że kobiet na moje stanowisko zgłasza się jak na lekarstwo.

Odpowiedz
avatar Naa
-3 5

@MyCha: Szczerze gratuluję znalezienia pracy, w której jesteś doceniana, i traktowana sprawiedliwie. Naprawdę cieszę się, że Ci się to udało. Ale jesteś w mniejszości. Często jest tak, że kobieta musi być dwa razy lepsza, żeby była traktowana równo, bo jak tylko równie dobra, to ją zepchną w cień, właśnie z "racji" płci. "Czemu mamy akcję dziewczyny na politechniki (w której akurat nie ma nic złego, a wręcz jest to bardzo dobry pomysł) ale nie ma już chłopaki na pedagogikę, socjologie czy inny kierunek z przewagą płci pięknej. Czemu uważa się zawody które częściej wybierają mężczyźni za lepsze?" Myślę, że wskazałaś na bardzo ważny aspekt całej sytuacji. Obu płci jest mniej więcej tyle samo, więc póki nie przybędzie mężczyzn w zawodach "kobiecych", to w "męskich" będą przeważali mężczyźni. Ja to, niestety, uważam za dowód, że na zmianę myślenia w społeczeństwie potrzeba będzie więcej czasu, niż jedno - dwa pokolenia :( No, i teraz okazuje się, że te nieszczęsne, wcale nie takie udane parytety, mogą jednak zrobić coś dobrego. Bo może znajdą się mężczyźni, którzy pójdą po rozum do głowy, i zamiast walczyć o pracę tam, gdzie na jedną chętną wypada ośmiu chętnych, poszukają pracy tam, gdzie jest więcej kobiet, i to oni będą dzięki parytetom na lepszej pozycji? A to może faktycznie doprowadzić do zmiany sposobu myślenia w społeczeństwie. Bo na razie głowę dam, że niektórzy mężczyźni na myśl o wykonywaniu "kobiecego" zawodu czują się niemal zhańbieni...

Odpowiedz
avatar cija
2 4

@MyCha: akurat akcja pt. "Dziewczyny na politechniki" jest (przynajmniej dla mnie) naprawdę obrzydliwa. Będziemy płacić jednej płci, żeby w ogóle poszła na studia, wesprzemy kampaniami typu "polibuda jest różowa" i upośledzonymi lolitkami... a już najgorsze są spotkania "informacyjne", które pod płaszczykiem rozwiewania wątpliwości sprzedają koszmarne ilości negatywnych przekazów "a jak te stare dziady będą was molestować i gnoić, to trzeba to zgłaszać" czy "gdy wszyscy chłopcy na kierunku będą robić z was pośmiewisko, nie przejmujcie się"; "udowodnijcie wszystkim, że dziewczyny też mogą mieć tytuł inżyniera i być coś warte!". Żałuję, że nie nagrałam tego syfu.

Odpowiedz
avatar MyCha
4 4

@cija: Ja akurat widziałam tylko ulotki które wyglądały normalnie. Na jakieś spotkania nie chodziłam itp. bo ja nie miałam wątpliwości, że studia tylko na polibudzie i nie obchodzi mnie, że kobiet jest tam mało. Jeśli to zaś wygląda tak jak opisujesz to kurczę zniszczyli całkiem dobra ideę fatalnym wykonaniem. Swoją drogą czy to źle, że w pewne zawody wybierają prawie tylko kobiety, a inne mężczyźni? Różnimy się więc po co z tym walczyć. Jak panowie nie chcą studiować pedagogiki to nikomu to nie przeszkadza ale już brak pań na elektronice czy budowie maszyn już tak. Niech każdy robi co uważa.

Odpowiedz
avatar cija
1 5

@MyCha: ja kiedyś byłam bardzo ciekawa takich rzeczy :) a potem przyszło parę takich zderzeń z aktywistkami. A tam - histeria, syndrom oblężonej twierdzy, antagonizacja, feminizowanie i odgradzanie dla siebie wszystkiego co się da (rzeczy typu różowy kurs Javy od zera pt "faceci sio! ;)" - i tylko lekko przesadzam). Mam ciężki żal do takich grup, które niby chcą dobrze, ale chyba zatrzymały się w alternatywnej rzeczywistości. słuchaczki przekonują do traktowania mężczyzn jako ustawowe zagrożenie, winne wszystkiemu od kiepskiej oceny do braku pewności siebie. A rzeczy w głowach nie naprawi się drąc japę na pół świata...

Odpowiedz
avatar Soulsick1988
7 7

Jestem typowym fizolem (ślusarz - spawacz) i NIGDY nie widziałem kobiety na podobnym stanowisku - dlaczego tego nikt sie nigdy nie czepia, są zawody w 100% zdominowane przez jedną płeć ale i tak największe kłótnie o środowiska gdzie różnica wynosi kilkanaście procent

Odpowiedz
avatar Naa
-2 4

@Soulsick1988: Bo właśnie w zawodach, gdzie przemieszane są obie płcie, najbardziej rzuca się w oczy nierówne traktowanie - np. gdy pracowników w szczeblu "podstawowym" (cokolwiek by to znaczyło w danej firmie) jest mniej-więcej po połowie, a im wyższe stanowiska kierownicze, tym więcej tylko jednej płci (czyli niemal zawsze mężczyzn). Przy czym każda decyzja o awansie jest podejmowana na pozór obiektywnie i bez uprzedzeń - i dopiero całościowe spojrzenie dowodzi, że jednak coś jest nie porządku. Swoją drogą, ja też nie widziałam kobiety ślusarza, ani mężczyzny - przedszkolanki (nawet nie ma męskiego odpowiednika tego słowa!). A nie ma powodu, dla którego nie mieliby być w tych zawodach dobrzy. Tylko gdyby młody chłopak przyznał się kolegom, że marzy o tego typu pracy, pewnie by go śmiechem zabili... I właśnie takie (nie)myślenie jest prawdziwym problemem.

Odpowiedz
avatar MyCha
2 2

@Naa: Co ciekawe śmiechy głównie dotyczą mężczyzn którzy marzą o stereotypowo kobiecym zawodzie. Na odwrót to co najwyżej kobiet a usłyszy, że nie da rady Ale nikt z niej się specjalnie nie śmieje.

Odpowiedz
avatar Naa
-2 2

@MyCha: I dlatego boję się, że to kwestia więcej, niż 1-2 pokoleń. Oni później dorosną, i mogą zmądrzeć, ale wcześniej "przeszkolą" młodszych o rok, dwa czy trzy kolegów, którzy dopilnują, żeby w następnych rocznikach również nikt się nie wyłamał. To może trwać jeszcze bardzo długo.

Odpowiedz
avatar gggonia
7 7

Parytety sprawią że ludzie z "nie pracuje tu żadna kobieta bo się nie nadaje" zmienią na "pracuje tu ta kobieta bo przepisy kazały ją zatrudnić". czyli złe podejście zmienimy na złe podejście. I tym sposobem gdy w branży gdzie jest mało kobiet można było pomyśleć- "o kurcze musi być dobra skoro z nią pracują" na "e pewno nie umie ale parytety załątwiły jej posadę"

Odpowiedz
avatar Naa
-3 7

@gggonia: Tylko ile razy lepsza musi być kobieta, żeby "z nią pracowali"? Bo jak będzie tylko równie dobra, co mężczyźni, to pewnie nie wystarczy. W takim myśleniu zawsze kryje się gdzieś głęboko niewypowiedziane założenie, że normalnie kobiety są gorszymi pracownikami, i muszą to jakoś rekompensować, a mężczyźni po prostu są lepsi, i więcej nie trzeba. I póki to będzie pokutować, żadne sposoby nie będą dobre.

Odpowiedz
avatar cija
2 4

@Naa: skąd ty masz tą pewność, że kobiety są zawsze gorsze, ale ich kwalifikacje nie wystarczają? I te "niewypowiedziane założenia"? Jak to się dzieje, że w świecie, gdzie te sprawy w końcu wychodzą na prostą, aktywiści tak dzielnie konserwują i krzewią takie chore przekonania?

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 1 grudnia 2017 o 10:53

avatar Naa
-4 6

@cija: Poczytaj, co pisałam, i nie przypisuj mi opinii, które nigdy nie miały szans być moje - dobrze? @Massai: "Tajemnica, skąd się bierze dyskryminacja kobiet" już od bardzo dawna nie jest tajemnicą, więc nic nowego mi nie zdradziłeś. Co nie zmienia faktu, że za to np. mężczyźni są częściej alkoholikami, częściej powodują wypadki drogowe, częściej wdają się w bójki, to wszystko też może spowodować niezdolność do pracy, i zawalenie terminów - więc statystyka, która bierze pod uwagę tylko to, co związane z opieką nad dziećmi, jest do d... Kobiety, podstawiające nogę innym kobietom, kontra "solidarność penisów" - poproszę o wiarygodne statystyki, bo akurat znam sporo przypadków, gdy to mężczyźni celowo szkodzili innym mężczyznom. Ot, ciemna stronę męskiej rywalizacji, czyli ktoś tu nie docenia emocji, wywoływanych przez testosteron... A co do stanowisk kierowniczych w ogóle - czy Ty się kiedykolwiek zastanawiałeś, jak przez stulecia, i jeszcze kilkadziesiąt lat temu, wyglądało życie przeciętnej, prowadzącej dom kobiety? Pozwól, że Ci to przybliżę, za co była odpowiedzialna: - Przygotowywanie posiłków - bez gazu czy prądu, mrożonek, puszek. Zaczynało się od rozpalenia po kuchnią, później trzeba było wszystko robić własnoręcznie, pilnować ognia, mieszać, żeby się nie przypaliło, nie tracąc z oka reszty domu. - Sprzątanie - miotłą i ścierką, odkurzaczy i Pronto w sprayu nie było. - Dostarczenie do domu nawet wody, choćby ze studni na podwórzu. Tyle, żeby starczyło. - Pranie - bez pralek, płynów, wirówek... Wodę trzeba było nagrzać, albo iść do rzeczki (jak była). - Prasowanie - bez prądu, bez termoregulatora - Ogrzewanie - palenie w piecach i kuchniach. Opał trzeba było kupić, i zorganizować dostarczenie do domu (albo przynieść chrust). - Robienie przetworów, szycie, naprawianie i cerowanie ubrań, zmywanie, kupowanie żywności, noszenie butów do szewca, i jeszcze dziesiątki spraw tego typu. - Opieka nad dziećmi - nie jednym, czy dwojgiem, tylko często piątką lub ósemką. W różnym wieku, o różnych potrzebach. Bez pampersów i kremów dla niemowląt. Bez gwarancji, że jutro któreś nie zachoruje na koklusz czy grypę, i nie umrze. - Oczywiście zajmowanie się mężem, gdy już wrócił z pracy czy z pola. ...Część tego kobieta musiała zrobić sama, ale część zwykle robili najęci ludzie, którymi trzeba było pokierować, ocenić ich pracę, żeby nie dać się oszukać, zapłacić tyle, ile się należało. Często w domu była dalsza rodzina - babcie, rodzeństwo któregoś z małżonków - obowiązki trzeba było rozdzielić, i znów - rozliczyć, nikogo nie urażając, czuwać nad każdym. ...Wszystko to, często będąc przez połowę życia w ciąży albo połogu. ...Wszystko to, nie mając wartego uwagi wykształcenia, bo jak kobietę nauczono czytać, pisać i liczyć, to już było bardzo dużo. Do tego często: ogród - zwykle na głowie kobiety, i zwierzęta domowe. Jak żyła na wsi, to pomoc w polu, gdy było więcej pracy. A jak mąż poszedł na wojnę?... Wydaje Ci się, że kobiety mogły temu podołać, będąc emocjonalnymi głuptaskami? Nie potrafiąc obiektywnie oceniać sytuacji, kierując się impulsami, nie umiejąc zorganizować pracy sobie i innym? Że w genach każdej z nas nie ma cech, wymagających radzenia sobie właśnie wtedy, gdy trzeba pokierować grupą ludzi, skłonić ich do współpracy? Gospodarować zasobami, zdobywać, co potrzebne, przewidywać problemy? Rozwiązywać konflikty, albo zapobiegać im w zarodku? No, to proponuję, żebyś na chwilę opuścił krainę marzeń, i popatrzył na rzeczywistość.

Odpowiedz
avatar Habiel
-1 3

@Massai: "I jak ma do wyboru kogo przyjąć - kobieta czy mężczyzna, to weźmie faceta, bo STATYSTYCZNIE kobiety jakoś częściej zachodzą w ciążę" A od kiedy to faceci również mogą w ciążę zachodzić skoro mówisz, że statystycznie? Mówię oczywiście o czystych facetach, a nie transach. Żaden facet nie zajdzie w ciążę. Kobieta tak. I dlatego ma siedzieć w domu? Bo potencjalnie może być kiedyś matką? Czy lepiej aby w ciążę nie zachodziły, tylko pracowały? Tylko kto wtedy by zarabiał na emerytury. I kurczę, ktoś się musi chorym dzieckiem zająć. Nie wszystkich stać na niańkę, ani nie mają dziadków w pobliżu (lub dziadkowie również pracują). Ojcowie jakoś nie są chętni do wycierania nosków i pilnowania tabletek, więc opieka spada na matkę. Chyba, że bierzemy również opcje zostawienia kilkulatka samego w domu, aby sam dbał o wzięcie lekarstw. I cóż, jeśli masz takie kobiety (tj. z twojego przykładu o stanowiskach kierowniczych) w swoim otoczeniu, to współczuję. Większość kobiet jest jednak bardziej normalnych.

Odpowiedz
avatar cija
1 3

@Naa: czekaj, czekaj. Co piszesz? • parytety są JEDYNYM sposobem, żeby kobiety zaczęły zajmować STANOWISKA ZAREZERWOWANE dotąd dla mężczyzn • odbierania szans na ROZWÓJ, bo to nie pasuje do TRADYCYJNEGO PODZIAŁU RÓL • gdyby młody chłopak przyznał się kolegom, że marzy o TEGO TYPU pracy, PEWNIE by go śmiechem zabili... • ile razy LEPSZA MUSI BYĆ kobieta, żeby "z nią pracowali"? Bo jak będzie tylko równie dobra, co mężczyźni, to pewnie NIE WYSTARCZY • normalnie kobiety są gorszymi pracownikami, i muszą to jakoś REKOMPENSOWAĆ, a mężczyźni po prostu są lepsi, i WIĘCEJ NIE TRZEBA. • wydaje Ci się, że kobiety mogły temu podołać, BĘDĄC emocjonalnymi GŁUPTASKAMI? Dziwnym trafem tylko ty klecisz takie głodne kawałki w tej dyskusji. A ja siedzę i nadal nie rozumiem, co według ciebie mają wyrażać wytłuszczone przeze mnie wyrażenia. Pretensje do starożytnego Rzymu, XVI - wiecznych szlachciców i prania w balii przez kobiety pokolenia temu z litości oleję :)

Odpowiedz
avatar Naa
-3 3

@cija: Tylko, że ja napisałam np.: "JEŚLI parytety są jedynym sposobem, żeby kobiety zaczęły zajmować stanowiska, zarezerwowane dotąd dla mężczyzn, i ŻEBY MOGŁY UDOWODNIĆ, ŻE PRACUJĄ NIE GORZEJ (A MOŻE LEPIEJ)..." - przeszkadza Ci, że nazywam rzeczy po imieniu? Takie stanowiska istnieją, nigdy oficjalnie, ale tak jest. W wielu firmach ani zdolności, ani wykształcenie, ani żadna inna cecha nie wystarczy, po prostu dyrektorami, czy prezesami zostają wyłącznie mężczyźni. To dotyczy zwłaszcza wielkich zachodnich firm "z tradycjami" - mają wprawę w wykręcaniu kota ogonem, i dowodzeniu, że na takie decyzje wpłynęły czynniki obiektywne. Nigdzie nie piszę, że uważam tradycyjny podział ról za słuszny, nie mówiąc o dyskryminacji - wprost przeciwnie. Nie chce mi się wyliczać tego jeszcze raz po kolei. Może zamiast wyszukiwać i wyrywać z kontekstu użyte przeze mnie zwroty, postaraj się zrozumieć całość wypowiedzi? Nie tworzę zdań na pół strony. Z pewnością można mnie zrozumieć. Wystarczy przeczytać całość, zamiast czepiać się słówek, które są oceną stanu rzeczy, a nie jego pochwałą.

Odpowiedz
avatar cija
1 3

@Naa: bo tylko ty używasz takich stwierdzeń tutaj, tylko tobie przychodzą takie cuda do głowy, nie ludziom, że którymi dyskutujesz, a często mają bardziej równościowe i trzeźwe podejście? Bo "nazywasz po imieniu" rzeczy, które niekoniecznie istnieją, albo płeć jest jednym z dziesiątek czynników? I do ilu firm poszłaś do rekrutacji na prezesa z niepustym cv i czytnikiem myśli, że wiesz? :) I co znaczą tamte używane przez ciebie określenia, np. Tradycyjny podział ról? zwłaszcza w kontekście zawodów i stanowisk, które dopiero od jakiegoś pokolenia się pojawiły i zyskały na znaczeniu.

Odpowiedz
avatar Naa
-2 2

@cija: Nie "używam stwierdzeń", tylko posługuję się językiem polskim. Poprawnie. A Ty właśnie szukasz, czego jeszcze by się czepić, przy czym z tego, co napisałam, najwyraźniej dotarło do Ciebie piąte przez dziesiąte. Nie odnosisz się do treści tego, co pisałam, a jedynie znajdujesz jakieś zwroty, które Ci się nie podobają, wyrywasz je z kontekstu, i "masz za złe". Możesz przyjąć do wiadomości, że opisanie stanu rzeczy nie oznacza jego akceptacji? Albo i nie przyjmuj... Bo wiesz, co? Nie czuję się dłużej zobowiązana tłumaczyć się z czegoś, czego NIE pisałam. Zawsze uważałam, że określenie "czytać ze zrozumieniem" jest pozbawione sensu, bo jeśli ktoś czyta "bez zrozumienia", to znaczy, że tak naprawdę NIE czyta. Dlatego teraz nie będę Ci proponować, żebyś zaczęła "czytać ze zrozumieniem", tylko żebyś ogólnie popracowała nad tą umiejętnością, bo najwyraźniej Ci szwankuje. Przedłużanie tej wymiany wiadomości uważam za pozbawione sensu, i dlatego najlepiej będzie, jeśli tu ją zakończymy.

Odpowiedz
avatar Agness92
4 6

Od dawna twierdzę, że rekrutacje powinny odbywać się "na ślepo" tzn. CV z kodem kandydata, bez informacji o płci i bez zdjęcia (chyba, że praca bazuje na wyglądzie). Weryfikuje się cv, wybiera się kilka najlepszych i dopiero w kolejnym etapie, na rozmowie się widzi kandydata.

Odpowiedz
avatar VAGINEER
2 2

Był niedawno taki eksperyment (bodajże w USA). Jakimś trafem okazało się, że większość CVek jakie przeszły były autorstwa mężczyzn.

Odpowiedz
avatar Azajasz
1 7

Parytety to od samego początku był idiotyzm jakiego świat nie widział. Jeżeli coś działa dobrze, to po cholerę to zmieniać w imię idiotycznej "sprawiedliwości społecznej"? Poza tym parytety mówią wprost "KOBIETY JESTEŚCIE GORSZE! MY WAM ZAPEWNIMY MIEJSCE PRACY BO SAME JESTEŚCIE ZA GŁUPIE ŻEBY SIĘ WYBIĆ!". Jak w ogóle kobietom nie wstyd za powoływanie się na jakieś durne parytety?

Odpowiedz
avatar Kocilla
2 8

Uprzedzając kwękanie pseudofeministek - jestem kobietą i moja zawodowa ścieżka też nie była usłana płatkami róż, zwłaszcza że funkcjonuję w bardzo 'męskiej' branży (elektronika i IT). Tym niemniej nadal uważam, że albo parytety będa obowiazywać wszystkich i wszędzie: przenosimy do pracy biurowej połowę górników dołowych i obligatoryjnie zatrudniamy górniczki, przenosimy do pracy biurowej połowę mężczyzn wywożących śmieci i obligatoryjnie sadzamy na śmieciarkach kobiety, itd itd. Albo nie są to żadne parytety, tylko oszukańczo przemycane uprzywilejowanie jednej płci tam, gdzie jej wygodnie i gdzie leżą najlepsze konfiturki.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 4 grudnia 2017 o 11:51

avatar newelowsky
1 1

Parytety 50/50 są z założenia bezsensu, bo na rynku pracy jest więcej mężczyzn, a w niektórych branżach stanowią 80-90 procent zatrudnianych. Zresztą każdy parytet to szajs, bo w każdej prywatnej firmie dla właściciela najważniejsze jest dobro firmy. Jak będzie chciał to niech zatrudnia 100 % czarnych, homoseksualnych kobiet jak mu to pasuje. Niedługo będzie obowiązkowy parytet dla fryzjerów hetero, bo homo wypierają ich z rynku :P Jak bardzo ktoś chce by właściciele nie patrzyli na płeć, to niech ktoś w końcu zmieni system, w którym przedsiębiorca dostaje po dupie jak jego pracownica zajdzie w ciąże. Nie mam nic do matek z dziećmi, ale uważam, że każdy zasiłek powinien być wypłacany z budżetu, a nie z prywatnej kieszeni pracodawcy ( koszt składek, urlopów wypoczynkowych i szkolenia nowych pracowniku - w sumie około 2-3 miesięczne pensje ) . Ciekawe jakbyście podchodzili do usług wszelakich (np. do naprawy kranu) jakby Pan się z wami umawiam na 100 zł, a wystawia 300zł, bo ma żonę w ciąży i płać głupcze ;P

Odpowiedz
avatar Kosiciel
0 0

Parytety to najdurniejszy wymysł, jaki powstał w ostatnich latach.

Odpowiedz
Udostępnij