Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Ciąg dalszy gehenny, jaką jest poszukiwanie pracy w małej miejscowości. Dziś o…

Ciąg dalszy gehenny, jaką jest poszukiwanie pracy w małej miejscowości. Dziś o stażach.
Definicja z oficjalnych źródeł PUP: "Staż oznacza nabywanie przez bezrobotnego umiejętności praktycznych do wykonywania pracy przez wykonywanie zadań w miejscu pracy bez nawiązania stosunku pracy".

Wpadłam ostatnio w PUPie na znajomego, którego różne koleje losu także doprowadziły do bezrobocia i konieczności zarejestrowania się dla ubezpieczenia. Od słowa do słowa postanowiliśmy siąść sobie w parku i, zgodnie ze stereotypami na temat Polaków, od serca sobie ponarzekać. ;) Tematem przewodnim był istny kociokwik PUPu na punkcie wspomnianych staży (na 1 ofertę normalnej pracy przypada średnio 10-15 ofert stażu). Zebraliśmy kilka "perełek" z naszych wspólnych doświadczeń na przestrzeni ostatnich kilku miesięcy, za zgodą znajomego publikuję.

1. Półroczny staż na stanowisko sprzątaczki w jednej z instytucji państwowych. Bez możliwości zatrudnienia po stażu, po zakończeniu "współpracy" z jedną osobą instytucja po prostu bierze kolejną na pół roku. Składki i wynagrodzenie (zawrotne 800zł) płaci PUP. "Nadzór" nad stażystą sprawuje pan siedzący na dole w recepcji, budynek sprząta się w pojedynkę po zakończeniu godzin urzędowania, na pełen etat. Można w desperacji napić się wybielacza i "nadzór" zorientuje się, że coś jest nie tak, dopiero kiedy nie wyjdzie się z budynku o zwyczajowej porze.

2. Trzymiesięczny staż w zakładzie stolarskim. Bez możliwości zatrudnienia, bezpłatny, PUP opłaca tylko składki. Póki co nie brzmi jeszcze najgorzej, prawda? W końcu umiejętności stolarskie zawsze się przydadzą, choćby w domu... A guzik. W papierach faktycznie widniała "nauka podstawowych czynności stolarskich", w rzeczywistości zakład szukał jelenia, który przez trzy zimowe miesiące będzie za darmo odśnieżać plac wokół zakładu, znosić odpady i zapieprzać w kotłowni. Znajomy wpadł w taką furię, że niemalże można by było nim w tej kotłowni palić zamiast węgla. Odwołanie poszło.

3. Milion pięćset sto dziewięćset ofert stażu typu "Potrzebna pomoc biurowa, bez doświadczenia!", "Potrzebna rejestratorka medyczna, doświadczenie nie jest wymagane!" etc. Na miejscu okazuje się, że osoba normalnie pracująca na danym stanowisku jest na urlopie macierzyńskim / zdrowotnym, a zakład szuka zastępstwa za pół darmo. Podczas rozmowy bardzo nachalnie wypytują o to, czy "aby na pewno" nie ma się doświadczenia w danym zawodzie i są święcie oburzeni, gdy pokazuje się im wydrukowaną ofertę z zaznaczonym "bez doświadczenia".

4. Roczny staż, "pełne przyuczenie do zawodu", zakład fotograficzny. Wymagania: minimum dwuletnie doświadczenie zawodowe jako fotograf, mile widziany dyplom fototechnika lub pokrewny. Zawrotne 800zł miesięcznie minus 200zł na dojazdy z przesiadką (dwoma niezależnymi przewoźnikami), odpowiedzialność materialna za wszelkie straty, w tym za nieodebrane przez klientów zdjęcia i psujące się maszyny. Warunki sanitarne skandaliczne. Poszło odwołanie, dwa miesiące biegałam jak rącza sarenka do PUP i pisałam elaboraty, żeby tylko się wykaraskać z tego syfu. Z ogromną łaską pozwolono mi zrezygnować ze stażu. Ufff...

5. Staż w biurze rachunkowym, które zamknęło się dwa dni po złożeniu w PUPie oferty... Do dzisiaj nie wiem, co to miało być.

6. Staże prywatne - plaga, dosłownie PLAGA ofert stażu na 3 miesiące / pół roku / rok, na pełen etat, na umowę o dzieło bez składek ani ubezpieczenia. "Pracodawcy" w zakładach oferujących te wspaniałomyślne oferty bronią się rękami i nogami przed współpracą z PUP (raz poszłam z całym plikiem papierów, ile to dofinansowań mógłby zakład dostać, gdyby tylko zapłacił mi składki - dosłownie wypchnięto mnie za drzwi). Nie wiem, o co chodzi, teraz po prostu pomijam te oferty. Jedynie każdorazowo się zastanawiam, czy takie zatrudnianie na pełen etat na umowę o dzieło jest w ogóle legalne.

Proponuję zmianę definicji: "Staż - fenomenalna okazja dla pracodawcy, zapewniająca źródło stałej, darmowej lub prawie darmowej siły roboczej, która to siła robocza ma ograniczone pole do manewru i w związku z tym można nią pomiatać. Oferta przedstawiona w dokumentach nie musi być zgodna z rzeczywistością.".

Życzę wszystkim poszukującym pracy dużo, dużo cierpliwości. I promocji na Nerwosol w lokalnych aptekach.

poszukiwanie pracy

by leprechaun
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Habiel
11 13

" Jedynie każdorazowo się zastanawiam, czy takie zatrudnianie na pełen etat na umowę o dzieło jest w ogóle legalne." Nie jest. Ani umowa zlecenie. Jeśli masz godziny pracy wyznaczone, a nie przychodzisz sobie kiedy chcesz, to jest to już umowa o pracę. Umowa o dzieło to liczy się efekt, a nie ile czasu na to poświęcisz, czyli np. dostajesz zamówienie na stół i robisz go w 10 h i dostajesz pieniądze za stół, a nie godziny które poświęciłeś (upraszczając w wielki sposób-licząc tylko materiały).

Odpowiedz
avatar szafa
0 0

@Habiel: Jeszcze musi być nadzór zdaje się, same stałe godziny nie wystarczą (chyba że coś się zmieniło w ciągu ostatnich paru lat)

Odpowiedz
avatar pomarina
17 19

Ja w ogóle nie rozumiem, jak można organizować staże na stanowiskach typu kelnerka, sprzątaczka czy kasjerka. To są zawody niewymagające miesięcy szkolenia i nadzorowania pracownika. Przekręt jak nic. Pracodawcy mają pracownika praktycznie za darmo, który wykonuje to samo co ten zatrudniony na etacie.

Odpowiedz
avatar bazienka
8 12

@pomarina: moje serce podbila sprzataczka :)

Odpowiedz
avatar Naa
14 14

@pomarina: Toteż PUP w ogóle nie powinien przyjmować zgłoszeń od pracodawców z ofertami takich "staży", i zastanawiam się, dlaczego jednak to robi. Czy urzędnicy dostają premie "za aktywność"? W każdym razie jest to marnowanie państwowych pieniędzy, które można by wykorzystać lepiej, niż na dofinansowywanie "pracodawców"-oszustów.

Odpowiedz
avatar leprechaun
7 7

@Naa: PUP chyba musi jakieś tam statystyki wyrobić. Dlatego też każą podpisywać papier, że to urząd znalazł ci pracę, kiedy pracę znalazłeś sobie sam.

Odpowiedz
avatar Czarnechmury
11 11

@leprechaun: jeżeli znajdziesz pracę sama to zadzwoń po prostu i powiedz. Nikt nie może cie zmusić. Mnie cwaniara też kazała przyjść. Powiedzialam, że to niemożliwe bo pracuję :P tydzień później było pismo o wyrejestrowaniu. One dostają premie jak znajdą komuś pracę. Przez kilka miesięcy nie zaproponowały mi nic poza pracą w ogromnym warzywniaku za 500! Zl miesięcznie.

Odpowiedz
avatar leprechaun
3 5

@Czarnechmury: Coś mi się widzi, że prędzej wrócę do swojej krainy deszczowców, niż tutaj cokolwiek znajdę... Już kombinuję, jak przyspieszyć pewne sprawy i uciekać z mojej patologicznej pipidówki w te pędy. Premia, no taaak. To wiele wyjaśnia. O ile "moja" urzędniczka jest bardzo miła, pomocna i ludzka, mogłabym dla niej nawet ten świstek podpisać, o tyle babsko wysyłające mnie non stop na jakieś kija warte staże jest tak antypatyczne, że mam ochotę podłożyć pod PUP ogień po każdym wyjściu z tamtego gabinetu. I właśnie na same takie "oferty życia" jak twój warzywniak mnie wysyłają.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 29 listopada 2017 o 19:41

avatar Naa
2 4

@Czarnechmury: Mnie to wygląda, jakby dostawały premie za ilość osób, które wysłały gdziekolwiek, choćby w sprawie ofert całkiem beznadziejnych, czy absurdalnych (jak ten "staż", polegający na odśnieżaniu). @leprechaun: jeżeli tamtej babie dają premie tylko za to, że daje Ci kolejne skierowania, z którymi to Ty musisz biegać we wciąż nowe miejsca, i np. za samo wysłanie Cię gdzieś dostanie tyle samo, ile dostałaby za podjęcie przez Ciebie pracy... To jako świeżo zarejestrowana jesteś dla niej żyłą złota (do niedawna nigdzie jeszcze nie byłaś, i wciąż słabo znasz teren), i możliwe, że będzie wysyłać Cię właśnie tam, gdzie na pewno nie znajdziesz nic dla siebie - bo wtedy będzie Cię mogła wysyłać dalej, i w statystykach wyjdzie na wyjątkowo aktywną. Jeżeli masz możliwość szukania pracy samodzielnie, albo inaczej, niż przez urząd, to myślę, że te inne drogi dadzą Ci większe szanse.

Odpowiedz
avatar MyCha
5 5

@Naa: Swoją drogą dlaczego ktoś miałby nie mieć możliwości szukania pracy na własną rękę tylko był skazany na urząd? Nawet ktoś niepełnosprawny zawsze może bezpośrednio zadzwonić do zakładu pracy chronionej albo chociaż z pomocą bliskich. W dzisiejszych czasach to wydaje mi się, że normalny uczciwy pracodawca który po prostu szuka pracownika bez komponowania na lewo to da ogłoszenie w Internecie, a nie pobiegnie do urzędu. Tak jest chyba zwyczajnie prościej.

Odpowiedz
avatar Naa
3 3

@MyCha: Zgadzam się w 100%, i rzeczywiście, wygląda na to, że do PUP zgłaszają się częściej cwaniacy, niż pracodawcy, którzy chcą uczciwie zatrudnić na etat. Ale jeśli ktoś jest przekonany, że Urząd chce mu rzeczywiście znaleźć tę pracę, to może liczyć głownie na urząd. A na dodatek, jak szukający jeździ z kolejnymi skierowaniami, to ma mniej czasu i energii na szukanie pracy samodzielnie. Błędne koło. Szczerze mówiąc, właśnie doszłam do wniosku, że takie wyrzucanie za okno państwowych pieniędzy powinno zostać ukrócone. Ale jak? Zgłosić całą historię do kierownika PUP? Nie wiadomo, czy on o tym sam doskonale nie wie. Jaki urząd pilnuje PUPów - przyznam, nie mam pojęcia. Może NIK? W końcu to muszą być naprawdę duże sumy, skoro, jak pisze @leprechaun, 2/3 zatrudnionych w mieście, to "stażyści", którzy niczego się tak naprawdę nie uczą. Ich "pracodawcy" po prostu wyłudzają pieniądze od państwa, przy współpracy zainteresowanych finansowo urzędniczek :(

Odpowiedz
avatar leprechaun
4 4

@MyCha: Ależ ja szukam na własną rękę, a nawet na dwie. :) Codziennie przeczesuję wszelakie olxy, fora, gazety itd. Nigdy nie miałam złudzeń co do...sposobu funkcjonowania PUP, toteż nigdy nawet mi nie przemknęło przez myśl, aby na poważnie szukać tam pracy. Jestem zarejestrowana w PUP tylko na wypadek (tfu, tfu!) nieszczęśliwego zdarzenia, dla ubezpieczenia. Zasiłku nie pobieram, bo mi się nie należy (zresztą nawet gdyby mi się należał, to pobieranie go wydawałoby mi się moralnie złe). Niestety, o ile początkowo miałam z PUP względny spokój, o tyle pod koniec roku dostali jakiegoś jobla, wzywają mnie co tydzień i każdorazowo wychodzę z gabinetu z naręczem skierowań na staże. Przekrój zawodów od Sasa do lasa, od rzeźnika po archiwistę kościelnego, a co jeden to "lepsze" warunki. Większość w ogóle na jakichś odległych "wypustkach", które teoretycznie do miasta jeszcze należą, ale dojechać można tam tylko samochodem (a ja nie mogę obecnie prowadzić). Dochodzi więc do takich ponurych absurdów, jak odwoływanie rozmowy o pracę, ponieważ urząd nawalił mi papierów i muszę popylać 7km z buta w śniegu na jakiś wygwizdów, tylko po to, żeby dostać podpis na świstku ze stażu i usłyszeć magiczne "to zadzwonimy do pani". Absurd.

Odpowiedz
avatar MyCha
2 2

@leprechaun: Ale ja nie kwestionuje, że nie szukasz pracy na własną rękę. Tylko samo zdanie, że ktoś musi korzystać z usług PUP. Bo nie musi. Możliwości jest wiele o których wiesz lepiej ode mnie bo ja pracy szukałam ostatnio 4 lata temu. Dziwi mnie zaś, że uważasz pobieranie zasiłku za niemoralne. Według mnie to płacę składki i wszystkie podatki uczciwie, nie kręcę i nie kombinuję. Żadne ulgi mi się nie należą. Więc jeśli stracilabym pracę albo z jakiegokolwiek innego powodu bym jej nie miała to poszlabym do tego PUP po ubezpieczenie i zasiłek jeśliby się mi należał. Tak samo staralabym się o dotacje gdybym zakładała firmę. Po to w końcu płacę te podatki i zasiłki więc czemu nie miałabym nic z tego mieć.

Odpowiedz
avatar leprechaun
4 6

@MyCha: Ja rok po maturze wyjechałam do Irlandii i tam sobie spokojnie żyję, żadnych składek nie odprowadzałam, więc nie chciałabym pobierać zasiłku z pieniędzy ciężko pracujących polskich podatników. :) Nagłe problemy zdrowotne wywiały mnie do Polski i okazało się, że na trochę muszę tu zostać. Kończę leczenie i uciekam w te pędy z powrotem do krainy whisky i Guinnessem płynącej. :)

Odpowiedz
avatar Naa
2 2

@leprechaun: Czy panie w PUP poinformowały Cię, że masz limit dni w roku, kiedy wolno Ci odmówić przyjęcia skierowania (niezależnych od zwolnień lekarskich)? Możesz podać praktycznie dowolną przyczynę... Liczy się osobno w każdym roku kalendarzowym, więc chyba nie masz co odkładać, bo i tak później Ci przepadnie, a w razie kolejnych wezwań zyskasz trochę luzu.

Odpowiedz
avatar Naa
0 0

@leprechaun: Zamiast edycji: I ja też nie kwestionuję tego, że szukasz pracy na własną rękę (bo może tak to odczytałaś). Pisząc "Jeżeli masz możliwość szukania pracy samodzielnie..." miałam na myśli głównie to, ile czasu i sił zostaje Ci po odwiedzeniu wszystkich miejsc, w które wysyła Cię PUP - w końcu nie raz wspominałaś o problemach zdrowotnych. A wkurzenie idiotycznymi propozycjami też potrafi odebrać i chęci, i energię.

Odpowiedz
avatar leprechaun
1 1

@Naa: Nie, nie miałam pojęcia o możliwości odmówienia skierowania. Raz odmówiłam, ale wtedy wytknęłam pani urzędnik błąd (chciała mnie wysłać gdzieś, gdzie nie spełniałabym wymogów rekrutacyjnych). Zaraz sobie pogooglam ile tych dni jest i wykorzystam to na moją korzyść. Szczególnie teraz by mi się to przydało, bo z powodu nagłych śnieżyc komunikacja miejska daje radę z realizowaniem średnio jednego kursu na cztery godziny (śnieg w grudniu w Polsce, kto by się spodziewał?!)... Szczerze powiedziawszy jestem już tym naprawdę zmęczona psychicznie i fizycznie, sfrustrowana i pełna niechęci do tego miejsca. Nie pomaga też podejście ewentualnych pracodawców na rozmowach itd. (spróbować wyrolować, a jak nie da się wyrolować, to poniżyć). Ale co zrobić? Staram się to tak zawsze poustawiać, żeby mieć 2 dni w tygodniu na staże i PUP, 2 na bieganie za pracą i 1 na lekarzy (a dom ogarniam w weekendy), ale oczywiście nie zawsze się da. Teraz mam o tyle dobrze, że jednego lekarza muszę widzieć tylko raz na trzy tygodnie, więc jest postęp.

Odpowiedz
avatar Naa
0 0

@leprechaun: Chciałabym móc podać Ci dokładniejsze informacje, ale obiło mi się to o uszy kilka miesięcy temu, i nie pamiętam np. ile to dokładnie dni miało być (za to pamiętam, że podobno jeśli są to dni po kolei, to liczy się także dni wolne od pracy. Więc jeżeli dostaniesz skierowanie w piątek, może lepiej, żebyś poczekała z podpisaniem oświadczenia typu "mam sprawy osobiste, które mi uniemożliwiają..." do poniedziałku ;) ). A swoją drogą, czy lekarz nie mógłby Ci wystawić zaświadczenia, że określone rodzaje pracy są niewskazane z uwagi na stan zdrowia? Po tym, co napisałaś o nagłym nawale skierowań pod koniec roku, coraz bardziej jestem przekonana, że służysz tamtej urzędniczce do wykazywania się aktywnością. Jeśli tak jest, skierowania tam, gdzie mogłabyś znaleźć coś dla siebie, nie zobaczysz, choćby i miała idealną dla Ciebie ofertę, bo to by się jej nie opłacało, a że marnuje Twój czas i siły, najwyraźniej nic jej nie obchodzi. I, oczywiście, w tych warunkach nikt Ci nie powiedział o prawie do nieprzyjęcia skierowania... (A może one walczą między sobą np. o jedną najlepszą premię roczną?) I jeszcze: a może łatwiej znajdziesz pracę, szukając zleceń przez internet? Życzę zdrowia, i do PUPu, i tak w ogóle!

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 30 listopada 2017 o 15:45

avatar leprechaun
1 1

@Naa: Dziękuję za poradę, wykorzystałam to dzisiaj. :) Perfidnie, jak skończony cham, odmówiłam pani w PUP pójścia na staż, gdzie wymagano całodziennego stania i dźwigania ciężkich klamotów (a w papierach w PUP mam zaznaczone, że przez kontuzję pleców nie mogę dźwigać powyżej 10kg i stać przez 8h non-stop). Nagle cud, nie ma więcej skierowań na staże dla mnie, mam teoretycznie spokój do końca stycznia! Chyba się upiję ze szczęścia. ;) W końcu będę mogła spokojnie biegać za normalną pracą. Wykonywałam przez jakiś czas pracę zdalną, ale zlecenia nie były stałe i wychodziłam na zero, a czasami i na minusie, bo musiałam sobie sama opłacić dodatkowe, prywatne ubezpieczenie. :/ Dziękuję za życzenia i porady. :)

Odpowiedz
avatar Naa
1 1

@leprechaun: WoOOOow! Strasznie się cieszę, że zadziałało! Ale wcale nie zachowałaś się "jak cham" - chamska była postawa tej baby, która uznała, że może Cię ganiać, gdzie ma ochotę, dla swojego kaprysu (albo dla premii). Teraz, gdy zobaczyła, że już nie będzie jej z Tobą szło tak łatwo, pewnie przyhamuje - bo przecież nie ma prawa narażać Twojego zdrowia, i jak się będzie upierać, jeszcze jej narobisz kłopotów. Przecież już i z pomysłem, żeby kazać Ci wędrować całe kilometry gdzieś na peryferie, posunęła się za daleko. Miałabyś tak chodzić codziennie? W zimie? Specjalnie kupić samochód? A może dwa razy dziennie brać taksówkę?... A w razie czego - od stycznia masz następny limit "dni odmownych" do dyspozycji :) Szkoda, że praca przez net nie wypaliła, ale co mi przyszło do głowy - a myślałaś o uczeniu angielskiego? Zbliża się koniec półrocza, powinno być teraz spore zapotrzebowanie na korepetycje, a Ty żyłaś z tym językiem na co dzień, wiesz, jak ludzie mówią naprawdę, nie w podręcznikach - to wielka przewaga nad lokalnymi "paniami od angielskiego" (o ile czujesz jakiekolwiek powołanie pedagogiczne ...). W każdym razie liczę, że już pójdzie lepiej. Powodzenia :)

Odpowiedz
avatar bazienka
5 9

Albo " pomoc biurowa" okazuje sie chodzeniem po domach :)

Odpowiedz
avatar leprechaun
7 7

@bazienka: Na ukrytą akwizycję się nadziałam "prywatnie", poprzez jedną z ofert na olx. A napisane cholerstwo tak, że byłam pewna, iż to nie żaden networking... :/

Odpowiedz
avatar b_b
9 9

Miałam wątpliwa okazję pracowac w hurtowni zabawek. Na etacie jest tam około 15 osób kolejne 40 to stażysci z up. Jedni maj-czerwiec-lipiec a kolejni październik-listopad-grudzien. I interes się kręci. To było kilka lat temu, do dziś nie zmienilo się oprócz skali zjawiska. Według mnie to powinno być nielegalne.

Odpowiedz
avatar leprechaun
11 11

@b_b: W mojej miejscowości przynajmniej 2/3 załogi we wszystkich prywatnych sklepach, biurach rachunkowych, barach itd. to stażyści, wieczni uczniowie (nie ma to jak być uczniem przez 4 lata, kiedy kierowniczka sklepu ma 5 lat doświadczenia) i inne ofiary chorych, acz legalnych form wyzysku. A w Irlandii byłam przez dwa miesiące na stażu i miałam drogę "od zera do bohatera", właściciel latał dookoła mnie jak kot z pęcherzem i uczył mnie wszystkiego, od obsługi maszyn po wysyłanie sprawozdań finansowych (a także jakie mam mu przynosić kanapki z pobliskiej knajpki ;]). Po tych dwóch miesiącach normalnie dostałam pracę, co prawda zostałam wtedy sama w zakładzie, ale byłam tak przeszkolona, że niczego się nie bałam. Może poza jednym razem, kiedy zapalił się nam minilab. :D

Odpowiedz
avatar MyCha
4 4

Staże powinny dotyczyć tylko wybranych zawodów, których pełne opanowanie wymaga nie tylko jakiejś wiedzy na start z czasow studenckich albo szkolnych to jeszcze pracownika uczy się praktyki przez co najmniej pół roku i to ciągle coś nowego. Czyli nie może być stażystki szwaczki ale krawcowa przez duże K, która po naukach będzie szyć suknię balowe na wymiar już tak.

Odpowiedz
avatar burninfire
4 4

@MyCha: Coż, zależy. Jak jakieś 8 lat temu byłam na stażu z PUP to faktycznie oferty były idiotyczne - sprzedawcy, kelnerki, sprzątaczki, a nawet praca w polu! Wszystko za magiczne 800 zł brutto za 7h pracy 5 dni w tygodniu. Dziwiłam się, że ktoś w ogóle to bierze, przecież za tyle to i wtedy nie dało się przeżyć. No, ale byli tacy ludzie. Region był taki rolniczo-turystyczny, nie było przemysłu, nie było też więc i za wiele ofert, a widać, że niektórych i taka praca ratowała. Jakieś 2-3 lata temu rozmawiałam z osobą, która pracuje w tym urzędzie. Cóż, pojawiły się oferty różnych agencji z Niemiec, Czech itp. i pracowici ludzie wyjeżdżają na sezon i dostają wypłatę w euro. No i skończyło się cebulowe eldorado, jak ktoś szedł na taki staż z PUP to już pracował adekwatnie do wynagrodzenia (skargi od klientów były, że ta pani za ladą to tak niekoniecznie dobrze ich obsługuje). Na szczęście nie każdy był januszem biznesu, więc zamiast brać darmowego pracownika na staż sami zaczęli normalnie zatrudniać (no dobrze, praca w sezonie to na pewno nie na umowę o pracę, ale już ktoś może chociaż minimalną dostał), bo i mogli takiego człowieka normalnie wyrzucić w razie gdyby przynosił straty. W każdym razie pojawił się inny ciekawy pomysł - dalej dają te 800 zł (być może już nawet netto, nie dopytywałam), ale też opłacają stancję, to się chyba nazywa "bon na zasiedlenie". Fajnie, bo ludzie mogą się wyrwać z takiego wygwizdowia, albo jak je lubią to wrócić za jakiś czas i otworzyć własny biznes w danej branży. Cóż, trzeba się orientować, tylko przykro, że zapewne nie zawsze urzędnikowi chce się przekazywać takie informacje.

Odpowiedz
avatar Irena_Adler
4 4

Co mnie najbardziej w tej instytucji denerwuje... PRzez pół roku byłam bezrobotne, bo odeszłam z poprzedniej pracy. Wchodzę sobie na ich stronę, patrzę: JEST. Ogłoszenie idealne. ALE zastrzeżone TYLKO na zarejestrowanych. A znaczy to, że musisz ruszyć pupę z domu i się do nich pofatygować. Po to, by dostać dane pracodawcy. Więc się ubieram, maluję, zapierdzielam. W PUP-ie jestem jakieś 1,5 godziny od ukazania się się ogłoszenia. Czego się dowiaduję - NIEAKTUALNE:) Już? Zdążyli zebrać CV, przeprowadzić wstępną selekcję, przeprowadzić rozmowy kwalifikacyjne? Nie, po prostu urząd pozwala na nie do końca rzetelne ogłoszenia, czyli pracodawca ma już upatrzonego, ale jakieś tam ma profity z tytułu zatrudnienia bezrobotnego, zatem ogłoszenie idzie przez PUP. Wybraniec jest zarejestrowany i niby wszystko zgodnie z prawem. Dla mnie to draństwo i nie wiem, dlaczego urząd pozwala na coś takiego.

Odpowiedz
avatar Nimfetamina
6 6

Raz się dałam namówić na staż z PUP w jednym z ministerstw. Przez bodajże 5 miesięcy kserowałam dokumenty, spisywałam kilkugodzinne spotkania nagrane na dyktafonie w kiepskiej jakości, spisywałam do tabelek treści maili w skrócie i niszczyłam dokumenty głupim, zwykłym biurwom, które za przeproszeniem wyżej sr*ły niż d... miały (bo one w ministerstwie pracujo i 2 tysionce zarabiajo!). Już na wstępie zostałam poinformowana, że pracy po stażu niet i się raczej niczego nie nauczę, one sobie biorą z UP po prostu takich przynieś-podaj-pozamiataj. Niektóre z nich miały jakąś dziwną przyjemność w dawaniu mi upierdliwych zadań typu "siedź tu i niszcz dokumenty przez 8 godzin). Serio, kpiące uśmieszki były na porządku dziennym. Jak akurat mi nie miały czego dać, to ulubioną rozrywką było obrabianie dup tych z pokoju obok (potem się oczywiście witały z nimi niemal pocałunkami). Gdy zostałam przeniesiona do pokoju obok, wysłuchiwałam tych samych tekstów na temat poprzednich ;p

Odpowiedz
avatar konto usunięte
3 3

Jestem w trakcie poszukiwania pracy i myślałam nad zarejestrowaniem w PUPie. Teraz co raz bardziej myślę, że to zły pomysł. ;)

Odpowiedz
avatar leprechaun
2 2

@Niagati: Jeśli tylko masz możliwość ubezpieczyć się w inny sposób, to polecam unikać PUPu, ile tylko się da. :) Można się dobrowolnie w NFZ ubezpieczyć, mi niestety powiedziano, że ze względu na "brak ciągłości ubezpieczenia" (tzn. wyjazd na prawie 3 lata z kraju) ubezpieczenie się w ten sposób może trwać, i trwać, i trwać... A że nie uśmiechało mi się ryzykować ewentualnych wielotysięcznych długów za hospitalizację, to poszłam do PUP. Coraz bardziej się przekonuję, że to ubezpieczenie bardzo mi się przyda, bo jak tak dalej pójdzie, to z desperacji spróbuję popełnić seppuku łyżeczką do herbaty. ;)

Odpowiedz
avatar butelka
2 2

Aktywowałam konto po długiej absencji specjalnie, żeby dodać komentarz. Pracowałam kiedyś w firmie, która zajmowała się organizacją szkoleń i staży. Jest to mała firemka, która jest właściwie podwykonawcą dla organizatorów staży. I to jest jeden wielki przekręt służący wyrwaniu kasy z unii. Wygląda to tak, że najpierw jest miesięczne szkolenie, które jest totalną ściemą. Połowa albo więcej kursantów wogóle na nie nie chodzi. Podpisują tylko raz na tydzień listę, a po miesiącu dostają około 1k plus zwrot kosztów dojazdu za nic. Samo szkolenie też jest prowadzone na odczep się i nic ciekawego się tam nie da nauczyć. Szkolenia są najczęściej na pracownika biurowego, sprzedawcę albo handlowca, bo to najtaniej można zrobić. Potem ci ludzie idą na staże, często do pracodawców u których już wcześniej ( także w czasie szkolenia ) pracowali na czarno. Zazwyczaj temat szkolenia i stanowisko na stażu niewiele ma wspólnego z rzeczywistą pracą, którą się wykonuje na stażu. Do tego stażysta musi się użerać z organizatorem szkolenia o każdy papierek i latać za nim, żeby wszystko było złożone w terminie, żeby mógł dostać pieniądze i ubezpieczenie. Czyli staże są jeszcze gorsze od śmieciówek, są obejsciem przepisów o minimalnej pensji, a do tego są finansowane z pieniędzy podatników. No ale przynajmniej zmniejsza sie bezrobocie :D

Odpowiedz
avatar leprechaun
5 5

@butelka: Tak mi się wydawało, że pod płaszczykiem "troski o aktywizację bezrobocia" wrze burdel pełen przekrętów... To by też wyjaśniało, dlaczego większość skierowań mam dotowanych z UE. Konieczność brania w tym udziału wzbudza we mnie ogromny niesmak, powiem szczerze. :/

Odpowiedz
avatar Naa
2 2

@leprechaun: Uważam, że masz całkowitą rację; idea dotowanych staży bez wątpienia była całkiem inna. Rozumiem, jeżeli ktoś zgodzi się popracować za mniejsze pieniądze, ale: a) w zamian podwyższy swoje kwalifikacje, b) będzie to trwało określony z góry czas, a później może liczyć na stałe zatrudnienie (w tej samej firmie, lub innej). Natomiast niby-staże, podczas których nikt niczego się nie uczy, to w rzeczywistości zamaskowana kradzież pieniędzy (które powinny zostać zużyte zupełnie inaczej) przez przedsiębiorców-cwaniaczków, i, tak, jak pisałaś, wyzysk ludzi, którzy właśnie z winy tej pseudopomocy nie mają szans na normalne zatrudnienie. Przecież gdyby tych "staży" nie było, właściciele firm musieliby zatrudniać ludzi na normalne umowy - zwłaszcza od wprowadzenia 500+, kiedy liczba chętnych na choćby nędzne grosze raptownie zmalała. Sprawdziłam, kto właściwie ma zwierzchnictwo nad PUPami - okazuje się, że starosta gminy, czyli ktoś, kto najpewniej siedzi na miejscu, i można z dużym prawdopodobieństwem założyć, że o tym wie (ale nie jest zainteresowany zmianą stanu rzeczy?). No, i wyszło mi, że, zamiast szukać dalej, najprościej byłoby zwrócić na takie praktyki uwagę - jednak NIKu. Szczerze mówiąc, z Twoją historią w PUPie, i uzyskanym rozeznaniem w sytuacji, wydajesz mi się idealną osobą do tego, żeby do NIKu napisać, i zainteresować ich tym zagadnieniem. Nie wiem, czy się na to zdecydujesz, ale bardzo Cię do tego namawiam, bo sytuacja, którą opisałaś, z pewnością nie jest ani normalna, ani uczciwa.

Odpowiedz
avatar leprechaun
0 0

@Naa: Pozwolę sobie odpisać ci na priv. :)

Odpowiedz
Udostępnij