Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

O rzeczach dla mnie niepojętnych. Odkąd pamiętam w moim domu były (i…

O rzeczach dla mnie niepojętnych.
Odkąd pamiętam w moim domu były (i nadal są) zwierzęta. Po przeprowadzce z domu na odludziu do bloku, wpół dzikie koty zostały zamienione na chomiki, mysz i jakieś rybki. Od małego byłam uczona, że zwierzęta też odczuwają ból i że, na przykład, mam nie 'kochać' (tulić znaczy;)) gryzonia przesadnie mocno.

W klatce obok mieszkała lekko 'patoligiczna' rodzinka.
Ale miało być o futrzakach. Legenda podwórkowa głosi, że wyżej opisane dzieciaki te połamały/wyrwały/mocno uszkodziły nóżkę śwince morskiej. Zwierz cierpiał tak, że został podobno dobity młotkiem. I jestem skłonna w tę historie uwierzyć.

Dlaczego? Prawie 10 lat domu do mojego domu trafił kilkuletni pers Maciek. Kocur trochę skrzywiony psychicznie, po przejściach, bardzo długo się oswajał, często bywał agresywny i minęło sporo czasu zanim domownicy i kot 'nauczyli' się siebie nawzajem, a i w późniejszym okresie Maciej czasem źle reagował na sytuacje 'kryzysowe' (podczas spaceru na smyczy wystraszył się samochodu i wskazując mojej Mamie na ręce podrapał ją tak mocno, że przysługiwało jej jakieś odszkodowanie, nie wiem jak to załatwiła;)).

Dlatego z taką furią zareagowałam, kiedy wracając do domu zobaczyłam mojego Maćka dosłownie kamieniowanego przez bachory sąsiadów. Rzucali na szczęście malutkim kamieniami, takim żwirem bardziej. Gnojków odepchnęłam i nawet nie słuchając tłumaczeń, wzięłam kota pod pachę i zabrałam do domu. Następnie pobiegłam do sąsiadów, żeby podkablować, bo bić kolegów z podwórka nie będę, a i, jak mi się wydawało, rodzice lepiej im przemówią do rozsądku. O ja młoda i naiwna. Reakcja pani matki?

- Phi, bawili się, zresztą kto to widział takie bydlę* w domu trzymać.

Szczęka, ręce, cycki i wszystko co opaść mi może w tamtym momencie, opadło. Od tej pory kot stracił ochotę na wycieczki (wyskakiwał sam przez niewysokie okno, a nie mieliśmy takich uchylonych wtedy) i wychodził tylko na smyczy.
Ale cholera jasna. Jak można tak się pastwić? Nad świnką, kotem, psem. Nieważne. Nie rozumiem tego.

* Maciek był wyjątkowo duży i przypominał czarną, bardzo włochatą pumę. Sąsiedzi się go trochę bali z tego powodu. Nawet, kiedy był na smyczy (takie małe dziwactwo Iksowatego, że lubię spacerować z kotami;p). Woleli go oglądać na odległość, bo to piękny egzemplarz był ;) Przyjęło się, że był persem, ale dla mnie wyglądał bardziej jak kot norweski leśny, polecam wygooglać - przyjemnie się patrzy.



Edit: w domu na wsi koty były mocno podwórkowe. W zasadzie bardziej przybłędy, nad którymi moja Mama się zlitowała i zrobiła miejsce do spania. Natomiast historia kota Maćka miała miejsce już kilka lat później. Maciek był oddany nam bez zrozumiałego powodu. Ot, dzieci dorosły, rodzice nie chcieli się zajmować. W poprzednim domu był kotem wychodzącym, z tej przyczyny zaczęliśmy wyprowadzać go na smyczy, żeby się oswoił. W pierwszych miesiącach Maciek często uciekał (albob'zwyczajnie' drzwiami, między nogami wchodzącego albo w wersji ekstremalnej przez okno) i takiej sytuacji tyczy się historia. Po tym zdarzeniu nawet nie przyszło nikomu do głowy puszczać go samego i do końca życia wychodził tylko na smyczy.

by Iksowate
Dodaj nowy komentarz
avatar Etincelle
13 17

@Rekin_pustynny: znów ktoś, kto poprawia, a sam gubi przecinki.

Odpowiedz
avatar fenek
8 8

Zamieniliscie koty na chomiku i rybki, a co się stało z tym biednym labradorem, którego trzymacie 24/7 w kagańcu, rodzino miłująca zwierzęta?

Odpowiedz
avatar KIuska
9 11

@Iksowate: Ta współlokatorka to twoja siostra. A ty zamiast psu pomóc, to odmawiasz opieki nad nim i chodzisz po mieszkaniu z gazem pieprzowym. Chyba cię fantazja za mocno ponosi. Raz pies z radości powala twoją koleżankę, a następnym razem warczy na wszystkich i gryzie. Raz zamykanie psa w jednym pokoju, zmuszanie go do noszenia ciągle kagańca jest ok, wypuszczanie kota bez opieki też ok, a później nagle ogromny miłośnik zwierząt.

Odpowiedz
avatar KIuska
3 7

@Iksowate: Czyli wiedzieliście, że Anka nie nadaje się do opieki na zwierzęciem i w momencie gdy przyniosła szczeniaka do domu pozwoliliście jej go zostawić i olaliście wychowanie tego psa? Bardzo odpowiedzialnie. To odbierzcie jej tego psa, proste. Na pewno to bardziej pomoże temu psu i otoczeniu niż zamykanie go w jednym pokoju, przywiązywanie do komórki i chodzenie z gazem po mieszkaniu.

Odpowiedz
avatar KIuska
8 8

@Iksowate: Ja nie mówię, że masz zaprać psa do siebie. Zadzwoń do TOZu, niech pomogą. Myślisz, że ja mam bananowe życie? Myślisz, że ktokolwiek ma bananowe życie? Możesz coś zrobić, tylko ty nie chcesz. Wolisz umyć rączki, wyprowadzić się i mieć wszystko w nosie. A później kreować się na miłośnika zwierząt. Miłośnik zwierząt nie tylko lubi miłe i puszyste kotki, ale pomaga też tym mniej miłym i krzywdzonym zwierzętom.

Odpowiedz
avatar Iksowate
-4 6

@KIuska: polecam przeczytać pierwsza historie o obleśnej ance. wynika z niej częściowo moja sytuacja mieszkaniowa. Nie będę się wdawać w dyskusje na temat nie związany z wyżej opisaną historią. Zresztą mylisz się. To twoje 'umywanie rączek' chyba nie ma związku z tym, że jak tylko będę w stanie planuje zrobić związane z psem małe piekiełko współlokatorce... Tfu! Ukochanej siostrze. Z zewnątrz wszystko wydaje się proste.

Odpowiedz
avatar KIuska
6 6

@Iksowate: Do tej twojej okropnej sytuacji mieszkaniowej zalicza się brak telefonu, że nie możesz zadzwonić? Internet jakoś masz.

Odpowiedz
avatar fenek
4 6

@Iksowate: hahahahahahahhahahaha, dobrze masz w głowie. Daj numer, też chętnie to zarzuce (; ale trzeba mieć nawalone żeby wstawiać takie historie i próbować tego bronić. Nazywać siostrę wspolokatora i w ogóle... Ja wale. Ogarnij się, zuczku.

Odpowiedz
avatar aegerita
-3 5

@KIuska: Bardzo łatwo osądzasz i narzucasz obowiązek działania. Otóż po pierwsze z wpisów jasno wynika, że w czasie powyższych zdarzeń była dzieckiem, więc trudno ją obarczać odpowiedzialnością za wypuszczonego bez opieki kota (tym bardziej kiedy pisze, że to raczej przypadek). Dalej: pretensje o psa z innej historii. Chcesz pomóc? Sama zabierz go Ance i wyprostuj, przecież to takie oczywiste. Trochę się zapędzasz z wtrącaniem w cudze życie. Zresztą już widzę, jak 20-latka "nie pozwala" 33-letniej współlokatorce zatrzymać psa, którego ta sama sobie kupiła. Albo jak go zabiera. Siłą? Kradnie? Woła telewizję? Niestety, w Polsce jak pies jest jako-tako nakarmiony, choćby syfem z puszki, i nie ma łańcucha wrośniętego w szyję, prawie nie ma szans, żeby go legalnie odebrać. I to nawet nie wina TOZ-u, tylko olewającej policji i sądów. Ja tam mam nadzieję, że autorka faktycznie ma jakiś plan związany z psem. Jeśli tak, życzę powodzenia. Bo nawet jeśli oficjalnie niewiele da się zrobić, dla chcącego nic trudnego ;-)

Odpowiedz
avatar mijanou
4 4

@Iksowate: No trudno, żeby pies był poczytalny, jak siedzi zamknięty w jednym pomieszczeniu (nawet takim wygodnym i z zabawkami) z kagańcem na mordzie. A wokół ma nieodpowiedzialnych ludzi. Jedyne, co tego psa może spotkać dobrego to nowy dom i ludzie, którzy są odpowiedzialni i go wychowają zamiast zamykać i psikać gazem.

Odpowiedz
avatar mijanou
4 4

@aegerita: wiesz, są czasem takie sytuacje (nie często ale są), że trzeba się wtrącić w cudze życie, choć osobiście mam wstręt do wtrącania się w nie swoje sprawy. Taka sytuacja ma miejsce gdy w grę wchodzi dobro słabszych: dzieci/zwierząt/starszych ludzi, którzy nie umieją wyartykułować swojej krzywdy. Mój starszy brat, głupek, miał dobermana, którego wychowywał smyczą, bo pies "potrzebuje dyscypliny" a jednocześnie niewiele się nim zajmował poza krótkimi spacerami. MIAŁ. Bo już nie ma. Nie, nie żałuję, że się wtrąciłam dokonując uprowadzenia psa do nowego domu, w którym się okazało (o dziwo) że pies wcale nie jest "niepoczytalny", nie trzeba go okładać smyczą a mądrze wychować a przede wszystkim pokochac i poświęcić mu czas (zapisać na szkolenie gdy już nowym wlaścicielom zaufał, rozładować jego energię długimi spacerami i jeżdżeniem na psie wybiegi/tory przeszkód itp). Brat na początu był na mnie śmiertelnie obrażony ale po czasie chyba dotarło do niego, że i psu i jemu jest lepiej w nowej sytuacji.

Odpowiedz
avatar KIuska
1 1

@aegerita: Chętnie zabiorę, szkoda, że nie znam adresu i nikt mi go nie poda. Plan ma, zamknąć go w pokoju i chodzić po mieszkaniu z gazem w dłoni. Plan świetny, ale jedynie dla autorki. Psa krzywdzi.

Odpowiedz
avatar aegerita
-1 1

@mijanou: Wiesz, ja też jestem za wtrącaniem się w takim przypadku, bo dobro psa jest dla mnie ważniejsze niż widzimisię człowieka. Ale uważam, że nie można nikogo do takiej interwencji zmuszać. Zachęcać, pomagać, nawet nawoływać - tak, jak najbardziej. Ale nie wymagać czy żądać, zwłaszcza z pozycji anonimowego autorytetu moralnego. Kto z Was, tak łatwo potępiających autorkę, całe swoje życie podporządkował tylko i wyłącznie pomaganiu? Nie można autorki stawiać na równi z jej siostrą, bo gdyby każdy zachowywał się choćby tylko jak ta pierwsza - czyli zwierzętom nie szkodził, nie zaniedbywał ich itp. - potrzeby pomagania w ogóle by nie było. Tak, uważam, że autorka, jako osoba mieszkająca z psem pod jednym dachem, powinna spróbować mu pomóc. Tak, mam nadzieję, że zgodnie z własną deklaracją wykona bardziej drastyczne działania. Ale zmuszanie jej do tego czy potępianie zza monitora tylko szkodzi.

Odpowiedz
avatar aegerita
-2 2

@KIuska: Super! Fantastycznie, że i chcesz, i jednocześnie możesz pomóc, to rzadka kombinacja. Autorki, a więc i namiarów do niej nie znam, ale wiem o fajnym psiaku w znacznie gorszej sytuacji niż Atos. W typie owczarka niemieckiego, około 4-letni. Ludzie niestabilni psychicznie, szczują go i nie wychodzą na spacery, największy wybieg to dla niego ogródek 3x4m. Do tego karmią najtańszymi puszkami i odpadkami z obiadu. Czasem zachowuje się agresywnie do obcych i jest bardzo nerwowy, ale do naprostowania. Świetnie, że możesz pomóc. Prześlij proszę namiary do siebie, ja spróbuję zorganizować transport. W jakim mieście/województwie mieszkasz?

Odpowiedz
avatar KIuska
1 1

@aegerita: Wiesz, że pies zyje w takich warunkach i nie pomożesz mu w żaden sposób? Świetnie. Ja nie mówię, że każdy psa ma brać do siebie. Ja bym chętnie wzięła, właściciel mieszkania, w którym mieszkam już mniej chętnie. Ale psu można znaleźć dom, rodzinę, która odpowiednio się nim zajmie. Ale po co? Lepiej widzieć cierpienie zwierzęcia i siedzieć na dupie. Świetna postawa, gratuluję znieczulicy.

Odpowiedz
avatar aegerita
-2 2

@KIuska: No właśnie chcę pomóc. Jest osoba, która może i chce przyjąc psa, zająć się nim i wypracować zaniedbania - Ty. Kilka postów wyżej oferujesz, że psa weźmiesz. Ja chętnie wspomogę zakup jedzenia i koszty weta. Ogarnę też transport, tylko daj znać, gdzie mieszkasz, no i jakiś kontakt do siebie, żeby można było uzgodnić termin.

Odpowiedz
avatar KIuska
1 1

@aegerita: Wezmę i znajdę dom. Pies nie może zostać u mnie. Mieszkam na stancji, właściciel mieszkania nie zgadza się na zwierzęta. Współlokatorzy też nie. Kilka dni/ tygodni mógłby być ze mną, na dłużej niestety nie.

Odpowiedz
avatar aegerita
-1 1

@KIuska: Wcześniej pisałaś, że możesz wziąć psa, nie przechować przez bardzo krótki czas... Przykro mi Cię rozczarować, ale w kilka dni (a co najwyżej tygodni) nie masz szans wyprostować agresywnych zachowań u niezsocjalizowanego, pobudliwego psa. Trzeba dużo więcej czasu i trochę doświadczenia. Skoro nie masz na to warunków, nie wieszaj psów na innych, którzy też warunków nie mają. Ja rozumiem i bardzo się cieszę, że chcesz pomóc. Po prostu pomagać trzeba ze znajomością realiów. Prowadziłam dom tymczasowy dla kotów i psów, wiem, jak trudno jest znaleźć dobry dom dla młodego, zdrowego, nieskrzywionego zwierzaka. A dla dorosłego, "agresywnego" psa, w dodatku dużego? Już widzę kolejki. Jeśli myślisz, że tak łatwo o porządny dom, weź na te kilka dni pierwszego z brzegu staruszka ze schroniska. One mają najmniejsze szanse na przygarnięcie, więc jeśli znajdziesz takiemu biedakowi ciepły kąt, to będzie coś wspaniałego. Zresztą w ogóle skoro właściciel mieszkania zgadza się na kilkudniowy/tygodniowy pobyt psa i jesteś pewna, że w tym czasie znajdziesz odpowiedzialny dom, możesz w ten sposób pomóc wielu psom. Mam nadzieję, że zdecydujesz się na działanie, choćby "tylko" poprzez szukanie domów, bo to już wiele znaczy.

Odpowiedz
avatar KasiaPelasia
9 9

Pers i kot norweski leśny wyglądają diametralnie różnie. Nie za bardzo da się je ze sobą pomylić... Poza tym co oznacza "patoligiczna"?

Odpowiedz
avatar mijanou
10 10

Co to znaczy, że w domu zawsze byly zwierzeta ale po przeprowadzce zamieniliście "wpół dzikie koty na rybki i chomika"? Eksmitowaliście te koty, ze się później pałętały po dworze bez opieki? Co Maciek robił sam na dworze narażony na obrzucanie kamieniami przez nieletnią patolę?

Odpowiedz
avatar mijanou
7 7

@Iksowate: No ale nie pomyśleliście o tym, że koty przyzwyczajone do dokarmiania ze strony ludzi będą mieć ciężko, jeśli się przestanie je dokarmiać a opiekę zleci "wujkom"? A jeśli Maćka oswoiliście i mieszkał z Wami w domu to wręcz Waszym obowiązkiem było go zabrac z sobą na nowe mieszkanie (wnioskuję, że mieszkał bo przecież kotów dochodzacych nikt nie pilnuje więc nie mają szansy wyskoczyć przez okno w mieszkaniu, w którym nie mieszkają). Iksowate, nie moja rzecz oceniać ale robisz źle. To nie jest miłość do zwierząt bo jak się ma zwierzaka to na dobre i na złe. A wiem, co mówię, bo moja sytuacja też jest nie najbardziej różowa. Ale koty są ze mną i tu i w UK, w zależności, gdzie aktualnie mieszkam. Nie przyszło mi nawet do głowy, by opiekę nad kotami komukolwiek zlecić. To moje koty, ja je przyjęłam do domu i moim obowiązkiem jest zapewnić im wikt, dach nad głową i opiekę. Niezależnie od tego, gdzie mieszkam i jakie mam warunki materialne. Nie bierz się więcej za żadną "opiekę" bo w Twoim wykonaniu to raczej krzywda. Beztroska też może krzywdzić.

Odpowiedz
avatar Iksowate
-3 3

@mijanou: nie do końca się zrozumialysmy. Znów ;) już piszę sprostowanie.

Odpowiedz
avatar Iksowate
-3 3

@mijanou: swoją drogą mam w rodzinie opinie panikary. Moja piekielna siostra kiedyś notorycznie wypuszczała kolejnego kota, takiego typowo domowego. Swoją drogą nie wiem jak to zrobię, ale na studia pojedzie ze mną

Odpowiedz
avatar P0zi0mka
4 4

Nie żebym się jakoś bardzo znała na kotach, ale co to za kot, który nie potrafi uciec przed dzieciakami? Przecież to zwinne zwierzęta, potrafią zwiać przed każdym, kogo uznają za zagrożenie.

Odpowiedz
avatar mijanou
6 6

@P0zi0mka: większość pewnie tak, zwieje. Ale są i takie, które nie zwiewają, tylko skulą się i wtulą łepek i patrzą w stronę zagrożenia. Koty perskie mają dodatkowo ograniczone ruchy ze względu na długie futro. Poza tym to nie wytłumaczenie. Nie rzuca się kamieniami w żywe stworzenie.

Odpowiedz
avatar P0zi0mka
2 2

@mijanou: Pewnie, że nie. Zachowanie naganne. Ale moja mama ma kota i on zawsze ucieka, jak coś mu się nie spodoba. Czy to pies, czy dziecko, które za dużo sobie pozwala, zawsze sobie poradzi. Ale to taki zwykły dachowiec, w dodatku wychowany pomiędzy psami, to może dlatego.

Odpowiedz
avatar mijanou
1 1

@P0zi0mka: No co kot to inny charakter :D Jeden z moich kotów jest rasowy i to on zwykle urządza sobie wycieczki (próbuje bo zawsze go w porę złapię a szybki jest jak bolid pomimo, że grubas). Natomiast przygarnięte znajdy wręcz patologicznie boją się wychodzić za drzwi a każda wycieczka do weterynarza to przerażające zawodzenie dowodzace poziomu zestresowania. Nie wiem, może wyjście z bezpiecznego domu kojarzy im się z wyrzuceniem (bo niewątpliwie przygarnęłam koty eksmitowane, szukające u człowieka pomocy). Odkąd podróżują Polska-UK trochę się oswoiły z transporterem i podróżami ale ja mam zawsze wyrzut, że narażam je na stres. No niestety, to stanowczo nie są koty podróżne :D

Odpowiedz
Udostępnij