Odnośnie historii #80467 i #80533.
Ja do LO dojeżdżałam ze wsi, w SP miałam niemiecki, w LO angielski i niemiecki. Na pierwszej lekcji anglistka spytała, kto z nas nie uczył się angielskiego- w szkole lub prywatnie. Była nas 3, wszyscy dojeżdżający, koleżanka miała rosyjski i jeszcze jedna osoba jakiś inny język. Co zrobiła anglistka? Stwierdziła, że " jej się nie chce robić podstawowego dla 3 osób, lecimy zaawansowanym, a reszta nadrobi".
Lekcje prowadzone przez tę panią wyglądały głównie tak, że pani czytała gazetki, a my rozwiązywaliśmy ćwiczenia. Na jednej z takich lekcji podczas sprawdzania postawiła 12 jedynek, bo ludzie w ćwiczeniach mieli dobrą odpowiedź, ale nie czytali jakiegoś słówka prawidłowo. Ludzie zaczęli wychodzić z klasy. Skończyło się to wielką chryją, otarło o dyrektora, nam kazano nauczycielkę przepraszać z bombonierką.
Pani też co semestr zmieniała podręczniki, mimo iż czasem nawet do połowy nie doszliśmy. Podręcznik ok. 80 zł, ćwiczenia ok. 60 zł, przy czym nie można było mieć kserówek lub używanych ćwiczeń. Za przyniesienie kserowanego podręcznika lub ćwiczeń była jedynka (brak książki/ćwiczeń), za pisanie ołówkiem awantura. Ja panią przechytrzyłam i pisałam wymazywalnym piórem czy długopisem- delikatnie, w końcu to książka i nauczono mnie książek nie niszczyć- szczególnie takich, które można przekazać dalej.
I tak 3 lata...
Angielski znam z gier komputerowych, piosenek, rozmów w pracy i z coachsurferami, bo na pewno nie z tych " lekcji".
angielski nauczyciele szkolnictwo przekazywanie_wiedzy
Z cyklu nauczyciel ma zawsze rację :) a jak nie ma racja to patrz wyżej
OdpowiedzChyba chodziłyśmy do tej samj szkoły, bo miałam identyczną sytuację w LO. Niemożliwe, że takich nawiedzonych wariatek, jak ta nauczycielka, jest więcej.
OdpowiedzA rodzice nie reagowali? Nie próbowali Wam jakoś pomóc? Jakoś trudno uwierzyć, że każdego rodzica było stać na wywalanie ponad stówy na nowe podręczniki.
Odpowiedz@rodzynek2: to bylo z 15-17 lat temu, jasne ze interwencje byly ( moja mama w 3 klasowej), ale w tamtych czasach to nauczyciel mial racje :/ a pani widocznie miala jakies znajomosci, bo nie bylismy jedyna skarzaca sie klasa
Odpowiedz@bazienka: Co z tego, że 15 lat temu? U mnie w szkole to byłoby niedopuszczalne i też to było 15 lat temu. Kurcze wziąć się klasa i odmówić, i tyle. To nie były pierwszaki z podstawówki.
OdpowiedzSytuację z brakiem grupy podstawowej przeżyłam w podstawówce. Jako jedna z niewielu nie chodziłam do przedszkola ani na dodatkowe lekcje więc po angielsku nie potrafiłam nawet policzyć do trzech ale skoro wszyscy inni mieli to po co obniżać poziom? W podstawówce!
Odpowiedz@nasturcja: Do zerówki chyba chodziłaś bo to obowiązek jest i co nie było tam języka? Coś kręcisz.
Odpowiedz@timka: No nie wiem, czy kręci. Ja żadnego języka nie miałam ani w przedszkolu, ani w zerówce, ani w klasach 1-3. Dopiero w czwartej klasie zaczęliśmy się uczyć angielskiego.
Odpowiedz@Gohondieli: dokładnie tak samo było u mnie. Od czwartej klasy. A do zerówki chodziłam ale nie było tam nauki języka. Lata 90-te więc jeszcze nikt się nie przejmował aż tak
OdpowiedzCo za babsko! Jak można mieć takie podejście do uczniów? Miałam duże szczęście i trafiałam na anglistki z powołaniem, które interesowały się każdym uczniem. Jak u kogoś był problem z nauką, to dawały dodatkowe zadania, albo "zaawansowanym" wymyślały coś ambitniejszego. Co do podręczników: pamiętam, że w liceum nauczycielka negocjowała zniżki na grupowy zakup podręczników i udawało jej się wywalczyć naprawdę dobrą zniżkę. Nigdy nie zmienialiśmy podręczników i ćwiczeń, jeżeli nie przerobiliśmy wszystkiego z poprzednich.
Odpowiedz