Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Pojawiła się niedawno historia o nieoczekiwanym skutku, jaki przyniosło użyczenie drukarki komuś,…

Pojawiła się niedawno historia o nieoczekiwanym skutku, jaki przyniosło użyczenie drukarki komuś, żeby wydrukował sobie CV.
Przypomniało mi całkiem podobne zdarzenie.
Było to na samym finiszu mojego życia studenckiego. Miałam już wtedy na koncie całkiem sporo fuch. Głównie inwentaryzacji, ale też trochę projektów graficznych (bo w końcu Corel to też program wektorowy, więc taki uproszczony Auto Cad z kolorkami - połowa grafików padła teraz na zawał).

Z tych projektów graficznych to min. robiłam broszurę dla pewnego koła naukowego materiałoznawców i całe opracowanie graficzne ich prezentacji na konferencji.
Oczywiście ile razy coś robiłam tyle razy gadałam o tym ze znajomymi na piwie.

No i przychodzi do mnie "przyjaciółka" i prosi o użyczenie drukarki, żeby wydrukować CV. No to drukuj.
Poszłam sobie zalać zupkę chińską (zjeść obiad) - jak wróciłam okazało się, że wydrukowała pół ryzy papieru. Już miałam wyartykułować, że chyba powinna się dorzucić do ryzy, gdy spojrzałam na nieszczęsne CV.
Nazwa koła naukowego była napisana samymi dużymi literami, więc od razu rzuciła się w oczy.
8 na 10 robót z podpunktu "doświadczenie" to były moje roboty.
Zamurowało mnie.

Na moje pytające spojrzenie usłyszałam "w CV się zawsze kłamie".
No i wzięła te 200 (sic!) CV i poszła je rozsyłać. Za pół ryzy zwróciła, za tusz nie "bo pożyczam ci aparat cyfrowy, a akumulator można ładować tylko określoną ilość razy, więc mi go zużywasz".

Z dzisiejszego punktu widzenia wiem, że powinnam wtedy zweryfikować tą znajomość, ale wtedy sobie pomyślałam, że nie można tak przekreślać kogoś, z kim znasz się 10 lat. Że ma fazę i jej minie.
Nie minęła, przeszła w eskalację.
W każdym razie - od tego czasu po skończonej robocie biorę referencje na których jest nr. tel. do zleceniodawcy. Żeby nie było.

by takatamtala
Dodaj nowy komentarz
avatar no_serious
15 15

Ja na Twoim miejscu to bym powiedziała jej, że jest pierdzielnięta, zabroniła CV komukolwiek pokazać i do tego obsmarowała ją do znajomych- niech wiedzą. Potem takie lasie w pracy też pod cudzą pracą się podpisują i myślą, że wszystko jest okej.

Odpowiedz
avatar takatamtala
8 12

@no_serious: Powiedziałam, zostałam wyśmiana. Laska bardzo dobrze sobie teraz radzi w życiu zawodowym. O osobistym nie wiem, bo mnie ta eskalacja odrzuciła.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
12 12

@takatamtala: noo, jeśli radzi sobie tak dobrze w życiu zawodowym jak robi to CV, to ja się nie dziwię, że jej się dobrze wiedzie- wystarczy znaleźć kogoś niezbyt wyszczekanego i już można się bezczelnie doklejać do jego roboty, a nawet mówić, że samemu się to w większości robiło. Tacy ludzie to jest rak każdej zespołowej pracy i to widać już od czasów wczesnoszkolnych i potem studyjnych- grupowy projekt, większe zadanie, dobierzcie się w kilkuosobowe zespoły i zróbcie to i to. I jest fajnie póki w grupie są ludzie, którzy faktycznie dzielą się pracą, każdy robi swoje, potem się to łączy, poprawia na koniec i coś wychodzi. Na pytanie o podział pracy wszyscy bez zastanowienia mówią co robili, każdy dostaje ocenę, wszyscy są szczęśliwi. Na takie grupy zacząłem trafiać dopiero na studiach, bo ludzi na roku miałem naprawdę ogarniętych, a nie żadną bananową młodzież co to czas liczy od flaszki do flaszki. A w przypadku takiego pasożyta? Przerabiałem to wiele razy w szkole. To też jest powód dla którego znienawidziłem takie prace dość szybko, wolałem robić sam. Każdy dostaje swoją działkę i ma termin, termin się zbliża, każdy każdego podpytuje jak z jego częścią, to jest gotowe, to jest niegotowe, to jeszcze trzeba dopracować, a ja już skończyłem. A pasożyt nic. Termin już na dniach- pasożyt nic, ba- teraz to on nie ma zamiaru tego nawet zaczynać robić, bo i tak nie zdąży (nie no, serio? kto by na to wpadł, ty mój tytanie intelektu). Grupa zaczyna robić bokami żeby tylko tą dziurę jakoś załatać, przychodzi termin, grupa oddaje pracę i w tym momencie pojawia się niezły zgrzyt. Bo pasożyt jest w zasadzie pierwszy do tego żeby mówić jak to on się nie naharował, a reszta to nic nie robiła. No i teraz są dwa wyjścia- nauczyciel czeka i albo jesteśmy nomen omen "wiernymi frajerami", nikt nie sypie i ciśniemy gadkę że pasożyt też robił, albo choćby 1 osoba jest "uczciwym sku&wielem" i mówi wprost, jak to wyglądało. Pierwsze rozwiązanie kończy się tym, że pijawa nie tylko niczego się nie nauczy, ale jeszcze często usłyszymy coś w rodzaju "no, hehe wiedziałem że mnie nie wydasz hehe", a drugie to zwykle foch, wrzaski, wyzwiska, zdrajca, kabel, kolaborant, "będziesz czegoś potrzebował", a jak pijawa ma jeszcze swoje kółko kolesi/psiapsiółek to mamy nad głową istny pier*olnik, bo do tego dołącza się jeszcze to kółko wzajemnego polerowania gały.

Odpowiedz
avatar Etincelle
11 11

W tej sytuacji dla mnie najbardziej irytujące byłoby to, że chyba ciężko coś zrobić. Zabrać wydrukowane CV można, ale panna może naprodukować kolejnych, przypisując sobie zasługi autorki. I co wtedy? Śledzić, gdzie je wysyła? Trudno chyba o jakieś działanie, które miałoby na celu ukaranie jej za podpisywanie się pod cudzymi pracami, bo w końcu nie robi tego, hm, publicznie.

Odpowiedz
avatar E4y
3 7

CAD i Corel to jak porównywanie grzechotki do paczki makaronu :P

Odpowiedz
avatar takatamtala
17 19

@E4y: Jeśli coś wydaje się głupie ale działa to nie jest głupie.

Odpowiedz
avatar E4y
6 6

@takatamtala: Nie można się z tym kłócić :)

Odpowiedz
avatar Ginsei
0 0

Autorko, mogłabyś mi rozjaśnić przedostatnie zdanie: "W każdym razie - od tego czasu po skończonej robocie biorę referencje na których jest nr. tel. do zleceniodawcy."? Dla mnie brzmi ono tak, jakbyś po skończonej pracy brała dodatkowy papierek od zleceniodawcy "tak, Takatamtala nam to zrobiła, jak nie wierzysz, dzwoń pod ten numer", w czym sensu nie widzę. Tzn. co innego gdybyś spotkała tamten typ koleżanki na rozmowie kwalifikacyjnej i musiałaś udowodnić, że to jednak ty zrobiłaś to zlecenie, a ta druga kłamie; jednak w opisanym przypadku to co to daje? Ona szuka pracy, napisze o twoich osiągnięciach i jak pracodawca to zweryfikuje? Chyba że to zabezpieczenie przed "już mieliśmy jedną taką, co to twierdziła, że to zrobiła", a ty wtedy "hyc!" i wyciągasz z teczki rekomendacje. No chyba że nie rozumiałam tego zdania po całości, ale właśnie dlatego dopytuję :)

Odpowiedz
avatar takatamtala
0 0

@Ginsei: Wiesz- szczerze nie wierzę, że kiedyś nasze CV wyląduje w tej samej firmie. I nie jest to sposób na nią, tylko na budowanie MOJEJ wiarygodności. Bo skoro CV nie jest wiarygodne to COŚ musi być. Kopie rekomendacji noszę zawsze ze sobą na rozmowy z klientem. Natomiast jeśli chodzi o nią- nie mam ochoty wchodzić z jej osobą w żadne interakcje, nawet konfrontacje.

Odpowiedz
Udostępnij