Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Nawiązując do historii 80175, chciałabym się odnieść do tematu Pogotowia Opiekuńczego, w…

Nawiązując do historii 80175, chciałabym się odnieść do tematu Pogotowia Opiekuńczego, w którym kiedyś przebywałam wraz z moimi młodszymi siostrami
Historia, nie będzie może o warunkach mieszkalnych, bo te z tego co pamiętam, były nawet przyzwoite, ale o tym co tam przeżyłam razem z siostrami.

Było to już ponad 10 lat temu. Byłam wówczas w podstawówce.
Grudzień, kilka dni przed świętami, późny wieczór.
Do pogotowia trafiliśmy dzięki uprzejmości mojej krewnej, wówczas wysoko postawionej pani policjant.
Pod nieobecność moich rodziców, wsadziła nas do radiowozu, który wcześniej wezwała, mówiąc że jedziemy na noc do takiego hotelu dla dzieci. Powiedziała, że spędzimy tam noc i wrócimy do domu (ogółem historia z tą krewną i to jak nas załatwiła nadaje się na osobną historię).

Ja wraz z rodzeństwem niewiele rozumiejąc, (trudno się dziwić, cała nasza gromadka była wtedy w podstawówce. Ja w 5 klasie, jedna siostra w trzeciej, najmłodsza w pierwszej), wsiedliśmy do radiowozu i odjechaliśmy. Pamiętam jak moja mama biegła za nami płacząc.
Nasz "hotel" był kilkanaście kilometrów od naszej miejscowości, więc dojechaliśmy w miarę szybko, było jakoś po 22.

Już na wejściu powitała nas bardzo gburowata "ciocia", która zaprowadziła nas do kuchni, dała każdej z nas po kanapce, a w trakcie jedzenia kazała nam zdjąć wszystkie ubrania do prania. W holu stał jeden z policjantów z "wujkiem". Słyszałam ich rozmowę. Nie będę się wdawała w szczegóły, ale po zdaniu policjanta "Póki co, będą u was, później pewnie dom dziecka", już wiedziałam, że nie jesteśmy w żadnym hotelu dla dzieci i że rodziców możemy już więcej nie zobaczyć.

"Ciocia" nie pozwoliła nam skończyć jeść. Zabrała nam kanapki spod nosa i zaprowadziła do pokoju, w którym spały już inne dzieciaki, dając nam 5 minut, żeby zasnąć. Siostry zasnęły moment. Ja nie. Słyszałam jak "Ciocia" krząta się koło pokoju, rozmawiając z "wujkiem" na nasz temat. Nie było to nic miłego, same przykre słowa zaczynając od "te głupie bachory", kończąc na obelgach w kierunku moich rodziców.
Nie wiem kiedy zasnęłam.

Rano "Ciocia" zrobiła nam pobudkę, która polegała na wylaniu każdej z nas szklanki wody na głowę. Kazała nam w 5 minut się ubrać i zejść na śniadanie, czas odmierzała stoperem, który miała zawieszony na szyi. Oczywiście się spóźniłyśmy, bo musiałam pomóc najmłodszej siostrze z ubraniem mokrych, niewysuszonych w ogóle ubrań. "Ciotka" oczywiście na nas nakrzyczała, że jesteśmy nieposłuszne i za karę zamiast normalnego śniadania, które stało nadal na stole, dostałyśmy dosłownie - po kromce chleba. Ta kromka miała nam starczyć do obiadu, który miał być o 16.

Z tym oto prowiantem zostałyśmy z siostrami zaprowadzone do pokoju zabaw. Pokój ten mieścił się w piwnicy. Zero okien, słabe światło. Na podłodze zabawki, wszystkie ułożone wręcz perfekcyjnie. "Ciocia" zaznaczyła nam, że jak przyjdzie po nas na obiad, sprawdzi, czy zabawki będą tak ułożone jak są w momencie naszego przyjścia. Przed swoim wyjściem poinformowała nas jeszcze, że na każde z nas przysługuje jedno wyjście do łazienki. Wyszła zamykając drzwi na zamek, a nas zostawiając same sobie.

Siostry nieśmiało zaczęły zabawę. Ja siedziałam pod ścianą obserwowałam je, ledwo powstrzymując płacz.
Czas mijał, dziewczynom znudziła się zabawa. Najmłodsza zaczęła się wypytywać o dom, rodziców. Co chwile pytała "czy możemy już wrócić do domu? Nie podoba mi się tutaj, chcę do mamy". Druga siostra dołączyła do pytań. Ja jak mantrę powtarzałam im, że niedługo, że niedługo, no bo co im miałam powiedzieć? W pewnym momencie zaczęłam płakać, nie mogłam już dusić tego w sobie. Siostry też zaniosły się płaczem, co chwilę mówiąc "chcę do mamy, do domu".
"Ciocia" usłyszała chyba nasz płacz i krzyki najmłodszej, bo nagle się pojawiła w drzwiach, kazała nam się zamknąć, bo zagłuszamy jej telewizję. Po tych słowach wyszła.

Na obiad zostałyśmy wezwane po 16. Najpierw jadły dzieciaki co tam mieszkały dłużej, bądź były na stałe. Wchodząc do kuchni widziałam w salonie grupę dzieciaków w różnym wieku, Wszystkie siedziały z książkami w rękach, a w rogu siedział "wujek" i pilnował ich chyba. Obiad przebiegł w miarę spokojnie, ale do czasu. Po całym dniu głodowania "ciocia" podała nam na obiad mikro porcję makaronu z sosem. Z racji, że po zjedzeniu tego co dostałam, nadal byłam bardzo głodna, zapytałam czy możemy dostać jeszcze. W odpowiedzi usłyszałam, że to nie jest jadłodajnia, a i tak już więcej nie ma, bo inne dzieci zjadły. Po posiłku znowu piwnica, tym razem z innymi dziećmi.

Po jakimś czasie, gospodyni przyszła, obejrzała zabawki, oceniła porządek. Po pozytywnej ocenie kazała nam iść spać. Nie pozwoliła nam się nawet rozebrać. Stwierdziła, że jak będziemy spać w ciuchach, to rano szybciej zejdziemy. Poinformowała nas też, ze rano opuszczamy to miejsce i gdzieś jedziemy. Jak się później okazało, przewieziono nas do babci.

Spędziłam tam dobę. To była najgorsza doba w moim życiu. Nikomu, a w szczególności żadnemu dziecku nie życzę trafić do takiego miejsca.

Dziś jestem już dorosła. Jak pisałam wcześniej, od tamtych wydarzeń minęło ponad 10 lat. Nie wiem, czy to pogotowie dalej funkcjonuje.
Nigdy nikomu nie opowiadałam o tym co tam przeszłam z siostrami, a dziś uważam że powinnam wtedy to powiedzieć, może zaoszczędziłabym cierpień innym dzieciom, które tam trafiały. Z tego co dowiedziałam się z czasem o tamtym miejscu wynikało, że praktycznie każde nowe dziecko, było tam traktowane tak jak my. Lepiej miały dzieciaki, które tam zostawały już na stałe.

Dziś zastanawia mnie jedno, czy ktoś miał kontrolę nad tym co tam się działo? Przecież zamykanie dzieci w piwnicy na cały dzień z jedną kromką chleba, podchodzi już chyba pod jakąś formę znęcania.

Podsumowania nie będzie.

wspomnienia

by PoprostuOna
Dodaj nowy komentarz
avatar ja_2
8 18

Smutne. Możne nawet i prawda (kto wie?). Ale: zastanawia mnie, że lepiej wyżalać się na piekielnych, niż zgłosić to (nawet w formie podobnego listu) do nadzoru (mopr, sąd) i/lub prokuratury.

Odpowiedz
avatar Iceman1973
5 15

@ja_2: Lepiej jak sobie zmyśla na piekielnych. Przez podobnego typu oskarżenia mam wraz z żoną problemy. Byliśmy rodziną zastępczą. Dziewczyna kradła, kłamała, podrabiała podpisy do szkoły, itp., a w efekcie końcowym oskarża nas o znęcanie. Mimo zeznań świadków, że dzieci były dobrze traktowane i tak nas trzepią i muszę udowadniać, że żaden ze mnie wielbłąd...

Odpowiedz
avatar Iceman1973
-1 7

@Iceman1973: I to jest to, co tak PODOBA mi się na tym portalu. Zero argumentów tylko jeb minusa... Zakładam, że Ci którzy zminusowali uważają mnie za winnego? Bo przecież dzieci nie mogą aż tak zmyślać...

Odpowiedz
avatar GlaNiK
1 3

@Iceman1973: Zakładam, że Ci co Cię zminusowali po prostu dają Ci minusy z założenia, więc się tym nie przejmuj :) Mam nadzieję, że w końcu Ci dadzą spokój z tymi kontrolami. Jestem pełen podziwu za siłę i zaangażowanie w wychowywanie dzieci jako rodzina zastępcza.

Odpowiedz
avatar Iceman1973
5 5

@GlaNiK: Już nie jesteśmy. Nasz problem chyba polegał na tym, że jak nam mówili, by podejść do tego bardziej zawodowo, my robiliśmy to emocjonalnie. Dzieci miały równe prawa z naszą rodzoną córką. Młodsza nie znając swoich rodzicieli do nas mówiła "mama i tata", starsza, "ciocia i wujek". Poprzez swoje machlojki spowodowała, że decyzją MOPRu przeszła do innych ludzi. Rok później dołączyła do niej druga dziewczynka. Mimo iż z nami była bardziej związana to MOPR wyszedł z zasady, że rodzeństwa się nie rozdziela (siostry przyrodnie). My zrezygnowaliśmy z akredytacji na rodzinę zastępczą. Po czasie dostajemy wezwanie w związku z oskarżeniami o których wspomniałem... oczy w słup i zdziwienie totalne. To, co nawygadywała, to chyba spisała "najlepsze numery" z tych obecnych instrukcji jakie emitują w TV czyli Szkoła, Dlaczego ja, itp. Uznaliśmy, że wyjaśnienie wystarczy i poszliśmy bez prawnika. Po podejściu do nas zdecydowaliśmy,ze musi nas ktoś reprezentować. Policjant jak się okazuje nie ma za zadanie udowodnić naszą winę lub kłamstwo dziewczynki a jedynie naszą winę. Takie z nas kozły ofiarne...

Odpowiedz
avatar GlaNiK
0 0

@Iceman1973: Tak czy inaczej jestem pełen podziwu, że byliście. A dziewczynka na litość bierze drugą rodzinę bo wiedziała, że u Was już jest spalona. I tak sobie będzie bimbała od rodziny do rodziny czyli ona nie chce mieć normalnego domu.

Odpowiedz
avatar Iceman1973
2 2

@GlaNiK: Z początku wszystko było ok., chociaż teraz tak sobie myślę, że po prostu badała teren. Z czasem robiła się coraz bardziej pewna siebie. Zabawa i wygłupy ok., ale obowiązki to już się nie podobały. Posprzątać po zabawie, odrobić zadanie domowe po szkole... W pogotowiu rodzinnym z którego do nas trafiły, mogła lawirować bo było tam sporo dzieci więc w komunie łatwiej ukryć machlojki. U nas szybciej takie rzeczy wychodziły. Gdy zgłaszaliśmy problemy do MOPR to wszyscy ślepi i głusi. Ale jak dziewczyna zgłosiła, że rzekomo dzieje jej się źle, maszyna ruszyła z kopyta. Obecna opiekunka (też zeznawała i stąd wiem), potwierdza, że dziecko ma tendencje do zmyślania, konfabulowania i przeważnie jest zapalnikiem w konfliktach z innymi dziećmi w tamtym domu. Ale to wszystko nic... biegły sądowy ją badał i wg niego jest wiarygodna... Powiem więcej! dowiedzieliśmy, że sprawa trwa od dłuższego czasu. Że chodzą, pytają i szukają na nas czegokolwiek. My dowiadujemy się w czasie i dostajemy wezwania gdy nasza córka kończy 18 lat. Gdy miała 17 podlegała jeszcze pod badanie biegłego w kwestii jej zeznań a teraz już nie. Przypadek? Nie sądzę... mogły by się panu prokuratorowi pogryźć ze sobą dwie opinie. Przecież obie a zaprzeczające sobie nie mogą być "wiarygodne".

Odpowiedz
avatar Rekin_pustynny
30 34

Trochę się to qpy nie trzyma. To pod nieobecność rodziców czy mama biegła za wami? I to wszystko tak bez sądu z widzimisię cioci policjantki.?

Odpowiedz
avatar majkaf
20 22

@Rekin_pustynny: również mam wątpliwości - mogę uwierzyć, że takie sytuacje mają miejsce - co chwilę wychodzą na jaw sprawy o nadużycia w różnego rodzaju domach opieki - ale zastanawia mnie właśnie gdzie byli Wasi rodzice? Dlaczego ktoś Was zabrał z domu rodzinnego? Gdzie sądy, instytucje - jakiekolwiek widzenia? Dziwne to jakieś - ale mogę zrzucić to na brak wiedzy ze względu na strach i młody wiek - możliwe, że tak to zapamiętałaś (sam moment zabrania), ale mogło to wyglądać inaczej. Tak czy siak historia straszna i nie życzę żadnemu dziecku, żeby takie koszmary przeżywało.

Odpowiedz
avatar Imnotarobot
12 16

@Rekin_pustynny: Mnie to aż tak bardzo nie ruszyło, bo istnieje możliwość, że matka była w pobliżu (sąsiedzi, szybkie zakupy itp.) i albo wróciła słysząc, że coś się dzieje albo trafiła akurat na ten moment zabrania. Nie jest to dla mnie tak bardzo naciągane. Ale zaczęłam wątpić w prawdziwość jak dotarłam do momentu gdy dzieci były budzone wodą ze szklanki...

Odpowiedz
avatar Iras
15 15

@Imnotarobot: Fakt, że w pobliżu mogła być - jednak nawet gdyby widziała jak dzieci są wsadzane do radiowozu - to bieg z płaczem sugeruje, że jakiś powód do odebrania dzieci był - i matka była tego świadoma. Jeśli zaś powodu do odebrania nie było - to ostatnia rzeczą o jakiej się pomyśli, jest właśnie odebranie dzieci. Jedna z rzeczy, które tu najbardziej nie pasują jest trafienie do babci po dobie. Bo o ile zrozumiałe jest, że dziecko nie będzie rozumiało aspektów prawnych odebrania, to jednak fakt jest taki, że jeśli dzieci są skądś zabierane, to wychodzą z pogotowia opiekuńczego dopiero po wyroku sądu - a to trwa najczęściej kilka miesięcy.

Odpowiedz
avatar Iras
21 23

Kupy się nie trzyma... Najpierw, że rodziców nie było, potem matka nagle biegnie za samochodem.... Kto babkę w ogóle wpuścił? Na jakiej podstawie zostałyście niby zabrane? Na jakiej podstawie trafiłyście potem do babci? Szczególnie, że zabrzmiało to tak jakbyście do rodziców już nie wróciły...

Odpowiedz
avatar Limek
14 20

@Iras: i to wylewanie szklanki wody na pobudke...juz widze jak takiej olewczwj cioci chcialoby sie specjalnie isc do kuchni po szklanke lub trzy, wode nalewac, niesc, a pozniej jeszcze moze suszyc pozalewana posciel...bo nie latwiej po prostu obudzic dziecko...a krasnoludki staly tam i klaskaly.

Odpowiedz
avatar Iras
12 14

@Limek: Skoro pobudka była po szklance na łebka, a autorka wraz z siostrami trafiła do "pokoju w którym spały już inne dzieciaki", to chyba babka z wiadrem biegać musiała. Dodatkowo pobudka za pomocą wody jest na tyle gwałtowna, że po jednej szklance nie byłoby raczej kogo budzić...

Odpowiedz
avatar bazienka
4 12

Wyjasnij prosze jedna rzecz- piszesz, ze nie byylo nikogo w domu, a potem matka placze i biegnie za samochodem? Skad sie nagle wziela? Kto otworzyl ciotce? Matka nie zawiadomila innych sluzb? Jesli historia jest prawdziwa... Przykro mi z powodu Twojej sytuacji i ciesze sie, ze sie to skonczylo. Mam nadzieje, ze wrocilyscie do domu- ciekawi mnie tez, czy ciotka-policjantka poniosla jakies konsekwencje i dlaczego w ogole sie tak zachowala? Co do osrodka, jesli jestes w stanie go zlokalizowac ( moze internet pomoze?), zglos to jak najpredzej, takie przestepstwa przedawniaja sie dopiero po kilkudziesieciu latach.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 30 września 2017 o 1:05

avatar zapomnijomnieszybko
19 21

Dla mnie też ta historia brzmi nieprawdziwie. To co już zauważyli inni. ciotka przyjechała pod nieobecność rodziców, a potem matka biegła za wami z płaczem. Na jakiej podstawie zabrali was rodzicom? Jakiś nakaz? cokolwiek? Nie wierzę, że ot tak was przyjęli w tym pogotowiu. No i "wydanie" was babci. Tak od razu, bez żadnej dokumentacji? Gdzie w tym czasie byli wasi rodzice? Nie próbowali się czegoś dowiedzieć? Walczyć o was?

Odpowiedz
avatar PoprostuOna
0 18

Odpowiadając na wasze komentarze. Mama zjawiła się w momencie kiedy wsiadaliśmy do radiowozu. Ciocia, która nas tam wysłała, musiała mieć to jakoś zaplanowane. Pomyślicie jak to? W ch.uja leciesz. No, a okazało się (ja dowiedziałam sie o tym pare lat później), że cała akcja była o ziemie. Krewna wściekła się na mojego ojca, że ten kupił ziemie, która ona chciała. Z opowieści wiem, że w trakcie kiedy warzył się nas los, ona dzwoniła do ojca, proponując mu że pomoże odzyskać nas, jeśli ten odda jej ziemie. Ojciec sie nie zgodził. Walka o ta ziemie trwała jeszcze wiele lat po tej akcji, ziemi nie dostała, a mojego tate szykanowała i oczerniała na każdym kroku. Rodzice w momencie, kiedy nas zabierali, byli za płotem na urodzinach szwagra taty. Mama co jakiś czas przychodziła i doglądała nas. W momencie jak znów przyszła zobaczyć jak sobie radzimy, radiowóz nas wywoził. Trafiliśmy do babci, dzięki niej samej. Gdy tylko sie dowiedziała o sytuacji, zaproponowała ze do czasu rozprawy, mamy być u niej i byliśmy ponad 3 tygodnie. Co do budzenia wodą, wiem że brzmi to mało wiarygodnie, ale tak było. Jak pisałam- krewna była w tamtym czasie wysoko postawioną policjantką,jeśli sie nie mylę to nawet chyba komendantem wojewódzkim. Ciotce otworzyłam ja osobiście. Weszla, wypytała gdzie rodzice, to zgodnie z prawdą powiedziałam, że za Po tej płotem na urodzinach u wujka. Po tej informacji wyszła na taras, po chwili wróciła i powiedziała nam o tym hotelu. Inne instytucje. Nie wiem jak to działało. Ale jeśli chodzi o walke rodziców o nasz powrót, to nie byli z tym sami. Każdy,kto mógł pomagał zeznając, czy to policji, czy kuratorowi. Byli to zarówno sąsiedzi jak i reszta rodziny, oprócz krewnej, ona jedyna upierała się, wymyślając historie z kosmosu. Historia jest jak najbardziej prawdziwa. Brzmi momentami absurdalnie, ale tak trafiłam. Zawsze byłam pechowym dzieckiem :P

Odpowiedz
avatar SpongeBobbie
10 10

@PoprostuOna: babcia zadecydowała, że was weźmie? Na jakiej podstawie?! Poza tym nawet komendant wojewódzki nie może dzieci zabrać bez informowania sądu (postanowienie może być wydane już po interwencji, ale musi być). Tutaj jakaś samowolka, a po 1 dniu oddanie dzieci pod opiekę babci. Jaki dyrektor zgodzi się na przechowanie dzieci w celu szantażu na rodzicach, przecież to wszystko jest dokumentowane (papierologii jest naprawdę sporo). "Ciocia" pracująca 24h na dobę? Wieczorem była, rano była, po południu była...mieszkała tam? Jak dla mnie jest to nierealne. Zamykanie dzieci w piwnicy, nie dawanie jedzenia, toż to jakiś kołchoz. Kiedyś prawa dziecka nie były respektowane, ale nie 10 lat temu... nie wierzę w tę historię. Albo zmyślona, albo mocno zniekształcona przez umysł dziecka, które zostało odłączone od rodziców.

Odpowiedz
avatar LoonaThic
-4 6

Tak po prawdzie czytając to bardziej Was stres zabił niż warunki. Wiadomym jest, że nie można pozwalać sobie by maluchy marudziły itd, więc moresem trzeba wprowadzić niepokój i poszanowanie (szacunek ze strachu) - wtedy dzieciaki będą cicho. Wy byłyście grzeczne ale do takich domów trafiają różne gagatki niestety - stąd pewnie takie trochę wojskowe metody. A tak po prawdzie to nic Wam ani nie groziło ani Was nie bito itd.

Odpowiedz
avatar timka
6 6

Ja w ta historię nie wierzę bo pogotowia opiekuńcze są najczęściej sprawdzane i po drugie NIKT w pogotowiu opiekuńczym na stałe nie jest. To jest TYLKO tymczasowe miejsce. Trafiają dzieci z różnych przyczyn i z różnych miejsc, nie wierzę, że w piwnicy zrobili pokój zabaw no chyba, że byłby super przystosowany, jednak w to bardzo wątpię bo oni musza mieć warunki by dane dziecko przyjąć i też musza liczyć się, że w każdym momencie może trafić do nich dziecko nawet w nocy i musza być przygotowani na to finansowo itd. Do tego po 1 dniu na pewno nie trafiłybyście do babci może do zawodowej rodziny zastępczej potem do babci po jakimś miesiącu ale nie po jednym dniu! Może myślisz, że 10 lat temu to było nie wiadomo jak strasznie bo Ty masz 20 lat tyle, że to już był rok 2007 i j nie wierzę by takie rzeczy się działy tym bardziej, że jedna tylko osoba dzieci przywozi sobie bo tak i tyle.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 3 października 2017 o 22:01

Udostępnij