Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Nowi ludzie, własne pieniądze, fajne znajomości... Brzmi znajomo? Jednak tak różowo nie…

Nowi ludzie, własne pieniądze, fajne znajomości...
Brzmi znajomo? Jednak tak różowo nie ma.
Pracowałem tam kilka ładnych lat.
Wiele osób opisuje tu sytuacje z pracy, jak to klienci vel goście potrafią być piekielni.
Jednak samych piekielności jest o wiele więcej z zupełnie innej strony.

1.Zmiana nocna.
Nie każdy o tym wie, ale w większości restauracji po zamknięciu na noc zostaje kierownik zmiany nocnej i pracownik zwany popularnie nocnikiem.
O ile praca kiero w nocy ciężka nie jest i idzie ją ogarnąć w kilka godzin, o tyle nocnik ma przerąbane. Jest sam jeden na całą restaurację - musi wyczyścić wszystko - podłogę, toalety, każdy blat i wszystkie sprzęty w restauracji. Od wejścia aż po zaplecze.
Praca ta jest naprawdę ciężka, nie da się wyrobić w czasie.
Jeżeli do otwarcia pracownik się nie wyrobił, musiał zostać tak długo, aż skończy - nie zawsze odpłatnie (kilkakrotnie po dopisaniu tych godzin kierownik zmiany dostawał za to ochrzan).
Nocnik sam jeden aby nie zostawać dłużej przestaje chodzić na przerwę, żeby się wyrobić - w grafiku wpisane zawsze, że przerwa się odbyła . Mimo to ogrom pracy sprawił, że ciągle się nie wyrabiają.
Efekt -przychodzą przed pracą charytatywnie godzinę czasem dwie, aby nie zostawać po niej.
Są wcześniej, nie chodzą na przerwę, zostają dłużej.
Z 8 czy 9 godzin pracy robi się minimum 11 dziennie, ale na papierze wszystko jest ok.

2.Władza wyższa.
W każdej sieciówce placówki podlegają jakiemuś regionalnemu.
Pewnej zmiany nocnej telefon z restauracji sąsiedniej, abyśmy bardziej doczyścili naszą - rano regio z centralą będą na mieście z powodu strzelaniny (takie rzeczy się też dzieją).
Ostrzał był na zewnątrz budynku po zamknięciu (pracownicy byli jeszcze w środku), ślady kul na szybie sali jadalnej, auto sprawców uderzyło z hukiem w ścianę restauracji - w jednym momencie gorący olej z frytownic falą wylądował na podłodze.
Szczęście, że nikomu nic się nie stało.
Rano regio pojawia się na miejscu i co pierwsze mówi?
-Dołóżcie sobie ulotki i skoście trawę.
Serio?

3.Urlop na żądanie.
Każdemu przysługuje, nigdy tego nie kwestionowałem - takie prawo.
Fakt, że często rozwali i tak już ledwo co ułożony grafik, ale trudno takie prawo.
Jednak kierownictwo przyjęło dosyć niefajną praktykę.
Po takowym telefonie kiero telefon do ręki i rzecze
-Powiem tak, urlop na żądanie Ci się należy, ale będę o tym pamiętać układając nowy grafik.
Podchodzi już pod mobbing?


Nazbierało by się tego więcej spokojnie.
To nie przykład jednej "restauracji".
Pracowałem w kilku różnych - sytuacja ta sama.

Fast food

by Dim
Dodaj nowy komentarz
avatar konto usunięte
30 32

I nikt nie zgłosił się do państwowej inspekcji Pracy. daliście sie tak traktować, takie są smutne fakty

Odpowiedz
avatar digi51
31 33

Fast food to nie restauracja. W żadnej RESTAURACJI nie ma źadnych nocników, tylko kaźdy sprząta po sobie, a resztę (podłogi, okna, toalety) sprzątacze.

Odpowiedz
avatar Jaladreips
3 3

@digi51: dokładnie. Pracowałem w restauracji od zmywaka do drugiego kucharza i nie było żadnego zostawania po nocach, sprzątania sali i czyszczenia kibli. Sprzątaliśmy na koniec dnia, ewentualnie z samego rana, a raz w tygodniu robiło się sprzątanie generalne. Stolikami zajmowali się kelnerzy, barem barman, a odkurzanie sali, mycie podłóg i kible ogarniała ekipa sprzątająca. Autor nie pracował w żadnej restauracji, tylko w obozie niewolników, bo inaczej tego się nazwać nie da. Jakby mi tam powiedzieli, żebym wyczyścił sracz, to bym ich zabił śmiechem.

Odpowiedz
avatar AgaK
35 35

Jeżeli pracownicy sami z siebie, przychodzą do pracy wcześniej, nie chodzą na przerwę i zostają dłużej, to znaczy że sami dobrowolnie się na to godzą, co jest czystą paranoja i głupota, a szefa tylko utwierdza w przekonaniu że tak jest dobrze. jeżeli pracownicy sami nie potrafią walczyć o swoje prawa to kto ma to za nich zrobić?

Odpowiedz
avatar Drahenfels
12 12

Hmm Czyżby mc donald? Ale to dziwne bo gdzie ja pracowalem było nas zawsze dwóch nocków

Odpowiedz
avatar imhotep
21 21

"Nowi ludzie, własne pieniądze, fajne znajomości... Brzmi znajomo? Jednak tak różowo nie ma. Pracowałem tam kilka ładnych lat." Chyba zapomniałeś napisać we wstępie gdzie pracowałeś.

Odpowiedz
avatar xpert17
15 15

@imhotep: i na jakim stanowisku. Bo w normalnych restauracjach nie zatrudniają ludzi jednocześnie na kucharza, kelnera i sprzątaczkę.

Odpowiedz
avatar ewunian
21 21

@xpert17: Dodatkowo "zapomniał" wspomnieć, że rzecz dzieje się najprawdopodobniej za oceanem, a na 100% nie w Polsce. Przecież strzelaniną w okolicy maku by wszystkie bulwarówki się zainteresowały.

Odpowiedz
avatar xpert17
6 8

@ewunian: za oceanem z pewnością nie ma urlopu na żądanie

Odpowiedz
avatar bazienka
1 1

@xpert17: ja pracujac w kawiarni i bedac sama na zmianie musialam ogarniac obsluge klienta, przygotowywanie zamowienia ( kawiarnia a w ofercie sniadania i pierogi o.O i prze zpewien czas drinki), sprzatanie stolikow, dokladanie towaru, zmywak...

Odpowiedz
avatar este1
8 10

Widać u Was był burdel. U mnie zawsze na nocce były 2-3 osoby i menadzer. Menadżer pomagał a panowie zawsze mieli czas na robienie sobie jaj. Nie ogarniam strzelaniny, bo ja nie na bieżąco ale zawsze były telefony że szefostwo jest tu więc może wpaść do was. I zawsze się do czegoś przyczepiali. Do bzdur. Dzisiaj sama robię nocki. Wyrabiam się lekko bo robię tylko front i mccafe. Mak jest duży więc jeszcze 2 osoby robię kuchnię i jedna salę. Trawa jest zawsze wykoszona. Może nikt nie bierze urlopu na żądanie bo tu tego nie ma, ale jak idę do szefa w pn że środę potrzebuje wolną to ja dostaje. Przykro mi że oczerniasz całkiem fajna robotę, ale mak makowi nie rowny. Jak Ci źle to zmień prace.

Odpowiedz
avatar gggonia
2 2

jeśli chodzi o mcdonald to dziwię się, pracowałam nie tak dawno temu w tym przybytku i ludzie spoko, klienci tacy se, ale tego że trzymają się procedur to mało powiedziane, bo strasznie bali się inspekcji czy to jakiegoś regionalnego czy to z urzędów. Więc choćby nie wiem jaki był zapieprz w dzień, każdy pracownik był wysyłany na przerwę, trzeba było pilnować czy na pewno wszystko jest świeże i według procedur czyli frytki po paru minutach jak nie zeszły do śmieci, zawsze obowiązkowo paragon (to mak bez tablic wiec robiło się zamówienie przy kliencie, wiec czasem człowiek zapomniał dać) bo strach przed kontrolą. A na nockach były 3 osoby i menadżer. Z wolnym bardzo szli na rękę z godzinami jeszcze bardziej, choć braki kadrowe były ciągle. Więc dziwi mnie taki rozstrzał w jednym koncernie.

Odpowiedz
Udostępnij