Opowiedziałam jedną historię o bibliotece w mojej podstawówce, opowiem i drugą.
Za dziecka byłam raczej odludkiem. Trochę w tym było mojej winy, trochę złośliwości innych dzieci (tusza, za dobre oceny i te sprawy), dość, że często na przerwach mi się nudziło. A że mól książkowy był ze mnie straszny, to często zachodziłam do biblioteki. Przeglądałam sobie książki, zerkałam na listy lektur, trochę się kręciłam, bo strasznie lubiłam sam widok pełnych półek.
Nic złego nie robiłam, żadnej książki nigdy nie uszkodziłam, zawsze podchodziłam do nich z wielkim szacunkiem. W końcu bibliotekarka mnie przyuważyła. Wiecie, co profesjonalny bibliotekarz robi z dzieckiem, które jest wyraźnie zafascynowane książkami i aż je skręca, żeby wszystkie poznać? Wyrzuca je na zbity dziób za drzwi, przy wszystkich pozostałych dzieciach, bo podejrzanie się kręci.
Coś ci powiem. To NIE BYŁ profesjonalny bibliotekarz.
Odpowiedz@Armagedon: Uuk?
Odpowiedz@greggor: "Tak, proszę, poczęstuj się moim bananem. Wyjmę go potem z Twoich zimnych, martwych rąk"
OdpowiedzBibliotekarce przypuszczalnie nawet do głowy nie przyszło, że to fascynacja książkami, a nie próba wykręcenia jakiegoś numeru... smutne to.
Odpowiedz@minutka: Każdy mierzy innych swoją miarą.
Odpowiedz@greggor: Dużo to o Tobie mówi w takim razie :D.
Odpowiedz@greggor: Niestety, bibliotekarka mogła się już napatrzeć na "zafascynowane" książkami dzieci. A potem zbierała zniszczone książki i składała do kupy... To jest dopiero smutne.
Odpowiedz@greggor: A może jednak już kwestia doświadczenia życiowego? Jak 10 gówniaków przed nią wykręciło jakiś numer, to akurat 11-ty był fascynatem... :) Fascynujące :)
OdpowiedzTak, też się z czymś podobnym spotkałam, do dzisiaj staram się unikać biblioteki jak ognia. Dzięki temu moja własna domowa biblioteczka znacznie się rozrasta :)
Odpowiedz