Dopiero drugi dzień przedszkola, a mi już skoczyło ciśnienie.
W szatni czekałam, aż młody zmieni buty, kiedy zwróciłam uwagę na tatę z mniej, więcej pięcioletnią córką. Mała gil do pasa i kaszel taki, że mnie płuca zabolały. A tatuś instruuje:
- No, a teraz wycieraj nosa. Masz nie smarkać i nie kaszleć dopóki tata nie pójdzie.
A potem zdziwienie, że dzieci w przedszkolu bez przerwy chorują.
Z jednej strony, na opiekę nad chorym dzieckiem można dostać nawet i 62 dni. Z drugiej strony tylko 2 z nich są "ot tak", na pozostałe trzeba mieć papier od lekarza. Nie wiem jak to jest z pediatrą, ale z lekarzem dla dorosłych często nie da się dostać na wizytę pierwszego dnia choroby - i dupa. Pamiętać też należy, że ludzie na umowie o dzieło, zleceniu, pracujący na własnej działalności gospodarczej itp nie mają dni wolnych na dziecko. 0, nic. A pracować trzeba, bo trzeba jeść i trzeba dziecko nakarmić. Niestety głodne dziecko nie zrozumie, jeśli mu powiedzieć "przez tydzień chorowałeś więc teraz przez tydzień nie będzie jedzonka" - więc chore czy nie, rodzic musi iść i na jedzenie zarobić.
Odpowiedz@bloodcarver: ..kosztem innych dzieci, rodziców, przedszkolanek ?!
Odpowiedz@SirCastic: Czyli lepiej nie jeść i dziecka nie karmić? Bo wg mnie taki wybór to żaden wybór. A jak nie ma wyboru, to nie można obwiniać zmuszonej osoby za to, że zrobiła to do czego ją zmuszono.
Odpowiedz@bloodcarver: Tylko pozostałe dzieci też muszą jeść. A w tym celu ich rodzice muszą pracować. Jedno dziecko z infekcją powoduje, że zaraz połowa grupy jest chora i nie może chodzić do przedszkola.
Odpowiedz@LittleM: No i? Co to niby zmienia w sytuacji rodzica, który musi iść do pracy i nie ma z kim dziecka zostawić?
Odpowiedz@bloodcarver: Czyli wyj...ne na wszystko, masz swoje cele do zrealizowania, choćby po trupach zarażonych dzieci, powyrzucanych z pracy innych rodziców i chorych przedszkolanek. Bo twój problem jest najtwojszy. A takiego wała. Odpowiedzialność za siebie i za swoje dzieci trzeba ponosić, a nie zrzucać ją na resztę świata!
Odpowiedz@SirCastic: A ty się z kolei przejmujesz swoim dzieckiem a wywalone masz na to chore. Bo twoje dziecko ma być zdrowe, choćby po trupie tamtego dzieciaka! Same thing. A poza tym nikt z was nie podał żadnej alternatywy, nic oprócz "zostaję w domu i nie karmię bo nie mam za co" lub "przyprowadzam do przedszkola". Łatwo się mądrzyć, co? Ale napisać konkretnie, co ma zrobić taki rodzic zapierdzielający na zleceniu z wypłatą zbyt małą na jakiekolwiek oszczędności, którego rodzice (a dziadkowie dziecka) zostali w pytę daleko na wsi albo jeszcze pracują, to już nie ma komu jakoś, prawda? A niestety większość osób w Polsce ma sytuację w tym stylu.
Odpowiedz@bloodcarver: Odwracasz kota ogonem - rodzic sobie nie radzi z obowiązkami rodzica, więc niech cierpią inni. To jest zdaje się niewydolność opiekuńczo-wychowawcza. Trzeba było myśleć zawczasu, a nie chyłkiem podrzucać "zagrożenie biologiczne" do placówki. Podjął rodzic ryzyko posiadania potomstwa, podjął się opiekun opieki, to niech teraz konsekwencje ponosi! On, nie reszta społeczeństwa.
Odpowiedz@bloodcarver: " często nie da się dostać na wizytę pierwszego dnia choroby - i dupa" - zwolnienie lekarskie można wystawić do trzech dni wstecz, także nawet jak się nie uda pierwszego dnia dostać do lekarza, to spokojnie można to załatwić potem. "Pamiętać też należy, że ludzie na umowie o dzieło, zleceniu, pracujący na własnej działalności gospodarczej itp nie mają dni wolnych na dziecko. 0, nic. A pracować trzeba, bo trzeba jeść i trzeba dziecko nakarmić." - Owszem, rozumiem że może być ciężko, ale wysyłanie chorego dziecka do żłobka czy przedszkola moim zdaniem nie jest lepszym rozwiązaniem. Po pierwsze - takie dziecko nie dostanie odpowiedniej opieki, w grupie wielu dzieci panie nie będą mogły się nim specjalnie opiekować, co więcej - nawet nie mogą mu podać leków. Po drugie - takie dziecko zaraża dalej i nagle zamiast jednego czy dwójki rodziców, taki problem ma dziesięć czy dwadzieścia osób. Po trzecie - ja rozumiem, że nabieranie odporności jest cenne i dzieci w żłobkach/przedszkolach przez to przechodzą, ale celowe wysyłanie chorego dziecka to już przegięcie.
Odpowiedz@bloodcarver: Jeszcze jedna kwestia - są choroby, które nie zagrażają dzieciom czy dorosłym, ale mogą zagrozić kobietom w ciąży i ich potomstwu. Taką chorobą jest np. ostatnio częsta bostonka, jak też różyczka, ospa czy odra. Puścisz dziecko z takim syfem bo musisz iść do pracy zarabiać na chlebek?
Odpowiedz@bloodcarver: to trzeba sie decydowac na dziecko majac STALY dochod- umowe o prace, firme itp. a nie zlecenia i dziela jakies, nie zapewniajace stabilnosci kwestia odpowiedzialnsci za wlasne czyny no i mozna takim przechodzeniem choroby dzieciaka w ciezkie zapalenie pluc wciagnac przechodzona grypa moze sie skonczyc zapaleniem miesnia sercowego
Odpowiedz@bloodcarver: Infekcję warto doleczyć. W przeciwnym razie osłabiony organizm dziecka będzie łapać kolejne infekcje. Oczywiście można zbić gorączkę, kropelki do nosa i wysłać do przedszkola ale za dwa tygodnie powtórka z rozrywki.
Odpowiedz@bazienka: to trzeba sie decydowac na dziecko majac STALY dochod- umowe o prace, firme itp. a nie zlecenia i dziela jakies, nie zapewniajace stabilnosci. Jasne, bo zwolnienienia to taka wyimaginowana sprawa i jak już masz pracę to raz na zawsze. Nie ma też wypadków, przez które nie jestes w staie pracować dłużej. Czy czekać z rozmnożeniem się do emerytury. Oczywiście nie popieram wpychania chorego dziecka do przedszkola ale wkurza mnie takie gadanie, że trzeba się decydować na dziecko mając stały dochód.
Odpowiedz@Malibu: to sie decyduj majac niestaly, ale przyjmij na siebie dyskomfort z tgo wynikajacy i zapewnij dziecku utrzymanie wyzywienie i wyksztalcenie jasne, wypadki chodza po ludziach, ale ja nie zdecysowalabyym sie na dziecko nie majac w momencie decyzji umowy o prace i praw z teog wynikajacych
Odpowiedz@bazienka: dzięki za pozwolenie, zdecyduję się kiedy uznam za stosowne. Stała praca daje Ci 3 miesieczny okres wypowiedzenia i jak nie znajdziesz nic to zostajesz bezrobotnym/ osobą na zleceniu/ okresie próbnym/ umowie.
Odpowiedz@bloodcarver: Ja Cię tu muszę poprzeć, choć zanim sam zostałem rodzicem, miałem radykalnie odmienne zdanie. Niestety, czasami nie masz z kim zostawić dziecka, bo nie jesteś szczęśliwym posiadaczem babci i dziadka na miejscu i na emeryturze. Czasami jest tak, że dziecko się budzi o siódmej rano chore, chociaż szło spać całkowicie zdrowe, a ty masz pracę, której nie możesz ot tak porzucić. Przy ciężkiej chorobie typu angina nie ma oczywiście wyjścia, ale przy zwykłym glucie ślesz dziecko do przedszkola i masz nadzieję, że się nie rozłoży bardziej. Bo nie masz wyboru. W najlepszym przypadku po dwóch dniach glut przejdzie albo na spokojnie się wszystko poustawia tak, żeby móc się z pracy na czas choroby dziecka zwolnić. I domyślam się, że wszyscy, którzy są przeciw Tobie, mają po prostu z kim dziecko zostawić.
OdpowiedzA ja byłem przekonany, że ideą przedszkola jest to, aby dzieci chorowały i wzmacniały swój system immunologiczny + spędzały te kilka godzin poza domem, gdy rodzice w pracy, ale to chyba oczywiste.
Odpowiedz@noddam: "Ideą" to może nie, ale fakt faktem, jak dziecko za młodu chronione jest przed wszystkimi infekcjami i każdym brudem, to jako dorosły będzie miało śmiech, a nie odporność.
OdpowiedzW żłobku u mojej bratanicy było już kilka małych epidemii w tym jakaś żołądkówka, która wyeliminowała połowę dzieci na dwa tygodnie, z czego część wylądowała w szpitalu, a ostatnio bostonka. Nie zawsze da się tego uniknąć, czasem zanim pojawią się obawy choroby, dziecko już zdąży pozarażać kolejne. Ale było też małżeństwo, która notorycznie podrzucało chore dziecko. Ich mały często łapał infekcje, rodzice faszerowali go na szybko "uderzeniową" dawką leków i takiego siup do żłobka. Jak panie wyłapały, że ma objawy to nie przyjmowały, ale nie zawsze się dało. Kiedyś przy zmianie pampersa młodemu wypadł czopek, nawet nierozpuszczony, najwyraźniej wsadzony tuż przed samym przyjściem. Niby żłobek prywatny, ale za takie akcje z państwem nie przedłużono umowy i młody już nie chodzi. Na jego miejsce i tak byli chętni.
Odpowiedzbylo od razu zglosic opiekunce
Odpowiedz@bazienka: Oczywiście, że zgłosiłam. Co dalej się działo nie wiem.
OdpowiedzTak to jest niestety, kiedyś żyło się z dziadkami w jednym domu to jak dziecko chore to babcia popilnowała, ew. jak było starsze (te 6 lat) to te parę godzin wytrzymało póki ktoś nie wrócił a teraz nigdy nie wiesz czy ci nadgorliwy sąsiad Mopsu nie naśle. Teraz sporo osób rodzinę ma daleko, a choćbyś miała super prace z umową i wgl. To nie wróże w niej dużej kariery jak co 2 tygodnie cię w niej nie będzie. Ale żeby nie było, nie uważam posyłania dzieci chorych do przedszkola jako coś dobrego, powinno być to piętnowane. Po prostu brakuje chyba jakiegoś dodatkowego rozwiązania, albo większej tolerancji ze strony pracodawcy, że no sory dziecko choruje.
Odpowiedz@gggonia: rozwiazanie nazywa sie opiekunka- zaplacic komus, zeby zostal z chorym dzieckiem w domu.
Odpowiedz@annabel: a myślisz, że tak łatwo znaleźć odpowiedzialną i dostępną opiekunkę na ostatnią chwilę, z dnia na dzień? w dodatku taką, co wyrazi zgodę by siedzieć przy chorym dziecku i za dniówkę czy dwie samej się zarazić? Dziecko nie uprzedza z tygodniowym wyprzedzeniem "mamo, tato, zachoruję"...
Odpowiedz@annabel: "Hej, Annabel, sorry, że dzwonię o wpół do szóstej rano, ale córka wstała z gorączką 38 stopni i chyba ma anginę. Zostań z nią, proszę, nie mogę jej posłać do żłobka, a nie mam z kim zostawić. Dzięki, wrócę o 17.00, pa!"
Odpowiedz@jonaszewski: Pracowałam jako opiekunka zaraz po zakończeniu liceum. Normalnie odbierałam młodą z przedszkola, siedziałam do powrotu matki, zwykle do 17.00. Myślisz, że raz było tak, jak piszesz? Młoda budziła się chora, matka po mnie dzwoniła, ja jechałam. Taka specyfika tej roboty.
OdpowiedzTylko czy każdy z przeziębieniem bez poważnych objawów (ot trochę kaszlu i smarkania) leży plackiem w łóżku? Dobra, jak jest temperatura, wysypka czy poważniejsza biegunka to rozumiem. A tak to ot, gripex profilaktycznie, jak mocno kaszel wkurza to dorzucić syrop jakiś (ostatnio apteki na drugim końcu kraju szukałam, przecież nie wrócimy po 1 dniu tylko dlatego że mnie przewiało).
Odpowiedz@Allice: Aż mi się przypomniało jak moja kochaniutka wychowawczyni w liceum stwierdziła, że choroba to dopiero wtedy gdy masz 40 stopni gorączki. Wcześniej do szkoły marsz, marny gówniaku.
Odpowiedz@KIuska: A mi się przypomniała ostatnua sytuacja z pracy. Kobieta nie chce się zwolnić z pracy i isć do męża do szpitala bo musi zarobić bo są biedni.... Facet czesto dzwonił, wiec może nie było tragedii.
Odpowiedz@Allice: nikt nie każe Ci lezec w lozku... chodzi o to by nie zarażac.. U mnie w poprzedniej pracy lepiej było sobie głosno pierdnąc niż cicho kaszlnąc. Z kaszlem był zakaz wejscia do pracy. Od razu L4. I nie było ze się nie chce... jestes chory to won do domu. To samo tyczy sie dzieci. Jesli jest chore, kaszlace to powinno być w domu i rodzic powinien znalezc mu inna opieke. Skoro pracuje to w domysle, stac go na jakas opiekunke, ktora dzieckiem sie zajmie przez te pare dni.
Odpowiedz@TakaFrancuska: to poproszę rentę inwalidzką. Łatwo się przeziębiam, trochę pokaszlę i posmarkam i nic więcej mi nie jest. Ale skoro tak to chyba powinnam się zgłosić o orzeczenie o niezdolności do pracy. Rozumiem takie coś ewentualnie przy pracy w gastronomii. Ale kuźwa, który lekarz będzie dawać L4 przy każdym kaszelku?
OdpowiedzProblem jest bardzo złożony. I zaczyna się już na etapie planowania ciąży- bowiem kiedy decydujemy się na dziecko, to musimy brać pod uwagę nie tylko to, że będzie noworodkiem i ktoś będzie musiał z nim siedzieć 24/7 (na to rodzice są zazwyczaj przygotowani), ale i że będzie starsze, pójdzie do przedszkola, szkoły, trzeba będzie je zawozić i odwozić, będzie chorowało, będzie miało wolne dni i jakąś opiekę trzeba będzie zorganizować. OK, rozumiem, że nie każdy ma babcie i dziadków pod ręką (ale to zawsze jest jego decyzja, póki dziadkowie żyją to można im podwieźć dziecko, a jeśli ktoś decyduje się na zamieszkanie 1000 km od rodzinnego domu - to jest jego wybór). Ale zawsze można wynająć opiekunkę, dogadać się z niepracującą koleżanką, sąsiadką itp. Rozumiem pracodawców, którzy po setnej chorobie dziecka dają rodzicowi wypowiedzenie. Jeśli pracownik przez tydzień w miesiącu jest dyspozycyjny, to żaden z niego pracownik, a inni muszą wykonywać za niego pracę. Ale z tymi chorobami i zarażaniem się to kompletnie nie kumam jednej akcji - jak chodziłam do przedszkola, to pamiętam dzieciaki z "gilem do pasa", biegunkami, czy innymi atrakcjami. I również przez rodziców byli zaciągani do przedszkola, bo nie mieli co z nimi zrobić. Ale nigdy nie było jakiejś tragedii, żeby się połowa grupy pozarażała. Zazwyczaj od jednego chorego zarażało się 0 lub 1 dziecko. A teraz moja znajoma ma dzieci w przedszkolu i one chodzą do niego przez max 2 tygodnie w miesiącu, pozostały czas chorują. Nie wiem dlaczego tak się dzieje, jestem bardzo ciekawa dlaczego odporność tak ludziom spadła?
Odpowiedz@Shineoff: Tylko że dziadkowie też pracują i co ci po tym? No chyba że zakładasz rodzinę w wieku lat 40 i twoi rodzice też się nie śpieszyli. A nawet jak nie pracują, no to młodzi ludzie wyjeżdżają do dużych miast za pracą i mieszkaniem (albo zostają po studiach), więc jednak teraz większość ma do rodzinnego domu ileś tych km do przejechania. Jest opcja opiekunki, ale to nie takie fik mik załatwić ją w godzinę, a dzieci o chorobach nie uprzedzają. Nie dziwie się takim pracodawcom, bo co ci po pracowniku którego nigdy nie ma. I też mnie to zastanawia jeśli chodzi o odporność, bo jak byłam mała, oczywiście był sezon że panowała grypa i się niektórzy rozłożyli na tydzień, ale nie miałam żadnej koleżanki czy kolegi w grupie który znikałby co tydzień na 2-3 tygodnie, lub co gorsza lądowłą w szpitalu bo i o tym ostatnio często słyszę. Medycyna do przodu a jednak zdrowie wstecz?
Odpowiedz@gggonia: A nie jest to czasem spowodowane mutacjami wirusów? Podawanie antybiotyków w przypadku grypy czy przeziębienia jest bez sensu. Drugą rzeczą jest niedoleczanie chorób. Przy znaczej poprawie wracać do pracy, a choroba wciąż niedoleczona.
OdpowiedzTak jak słucham opowieści moich dzieciatych koleżanek, to w Anglii mamy nieco odwrotną sytuację. Dziecko musi być serio chore, żeby dostało zwolnienie ze szkoły. Zwykły katar i stan podgorączkowy chorobą nie jest. Dają na to paracetamol i tyle.
Odpowiedz