Historia z 2010 roku, ale jak czytam niektóre historie porodowe w gazetach i słucham koleżanek, to nic się nie zmieniło.
We wrześniu owego roku, dwa tygodnie po terminie i na dzień przed umówionym wywołaniem porodu, w nocy poczułam skurcze. Ubrałam się, pojechałam. Polecany szpital w moim mieście, z certyfikatami, dyplomami, wyróżnieniami etc.
Zajeżdżamy z mężem, jest godzina 5 rano. Na recepcji oddziału nikogo.
Wołam, pukam, przychodzi zaspana pielęgniarka. Mówię, że rodzę.
"A skąd pani wie?”.
Myślałam, że to żart, więc zaśmiałam się. No dobrze, to ona pójdzie po lekarza. Lekarz pewnie dziesiąty nocny dyżur pod rząd, zaspany, zgniły i zmęczony. Zaprosił do gabinetu.
"Położy się. No rodzi, ale rozwarcie dopiero 4,5 cm. Mogła przyjechać później”.
W tym momencie rzuca okiem na mój rozległy tatuaż: "No, skoro taki sobie zrobiła, to poród nie będzie problemem". Pomyślałam sobie, że straszna wieś, ale za godzinę i tak zmiana, więc co mnie to obchodzi.
No to położyli mnie na porodówce i przyszły: ona - lekarka o wyglądzie dziewczynki ze szkoły podstawowej, bardzo młoda, i ona - położna o wyglądzie czarownicy.
Na początku wszystko grało, ale po kilku godzinach zrobiło się niemiło.
Prosiłam o znieczulenie - zgodnie ze swoim prawem - ale powiedziano mi, że rozwarcie jeszcze za małe. Później przypomniałam, to powiedziano mi, że rozwarcie już za duże ("ojej").
Obyłam się zatem bez znieczulenia, ale koło 10 coś zaczęło być bardzo nie tak. Mówię do tych kobiet (zaznaczam, że kobiet), że jestem odporna na ból i mogą zapytać męża, że zazwyczaj staram się rozchodzić, a nie brać tabletki. Mąż potwierdza. One patrzą na siebie i postanowiły zignorować.
Ból, jaki czułam, był nie do wyobrażenia. Wiedziałam, że coś się dzieje, ale nikt nie słuchał ani mnie, ani męża.
O 11:40 usłyszałam: "Przyj, bo twoje dziecko nie oddycha", więc zebrałam w sobie ostatnie siły i urodziłam syna. Posadzono mnie na wózku inwalidzkim i dano mi go na ręce. Powiedziałam ledwo, żeby go zabrały, bo go po prostu upuszczę... Bo jest coś nie tak.
Odstawiły mnie na salę. Leżałam tam sama. Dyżurkę miałam za ścianą. Zasnęłam. Po 13 zajrzał do mnie mąż i obudził mnie, otwierając drzwi. Powiedziałam mu, że nadal odczuwam bardzo silny ból i żeby poszedł do pielęgniarek po jakiś środek na to. Poszedł. Niestety była niedziela i leciał jakiś bardzo ciekawy serial, więc tylko zajrzały w kartę i powiedziały, że już dostałam i nic się nie należy.
Mąż wrócił z tą informacją, więc postanowiłam - starym sposobem - wstać i rozchodzić ten ból. I tu zrobiło się pięknie... Wstałam, a na podłogę wypadły mi flaki z krwią. Mąż zbladł i, ledwo trzymając się na nogach, pobiegł po te... panie.
Przybiegły wszystkie na raz, pozbierały te flaki w jakieś gary, "żeby lekarz obejrzał", wsadziły mnie na nosze i na blok.
Myślicie, że to koniec? No nie... Jeśli chce Wam się czytać dalej, to...
Pod blokiem prosiłam: "Dajcie mi narkozę. Nie wierzyliście mi cały poród. Mnie naprawdę bardzo boli. Nie chcę już dłużej cierpieć…".
Z boku słyszę: "Pacjentka chce anestezjologa…”, na co ktoś odpowiada: "Ale nie ma…".
No więc na bloku ja ciągle przytomna i pojawia się jakiś starszy doktor. Bez słowa bierze narzędzie przypominające łyżkę do opon, zrywa mi szwy w kroczu i wyskrobuje ze spokojem resztki łożyska, które się nie odkleiło i spowodowało rozległy krwotok. Po policzkach leciały mi łzy, a on spokojnie robił swoje, dodając: "Przecież to nie boli".
Po zabiegu podłączono mnie do aparatu mierzącego ciśnienie i miłe panie powiedziały: "Pani się na nas gniewa, co?”.
Nie odpowiedziałam. Zapytałam tylko o męża. Powiedziały, że nie wiedzą, gdzie jest. Cały czas stał pod blokiem i czekał, ale po prostu bały się mu pokazać, co mi zrobiły.
Ze szpitala wypisałam się trzy dni później na własne żądanie, bo podczas pobytu tam towarzyszyła mi myśl, że mogli zostać sami - mąż i syn. Że to tylko szczęśliwy przypadek, że mąż mnie obudził. Byłam przykryta kołdrą. Nie było widać, że tak mocno krwawię. Jeszcze kilka chwil i byłoby po mnie...
Wypisali mnie komisyjnie. Przyszło 6 osób. W domu leżałam bezwładnie jeszcze dwa tygodnie.
Jakiś czas temu mignęła mi petycja w sprawie poparcia dla zwiększenia płac pielęgniarek i położnych. Wiem, że nie można wrzucać wszystkich do jednego wora, ale nie podpisałam...
[Edit]
W związku z pytaniami o wyciąganie konsekwencji uzupełnię tylko, że szpital wyciągnął konsekwencje wobec lekarki dyżurnej i położnej. Wobec starszego lekarza od skrobanki nie. Nie musiałam nawet składać skargi, a to dlatego, że moja teściowa jest znanym pediatrą u nas w mieście i na drugi dzień po tym dramacie się zorientowali.
Od tego czasu nie zamykały mi się drzwi. A to pani od laktacji, a to dodatkowe badania, bo "babcia się ucieszy", a to zupka mleczna, bo pani mięska nie je. Dlatego się wypisałam. Dość miałam tego fałszu.
Chorowałam później bardzo długo. Nie chcę mieć więcej dzieci. Mój synek idzie w przyszłym tygodniu do pierwszej klasy i tyle lat mi zajęło, żeby w ogóle poruszyć ten temat na jakimkolwiek forum. Nie wystąpiłam o odszkodowanie, bo nie chciałam przechodzić ponownie przez to wszystko na sali sądowej. Ale obie panie ukarano dyscyplinarnie.
Dziękuję za fajne komentarze.
Szpital
Tacy ludzie powinni odpowiadać za to w sądzie. Czują się bezkarni i dlatego traktują drugiego człowieka, jak śmiecia co niestety często kończy się tragicznie.
OdpowiedzProszę nie mylić pielęgniarek z Położnymi. Te ostatnie to jakaś plaga, która nic poza oglądaniem seriali nie robi. Są niektóre fajne, ale to tylko te młode. Stare wygi mają wywalone.
Odpowiedz@Arcialeth: Ja się obawiam, że i młode mogą mieć niedługo wywalone albo po prostu zero umiejętności. Jestem teraz w maturalnej klasie na biolchemie, mam koleżanke, która chce zostać położną. Dziewczyna jest przekonana, że ta praca polega jedynie na chodzeniu po domach i oglądaniu słodkich, zdrowych bobasow. Kiedyś nawet wysłała mi link do filmu, w którym lekarze reanimowali noworodka, była święcie przekonana, że oni robią źle. Bo za mocno go ściskali i stwierdziła, że nie powinni tego robić. Najbardziej to ja się obawiam takich położnych oderwanych od rzeczywistości.
Odpowiedz@KIuska: Jestem młodą, a nawet bardzo młodą położną ;) (w czerwcu obroniłam licencjat). Jeśli Twoja koleżanka ma takie słodkie wyobrażenia o położnictwie, to niestety bardzo się na tym przejedzie jak zacznie studiować.
Odpowiedz@Arcialeth: większość młodych wyjeżdża z Polski. W najbliższym mi szpitalu (powiatowym) najmłodszą pielegniarką była moja sąsiadka - kobieta ok 35 - 40 lat. Bylam na oddziale chirurgiczno ginekologicznym (czy jakoś tak się nazywał), pielęgniarki i położne były naprawdę ok. Co chwilę latały pytać czy boli, czy czegoś nie trzeba itp.
Odpowiedz@Arcialeth: u nas w mieście powiatowym niedbalstwo położnych dprowadziło do zamknięcia giekologii. Najpierw dziewczęta nie chciały rodzić tam, a potem lekarz stwierdził, że 200 urodzeń rocznie to za mało i dziewczyny rozdysponowął po innych oddizałach. Naucyzły się szybko co to robota, ale długo nie wytrzymały. Szkoda tylko młodych co miały blisko.
OdpowiedzJak rozumiem zgłosiłaś to do odpowiednich instytucji?
Odpowiedz@iks: Aż mi się niedobrze robi, jak czytam Twój komentarz pod niemal każdą historią... "ale rozumiem, że zgłosiłaś". Nie, nie zgłosiła. Opisała na piekielnej stronie piekielną sytuację, która ją spotkała. A co, do licha, daje jakiekolwiek "zgłaszanie"?? Panie dostaną "naganę w jadłospisie" i rozejdzie się po kościach. Nikt ich nie zwolni. Nie ma chętnych do pracy na ich miejsce. Na jakim świecie Ty żyjesz???
Odpowiedz@KatzenKratzen: Czyli jak moja żona będzie rodzić to powiem krótko: "lepiej, żeby mojej żonie i dziecku nic się nie stało, bo ja może pójdę siedzieć, ale wam żaden chirurg plastyczny nie pomoże"
Odpowiedz@KatzenKratzen: Mi się niedobrze robi jak czytam takich leni jak ty. Pierwsi do narzekania, a ostatni do działania...
Odpowiedz@KatzenKratzen: i właśnie m.in. twoja mentalność powoduje, że nic się w tej sprawie nie zmienia i być może jeszcze się długo nie zmieni (o ile w ogóle)
Odpowiedz@KatzenKratzen: powiem Ci, że mam mieszane uczucia. Z jednej strony rozumiem Autorkę, że po prostu już nie chciała oglądać tych ludzi. MOże była osłabiona, nie wiem. Z drugiej jednak uważam, że takie wytoczenie sprawy z powództwa cywilnego i ewentualny wyrok, konieczność wypłaty odszkodowania przez szpital a o za tym idzie nagana z wpisem do akt lub utrata pracy przez winne osoby może uchroniłaby inne pacjentki przed podobnymi zaniedbaniami.
Odpowiedz@iks: A czy to jest strona "piekielni.pl" czy też "interwencja.pl"?
Odpowiedz@KatzenKratzen: no wlasnie nic nie daje jesli sie je olewa i reszta czuje sie bezkarna poczta pantoflowa dziala a tu ewidentnie brak w sztuce i narazenie pacjentki a utrae zdrowia lub zycia przez zbywanie i zaniedbanie najlepiej sklonic glowke, rece w maldrzyk i jeszcze przeprosic za klopot?
OdpowiedzW tekście brakuje mi informacji, czy coś z tym zrobiłaś? Ci ludzie nie powinni zostać bezkarni, przecież to jak się zachowali to skandal!
Odpowiedz@layla999: A co im zrobią, Twoim zdaniem? Zwolnią? Nie, nie ma chętnych do takiej pracy za te pieniądze
Odpowiedz@KatzenKratzen: a no jasne i to jest powód aby nigdzie tego nie zgłaszać. Do TV chociażby!
OdpowiedzMoże się nie znam, ale wydaje mi się że mocno podkoloryzowana ta historyjka
Odpowiedz@mokry42: Znakomita większość kobiet, które rodziły, uwierzy w nią, bo t co przeszły było bardzo podobne, pewnie nie tak niebezpieczne, ale kobiety rodzące, mimo tych całych akcji "rodzić po ludzku" dalej pewnie są traktowane jak istoty nieludzkie/przedmioty/bydło, bo pan/i doktor/pani położna przecież lepiej wiedzą, czy z nią wszystko w porządku, czy nie, czy ją boli, czy wymyśla rozpieszczona księżniczka.
OdpowiedzTrudno uwierzyć w historię z taką ogromną ilością podstawowych błędów w sztuce lekarskiej, ale bywają niestety i czasem nawet uchodzą bezkarnie, bo nikt ich nie zgłasza, albo nie wie, jak naprawdę powinno być wszystko wykonane. Dziwne tylko, że lekarz, który powinien się orientować - co i jak, oraz co mu ewentualnie grozi w wypadku donosu czy skargi, chciał ryzykować własną egzystencję i wolność bez najmniejszej potrzeby, bo przecież przez złe wykonanie swoich obowiązków nie miał jakichkolwiek korzyści. Czyli mógł spokojnie porządnie leczyć, a nie jak konował. W Niemczech (w Hesji, gdzie mieszkam) teraz wprowadzono dla chorych nawet możliwość skargi online przed izbą lekarską (Landesärztekammer).
Odpowiedz@ZaglobaOnufry: A tu Polska jest. Ja jej wierzę całkowicie. Tez miałam bardzo ciekawy poród. Rodziłam 18 godzin wyjąc na cały oddział. Pies z kulawą nogą się nie zainteresował. A syn był źle ułożony. I nikt tego nie widział?
Odpowiedz@ZaglobaOnufry: bo ta opowiastka to fejk. Lekarz "zrywa szwy" zamiast je po prostu przeciąć. Co za brednie! Mam wrażenie, że historię napisała jakaś pielęgniarka z oddziału położniczego, która postanowiła napisać creepypastę. Ale to nie ten portal.
Odpowiedz@zendra: Tak też myślałem, jak wiele dotychczasowych historyjek o leczeniu i służbie zdrowia = wypociny bajkopisarzy, ale jako insider wiele widziałem, więc przyjmuję, że w medycynie wszystko może zaistnieć, więc kto wie, a może to wszystko jest prawdziwe.
Odpowiedz@zendra: Szwy miałam dwa i tak - zerwał. Tą łyżką.
Odpowiedz@Racoonz: Jasne... szkoda, że nie łomem... Leżałaś na płask na stole operacyjnym, lub na "samolocie", i widziałaś z dokładnością do milimetra co lekarz wyczyniał ze szwami w twoim kroczu? Gratulacje! To było możliwe tylko jeżeli masz oczy ślimaka, na takich wysuwanych czułkach. Niecierpliwie czekam na twoje następne historie . Będę, nomen omen, do bólu uważną recenzentką.
OdpowiedzZmodyfikowano 3 razy. Ostatnia modyfikacja: 28 sierpnia 2017 o 0:49
@zendra: Wydaje ni się, że mogła to po prostu czuć no nie? Chyba też czułabyś, gdyby ktoś Ci zerwał szwy. Wcale nie musiałabyś tego widzieć. Krocze po porodzie jest bardzo obolałe i opuchnięte. Też miałam tylko malutkie szycie a mimo to dyskomfort masakryczny przez jakiś tydzień po.
Odpowiedz@Lumen_: Była obolała po porodzie, więc bolało ją tam wszystko, zapewne nawet dotykanie krocza sprawiało jej ból, to oczywiste, ale leżąc nie mogła widzieć przyczyny tego dodatkowego bólu spowodowanego przez lekarza, dokonującego jakichś manipulacji przy jej kroczu. W trakcie coś ją zabolało szczególnie mocno, więc dorobiła do tego teorię, że lekarz łyżką rozrywał jej szwy... Zapewne lekarz nieco docisnął miejsce szycia nożyczkami, aby wejść pod szew i go przeciąć - to mogło zaboleć, wyciąganie nici mogło zaboleć. Jak się jest obolałą po porodzie, to wszystko boli, ale to nie powód do tworzenia horrorów à la Frankenstein.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 28 sierpnia 2017 o 12:08
@zendra: Możesz mieć rację, nie mówię że nie absolutnie. Ja nie wyobrażam sobie jakichkolwiek zabiegów medycznych w tych okolicach zaraz po porodzie (i jeszcze jakiś czas po). Bolało nawet przy myciu...
Odpowiedz@zendra: Nie mogę już edytować widzę. Gdyby ktoś zerwał szew to na bank przeciąłby nim zszytą tkankę. Przecież szew nie puści a puści słabsza tkanka. Jestem odporna na ból ale czegoś takiego nie chciałabym przeżyć. I na pewno któraś z Was rację ma. Ja się nie opowiadam po żadnej ze stron.
Odpowiedz@zendra: Ale ja nie mam więcej piekielnych historii. :) Ogólnie jestem szczęśliwą osobą. Po prostu tkwiło to we mnie i sobie (wreszcie) opisałam po latach. Ja głównie czytam Piekielnych. Ale miłego recenzowania innych wpisów życzę.
Odpowiedz@Lumen_: Może sprawiam inne wrażenie, ale w istocie jestem osobą bardzo empatyczną, i właśnie dlatego szczególnie mocno dotyka mnie i drażni sztuczne granie na emocjach przez co niektórych autorów historii. Istnieje pewne prawdopodobieństwo, że rzeczywisty przebieg wydarzeń zatarł się w pamięci autorki, bo pisze ona, że opisała historię sprzed wielu lat.
Odpowiedz@zendra: Sztuczne granie na emocjach? Kobieto, ja ledwo przeżyłam. Na szczęście znalazł mnie mąż. Bólu było co nie miara. Sztuczne? Granie? I ty jesteś bardzo empatyczna? W którym miejscu? Dżizas...
Odpowiedz@Racoonz: "Znalazł mnie mąż"... Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę, że twoja odpowiedź zdradza typową mitomankę przyłapaną na konfabulacjach. Gdy ktoś podważa prawdziwość wydarzeń opisanych przez mitomankę, to nagle zmienia ona "teatr wydarzeń", odwraca uwagę od tego, co było przedmiotem krytyki. Przedmiotem krytyki było nieprawdopodobieństwo dojrzenia przez ciebie, czy lekarz rozcinał czy rozrywał szwy w twoim kroczu - a nie to, czy i gdzie mąż cię znalazł. Nagła zmiana narracji źle świadczy o wiarygodności historyjki o rzekomo rozrywanych łomem, pardon, łyżką, szwach. Nie zdałaś tego testu.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 3 września 2017 o 1:56
Zabawni są ci wszyscy przedstawiciele CSI Piekelni :D Typowi domorośli detektywi-psycholodzy :) Recenzuj, recenzuj, nie przestawaj, mam dobry ubaw:D
Odpowiedz@zendra: I jak ja mam teraz żyć z tym, że nie zdałam testu? ;) Ale mam dla ciebie inną historię. Aż się prosi o kolejny test z prawdomówności. Z drugiej strony myślę sobie, że to całkiem dobrze, że nie możesz sobie tego wyobrazić. Widocznie nic takiego cię nie spotkało. I ok.
OdpowiedzBoli? Ma boleć bo to przecież poród a Pani tu się jakiś fanaberii znieczuleniowych zachciewa! I jeszcze anastezjologa! XXI wiek. Cud, że Cię nie zabili. Wybacz mi porównanie ale chyba kotka mojej mamy miała lepszą i bardziej uważną opiekę podczas porodu kociąt niż Ty. I bardziej ludzkie, zwyczajnie ludzkie traktowanie.
Odpowiedz@mijanou: Sterylizowałam dwa koty i też uważam, że miały lepszą opiekę u weta, niż ja przy porodzie.
OdpowiedzTo jest historia prawdziwa, koleżance to wyciskali siłą dziecko z brzucha, aż ja porozrywalo od środka. O znieczuleniu można pomarzyć w polskich szpitalach. Koleżanka na pewno już nigdy nie będzie chciała rodzić, bo o mało co nie straciła życia przez brutalne traktowanie.
OdpowiedzPołożna nie obejrzała łożyska? Nie sprawdziła czy urodziłaś je w całości? Masakra jakaś dosłownie. Dziwić się, że kobiety nie chcą rodzić. Jeszcze to łyżeczkowanie na żywca... Płakać mi się chcę, ns prawdę. Sama miałam łatwy i szybki poród (3 h). Zastosowali jednak Kirstellera. Młody był owinięty dwukrotnie pępowiną i nie dałam rady go wypchnąć. Wolałam to niż kleszcze. Na szczęście wszystko potoczyło się zgodnie z planem. Dostałam też oksytocynę, której nie chciałam. Jednak chyba była konieczna bo skurcze parte były bardzo słabiutkie. Jedno wiem na pewno. Więcej dzieci nie urodzę. Raz miałam szczęście, urodziłam szybko i praktycznie bezboleśnie. Kolejny raz nie zaryzykuję.
Odpowiedz@Lumen_: Znam ginekologię i położnictwo tylko z niemieckich klinik i stwierdzam, że opisane leczenie tutaj nie mogłoby chyba zaistnieć, jest inny poziom leczenia i inne podejście do chorych, inne prawo (i inne ceny). Zastanawiam się tylko, że jeśli w Polsce jest tak tragicznie rodzić, to dlaczego Polki nie spływają za Odrę i Nysę, gdzie mogą "nagle" zacząć rodzić i zrobić to za fryko w pożądnych warunkach i standardach (bo jest umowa miedzypaństwowa, a Polska jest w UE).
Odpowiedz@ZaglobaOnufry: bo na szczęście nie wszystkie szpitale tak funkcjonują jak ten opisany.
Odpowiedz@ZaglobaOnufry: Cóż, pewnie nie każda ma możliwość. Trzeba jednak się tam przenieść odpowiednio wcześniej. Pewnie ze dwa tygodnie przed terminem. O ile kobieta w tym okresie zwykle już tylko czeka i doczekać się nie może, to mąż pracuje. A chyba żadna nie chciałaby być w takiej sytuacji sama. Jest jeszcze kwestia języka. Ja np. niemieckiego nie znam. Wydaje mi się, że to są powody. Zgadzam się z @alijana Nie wszędzie jest źle. Ja byłam traktowana jak człowiek, normalnie. Mówili mi wszystko, sama decydowałam, gdy było to możliwe.
Odpowiedz@Lumen_: Nie sprawdziły, czy urodziłam w całości. Też nie zamierzam ryzykować. @ZaglobaOnufry: Jestem ze Szczecina. Kobiety tak często przypadkowo rodziły w Niemczech, że zaczęto to ścigać i był problem ze zwrotem kosztów. To była moja pierwsza ciąża. Miałam 30 lat. Wydawało mi się, że sytuację mam opanowaną.
OdpowiedzAż nie mogę uwierzyć, że nie kazali zaraz urodzić łożyska. Zapomnieli?? Ręce opadają.
Odpowiedz@alijana: Ja nie pamiętam momentu urodzenia łożyska. Serio. Jak już miałam na brzuchu Młodego to nie liczyło się to, co działo się wokół. Pamiętam tylko taki urywek, że położna oglada coś, co wyglądało jak mocno przerośnięta wątróbka:D
Odpowiedz@alijana: Urodziłam bezpośrednio po porodzie, ale niestety nie całe.
Odpowiedz@Racoonz: więc zgłosić to jako zaniedbanie
Odpowiedzpłace zwiększyć jak najbardziej i poprawić im warunki, warunki poprawić również lekarzom bo tworzy to błędy w diagnozie ale wprowadzić taką odpowiedzialność, żeby personel leciał na pysk i zakaz wykonywania zawodu za olewanie pacjentów i stwarzanie zagrożenia. Więcej kontroli bez zapowiedzi i możliwość "reklamacji", w końcu płacimy za to
OdpowiedzCóż, jako, że sama jestem położną, chciałam dokładnie nakreślić wszystkie błędy położnych, które się Tobą opiekowały i wyrazić głębokie wyrazy współczucia z powodu tak nieludzkiego traktowania, ale po tekście "nie podpisałam petycji", no bo przecież teraz trzeba ukarać wszystkie cudowne kobiety poświęcające swoje życie temu pięknemu acz trudnemu zawodowi, jakoś mi się odechciało.
Odpowiedz@Owiec: racja
Odpowiedz@Owiec: Też zwróciłam na to uwagę. Przecież nie podpisywanie takiej petycji to prosty strzał w stopę. Przecież przez to mamy takie pielęgniarki, jakie mamy (żeby nie było - nie wszystkie, ale sporą część), bo co ktoś lepszy, to zbiera manatki i jedzie na zachód albo zmienia zawód. Pewnie, że jakaś część kochająca ten kraj i zawód zostaje, ale spora część jest zatrudniona na zasadzie "Bogu dzięki, że ktokolwiek się zgłosił, to nic, że ma dyscyplinarkę w CV i problemy z alkoholem" (mówię z doświadczenia swojego, u mnie w handlu też się przymyka oko na dużo rzeczy, byle ktokolwiek w ogóle się zatrudnił, niestety :/ )
OdpowiedzW związku z pytaniami o wyciąganie konsekwencji uzupełnię tylko, że szpital wyciągnął konsekwencje wobec lekarki dyżurnej i położnej. Wobec starszego lekarza od skrobanki nie. Nie musiałam nawet składać skargi. A to dlatego, że moja teściowa jest znanym pediatrą u nas w mieście i na drugi dzień po tym dramacie się zorientowali. Od tego czasu nie zamykały mi się drzwi. A to pani od laktacji, a to dodatkowe badania, bo "babcia się ucieszy", a to zupka mleczna, bo pani mięska nie je. Dlatego się wypisałam. Dość miałam tego fałszu. Chorowałam później bardzo długo. Nie chcę mieć więcej dzieci. Mój synek idzie w przyszłym tygodniu do pierwszej klasy i tyle lat mi zajęło, żeby w ogóle poruszyć ten temat na jakimkolwiek forum. Nie wystąpiłam o odszkodowanie, bo nie chciałam przechodzić ponownie przez to wszystko na sali sądowej. Ale obie panie ukarano dyscyplinarnie. Dziękuję za fajne komentarze.
OdpowiedzGdyby moja kobiete tak potraktowano zrobilbym im z dupy jesien sredniowiecza z afera na polowe globu. Za kudly bym pigule wyciagnal z jej kanciapy i zaciagnal lajze do roboty.
OdpowiedzPierwszą córkę urodziłam w Polsce. Nie miałam aż tak złych doświadczeń jak autorka, ale różowo też nie było. Drugi poród mam nadzieję przeżyć w Holandii. Standardy są tu zupełnie inne. Nie miałam okazji przekonać się o tym osobiście (już niedługo :) ), ale czytałam i słyszałam opowieści kobiet, które tu rodziły. Nie przypominam sobie ani jednej złej opinii. I dziwię się za każdym razem, gdy czytam (zapisałam się do forum matek w Holandii), że któraś wraca rodzić do Polski. Przecież to loteria. Nawet fakt, że wybiera się renomowany szpital nie gwarantuje dobrego traktowania (czytałam artykuł o blogerce, która rodziła w renomowanym szpitalu w stolicy. Polecam wszystkim zainteresowanym. Artykuł, nie szpital: http://www.edziecko.pl/ciaza_i_porod/7,79309,22060399,blogerka-opisala-swoje-doswiadczenia-z-porodu-w-polskim-szpitalu.html
Odpowiedz@tova123: Powodzenia! Oby wszystko przebiegło po Twojej myśli.
Odpowiedz