Prowadzę studio fotograficzne, w swojej ofercie mam również plenerowe sesje foto… Ale do sedna.
Niedawno zgłosiła się pewna pani, pisząc do mnie te słowa (pisownia oryginalna):
"Hej. Szukamy fotografa do sesji brzuszkowej w parku. Zdjęcia zawsze robiła nam nasza znajoma, ale pojechała do anglji i szukamy kogoś obcego. Nie wiem jakie wykonujesz zdjęncia dlatego zapłacimy jak zobaczymy foty po obróbce. jak nam się spodobają to zapłacimy, a jak nie to rozmumiesz że weźmieny tylko zdjęncia. Oczywiście nie chcemy też ich w internecie dlatego na kartce spiszemy że mamy do nich wyłączne prawa i to podpiszemy aby być spokuj. Odpowiedz szybko bo cioża nie trwa wiecznie. Buziaki"
Odpisałem grzecznie, że nie interesuje mnie jej oferta i podziękowałem.
Pomijając błędy, skąd taki brak poszanowania do czyjejś pracy? To pytanie można pozostawić bez odpowiedzi, wiadomo, że zawsze się znajdzie ktoś, kto "musi" mieć wszystko za darmo.
PS: Pomijam tu nieznajomość pojęć praw autorskich - to temat rzeka.
To nie jej wina, ona będzie miała horom curke :)
Odpowiedz@hungrymodel: jako, że nie jest zdrowa na umyśle to raczej sama już jest czyjąś horom curkom! ...czyli nie tylko sesja za darmo, ale jej jeszcze zapłacić powinni ;)
OdpowiedzJak napisano na demotywatorach. Minister edukacji powinien wystapić w takich przypadkach, o zwrot pieniedzy wydanych na nauczanie takiej osoby. Społeczeństwo robi sie coraz głupsze i to jest przerażające
Odpowiedz@Day_Becomes_Night: głupim społeczeństwem łatwiej jest rządzić bo wtedy ludzie łykają wszystko jak młode pelikany.I o to chyba w tym chodzi, skoro wystarczy 30% by zdać maturę a wybrany przedmiot (JEDEN) na poziomie rozszerzonym można oblać (dostać 0%, wystarczy tylko przyjśc na egzamin) i już można studiować w przeróżnych "wyższych" szkołach lansu i bansu a potem zapłacić komuś za pisanie prac i już można być nawet magYstrem.
Odpowiedz@mijanou: Ale co z tego skoro takie wykształcenie zweryfikuje później rynek pracy.
Odpowiedz@Day_Becomes_Night: A nic. Bedzie siedział na zasiłkach i pięćsetplusach wraz z potencjalną partnerką i tyle. Ja bym się jednak zastanowiła na miejscu ministra edukacji, czy nas stać na dalsza produkcję potencjalnie bezrobotnej inteligencji i czy zatem nie warto by rozwinąć szkolnictwa zawodowego, po którym taki delikwent ma konkretny zawód i potrafi potencjalnie utrzymac się z pracy.
Odpowiedz@Day_Becomes_Night: Albo z tytułu posiadania tytułu magistra dostanie pracę w urzędzie, gdzie można robić co się chce - np. nic.
OdpowiedzTaka oferta... Taka okazja! Jak mogłaś nie skorzystać?! A przy okazji, zgadzam się w całej rozciągłości z @Day, nie tylko zwrot, ale i kara za defraudację! ;0)
OdpowiedzJakim cudem niektórym udało się skończyć szkołę podstawową pozostaje dla mnie zagadką. Spędziłam za granicą ładnych kilkanaście lat jako dziecko, miałam bardzo ograniczony kontakt z językiem polskim ale po powrocie do kraju takich błędów nie robiłam.
OdpowiedzJak rany, zrozumiałaś ten tekst za pierwszym razem? Czy, tak jak ja, musiałaś przeczytać kilka razy, zanim załapałaś, czego pani chce? :)
OdpowiedzPomijając inne sprawy: może to być źle sformułowane, ale nie każdy chce żeby jego zdjęcia (w sensie zdjęcia jego osoby) lądowały na fanpejdżach/instagramach/stronach fotografów...
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 25 sierpnia 2017 o 14:16
@Allice: z tego co mówili znajomi o zdjęciach ślubnych, to żeby nie pojawiać się jako reklama, trzeba dodatkowo słono dopłacić.
Odpowiedz@borsuk: czyli krótko mówiąc płaci się fotografowi często niemałe pieniądze za kilka zdjęć i możliwość bycia "modelem" na jego stronach (i nie tylko, widziałam reklamy fotografów na różnych portalach)? Pół biedy moje zdjęcia, półnagie (albo i nagie tylko ustawione odpowiednio) zdjęcia dziecka też (sesje noworodkowe)? Chyba zainwestuję w aparat i zacznę ogarniać jego działanie zanim najdzie mnie chęć na takie sesje...
Odpowiedz@Allice: Wykonanie sesji bez możliwości publikacji w sieci to nie jest żaden problem dla fotografa - oczywiście zakaz publikacji musi obowiązywać obie strony :) Tu jednać Pani chciała ode mnie oświadczenie o tym, że to ona będzie posiadać wszelkie prawa do zdjęć, a to już samo przeczy zapisom ustawy o prawie autorskim.
Odpowiedz@Massai: Zgody na publikację mam zawarte w umowach z klientami i jeśli się nie zgadzają na publikację to oczywiście problemu z mojej strony nie ma ...ale też klient potrzebuje mojej zgody - jako autora zdjęcia - aby móc posługiwać się zdjęciami w szerszej publiczności. To zawsze działa w obie strony. Nie od wszystkich wymagana jest zgoda na publikację wizerunku, wizerunek osób publicznych lub uważanych za powszechnie znane, często nie wymaga zgody na publikację. Hasło o płaceniu by nie trafić na fanpage nie jest moje :) ...ale tu dopowiem, że często jest przewidziana kara finansowa na rzecz fotografa jeśli klient wycofa zgodę na publikację, ale to głownie dotyczy umów tzw TFP.
Odpowiedz@zet48: Wszystko zależy od umowy jaką podpiszecie lub od licencji jaką objęte są zdjęcia. Niezbywalne są tylko prawa autorskie, pozostałymi możesz handlować. Co do wizerunku- jeżeli ktoś kupuje sobie u Ciebie jakąś prywatną sesję, to bez jego zgody nie możesz jej publikować, nawet jeżeli to osoba publiczna. Ich wizerunek nie jest 'chroniony' tylko w czasie pełnienia publicznych funkcji
Odpowiedz@Massai: Znając życie w Stanach takie rozprawy były :P
Odpowiedz@Allice: Ja pod stołem mam wydrukowane zgody na publikację zdjęć na naszej stronie i fanpage'u, jak ktoś chce to popisuje i wtedy podpinam pod umowę, jak nie to nie i spokój :)
Odpowiedz@zet48: "ale też klient potrzebuje mojej zgody - jako autora zdjęcia - aby móc posługiwać się zdjęciami w szerszej publiczności". Ale przecież to jest oczywiste, bo wynika wprost z prawa autorskiego. Ty masz prawa autorskie, więc bez twojej zgody nie można zdjęcia opublikować. Tak samo jak z ochrony prawa do wizerunku - jak tu ktoś napisał powyżej - wynika to, że ty nie możesz opublikować zdjęcia bez zgody osoby fotografowanej. @Massai: "Jako klient kupuję majątkowe prawa autorskie do tych zdjęć na wyszczególnionych w umowie polach eksploatacji." Jeżeli nie jest to jawnie zapisane w twojej umowie z fotografem, że kupujesz jakieś prawa, to "domyślnie" kupujesz tylko konkretne fizyczne egzemplarze zdjęć i masz prawo korzystania z nich wyłącznie w ramach dozwolonego użytku osobistego, tak jak to stanowi ustawa o prawie autorskim. Nic więcej.
OdpowiedzRaz w życiu podjęłam się sesji ciążowej typu "co miesiąc jedno zdjęcie". Nigdy, przenigdy więcej. Wszystko układałam pod jaśnie państwa, istna ekwilibrystyka z terminarzem, często kilkakrotne dojeżdżanie na jedno ujęcie, bo pańcia się źle poczuła albo jej facet nie zauważył, że na zdjęciu jest niebieska koszulka i założył moro... Po każdym ujęciu wysyłałam kilka różnych zdjęć do wyboru, pytałam się, czy wszystko ok (bo zawsze mogę zrobić powtórkę ZA DARMO) etc. Wszystko było wspaniale, ochy i achy, w dodatku tak tanio (po odjęciu kosztów zostawały mi marne grosze, ale nigdy przedtem czegoś takiego nie robiłam i wolałam dać niższą cenę na początek). A zaraz po porodzie apokalipsa! Zdjęcia do kitu! Rozmyte, nieładne, źle wychodzą w druku, amatorczyzna i w ogóle sami by lepsze komórką zrobili! "Piniondze stracone, a cionży sie nie wruci!" Kilka tygodni mnie męczyli mimo wszelkich starań dołożonych z mojej strony, żeby byli zadowoleni (nawet poprosiłam o opinię dwoje znajomych fotografów i każdy przyznał, że zdjęcia są ok, żadnego rozmycia itd. nie ma, zresztą robione ze statywu). W końcu spytałam państwa wprost, czy im przypadkiem nie chodzi o zwrot pieniędzy...i magicznie sprawa ucichła! Tak więc nigdy więcej.
Odpowiedz@paganscum: W większości z tym co napisłaś się zgodzę ale z tekstem, że "pańcia się źle poczuła" to sobie chyba jaja zrobiłaś.. Każdy człowiek nieważne czy jest chory, w ciązy albo i nie, ma prawo odwołać jakiekolwiek umówione spotkanie i to nic dziwnego bo zdarzają się losowe przypadki a Ty piszesz, że jak kobieta miała czelność w ciąży się źle poczuć.. W głowę sie stuknij.
Odpowiedz@timka: Przyznaję, bez szerszego kontekstu źle to zabrzmiało, a cała sytuacja była dość kompleksowa. Klękło nam wtedy auto, a do studia musiałam dojechać niemalże 30km (sama nie dysponowałam studiem, bo pracowałam w zupełnie innym zawodzie, jedynie dorabiając jako fotograf-freelancer). Dylałam więc stopem / szłam pieszo do sąsiedniego miasta i tam łapałam autobus, bo z mojej miejscowości zlikwidowali. Tak więc całościowo dojazd zajmował mi godzinę lub więcej, w zależności od szczęścia, korków etc. Przyjeżdżałam do tamtego miasta tylko na te cholerne zdjęcia, bo pracowałam w innej miejscowości; ze względu na pracę często zapieprzałam po pracy / weekendami, ustawiając wszystko pod państwa. I kilkukrotnie (jakby to był jeden jedyny przypadek, to bym przymknęła oko) miałam taką sytuację, że zajeżdżam do studia, często przemoczona od łażenia w ulewie, rozkładam manele, mija godzina umówionego spotkania, 10 po, 15 po, właściciel studia już się wkurza... Państwa nie ma. Dzwonię do nich, a wtedy jaśnie pańcia do mnie zasuwa z pretensjami(!), że "ona się źle czuje dzisiaj i zdjęć nie będzie, o co ci w ogóle chodzi!". Aha. A komórki rękę odgryzają przy każdej próbie zadzwonienia albo chociaż napisania SMSa? Żeby dopełnić smaczku: najczęściej po zdjęciach czekałam na autobus powrotny, żeby nie wracać po ciemku stopem (sesje zazwyczaj popołudniami). Zatrzymywałam się wtedy w takim jakby centrum handlowym (ogromny supermarket, a w korytarzu przed nim jakiś sklep typu szmelc mydło i powidło, butik i salonik prasowy), łaziłam po sklepach dla zabicia czasu, czasem sobie kupiłam kawę, jak miałam drobne. I dwukrotnie spotkałam tam jaśnie panią, jak chichocząc z grupą psiapsiółek oddawała się rozkoszom shoppingu. 15 minut po tym, jak przez telefon mnie zapewniała, że dosłownie umiera, rzyga dwunastnicą i krwawi z oczu. Jak mnie mijały, to pani odwracała głowę w drugą stronę i udawała, że mnie nie zna. A ja miałam pół dnia zdezorganizowanego, niepotrzebnie wydane na autobus pieniądze i dzikiego wk*rwa, że ktoś sobie ze mną tak pogrywa.
Odpowiedz