Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Za każdym razem, kiedy czytam historie o piekielnych nauczycielach, przypomina mi się…

Za każdym razem, kiedy czytam historie o piekielnych nauczycielach, przypomina mi się moja historia z czasów podstawówki. Recz działa się mniej więcej w latach 2002-2005.
Po zakończeniu trzeciej klasy mojej klasie zmieniła się również nauczycielka religii – ze zwykłej katechetki na zakonnicę.
Na wstępie zaznaczę, że moja klasa nie składała się z dzieci przesadnie religijnych. Byliśmy po prostu dzieciakami wychowanymi w tradycji, ale bez jakiegoś nacisku na kwestie religijne.
Nie pamiętam już, kiedy dokładnie zaczął się terror siostry H. – podejrzewam, że było to na jednej z pierwszych lekcji. Zakonnica ta miała, teraz już jestem w stanie świadomie stwierdzić, mocno zaburzone poczucie rzeczywistości. Zaczęło się w miarę łagodnie – przynajmniej tak to odbieraliśmy. Zbieranie dowodów na nasze uczestnictwo w mszach (podpis księdza) i nabożeństwach (np. na majówkach rozdawane były naklejki z obrazkami przedstawiającymi kwiaty) – jeśli nie mieliśmy możliwości okazać siostrze H. takiego dowodu podczas lekcji religii, to do dziennika wędrowała jedynka. Zakonnicy jednak to nie wystarczało – w końcu ocena z religii nie liczyła się do średniej, przez co taka metoda była dla nas raczej mało straszna. Podobne sytuacje miały miejsce przy każdym nabożeństwie, jakie tylko się zbliżało.
Siostra H. miała aspiracje nawrócić nas, ale skoro oceny z religii nie przynosiły skutku, wzięła się za oceny z zachowania. I tutaj nie byłoby piekielnie, bo jakie znaczenie ma taka ocena wszyscy wiedzą. Jednak zakonnica wzięła sobie do serca nie samo strasznie uwagami. Zdarzało się, że lekcją poprzedzającą religię był wf. W większości takich sytuacji katechetki/księża brali pod uwagę, że dzieciaki są zmachane i albo prowadzili lekcje w raczej luźny sposób, albo wręcz starali się wprowadzić do nich elementy zabawy ruchowej (lekcje na dworze, jakaś gra, cokolwiek). Przez to zdarzało się, że na religię przychodziliśmy w strojach od wf-u, szczególnie w ciepłe dni (stało się to za przyzwoleniem nauczycieli). Nauczyciele patrzyli na to przez palce – stroje na wf wszyscy mieliśmy takie same (biała, gładka koszula i czarne lub granatowe spodenki), a gdy wf poprzedzał ostatnią lekcję po prostu było to odbierane jako rzecz naturalna, że jako leniwe dzieci nie przebieraliśmy się w „normalne” ubrania.
Siostrę H. nasze stroje sportowe bardzo bulwersowały. I żeby chociaż mówiła, że to niestosowne – jej argument był zgoła inny. Wtedy to z pełnym przejęciem mówiła, że jesteśmy dziećmi szatana, że pójdziemy do piekła, że Bóg nas nie kocha, bo obnażamy się, bo pokazujemy nasze ciała, bo prowokujemy. I wierzcie mi lub nie, mówiła to w sposób tak nawiedzony, że można się było przestraszyć – nie umiem teraz napisać tego słowo w słowo, ale te słowa w połączeniu z tonem głosu i aparycją godną postaci z horroru były przerażające. Nie była to jednorazowa sytuacja – takie awantury odbywały się za każdym razem, a wręcz z upływem czasu przybierały na sile – jakaś dziewczynka przyszła do szkoły w koszulce na ramiączkach/bez rękawków – dziecko szatana. Modne dżinsy (takie rozszerzane, albo z jakimś cekinem na kieszeni) – dziecko szatana. Krótkie spodenki (ale nie takie, jakie teraz obserwujemy na ulicach – tylko takie do pół uda, czy do kolana) – dziecko szatana. Czarne ubrania – dziecko szatana. Biżuteria (wisiorek czy koraliki) inna niż medalik – dziecko szatana. I naprawdę były to awantury – lament, dochodziło nawet do lekkich przepychanek – H. potrafiła podejść do swojego upatrzonego szatańskiego pomiotu i szturchać go w ramię, popychać ławkę tak, żeby dociskała do jej ofiary itp. Zapamiętałam ją toczacą pianę o nasz wygląd. O obecności w kościele.
Sytuacja stała się poważna – zdarzały się ucieczki z lekcji, dochodziło do chamskich sytuacji (pinezki/klej/kreda na krześle H., wrzucanie żuków do sali, utarczki słowne, kiedyś część chłopców na oczach H. podczas lekcji wyskoczyła z okna – sala była na parterze). Wychowawczyni za bardzo się nie przejęła (z tego, co obiło się nam o uszy zakonnica miała mocne plecy w lokalnej parafii, która ściśle współpracowała ze szkołą), zaproponowała napisanie podania o zmianę nauczyciela religii – podanie napisane, ale temat umarł śmiercią naturalną, a zakonnica, kiedy tylko się o tym dowiedziała, zaczęła uderzać w nas ze zdwojoną siłą. Upokarzanie podczas lekcji wybranej jednostki (klasa wstawiała się za taką osobą zawsze, ale to tylko prowadziło do jeszcze dzikszych awantur), szuranie ławkami, złorzeczenie. Rodzice wiedzieli, ale wychowawczyni bardzo umniejszała temu problemowi – bo to tylko dzieci, bo siostra jest konserwatywna. Rodzice nie mogli doprosić się o jakąkolwiek reakcję, byli uspokajani tekstami o tym, że to przesada, że nic się nie dzieje. Dla nas jednak sprawa nie umarła, wierciliśmy, wierciliśmy, aż stało się – zakonnica będzie gościem na zebraniu tak, aby rodzice sami mogli przedstawić jej swoje racje.
Nie pamiętam już wszystkiego, co moja mama relacjonowała po tym spotkaniu. Pamiętam tylko cytat z H. „Bo oni [czyli my] mnie nie słuchają! Oni traktują moje słowa jak monolog! Oni nie wiedzą, że monolog jest kiedy ja mówię, a oni nie słuchają. Dialog jest, kiedy ja mówię, a oni słuchają! Trzeba nauczyć dialogu!” Rodzice wtedy dopięli swego – wnioskowali o zmianę nauczyciela i...
Udało się. A raczej częściowo się udało. Zakonnica nie pełniła dłużej roli katechetki w szkole. Szkoda tylko, że to była dla nasz szósta klasa, a ona ten rok miała już dokończyć. Jednak z satysfakcją mówiliśmy, że to my ocaliliśmy młodsze klasy od spotkania z tą sługą bożą.
Wiem, że to nie zakonnica była najbardziej piekielna, a wychowawczyni, która nie reagowała na nasze skargi, a rodzicom wciskała kit. Co nie znaczy, że samą H. wspominam dobrze – teraz z pogardą uśmiecham się na myśl o tym wszystkim, ale jako dziecko czułam wstręt do lekcji religii.

szkoła religia zakonnica nauczycielka

by kawia_domowa
Dodaj nowy komentarz
avatar mijanou
20 24

Dla mnie religia w szkole w wymiarzy 2 godzin dydaktycznych to jakas paranoja. @ godziny religii i tylko 3, dajmy na to, języka obcego bo wiecznie nie ma kasy. Religia powinna odbywać się popołudniami w salce katechetycznej przy kościele. Kto by chciał, ten by chodził i tyle. No ale skutki konkordatu wprowadzonego kuchennymi drzwiami przez parafinakę Suchocką odczuwamy do tej pory i długo jeszcze będziemy odczuwać.

Odpowiedz
avatar ZjemTwojeCiastko
14 18

@mijanou: Zgadzam się. Sam fakt, że trzeba przynieść zaświadczenie, że nie będzie się uczestniczyło w lekcjach religii, zamiast na odwrót jest dziwne. Na takie lekcje chodzi masa osób, które albo są niewierzące albo niepraktykujące, ale rodzice posyłają to trzeba chodzić. Przez to tracą wszystkie dzieci. Te, które nie są zainteresowane lekcjami religii i te, które są zainteresowane, ale nauczyciel traci czas na upominanie znudzonej części klasy. Religia w salkach katechetycznych, niezależnie od szkoły byłaby znacznie lepszym rozwiązaniem. Wszyscy uczniowie by na tym zyskali.

Odpowiedz
avatar Habiel
13 15

@mijanou: Ja w klasie maturalnej miałam 3h matematki i aż 2 religie (w moim wypadku okienka, bo na zajęcia nie chodziłam). To już zakrawa o patologię.

Odpowiedz
avatar minutka
2 6

@ZjemTwojeCiastko: żeby tylko znudzonych... U mnie w szkole średniej na trzydziestoparoosobową klasę nie chodziła jedna osoba, za to było kilkanaście, które miały w nosie (ale te doszły do porozumienia z katechetką, że po prostu siądą sobie w jednym kącie sali, zajmą się sobą i nie będą przeszkadzać) i niestety dwóch ananasów, najwyraźniej obrażonych na cały świat, że im rodzice kazali chodzić i wyżywających się z tego powodu na katechetce i kolegach... Jak nie jeden, to drugi musiał wykręcić jakiś numer (jakkolwiek na innych lekcjach też dawali nauczycielom popalić).

Odpowiedz
avatar zojka
5 7

@ZjemTwojeCiastko: akurat lekcje religii są fakultatywne - nie musisz przynosić żadnego zaświadczenia o nieuczestniczeniu w katolickiej katechezie, podobnie jak nie przynosisz zaświadczenia o nieuczestniczeniu w lekcjach islamu czy np. kółku plastycznym. Dyrektor, który takich zaświadczeń wymaga, łamie prawo - chociaż nie zdziwię się, jeśli "dobra zmiana" weźmie się i za ten przepis

Odpowiedz
avatar Habiel
6 8

@zojka: To, że takie coś łamie prawo to prawda. Ale wiesz jak to uzasadnia dyrektor (przynajmniej w moim przypadku tak było)? Dobrem uczniów, bo przecież wygodniej jest zebrać wypisy z religii, niż zapisać na nią, a prawie każdy na religię chodzi.

Odpowiedz
avatar Cynik
6 6

@zojka: Masz rację. Nie trzeba przynosić zaświadczenia o nieuczestniczeniu. Należy złożyć oświadczenie o ty, czy będzie się chodziło na religię, czy na etykę. W LO mojej córki oba przedmioty były prowadzone przez jednego księdza. I to w mieście wojewódzkim. Konia z rzędem temu, kto mi pokaże wiejską podstawówkę, w której jest inaczej. O ile jest jakakolwiek etyka. Co do religii jako przedmiotu fakultatywnego - dlaczego w takim razie w tej chwili jest ona liczona do średniej? I jakie są zasady oceniania - bo jak ocenić czyjąś wiarę? Nie wiedzę o religii ale właśnie wiarę. Bo to jest różnica między religioznawstwem a religią.

Odpowiedz
avatar myscha
4 4

@Cynik: Mój syn chodził do wiejskiej podstawówki, gdzie była etyka nie nauczana przez katechetę. Do gimnazjum zresztą też, czyli da się.

Odpowiedz
avatar mijanou
2 2

@Habiel: Może nie o patologię ale normalna sytuacja to na pewno nie jest. Swoją drogą "okienka" dla nieletnich są niezgodne z prawem. Osoba nieletnia przebywająca na terenie szkoły powinna być zaopiekowana w tym czasie.

Odpowiedz
avatar Cynik
9 11

Nie miej pretensji (zbyt dużych) do swojej wychowawczyni. Ona i dyrektor mieli na katechetkę tyle do gadania, co ministerstwo edukacji narodowej do programu tego przedmiotu i kurator/dyrektor do wyboru katechety. Pamiętam jak wprowadzano religię do szkół (będzie ze 25 lat temu, za moich licealnych czasów). Episkopat obiecywał, że to tylko zmiana techniczna, żeby ułatwić dzieciom i rodzicom sytuację. Katecheza miała być na pierwszej lub ostatniej lekcji, prowadzona przez wolontariuszy a świadectwa miały być osobne. W ciągu tego czasu katecheci przestali być wolontariuszami, przestało być możliwe ustawienie zajęć na końcu/początku zajęć, zniknęło osobne świadectwo, ocena zaczęła być liczona do średniej. Teraz przebąkują o maturze z religii. Co dalej? Aż boję się pomyśleć? Chyba NIKT SIĘ TEGO NIE SPODZIEWA! - cytując Monty'ego Pythona

Odpowiedz
avatar mijanou
6 8

@Cynik: Fakt: "Nikt się nie spodziewa hiszpańskiej inkwizycji". Najpierw miała być godzina na pierwszych lub ostatnich lekcjach, teraz są dwie wsadzone w środek planu lekcji w danym dniu. Najpierw miało być osobne świadectwo, teraz ocena z religii liczy się do średniej. A piękne jest to, że dyrektor nawet nie ma prawa zatrudnić/nie zatrudnić danego księdza w charakterze katechety bo nominuje/odwołuje go kuria. A wszystko za państwową kasę. No to jest piękne- płaci się za coś, nad czym praktycznie nie ma kontroli ani nadzoru. I niech mi ktoś logicznie wytłumaczy sens 2 godzin religii w tygodniu i 3 godzin przedmiotu maturalnego.

Odpowiedz
avatar katem
12 14

Nikt tak wierze katolickiej nie szkodzi jak sami księża i katecheci. Oni tego nie widzą a Kościół traci wiernych.

Odpowiedz
avatar Jaladreips
0 6

Jak byłem w szkole to też był klecha, który wymuszał chodzenie do kościoła. Jak ktoś nie chodził to jedynki stawiał. Jak mój ojciec się o tym dowiedział, to przyszedł do niego i powiedział, że jeszcze raz usłyszy, że dostałem pałę za niechodzenie do kościoła, to go przez okno wyrzuci. Pomogło.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 1

W mojej podstawówce/gimn. na wniosek rodziców mojej klasy przez 4 lata, co półrocze zmieniał się katecheta. Najlepiej wspominam pana Wójcika (chyba, a może miał nazwisko na G...), był spoko bo zamiast tyrady o Bogu puszczał nam bajki religijne. O ile na gimnazjalistów one nie działały, tak młodsze dzieci były zafascynowane i chętnie chodziły na jego lekcje.

Odpowiedz
avatar Jorn
0 0

Piekielne są tu dwie strony: państwo polskie, które w świeckich szkołach prowadzi "lekcje" religii i wasi rodzice, które na te "lekcje" was zapisali.

Odpowiedz
Udostępnij