Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Hej, dawno nic nie pisałam ale po obserwacjach dotyczących mojej pracy naszła…

Hej, dawno nic nie pisałam ale po obserwacjach dotyczących mojej pracy naszła mnie pewna refleksja dotycząca szanowania cudzego i swojego czasu. Pewnie każdy z nas ma takie sytuacje, zwłaszcza w pracy, że godzina "zakończenia zmiany" jest tylko godziną wymowną, a nawet jeśli nie, to spotykają nas sytuacje wywołujące gula na gardle.

Do sedna. Pracuję w kawiarni. Ma ona swoje określone godziny otwarcia, dajmy na to 10-19. Jak każda branża zresztą.

Moja szefowa to kobieta do rany przyłóż, fajna, kontaktowa, wyrozumiała babeczka, do tego zawsze frontem i z uśmiechem do klienta. Tak się składa że jest nas 3. Ja, szefowa i jeszcze koleżanka.
Do czego zmierzam ? Otóż szefowa będzie siedzieć w tej kawiarni dopóki są ludzie (zazwyczaj pracujemy pojedynczo na popołudniowych zmianach bo ruch jest mniejszy)... ok, rozumiem że ktoś wejdzie na dłuższe posiedzenie o 18.45 i pozwala mu w spokoju dopić kawę, też tak robię, ale nagminnie, kiedy w tym czasie ktoś wejdzie po 19 obsługuje go, robi kawki i siedzi czasem do 20.30, do ostatniego klienta.

Jej sprawa, szefuje to może. Gorzej kiedy trafi na mnie i na koleżankę. Godzina 19.02, ekspres wyłączony, kasa się rozlicza, sprzątanie rozgardiaszu itp., dosyć często wchodzą ludzie i chcą kawę, ciastko, cokolwiek. Po informacji że jest już po 19-stej i kawiarnia jest zamknięta spotykamy się z bulwersem,"no ale jak to?! jak jest koleżanka taka i taka to jest otwarte! Ja tu przyszłam na kawę! Mam pieniądze i żądam kawy!".
No sorry, kawy nie dostanie bo moje życie prywatne nie ogranicza się do mojej pracy zwłaszcza, że za siedzenie do 20-stej nikt mi nie zapłaci.

Nie powinno nas to interesować bo my nie musimy robić nadgodzin, 19, wyłączamy ekspres i możemy mieć w dupie wszystko, ale jest to męczące i funduje mega nerwy na koniec dnia. Jest to nagminna sytuacja.

W poprzednich pracach też się tak zdarzało, ja rozumiem, że polska mentalność jest nastawiona na wchodzenie w kakao za najniższą krajową, że uśmiech i czerwone dywany ponad wszystko, ale sorry, jeśli cokolwiek czego potrzebuję nie jest chlebem bez którego nie przetrwam poranka to nie wpierniczam się do lokalu w godzinie zamknięcia czy chociażby 5 min przed.

A później szefowa przychodzi i narzeka że późno wyszła, że wszystko ją boli, że się nie wyspała.

Jak mamy szanować czas innych skoro oni sami go nie szanują?

A często jest tak że za te dodatkowe pół godziny lub godzinę nikt Ci nie wypłaci, "no bo wyjątkowa sytuacja", luj, że trzeci raz w tym tygodniu... A stwierdzenie "że powinnam tu siedzieć do ostatniego klienta, bo ZA TO MI PŁACĄ" pozostawię bez komentarza..

by konto usunięte
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Lynxo
19 21

Skad ja to znam. 15 minut przez zakonczeniem pracy wpada ktos do biura i nagle chce formata z kopiowaniem danych, pelny kurs fizyka jadrowego, pokonanie smoka, wytresowanie mrowek. Po godzinach mi sie przytrafilo zostac ale to tylko w sytuacjach kryzysowych. Nadgodziny odpowiednio wiecej platne.

Odpowiedz
avatar paski
24 26

Gdyby zapytać ludzi, czy mieliby ochotę pracować w handlu/usługach charytatywnie, to pewnie 100% odpowiedziałoby, że chyba mnie pogrzało. Że trzeba szanować swój czas, kto chciałby użerać się z klientami za free itd. Ale jeśli chodzi o czas obcej osoby, to już z reguły ludzie nie mają tego dylematu. Oni przyszli i chcą, ale tabliczek z godzinami otwarcia nie raczą zauważyć. Jako studentka dorabiałam w handlu, w Niemczech i podejście Niemców wcale się nie różniło, też potrafili być opryskliwi bo jak to, 20 min po zamknięciu a ja bezczelna nie chcę ich wpuścić. A oni tylko po jedną rzecz. Problem w tym, że każdemu wydawało się, że on tylko na chwilę, że to zajmie sekundkę, ale zwykle w międzyczasie pojawiała się kolejna osoba "tylko po jedną rzecz" i tak dzień w dzień.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 11 lipca 2017 o 15:57

avatar Rammsteinowa
23 23

@mesing: A co z tymi co nie zrezygnują? Ma siedzieć za darmo godzinę w robocie?

Odpowiedz
avatar healthandsafety
26 26

Duzo jest w tym winy wlascicielki lokalu, ludzie sie przyzwyczaja, ze moga sie kawy napic po 19:00, np. jak wracaja z pracy to moga wstapic na kawe i ciasto, a tu zonk, bo raz knajpka jest otwarta do 21:00, raz do 19:00 i ludzie sie bulwersuja.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
26 26

klucza w drzwiach nie macie? że ktoś wam do środka o 19.02 wchodzi?

Odpowiedz
avatar katem
6 8

@RudaRakieta: Raz.

Odpowiedz
avatar paski
29 29

@misiafaraona: I w cywilizowanych miejscach pracownicy mają za to odpowiednio zapłacone.

Odpowiedz
avatar Jorn
5 5

@Massai: W zachodniej Europie przeginają w druga stronę. W Brukseli spotkałem się z odmową zaserwowania kawy i lodów godzinę przed ogłoszonym na drzwiach czasem zamknięcia, "no, bo jak to, przecież zaraz zamykamy". Na złożoną pisemnie skargę przyszła odpowiedź w stylu "ale człowieku, ja nie rozumiem, o co ci chodzi".

Odpowiedz
avatar bazienka
17 19

pracowalam w kawiarni godziny otwarcia powiedzmy 8-22:30; ja przychodzilam pol godziny przed i zostawalam pol godziny po- za tyle mialam placone 1. wchodze, wlaczam ekspres ( dlugo sie nagrzewal) i ok 7.35 wchodzi pani, chce kawe b- Przepraszam, ale ekspres jest jeszcze nienagrzany, moge pani zaproponowac herbate. k- To trzeba wczesniej do pracy przychodzic! b- Prosze pani, jest prawie pol godziny PRZED otwarciem. k- Pani jest niemila! ... 2. kawiarnia pusta, zaczynam ogarniac troche, glownie biegam miedzy zmywalnia a szafkami za barem i ukladam naczynia godz 22.26 wchodzi dwoch panow, chca piwo, i jakies danie obiadowe ( taaaa, w kawiarni byly tez pierogi... fck logic), ogolnie widac, ze panowie na dluzsze posiedzenie za stwierdzenie, ze za 5 minut zamykamy i moge im zaproponowac zamowienie na wynos lub tez realizacje zamowienia, ale potem ostrzegam, ze bede powoli sprzatac- zbesztali mnie, bo "ja tu jestem dla nich!!!" od tej pory nauczylam sie zamykac drzwi zaraz po przyjsciu oraz w takich sytuacjach, kiedy godzine w knajpie puchy, a na ostatnie 5 minut ktos pryzchodzi swoja droga trzeba byc bardzo odwaznym, zeby robic duze, czasochlonne zamowienie 5 minut przed zamknieciem lokalu ja bym sie bala, ze dostane cos w gratisie...

Odpowiedz
avatar Fomalhaut
13 17

Wiesz co jest słabe w twojej pracy? Nie, nie klienci. To, że do 19.00 macie otwarte, do 19.00 można zamawiać kawę i że do 19.00 masz płacone. Ja też kiedyś pracowałem w dość piekielnym miejscu, ale tam sytuacja z godzinami zamknięcia wyglądała nieco inaczej. Przykładowo: do 18.00 obsługiwało się klientów, pół godziny mieli na dokończenie tego, co zamówili, a kolejne pół godziny mieliśmy my na posprzątanie i zamknięcie lokalu na cztery spusty. Płacone miałem do 19.00 i to bez względu na to o której wyszedłem z pracy. A może ze dwa razy zdarzyło się, że trzeba było zostać kilkanaście minut dłużej. Przeważnie o 18.30 byłem już przebrany i poza budynkiem. To, co jest u ciebie w pracy, to nic innego, jak zwykły wyzysk. Na niewielką być może, ale stałą skalę. A pisanie, że szefowa to "wyrozumiała babeczka, do rany przyłóż" zakrawa na postawę niewolniczą, albo niezrozumienie pewnych faktów przez ciebie. To ona jest piekielna, bo to ona wie do której godziny pracujesz i do której ci płaci. Klienci tylko przychodzą na kawę, bo wiedzą, że ją dostaną. Owszem, dobry właściciel/manager dba o klienta, ale też dba o pracowników. Założę się, że gdybyś miała płacone za każdą ponadwymiarową minutę nie napisałabyś tej historii. Tak więc powtarzam - to twoja szefowa jest tu piekielna.

Odpowiedz
avatar bloodcarver
6 6

Piekielni są nie klienci. Piekielna jest szefowa. Po pierwsze, jak szefowa uczy klientów, że tabliczka z godzinami otwarcia jest nieaktualna i nie obowiązuje, to tylko i wyłącznie jej wina, że tego właśnie są nauczeni. Po drugie, w większości knajpek w jakich lubiłem przebywać po pierwsze kuchnię zamykano na godzinę albo i lepiej przed zamknięciem lokalu, a po drugie na jakieś pół godziny przed ogłaszano że "ostatnia kolejka, zamykamy za..." - i w efekcie zazwyczaj ludzie kończyli raczej ciut wcześniej niż później. Nie mówiąc już o tym, że powinno było być (i ponoć było) płacone obsłudze za dodatkowe pół godziny na ogarnięcie po, oraz dodatkowe pół godziny dnia następnego na ogar przed. I w takich knajpach było czysto, a personel wyspany i na oko raczej zadowolony. Można? Ano można. Tylko trzeba to tak zorganizować.

Odpowiedz
avatar Lolitte
3 3

"Wymowną"? Chyba "umowną"? :)

Odpowiedz
avatar nemo333
0 0

Nauczyłem się zamykać drzwi równo o godzinie zamknięcia przez kilku(nastu) imbecyli. Niewystarczającym sygnałem są zamknięte rolety na witrynach, zgaszone światło, umyta podłoga i ja stojący z mopem. Kiedyś do ciemnego sklepu wszedł po świeżo umytej podłodze "klyent" i zaczął oglądać towar na półkach. Nie wiem co on widział bo z zamkniętymi roletami jest niewiele ciemniej na sklepie niż w środku nocy i nawet wracając po telefon muszę mieć jakieś źródło światła bo go zwyczajnie nie widzę. Bardzo ubolewam nad tym że roleta od drzwi jest możliwa do zamknięcia tylko z zewnątrz. Zamknięcie drzwi ma niestety inny minus. Zamiast wchodzić i pytać to pukają w szybę w drzwiach, szarpią za drzwi albo i nawet krzyczą coś do mnie. Najbardziej wytrwali potrafią po 10 minut stać i czekać aż ktoś wyjdzie, nawet jeśli sklep jest od godziny zamknięty a ja jeszcze kończyłem robotę w której ktoś co chwilę mi przeszkadzał.

Odpowiedz
avatar alejakto
0 0

Aż założyłam konto, żeby skomentować. Praca w gastronomii jest sama w sobie iście piekielna. Pal licho klientów, to jest do przewidzenia- co kraj to obyczaj, ale jeśli trafisz na szefostwo, które również Twój czas ma głęboko w... to już przestaje być wesoło. Dajmy na to lokal czynny w godzinach 10-20, system jednozmianowy, dwie osoby wpisane w grafik, ale klientów brak. Co robi szefostwo? "Alejakto, zrób sobie jutro wolne, wystarczy jedna osoba, nic się nie dzieje". Niech będzie, dzień już rozplanowany, wszystko poumawiane. Godzina 17-nagle telefon "Alejakto, przyjeżdżaj do pracy, szybko". Czyli jednak coś się dzieje. No to jadę. Sytuacja opanowana, ludzie się porozchodzili. Godzina 19- "alejakto, no więc ludzi nie ma, możesz już jechać". CO TAKIEGO? Niecałe dwie godziny, biorąc pod uwagę zarobki rzędu minimalnej, to plus minus 20 złotych. Plany odwołane, coby sytuację ratować, do pracy też trzeba czymś dojechać, a więc poniesione koszta. Gdyby to się zdarzyło raz, można by przymknąć oko, ale takie sytuacje zdarzały się notorycznie. A odnośnie klientów... no cóż. Nie zliczę już ile było sytuacji na 10 minut przed zamknięciem lokalu -bry, czynne? -a no czynne, z tym, że jeszcze 10 minut -a no to my zdążymy- po czym przeciąganie jeszcze długo po zamknięciu, a na grzeczne zwracanie uwagi, że jest już zamknięte oburzenie i odgrażanie się skargą do szefostwa. Ahh, wyszło długo, choć i tak mam jeszcze mnóstwo różnych, absurdalnych sytuacji. No cóż, przynajmniej nigdy nie jest nudno! :D

Odpowiedz
avatar tova123
0 0

Pracowałam w sklepie na stanowisku mięsnym. Oprócz mięsa miałam również wędliny i ser. O ile informacja, że mięso mielimy tylko do godz. 20 nie była problemem, to fakt, że godzinę przed zamknięciem stoiska musiałam pochować wędliny i umyć maszynki do krojenia już tak. Oczywiście sprzątanie obejmowało jeszcze inne czynności. Wielokrotnie zdarzało się, że klienci prosili o ukrojenie "tylko kilku plasterków" czegoś. Do niektórych nie docierał fakt, że maszyna już rozebrana i umyta, bo "przecież może pani złożyć". Taak i kolejne pół godziny poświęcić na jej ponowne umycie. Od dnia, w którym wyszłam jako ostatnia z pustego ciemnego sklepu z dwoma worami śmieci do wyrzucenia, a szef czekał już tylko na mnie z kluczami i zamknięciem- od tego dnia zdecydowanie odmawiałam. Mówiłam, że mamy spory wybór krojonych wędlin/serów w lodówkach. Ale nie, oni wolą świeże"... Zdarzało się, że ktoś pożalił się na kasie (gdzie czasem obsługiwał szef lub jakis jego przydupas) i miałam wizytę na stoisku. Na szczęście spojrzenie na maszyny i zegarek i "ach, już pomyłaś.." z reguły wystarczało.

Odpowiedz
avatar MalaArtystka
0 0

Pracuję w pewnego rodzaju sklepie i jestem wcześniej żeby wyłożyć towar i płacą mi pół godziny po zamknięciu żebym mogła wszystko posprzątać. Póki tam siedzę to niezależnie czy jest 5 minut przed/po otwarciu to ludzie i tak wejdą póki jestem w środku. Szczytem było pytanie czy nie ma już czegoś (schowałam i spakowałam, bo większość towaru zwracamy) gdy już jest 40 minut po zamknięciu, a ja 10 po skończeniu pracy i wielkie zdziwienie, że nie mam jak sprzedać. Na drzwiach wielki napis w jakich godzinach mamy otwarte

Odpowiedz
Udostępnij