Pewna knajpa zorganizowała pokaz filmu z muzyką na żywo.
Fajna sprawa, nawet bardzo... tylko, że większości uczestników eventu nie dane było się nią cieszyć.
Knajpa jest mikroskopijna, zatem zarezerwowałam stolik odpowiednio wcześniej. W czasie rozmowy z panem barmano-menadżero-wszystko dowiedziałam się, że był w pracy czwarty dzień i nie ogarniał.
Po przybyciu na miejsce okazało się, że... rezerwacja owszem, jest, ale nie ma, bo sala jest mała, ludzie przyszli, są, siedzą, stoją, leżą i się nie mieszczą, no olaboga, chaos, ragnarok, no kto by to przewidział?! W podobnej sytuacji, jak my było jeszcze kilka grup, bo okazało się, że na sali mieszczącej przy dobrych wiatrach ze 20 osób zarezerwowano miejsca dla dwukrotnosci tej liczby, po czym wesoło zignorowano fakt, że gdy osoby z rezerwacjami się zjawiły, sala była już po dwakroć pełna.
Na szczęście mniej ufający ludziom członkowie naszej paczki przybyli na miejsce godzinę wcześniej, zatem miałam gdzie usiąść (a dokładnie trafiły mi się 2/3 krzesła). Gdy już udało się opanować miejsce, przyszła pora na bar.
7 osób (słownie: siedem), które stały przede mną pan barman obsługiwał 20 minut, albowiem był to ten sam pan barman, z którym rozmawiałam wcześniej i który był w pracy czwarty dzień, i nie ogarniał. Pot spływał mu po czole, a on dwoił się i troił, ale niestety wciąż okazywało się, że czegoś nie może znaleźć albo nie pamięta kodu... do niego nie mam żalu, ale jakim trzeba być kretynem, by postawić za barem dzieciaka bez doświadczenia gdy organizuje się event i wie się, że na daną godzinę zwali się tłum ludzi, wskutek czego w momencie wyrośnie ultra kolejka tysiąclecia?
Co do sali i rezerwacji... teraz na FB owej knajpy toczą się boje, a na uwagi rozczarowanych klientów knajpa odpowiada, że sala mała i magicznie jej nie powiększą. OK, ale czy to tak trudno ocenić, ile osób faktycznie się zmieści i chociażby rozdać darmowe wejściówki, albo dzwoniącym z prośbą o rezerwację powiedzieć "sory, mamy komplet"?
Jednym słowem: ultra ścisk, zero możliwości cieszenia się pokazem, duchota i najdłużej wyczekiwane piwo świata... a to wszystko przecież nie jest winą organizatorów, bo mieli małą salę i nowicjusza na barze. No co pan, panie, zrobisz? Nic pan nie zrobisz. Któż mógłby przewidzieć, że z tego wynikną problemy?
Zielona wróżka
Gamescon w Dublinie. Nikt nie spodziewał się takich tłumów. Ludzie stali po 4 godziny w deszczu czekając na wejście. Skończyło się masowymi zwrotami za bilety.
Odpowiedzto się nazywa w biznesie klęską urodzaju
Odpowiedzmi kiedys szef tak zrobil, zostawil sama na 2 eventy ( 10 stolikow, jakies 40 miejsc siedzacych przy stolikach plus dodatkowe krzesla), kawiarnia full, ja sama na zmianie, on przyszedl, zajrzal i uciekl. a pootem pretensje, ze nie do konca pozmywane, ze zmywarka wczes inej byla wlaczona ( pilnowal taniej taryfy) i inne takie akcje... zeby pozmywac po towarzystwie msuialabym chyba do 2 w nocy siedziec, impreza skonczyla sie kolo 22
Odpowiedz@bazienka: pracuje w gastro od 2 lat, może nie za długo ale rozumiem szefa - też bym się wkurzyła. W sobotę na zmianie byłam tylko z koleżanką. Teoretycznie powinna być jeszcze trzecia osoba na bar plus szklanka. Ale braki kadrowe, co zrobisz. I nie to że siedziałam do 2 żeby wszystko posprzątać - wyszłam z koleżanką o 7, żeby nie robić koledze na porannej zmianie problemu, trzeba tylko chcieć. Praca w gastro jest specyficzna, jak chcesz mieć regulowany czas pracy, to na pewno nie polecam gastro. Ps komentarz nie ma byc uszczypliwy, taki charakter pracy, po prostu.
Odpowiedz@musicienn: jak są braki kadrowe, to szef powinien dać dobry przykład i wziąć się do roboty, ew. zaproponować coś extra za dłuuuuugie nadogodziny, przynajmniej my z mężem tak robimy choć w innej branży.
Odpowiedz@Always_smile: mamy premie zarówno za dobry utarg jak i za "aktywność" w pracy.
Odpowiedz@musicienn: Jeżeli masz płacone ekstra za takie akcje to OK, ale na pewno nie zostałabym po godzinach, żeby szefowi kabzę nabić kosztem mojego wolnego czasu.
OdpowiedzNa jaki film zwaliły się takie tłumy? :D
Odpowiedz