Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Historia nie moja, ale opisana za zgodą kolegi. Dwa lata temu kolega…

Historia nie moja, ale opisana za zgodą kolegi.

Dwa lata temu kolega wrócił z wyjazdowej pracy i zatrudnił się na stałe w jednej z firm w stolicy. Za stałym zatrudnieniem poszła decyzja o zakupie mieszkania. Kolega od początku zdecydował, że nie będzie kupował mieszkania w samej stolicy tylko w obrębie obszaru aglomeracyjnego. Jedynym warunkiem było to, że poza komunikacją autobusową ma być co najmniej pociąg. I o sprzedających będzie ta opowieść.

Mieszkanie nr 1:
Ładne, przestronne, nie wymagające remontu, a jedynie niewielkiego odświeżenia. Mankamentem jest to, że znajduje się na czwartym piętrze bez windy, ale cena przystępna, bierzemy. Dwa dni później dzwoni pan agent z informacją, że sprzedający nie odbiera telefonów i ogólnie nie wiadomo co się dzieje. Kolega podejmuje decyzję, ze w takim razie szukamy dalej, bo on nie będzie czekał aż sprzedający się odnajdzie. A powodem nieodbierania przez pana sprzedającego telefonu było to, że on za te pieniądze (190.000 zł) chciał kupić identyczne mieszkanie (ok. 50 m2) w Warszawie, oczywiście nic nie dokładając (dla osób nieznających cen mieszkań w Warszawie - koszt mieszkania 50 m2 to co najmniej 250-300 tys.).

Mieszkanie nr 2:
Trzy pokoje, ok. 45 m2, trzecie piętro bez windy. W mieszkaniu zalega kurz, żyrandol tak oblepiony pajęczynami, że trudno stwierdzić jaki ma kształt, szafy w zabudowie z powyrywanymi drzwiami. Werdykt: generalny remont, ale mieszkanie w porządku, niezły rozkład pomieszczeń, osobna kuchnia. I taka rozmowa:
- A ile pani zejdzie z ceny?
- Nic.
- Dziękuję, panie Krzysztofie (imię agenta) wychodzimy.

Mieszkanie nr 3:
Trzy pokoje, metraż pod 50 m2, też do wprowadzenia po odświeżeniu. Podoba się, więc kolega przechodzi do konkretów:
- Mogę zapłacić x-20.000 zł.
- Dobrze za tyle mogę sprzedać.
Kolega ucieszony, umawiają się do notariusza na podpisanie umowy i wpłacenie pieniędzy.
- Świetnie, a ile czasu po podpisaniu umowy pani potrzebuje żeby się wyprowadzić? (zwykle ten czas nie przekracza 1-2 tygodni, w ekstremalnym przypadku może się przedłużyć do miesiąca).
- No tak, 2-3 miesiące, ale pół roku byłoby najlepiej.
Tak, pani sprzedawała mieszkanie nie mając się gdzie wyprowadzić i zamierzała zacząć szukać dopiero po tym jak kupujący zapłaci całą kwotę. Podsumowując, kolega miałby mieszkanie z którym nie mógłby nic zrobić przez pół roku, a dodatkowo musiałby płacić za wynajem czegoś dopóki sprzedająca nie raczyłaby się wyprowadzić.

Mieszkanie nr 4:
Dwa pokoje, metraż mniejszy, 40 m2, do kapitalnego remontu. Wreszcie mieszkanie, które ostatecznie kupił, ale nie znalazłoby się na liście gdyby wszystko przebiegło gładko. I do teraz, a historię słyszałam niedługo po zakupie, zastanawiam się kto był bardziej piekielny - sprzedający czy agencja nieruchomości.

Właściciel przebywał za granicą, wszystkie formalności załatwiała na podstawie pełnomocnictw osoba z rodziny, pan przyjechał tylko podpisać umowę. Kolega od początku uprzedzał, że przelew będzie realizowany w części z zagranicznego banku (taki przelew może iść nawet kilka dni). Pan sprzedający nie ma z tym problemu, tak wie, że to wydłuży całą sprawę o kilka dni.

Wielki dzień, podpisanie umowy. Nie, pan sprzedający nie może podać swojego konta z Anglii, do umowy musi być podane polskie konto, bo urząd skarbowy, bo coś tam, coś tam. Kolega przypomina, że do konta powinno być subkonto walutowe żeby nie tracić na przewalutowywaniu. Pan sprzedawca potwierdza, że rozumie i zaciskając zęby wychodzi od notariusza i idzie do pierwszego z brzegu banku żeby założyć konto. Wrócił, konto do umowy wpisane. Kolega przypomina, że część płatności będzie realizowana w euro (pan wrócił z jednym numerem konta) Tak, nie ma problemu, w banku mu powiedzieli, że przelew zostanie przyjęty i nie będzie żadnych opłat (niemożliwe, ale kolega już się nie odzywa, bo sprzedający się coraz bardziej denerwuje). Notariusz przelicza po kursie NBP jaka to będzie kwota (dla tych co nie wiedzą, banki posługują się przy przewalutowywaniu przelewów kursem trochę innym). Po podpisaniu umowy kolega zleca obydwa przelewy i jedzie ze sprzedającym i agentami z agencji nieruchomości na przekazanie lokalu. Protokół podpisany, klucze wręczone.

Dopiero teraz zaczyna się piekielność. Pani, która była ze sprzedającym dzwoni rano do kolegi, że pieniędzy jeszcze nie ma. Kolega uprzejmie przypomina, że przelew został zlecony po południu więc dziś powinien być ten realizowany z Polski, na zagraniczny trzeba jeszcze poczekać. Ok, pani rozumie, rozłącza się.

Następnego dnia rano znów telefon, że pieniędzy nadal nie ma. Kolega już trochę mniej uprzejmie informuje panią, że po pierwsze nie jest stroną umowy, a po drugie on uprzedzał, że przelew zza granicy może iść nawet pięć dni. Pani jeszcze trochę marudzi, ale się rozłącza.

Dzień trzeci, znów telefon z samego rana. Że oni chcą wracać do Anglii, a pieniędzy nadal nie ma. Kolega się uprzejmie pyta z kim ma przyjemność, a potem informuje panią, że nic nie wie na temat umowy, którą rzekomo z nią podpisał. A ponadto uprzejmie przypomina, że przelew idzie do pięciu dni, a minęły dwa.

W dniu czwartym pani milczy.

Dzień piąty, telefon od pani, że kwota przelewu zza granicy jest niższa niż na umowie. Tak, bank przeliczył pieniądze po innym kursie i dodatkowo pobrał opłatę za tę operację. I oni chcą żeby kolega dopłacił różnicę. W tym momencie kolega już nie wytrzymał, powiedział, że z panią rozmawiać nie będzie bo nie jest stroną w umowie i się rozłączył. 15 minut później zadzwonił agent, któremu kolega dobitnie wytłumaczył, że ma dwóch świadków (asystentka i notariusz z jego firmy), którzy w każdym sądzie potwierdzą, że mówił o subkoncie i o tym, że przelew będzie realizowany w euro. Ponadto, ma na umowie zapisane że przelewa tyle i tyle zł a w nawiasie dopisek, że w euro jest to taka i taka kwota przeliczona po kursie NBP z dnia tego i tego. I na taką kwotę ma potwierdzenie przelewu ze swojego banku. A także, że jeśli ktoś jeszcze do niego zadzwoni w tej sprawie to zgłosi próbę wymuszenia. Dopiero wtedy wszyscy dali mu spokój i mógł zacząć remont, ale to temat na osobną historię.

agencja nieruchomości

by Chantall
Dodaj nowy komentarz
avatar Issander
28 36

Co jest nie tak w 2? Nie lubię się targować, wielu innych z pewnością też nie, gdybym miał coś sprzedać, również podałbym cenę ostateczną. A gdyby to coś było w złym stanie to - uwaga - zniżkę uwzględniłbym już przy podaniu ceny. W Polsce, całe szczęście, nie ma kultury targowania się. Dlaczego uważasz, że ktoś ma ci (koledze) dwukrotnie schodzić z ceny, a jak nie, to jest piekielny?

Odpowiedz

Zmodyfikowano 3 razy. Ostatnia modyfikacja: 27 czerwca 2017 o 18:48

avatar KIuska
18 26

@Issander: Piekielny był tytaj kolega. I to nawet bardzo piekielny.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
12 14

@Chantall: Dlaczego wystawienie na sprzedaż mieszkania o zawyżonej cenie miałoby być piekielne? Tyle chcą, więc niech czekają na jelenia, może się jakiś trafi. Jeśli nie- może przemyślą cemę i zaczną z niej schodzić. Niechęć do targowania NIE jest piekielna. Niech sobie za milion wystawią, jak chcą. Nikomu tym krzywdy nie robią.

Odpowiedz
avatar no_serious
6 10

@Chantall: Ich własność mogą robić co chcą. No już nie przesadzaj, ktoś zechce kupić za większą kwotę to kupi. A kolega, który widzi cenę i wymaga by ktoś z niej potem schodził to po prostu idiota. Może zapytać, ale odmowa nie jest piekielna.

Odpowiedz
avatar Always_smile
5 7

@Chantall: Sprzedający ma prawo wycenić mieszkanie wg własnego uznania i nie jest piekielne jeśli to zawyżona stawka, po prostu najwyżej nie będzie na nie chętnych.

Odpowiedz
avatar kochamowoce
2 6

@Issander: W tej sytuacji nikt nie był piekielny. Sprzedający nie musiał obniżać ceny tak jak i kupujący miał prawo o to spytać (nie musiał wiedzieć wcześniej że cena nie podlega negocjacji). Jeśli kupującemu nie pasowała taka cena to po prostu zrezygnował.

Odpowiedz
avatar Chantall
-1 13

@Always_smile: @no_serious: Nie sprzedawaliście chyba za dużo mieszkań. Przy mieszkaniu i samochodzie odstawia się teatr, sprzedający jęczy i wzdycha jak to mu trudno się rozstać z przedmiotem owych westchnień, a kupujący udaje, że wcale nie chce kupić. A tak już całkiem poważnie. Według ostatniego raportu z rynku nieruchomości średnio co 10 mieszkanie sprzedaje się za cenę za którą było pierwotnie wystawione. btw. wycieczki ad personam wobec osoby o której się nic nie wie? Niektórzy nisko upadli.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
8 10

@Massai: Zajmuję się importem, kupuję każdego dnia, zawsze się targuje, to jest jakaś postkomunistyczna mentalność, ze targowanie to wstyd. Za komuny były państwowe sklepy i ceny odgórnie ustalane. I ludzie nadal tak myślą. Normalne jest negocjowanie ceny. I sprzedawca moze odmówić, jego sprawa a le nie ma nic dziwnego w "targowaniu" to najnormalniejszy element handlu

Odpowiedz
avatar no_serious
2 4

@Chantall: Ja tylko wskazuję, że nie ma nikt obowiązku opuszczać ceny. A ten kto uważa to za piekielne niewiele wie o życiu. Chcę to opuszczę, nie chcę to nie. Nie szkoda Ci zdrowia na takie pieklenie się w internecie, bo ktoś inny ma inne zdanie niż Ty i spokojnie je tłumaczy.

Odpowiedz
avatar Chantall
1 5

@no_serious: Chyba pieklenia nie widziałeś. Ja też grzecznie tłumaczę, ale chyba przestanę skoro i tak minusujecie te komentarze. Masz rację, szkoda życia na użeranie się z niektórymi (vide: komentarz Massai, jakże kulturalny i uprzejmy).

Odpowiedz
avatar Lynxo
-4 6

@Issander: Tez sie nie targuje. Jak sprzedaje cos za np 1000 euro to znaczy 100 euro. Za kazdym razem jakis janusz/john/abraham napisze dam 500. Nie, spie****aj

Odpowiedz
avatar bazienka
-1 1

@Chantall: a gdzie info o tym w historii? mamy sie domyslic? @no_serious: wiesz, aj tez nienawidze sie targowac, a np. moj przyjaciel uwielbia i kupowanie czegokolwiek ( poza oczywiscie jakichs marketow- mowie raczej o rekodzielnictwie, polproduktach, umawianiu sie na kase za zrobienie czegos) niezmiennie wpedza mnie w konsternacje ale pracowalam kiedys z galerii bursztynu i szefowa kazala dawac rabaty- wiec nauczylam sie, ze przy nagocjacjach warto o ten rabat zapytac, bo czesto cena czegos jest o jakis tam % zawyzona wlasnie na okolicznosc targujacych sie klientow

Odpowiedz
avatar whateva
3 3

@Lynxo: "Jak sprzedaje cos za np 1000 euro to znaczy 100 euro" - czyli rzucasz kwotę dziesięciokrotnie większą, niż faktycznie chcesz dostać, a klienta chcącego dać pięć razy więcej odsyłasz na drzewo?

Odpowiedz
avatar pracujacamama29
-5 21

To podpowiedzcie mi proszę rozwiązanie punktu 3. Chcę sprzedać dom w którym mieszkam. Nie planuję wynajmować czegoś ani sie ileś razy przeprowadzać. Zacznę szukać nowego lokum jak już będę miała sprawę doklepaną u notariusza-pieniążki przelane, umowa kupna sprzedaży sfinalizowana. I wtedy mam miec 1-2 na znalezienie nowego domu i przeprowadzkę oraz całą papierologię? Pytam bez złośliwości

Odpowiedz
avatar Litterka
14 20

@pracujacamama29: Tak. Nie po to kupuję mieszkanie, żeby ileś tam czasu odwlekać remont lub odświeżenie i przeprowadzkę. Niestety, ale mnie nie interesuje, jak sobie sprzedający rozwiązał ten problem.

Odpowiedz
avatar Innais
16 20

@pracujacamama29: Można spróbować się dogadać z nabywcą i płacić mu za wynajem. Jeśli chcesz zostać w domu/mieszkaniu nienależącym już do Ciebie to taka opcja jest chyba najbardziej fair, zwłaszcza, że nabywca sam musiałby np. wynajmować.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
9 13

@pracujacamama29: Tak bez złośliwości, znalazłaś nowy dom, kupujesz, i sprzedając Ci mówi "no, to ja tak za pół roku...". Będziesz zadowolona? ;) Wiadomo że dom nie rower, nie przekażesz od razu, ale kilka miesięcy? Niestety trzeba brać pod uwagę sprzedając dom/ mieszkanie że kupujący nie będzie chciał czekać na swoją własność nie wiadomo ile.

Odpowiedz
avatar Katka_43
9 11

@pracujacamama29: Normalka. Jak się nabywca zgodzi, podpisujesz umowę i mieszkasz dalej, ale płacisz nowemu właścicielowi za wynajem.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
9 9

@pracujacamama29: Pamiętaj o obawach kupującego nie zna cię, moze jestes jakiś dziwny człowiek i zaczniesz mu dom dewastowac albo odmówisz wyprowadzki Polskie prawo jest chore i okaże się ,z e nie mogę cię eksmitować.

Odpowiedz
avatar Chantall
1 5

@pracujacamama29: Nie, sprzedając mieszkanie musisz mieć sprecyzowane plany i wstępnie wybrany lokal lub kilka. Poza tym nie wierzę, że ktoś planuje taką zmianę nie mając pieniędzy na zaliczkę na nowe mieszkanie. Wpłacasz zaliczkę osobie od której kupujesz mieszkanie mniej więcej w tym samym czasie jak dostajesz zaliczkę za swoje mieszkanie. Wtedy w ten miesiąc, a nawet krócej da się wyrobić.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
7 7

@pracujacamama29: Nigdy nie wiesz, co ludzie mają w głowie. Z czystej złośliwości mogą chcieć zdewastować dopiero co sprzedane mieszkanie, bo taki mają kaprys i już.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
3 3

@pracujacamama29: Po nic, tak po prostu.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
3 5

@pracujacamama29: Sprzedaż mieszkania/domu to UMOWA - więc jak się umówisz to możesz mieszkać "na dożywocie". Umowy często stosowane u emerytów za dom wartości 1000000 zł dostają 250 tyś. warunek - kupujący ma prawo do nieruchomości po śmierci sprzedającego. Więc nie ma nic piekielnego w sytuacji gdy sprzedawca sprzedaje mieszkanie a warunkiem transakcji jest przejęcie nieruchomości w oznaczonej dacie. Jeżeli cena lub inne warunki nie pasują jednej ze stron - to do transakcji nie dochodzi i nic w tym piekielnego nie ma.

Odpowiedz
avatar Chantall
-2 2

@pracujacamama29: A skąd kupujący ma wiedzieć co Ci siedzi w głowie? Może mu na koniec żarówki wykręcisz z żyrandoli i zabierzesz? ;)

Odpowiedz
avatar tvh
5 5

@thebill: Ciut, ciut inaczej z tym "dożywociem" :-) Tak w uproszczeniu: kupujący ma prawo do nieruchomości od chwili jej kupienia a dożywotnik prawo zamieszkania ( jak domownik) i używania całej lub części nieruchomości aż do śmierci. Dożywocie można też zamienić na rentę a dożywotnika usunąć z nieruchomości.

Odpowiedz
avatar tvh
3 3

@Massai: Zakazane? Pierwsze słyszę, aż sprawdziłem w KC. Nie pamiętasz może gdzie zakazali? Skoro piszesz o firmach to raczej chodzi ci o tak zwaną "odwróconą hipotekę". To było w miarę niedawno ( ponad 2 lata temu) regulowane u nas przepisami z powodu potencjalnych naduzyć i ryzyka. Jest jeszcze trzecia forma "renta dożywotnia" w zamian za nieruchomość.

Odpowiedz
avatar tvh
2 2

@maat_: Kupujący może się nieco zabezpieczyć np. umową najmu okazjonalnego lub klauzulą o dobrowolnym poddaniu się egzekcji - tzw. "3 kosy" czyli art. 777 kpc. Wtedy jest łatwiej usunąć opornego byłego właściciela.

Odpowiedz
avatar bazienka
-2 4

@pracujacamama29: zgadzam sie jakkolwiek rozumiem, ze kupujacy musi placic zarowno rate, jak i czynsz itp., to zawsze mozna sie jakos dogadac np. byly dogadal sie ze sprzedajacym- kupil mieszkanie w marcu, wprowadzilismy sie czerwiec/lipiec dalo sie dogadac i nie, poprzedni wlasciciel nie placil mu za wynajem, zwyczajnie regulowal biezace oplaty mialam 16 przeprowadzek w zyciu, tez nie bylabym sklonna ku kolejnej

Odpowiedz
avatar szafa
-1 1

@pracujacamama29: Prawda jest taka, że często tak właśnie się robi, jak w tej sytuacji niesłusznie uznanej za piekielną. Często ludzie sprzedają swoje mieszkanie, by kupić inne i wiadomo, że póki nie dostaną przynajmniej sporej części kasy za swoje mieszkanie, to nie będą mogli się przeprowadzić na nowe (bo za co?) Pół roku oczywiście to grube przegięcie, ale moja rodzinka kupowała w ten sposób używane mieszkanie dwukrotnie równocześnie sprzedając swoje i zawsze było dwa, trzy miesiące na ogarnięcie wszystkiego, co oczywiście było odpowiednio prawnie zagwarantowane.Tak więc jeśli się trafi na odpowiednich kupujących i sprzedających, wszystko da się normalnie, prawnie załatwić. Ale lepiej pluć na piekielnych, sądząc, że każdy ma taką samą sytuację niż użyć wyobraźni

Odpowiedz
avatar pracujacamama29
-2 14

a to widać ja dziwna i łatwowierna, bo dałam byłej właścicielce 2 miesiące czasu na wyprowadzkę. Mogłam ją wykosić na wynajem.

Odpowiedz
avatar Chantall
1 5

@pracujacamama29: Wszystko jest do dogadania. Ale nawet przy Twoich dwóch miesiącach (które można zagryźć zęby i przetrzymać) sześć, które pani proponowała to już była lekka przesada.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
5 7

@Chantall: Dlaczego przesada? taka była jej propozycja, kupujący albo się z tym zgadza albo nie. Jeżeli cena by była o 50 tyś niższa niż rynkowa to bym się zgodził poczekać pół roku na przejęcie mieszkania.

Odpowiedz
avatar Chantall
-4 6

@thebill: Cena była rynkowa, a nie dużo niższa niż rynkowa. Tutaj pani wystawiając mieszkanie za nieco więcej była przygotowana, że zejdzie o te 20 tysięcy ze swojej ceny. Jeśli masz gdzie mieszkać to możesz czekać, ale serio zapłaciłbyś obcej osobie kilkaset tysięcy i grzecznie czekał pół roku płacąc za stare mieszkanie, za nowy lokal i często jeszcze ratę kredytu? Bo nie oszukujmy się większa część mieszkań jest przecież kupowana na kredyt.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 5

@Chantall: Jeżeli nie odpowiadają mi warunki sprzedawcy - nie kupuję i nie jest to piekielnością z żadnej strony. Za malucha z 1975 na aledrogo ktoś chciał 150tyś. Piekielność?

Odpowiedz
avatar bazienka
-3 3

@Chantall: jesli wynajmujesz, to masz jakis tam okres wypowiedzenia ( zazwyczaj miesiac-3 miesiace), wiec tez nie wypowiadasz " na zas" z nadzieja, ze przez te kilka miesiecy sie cos znajdzie normalna osoba wypowiada dotychczasowe lokum dopiero jak ma w reku akt wlasnosci nowego mieszkania wiec tak czy inaczej musi sie z wlascicielem dogadac lub te kilka miesiecy poczekac- i wtedy opcja tego 1-3 miesiecznego zamieszkania sprzedajacego wydaje sie korzystna dla obu stron

Odpowiedz
avatar Jorn
5 7

Mamy tutaj cztery historie w jednej, z czego jedna piekielna i jedna z małym elementem piekielności, jedna, w której piekielność rozłożona jest na wszystkich uczestników i jedna, która w ogóle nie powinna się tu znaleźć. No to po kolei: 1. To jest właśnie ta piekielna. 2. Tu piekielności nie ma wcale. Strony nie porozumiały się co do ceny i się rozeszły. 3. Tu jedynym elementem piekielności jest fakt, że sprzedająca nie uprzedziła z góry, że chciałaby w mieszkaniu zostać dłużej niż się to zwykle robi. 4. Tu piekielni są wszyscy, włącznie z opisującym historię autorem, który twierdzi, że bank zawsze pobiera opłaty za przelewy przychodzące z zagranicy. Cóż, ode mnie jakoś nie pobierają, tylko kurs jest prawie zawsze sporo mniej korzystny niż możliwy do uzyskania w inny sposób. Co do nieporozumień na punkcie kursu, tu zawalili wszyscy: trzeba się było umówić na cenę x zł plus y € i nie byłoby problemu. Jeśli się jednak umówili na eurową równowartość części ceny w złotych po kursie, który w dodatku został wpisany do aktu notarialnego, to sprzedający rzeczywiście nie powinien mieć żadnych pretensji, bo wziął na siebie ryzyko kursowe. No i rzeczywiście nie powinien się rzucać o kilkudniowe opóźnienie w realizacji przelewu, choć pięć dni, to dużo (jakoś moje przelewy z Belgii mam na polskim koncie zwykle po dwóch dniach, czasami po trzech).

Odpowiedz
avatar Chantall
-1 1

@Jorn: Co do czwartej historii masz rację. Przelew był u sprzedawcy po tych trzech dniach (zlecony jakoś mocno po południu, wyszedł z banku dnia następnego i po dwóch dniach był na koncie docelowym), ale kolega nauczony doświadczeniem, że różne rzeczy się zdarzają podał termin wydłużony. Kwotę ze złotówek na euro przeliczał notariusz i wszyscy się na to zgodzili. Myślę, że sprzedający po prostu nie wziął pod uwagę, że to nie jest jego konto w banku w Anglii i będzie to przewalutowywane. Co do przewalutowywania, Twój bank może nie pobiera opłat, ale tutaj sprzedawca się spieszył żeby założyć konto na przelew, a potem przelać lub wypłacić kasę i zamknąć konto więc podejrzewam, że założył je w pierwszym lepszym banku i wziął co dawali bez zastanawiania się z czym to się wiąże. Zresztą sam wiesz jak jest, jeśli powiedział w banku, że przyjdzie przelew w euro za mieszkanie to mógł się trafić nieuczciwy pracownik, który specjalnie sprzedał konto z opłatami.

Odpowiedz
avatar yakhub
0 2

@Jorn: W historii 4 wszyscy dali ciała, decydując się na załatwianie sprawy przelewami. Akurat przy takiej kombinacji, jak opisywana - najprościej i najszybciej byłoby przyjść do notariusza z walizką gotówki.

Odpowiedz
avatar bazienka
-2 2

kolega nie mogl zablokowac numeru pani albo wylaczac dzwieku na noc? i po prostu od babska nie odbierac- bo nie jest ona strona w sprawie?

Odpowiedz
avatar kruker
1 1

Jak ja kupowałem mieszkanie, to nie robiłem problemu, że Pani potrzebuje 2 miesiące na wyprowadzkę, między innymi z powodu córki, która musiała dokończyć rok szkolny w pobliskiej szkole. Przecież sprzedający też musi mieć trochę czasu na znalezienie nowego lokum - trudno, żeby miał już coś upatrzone i zarezerwowane, jeśli nie wie kiedy uda mu się sprzedać obecne mieszkanie. Uwierz mi, 2-3 miesiące to na prawdę nie jest długo w porównaniu z mieszkaniami z rynku pierwotnego, gdzie w Warszawie kupując dzisiaj mieszkanie odbierzesz je w 2018 lub 2019 roku... A kredyt trzeba spłacać.

Odpowiedz
Udostępnij