Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Historia Filemony - http://piekielni.pl/78846 - przypomniała mi... Oj, przypomniała.... Moja mama w…

Historia Filemony - http://piekielni.pl/78846 - przypomniała mi...

Oj, przypomniała....

Moja mama w roku 1997 zachorowała. Nowotwór „spraw kobiecych”. Guz był umiejscowiony tak, że lekarz prowadzący orzekł o konieczności operacji wycięcia go i następnie przeprowadzenia badań histopatologicznych, celem określenia jego charakteru – łagodny czy złośliwy.

Nie znam, niestety, szczegółów, ponieważ mama miała (i ma nadal) silne tendencje do ukrywania swojego stanu zdrowia przed najbliższymi, aby ich nie martwić, i wymogła na ojcu pełne milczenie w tej sprawie. Do tego stopnia, że ja (jedyne dziecko) o całej sprawie dowiedziałam się post factum.

Historię tę przedstawiam zatem tak, jak opisał mi ją ojciec (post factum!).

Termin operacji był dość szybki, jak to przy takiej chorobie. Renomowany szpital ginekologiczno-położniczy. Niestety, chyba zbyt renomowany. Mama w dzień operacji została odesłana do domu z mętnym tłumaczeniem, że „jakieś pilne zagrożenie życia” musi być operowane pierwsze. Jakby rak nie był zagrożeniem życia!

Drugi termin – historia identyczna, jak historia babci Filomeny. Głupi jaś - i odwrót!

Gdy przesunięto trzeci termin, do akcji wkroczył ojciec. Pewnie spytacie, czemu tak późno. Moi rodzice są ludźmi gołębiego charakteru, łagodnymi, kulturalnymi i, co tu dużo gadać, nie bardzo umieją walczyć o swoje. Ale ojciec, widząc, w jakim stanie psychicznym jest mama – w końcu ta operacja miała być również diagnozą, czy ma nowotwór złośliwy! żyła z dnia na dzień z niewiedzą, czy ma tego raka, czy może jest jeszcze jakaś nadzieja – postanowił poważnie porozmawiać z panią ordynator. Nie krzyczał, nie robił awantur. Po prostu był nieustępliwy.

Operacja została przeprowadzona w czwartym z kolei zaplanowanym terminie. Okazało się, na szczęście, że guz był łagodną zmianą nowotworową, bez przerzutów.

Podczas pobytu mamy w szpitalu ojciec nawiązał przyjacielskie relacje z jedną z pielęgniarek, czytaj: pieniądze i prezenty za „szczególną” opiekę nad mamą. Nie wiem, czy ten zwyczaj jest jeszcze praktykowany, ale wtedy był. Od niej dowiedział się, czemu mama miała trzykrotnie przesuwaną operację. Otóż zawiniła właśnie renoma szpitala. Wówczas, 20 lat temu, każda kobieta się do niego pchała. Rodziły tam i leczyły się kobiety z pierwszych stron gazet. Dwie pierwsze operacje zostały przesunięte z uwagi na koperty o pokaźnej zawartości, trzecia zaś za sprawą sławnej osoby, która przecież musiała zostać przyjęta teraz i natychmiast.

Zapewne teraz realia są inne – bardzo chcę w to wierzyć. Przypuszczam, że ukrócono łapownictwo. Ale wtedy, uwierzcie mi – ono kwitło i owoce wydawało.

Służba zdrowia 20 lat temu

by KatzenKratzen
Dodaj nowy komentarz
avatar Iras
17 19

Gwoli wyjaśnienia - rak bywa zagrożeniem życia - jednak nie jest bezpośrednim zagrożeniem życia. Jako bezpośrednie zagrożenie zycia określa się stan, gdzie trzeba JUŻ, TERAZ, NATYCHMIAST operować, bo za godzinę, czy kilka będzie za późno.

Odpowiedz
avatar KatzenKratzen
-2 14

@Iras: Oczywiście. Ale w tym przypadku "już, teraz, natychmiast" oznaczało 4 cyfrową sumę w kopercie, według mojej wiedzy.

Odpowiedz
avatar Filemona
17 21

@Satsu: no nie, to Ty pie$dolisz jak potłuczony. Bezposrednie zagrozenie życia to sytuacja, kiedy to zycie moze byc stracone w ciągu najblizszych minut/godzin, a nie dni czy tygodni. Przypadek raka, to jest zagrozenie życia, ale nie bezpośrednie. Bezpośrednie jest np. powypadkowe, kiedy osoba ma krwotok wewnętrzny i przesunięcie terminu operacji w jej przypadku skonczy się śmiercią, a nie ew. pogoroszeniem stanu zdrowia. Aczkolwiek jestem w stanie uwierzyć, że tym przypadkiem byla sumka w kopercie, jak to pisze @KatzenKratzen

Odpowiedz
avatar KatzenKratzen
-1 11

@Filemona: Pamiętajcie, że historia wydarzyła się 20 lat temu, gdzie korupcja lekarska kwitła i owoce wydawała. Nie wiem, czy ta pani była w stanie zagrożenia zdrowia/życia. Moja mama była (nowotwór łagodny/złośliwy. Złośliwy = wyrok śmierci. Ale rodziców nie było stać na 4-cyfrową kopertę. Ja bym dała! Wielkimi kosztami oczywiście, zapewne wspólnymi siłami ja+ojciec, ale byśmy dali! Ale... Czy to o to chodzi??

Odpowiedz
avatar b_b
0 0

@KatzenKratzen: w mniejszych miastach zwłaszcza we wschodniej Polsce nadal kwitnie

Odpowiedz
avatar Iras
8 8

@KatzenKratzen: Nawet 4 cyfrowa sumka w kopercie nie przesunie osobnika z powiedzmy nowotworem, czy jakimkolwiek innym zabiegiem tzw. planowanym, przed osobę która właśnie się wykrwawia, czy jest wytrzewiona - nawet te 20 lat temu. Co oczywiście nie wyklucza, że zabieg twojej matki został przesunięty po 4 cyfrowej sumce na rzecz innego zabiegu planowanego. Satsu - rak nie jest bezpośrednim zagrożeniem życia - nigdy. Konsekwencje raka - owszem bywają, sam rak jednak nie. Jesli ktoś z nowotworem płuc w stanie terminalnym akurat sie dusi - to jest to bezpośrednie zagrożenie życia spowodowane nowotworem - ale to dusznośc jest tu tym zagrozeniem. Jeśli ktoś w stanie terminalnym dowolnego nowotworu ma trafić na stół operacyjny - inaczej pozyje maks tydzien, czy miesiąc - jest zagrozeniem życia, ale nie bezpośrednim.

Odpowiedz
avatar Armagedon
-5 13

"Przypuszczam, ze ukrócono łapownictwo." Zapewniam cię, że NIE ukrócono. I zapewniam cię, że WTEDY na planowe operacje czekało się znacznie krócej niż obecnie. A także zaręczam ci, że nawet ten czwarty termin zabiegu twojej mamy był mniej odległy, niż obecnie byłby pierwszy. Choć na operacje onkologiczne czeka się i tak stosunkowo krótko. Mój kumpel na operację usunięcia rozległego guza mózgu czekał blisko trzy miesiące. TYDZIEŃ po operacji (na szczęście udanej) wypisano go do domu.

Odpowiedz
avatar KIuska
-2 8

@Armagedon: Potwierdzam, łapówkarstwo ma się świetnie. Kilka tygodni temu moja mama miała usuwanego guza piersi. Pielęgniarki tylko chodziły i nastawiały kieszenie. A ich brak wiedzy jest aż porażający. Żadna nie powiedziała, że bandaż trzeba zdjąć już następnego dnia. Gdyby mama się nie domyśliła to skończyłaby jeszcze z odparzeniami. Wypisano ją następnego dnia po operacji(!).

Odpowiedz
avatar KIuska
-1 3

@Massai: Bujda? Rozumiem, że przyspieszanie dotyczy też zmian opatrunku po operacji? Zapłacisz nam=zmienimy ci od razu, nie zapłacisz=siedź i czekaj? Pielęgniarki głaszczące się po kieszeniach to też bujda?

Odpowiedz
avatar Armagedon
0 4

@Massai: O jakiej bujdzie piszesz? Bo nie do końca rozumiem. Chcesz powiedzieć, że w całej, tak zwanej, ochronie zdrowotnej - jak ona długa i szeroka - nikt, od czasu zmiany systemu, nie wziął żadnej "gratyfikacji" (że tak to ujmę), ponieważ łapownictwo już dawno UKRÓCONO? Ja natomiast twierdzę, że NIE UKRÓCONO, i ten kto chce "brać" - ten bierze. Jeżeli, oczywiście, ma takie możliwości, bo, na przykład, taki pan stażysta to se dużo może... A z tym "płatnym przyśpieszaniem" zabiegu też coś kręcisz. Miałoby to sens (powtarzam, miałoby - tryb przypuszczający), gdyby te płatne zabiegi wykonywano DODATKOWO, poza listą planowych operacji. Czyli, powiedzmy, na dziś planowych pacjentów jest pięciu, a szósty, płatny, zabieg ma wykonany "prywatnie" i NFZ nawet o tym wiedzieć nie musi. Ale nie wtedy, gdy ktoś "planowy" wypada z kolejki. Ponieważ-gdyż, w takiej sytuacji szpital praktycznie NIC nie zarabia, skoro cena "prywatnego" zabiegu jest prawie taka sama jak stawki w NFZ. Załóżmy, NFZ zwraca 2000 zeta, a pacjent płaci 2200. Dla szpitala, jako takiego, to niewielka różnica i, w zasadzie, powinno być mu wszystko jedno kogo danego dnia operuje. Płatnego, czy "enefzetowca". No, ale pewnie komuś nie jest wszystko jedno, bo pacjent, oprócz stawki oficjalnej, płaci temu "komuś" dodatkowe pięć stówek. Za wyrzucenie któregoś "planowego" z kolejki. A wyrzuca się go po to, żeby "ktoś" mógł zarobić. Bo gdyby taka nieplanowa operacja odbyła się OFICJALNIE jako dodatkowa - ten ktoś by już NIE zarobił, gdyż, jak sadzę, jego DODATKOWE wynagrodzenie mieści się w cenie DODATKOWEGO zabiegu. I jest znacznie niższe, opodatkowane, oraz nie jest wypłacane od razu.

Odpowiedz
avatar KIuska
-2 2

@Massai: Ty za to pojęcie masz ale tylko o teorii. Praktyka jest zupelnie inna. Chyba nie zdajesz sobie sprawy z tegi jak czuje się osoba tuż po operacji. Ostatnie na co ma ochotę to odstawianie bezsensownych przedstawień na pół szpitala. Kolejki niby nie ma, ale można ipatrunek zmienić od razu, a można to zrobić po kawie, plotkach i policzeniu pająków w rogu.

Odpowiedz
avatar Armagedon
-2 4

@Massai: A możesz mi wyjaśnić, co mnie ma obchodzić cennik usług? Czy ja neguję, że jest takowy? Tylko dlaczego ktoś kto płaci, ma wywalać z kolejki kogoś, kto też płaci, tyle, że nie bezpośrednio, a ze swoich składek zdrowotnych - poprzez NFZ? Tym bardziej, że (jak twierdzisz) ceny są zbliżone. Podam ci taki przykładzik, tyle, że w mniejszej skali. Moja poradnia POZ jest niepubliczna. Znaczy to, że ma podpisaną umowę z NFZ, lecz również przyjmują tam specjaliści prywatni. ALE - nie lekarze rodzinni. Do nich chodzi się "za darmo", tylko trzeba się wcześniej zapisać. Pacjenci "przewlekli" czekają na wizytę dwa tygodnie. Niemniej, zdarza się, że ktoś potrzebuje pilnej porady, a nie ma ubezpieczenia/jest z innego miasta/inny powód, chce za wizytę zapłacić prywatnie i zostać przyjętym dzisiaj. A tu pani doktor ma pełne "obłożenie" na zmianie i ani jednego wolnego numerka. Jeszcze się nie zdarzyło, żeby rejestratorka, lub lekarka, wywaliła z kolejki kogoś z oczekujących, albo odwołała jakąś wizytę telefonicznie, by w to miejsce przyjąć pacjenta płatnego. Po prostu - zostaje on przyjęty DODATKOWO, a pani doktor zostaje w pracy dłużej. A to, czy pacjent opłacił wizytę oficjalnie w recepcji, czy uiścił lekarce bezpośrednio do ręki - pozostaje sprawą poufną między nią, pacjentem i rejestratorką.

Odpowiedz
avatar Armagedon
2 2

@Massai: Aaaa, widzisz. Bo ty nawiązujesz do powyższej historii, która miała miejsce 20 lat temu, a ja do historii następnej (jeśli chodzi o kolejność czytania - poprzedniej), gdzie autorka opisuje sytuację mającą miejsce jakieś trzy dni temu. Przeczytaj ją sobie i tam się wypowiedz.

Odpowiedz
avatar KIuska
-1 1

@Massai: Wiedziałam, że tak jest. Nikt tqk bardzo nie chwali slużby zdrowia i nikt nie opowiada takich bzdur jak ty. Niestety takie bronienie na sile nic nie da, ludzir mają oczy i dobrzr widzą to co dziejr się w szpitalach.

Odpowiedz
avatar Armagedon
0 2

@Massai: Chodzi o tę... http://piekielni.pl/78846#comment_977862 Może na wyrost założyłam, że ją również czytałeś. Była zamieszczona wcześniej niż ta tutaj. Pod tamtą wypowiedziałam się również, A tutaj zabrałam głos tylko dlatego, że wkurzają mnie sugestie, jakoby dwadzieścia lat temu TO DOPIERO było źle, kumoterstwo, łapownictwo i nepotyzm kwitły, a kolejki do zabiegów/specjalistów/szpitali były długie jak równik. Teraz, natomiast, jest nieźle, całkiem dobrze, wyśmienicie! Nieprawidłowości i anormalne sytuacje nie istnieją, kopertówek nie ma, nikomu się to nie opłaca. Bo wszystkie te nieuczciwe działania UKRÓCONO. A lekarze, którzy 20 lat temu mieli po czterdzieści lat i "brali" - dziś mają sześćdziesiątkę i już im nie zależy. Ustatkowali się, albo nie mają, biedactwa, możliwości.

Odpowiedz
avatar lelebr
-2 2

@KIuska: "Wypisano ją następnego dnia po operacji(!)." Raczej nie ma w tym nic dziwnego. Po usunięciu guzka zostałam wypisania następnego dnia, dla ścisłości zabieg odbył się pod narkozą + intubacja. Miałam zgłosić się po tygodniu na usunięcie szwów. Po takim zabiegu, jeśli nie ma żadnych komplikacji i na daną chwilę nie wdraża się jakiegokolwiek leczenia, nie ma przesłanek do pozostania w szpitalu.

Odpowiedz
avatar KIuska
-2 2

@lelebr: Od zabiegu mineło ok. 12 godzin. Komplikacje jeszcze mogły się pojawić. Jeszcze trochę i będą wypisywać pacjentów nie wybudzonych. Tak będzie szybciej. Gdyby w szpitalu nie było miejsc to jeszcze bym to zrozumiala, ale na wszystkich 10 salach, które mijałam były wolne praktycznie wszystkie łóżka.

Odpowiedz
avatar ZaglobaOnufry
1 1

Łapówkarstwa tu (w Niemczech) jest w medycynie chyba mało, a na terminy operacyjne (w poważnych sprawach) czeka się względnie krótko, przy czym zawsze powody medyczne mogą zdecydować o kolejności zabiegu, czyli ostry, gwałtowny przypadek, zagrażający życiu, ma zawsze pierwszeństwo przed rutyną - jasne i węzłowate, a decyzję wtedy podejmuje i uzasadnia zrozumiale zawsze lekarz. Ale chyba wzięliby na stół operacyjny jakąś Merkel, czy Schumachera przed zamówionym na ten termin Kowalskim, bo prominent może dla nich ważniejszy (chyba MOŻE, że Kowalski umiera!). Czyli wojewoda ma wstęp prawie wszędzie przed smrodem. Ale były tu też afery, n.p. przy fałszowaniu (za pieniądze) akt stanu pacjentów, żeby ci dostali wcześniejszy termin na transplantację (n.p. wątroby). Po tym chęć oświadczeń o zgodach na pośmiertne ofiarowanie części ciała na przeszczepy nagle zmalała, bo kto by się na to zgodził (ja n.p. NIGDY). Machlojki i przekupstwa były i będą zawsze i wszędzie, ale są gdzieniegdzie powszechne i nagminne, albo i nie - tu różnica!. Czasem to kwestja wysokości ofiarowanej kwoty, miałem raz pacjenta, który ponoć za około 10000 zielonych dał sobie w Indiach przeszczepić nerkę, co wybitnie polepszyło jego stan zdrowia (a w Niemczech było nielegalne, a istniał brak ofiarodawcy). Jakby ktoś za coś chciał ofiarować n.p. milion, albo i więcej, to nie wiem, czy dużo ludzi oparłoby się takiej kwocie (a to dla choćby miliardera - drobiazg, bo życie ważniejsze i ostatnia koszula nie ma kieszeni!)

Odpowiedz
avatar Armagedon
-3 5

@Massai: Chyba, że ktoś posmaruje, wtedy kolejkę ma krótszą, albo nie czeka wcale.

Odpowiedz
avatar kertesz_haz
6 6

Myślę, że sytuacja w Polsce się powoli zmienia na lepsze. Jakiś czas temu mój tata miał tutaj w kraju niewielki zabieg kardiologiczny - wykonujący lekarz nie tylko nie chciał łapówki, ale również wzbraniał się przed przyjęciem upominku po wykonanym zabiegu. Jeden ze znajomych opwaidał mi jak pewien lekarz mocno i bezinteresownie zabiegał by jego córce zrobiono operacje w specjalistycznej klinice. Trochę jeszcze musi minąć zanim całkiem to znormalnieje, ale mam wrażenie, że "nie biorę, ale chce godnie zarabiać" jest dewizą coraz większej liczby lekarzy- przynajmniej tych młodych.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 3 razy. Ostatnia modyfikacja: 24 czerwca 2017 o 11:12

avatar b_b
-1 1

@kertesz_haz: taa tylko to działa dopóki taki młody lekarz nie znajdzie się w pobliżu kilku starszych którzy biorą i niejako zmuszają go do brania żeby nie psul rynku. Podobnie jak młodzi nauczyciele pełni ambicji i z zapałem i wiele innych młodych ludzi z różnymi zawodami

Odpowiedz
avatar KatzenKratzen
-1 3

@Massai: Właśnie na termin operacji te łapówki miały wpływ. I to dwukrotnie. Pisała o tym, na końcu. Może nie doczytałeś do końca.

Odpowiedz
avatar KatzenKratzen
-2 2

@Massai: Tak. To było równe 20 lat temu

Odpowiedz
avatar Armagedon
-1 3

@Massai: Massai, przestań pier...niczyć, ja cię proszę. Szpitale robią NFZ w bambuko jak chcą. A te kontrole są o kant dupy potłuc, skoro tyle osób sprawdziwszy swoje konto w ZIP - odkrywało nagle, że miały robione zabiegi, o których nawet nie słyszały. Jeszcze ostatnio gdzieś czytałam, że jeden facet dowiedział się, iż miał trzy razy usunięty wyrostek, a inny - że mastektomię. No, tutaj ktoś już się musiał zdrowo rypnąć. Ale jak pacjent ma udowodnić, że nigdy nie miał rezonansu kręgosłupa, kolonoskopii, albo nigdy nie chodził na rehabilitację? KOLEJKI do zabiegów kontrolowane... może i są. Tyle, że z każdej nieprawidłowości da się zgrabnie wytłumaczyć. Bo przypadków może być "milionpińcet". Można nawet wiarygodnie udokumentować, że pacjent SAM prosił o przesuniecie operacji, bo mu coś wypadło. Albo, że się nie zgłosił, albo, że był nieprzygotowany, miał za niskie ciśnienie, za wysoki cukier, albo infekcję. Już to widzę, jak kontroler NFZ biega po prywatnych mieszkaniach i wypytuje, czy wszystko się zgadza. Jest taka prawda, stara jak świat. Popyt kształtuje podaż. A na szybsze terminy operacji jest olbrzymi popyt. Na przykład na endoprotezę czeka się i dwanaście lat. I nie próbuj mnie przekonywać, że 20 lat temu okres oczekiwania na operacje, lub wizyty u specjalistów, czy też planowe przyjęcia do szpitali był dłuższy niż obecnie. Bo to jest WIERUTNA bzdura.

Odpowiedz
avatar oszi90
-2 6

Dzisiaj też się daje prezenty pielęgniarkom, żeby się dobrze zajmowały bliskim chorym, mama kupiła kawę i cośtam jeszcze jak babcia miała operację.

Odpowiedz
Udostępnij