Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Straciłem przyjaciela. Dziwnie to wszystko zabrzmi. Prawdę mówiąc - muszę się po…

Straciłem przyjaciela.

Dziwnie to wszystko zabrzmi. Prawdę mówiąc - muszę się po prostu wygadać. Jestem człowiekiem, który dużą rolę przywiązuje do przyjaźni - dla mnie przyjaźń oznacza coś naprawdę mocnego, bez podtekstu seksualnego. Taka miłość ale nie do końca. Żeby nie było - nie jestem homo. Ale przez całe życie poznałem tylko dwie osoby, z którymi połączyły mnie relacje "przyjaciel-brat". Niżej są zwykli przyjaciele (też może z 2 osoby), z którymi nie mam tak mocnych - niemal metafizycznych - relacji, ale wiem, że wskoczyliby za mną w ogień, a ja za nimi. Potem są dobrzy znajomi i znajomi. I tak to sobie leci. Przyjaciel-brat, to taki człowiek, z którym łączy mnie więź tak silna i wypracowana, że znamy swoje myśli. Ile razy z dwójką moich "braci" nawet nie musieliśmy mówić, lub każdy intuicyjnie wiedział, co drugi chce powiedzieć, nim to zrobił i odpowiadał na nie zadane pytanie. Męska przyjaźń jest dosyć ciekawa - bo niby faceci nie płaczą, ale mi się zdarzyło płakać. Właśnie w towarzystwie tych dwóch. A oni płakali w moim. Kiedy byliśmy na siebie mocno wkurzeni i zdarzało nam się bić, to jeden drugiego chronił przed ostrymi kątami mebli. No popchniesz gościa, bo cię wkurza. Uderzysz. Ale jeśli leci w kierunku stołu, to przytrzymasz, by sobie krzywdy nie zrobił. I nawzajem.
Z jednym znaliśmy się ponad 20 lat. Drugi dołączył dekadę później - i było ponad 10 lat. Nawzajem dopingowaliśmy się przy związkach i nawzajem wspieraliśmy, kiedy nie wychodziło.

I jak mam opisać tę sytuację, która wydarzyła się parę już miesięcy temu? Wyobraźcie sobie, że jeden z przyjaciół w końcu ląduje w solidnym związku. Żeby było śmieszniej - ja ich sobie przedstawiłem. Cieszę się, bo do tej pory mi się układało, a jemu niezbyt. Ale zauważam jedną rzecz - to ten typ, który przy kobietach zaczyna zachowywać się zupełnie inaczej. Jakby nie był do końca sobą, a wersją siebie, której oczekuje kobieta. Jednym słowem - gra. Zawsze grał i zawsze dla obcych był fałszywy. Egocentryk i trochę narcyz. Trochę udało się go z tego wyciągnąć - ale to były jego wady. Egotyzm, narcyzm, głupia duma w stylu "popatrzyłeś się brzydko, więc nie będę dzisiaj zmywał swoich naczyń" (taa, mieszkaliśmy razem jakiś czas). Nie zrozumcie mnie źle - człowiek nie składa się tylko z wad. Poza tym to był człowiek, który dla przyjaciół był lojalny całkowicie. A i nadawaliśmy na tych samych falach - zresztą opisywałem. Ale miał problem z kobietami - nie potrafił być sobą w relacjach z nimi. Zmieniał się w uberkapcia. Oczywistym było, że w sytuacji związkowej nie będziemy się spotykać często, ale po dwóch miesiącach bez wieści sytuacja stała się... kuriozalna. Znikł. Wsiąkł. Przepadł. Przeprowadził się do niej (jej mieszkanie) i dzielnie chodził do pracy, wracał z niej, jadł obiad i żył poważnym życiem. No i spoko - gdyby nie jeden fakt, że na sieci (taki mieliśmy kontakt) zaczął być coraz bardziej czepliwy. Wywlekał jakieś nasze sprawy przed wspólnymi znajomymi. Otwarcie w grupach biznesowo-znajomych sobie kpił ze mnie. Takie rzeczy. W końcu wszyscy trzej spotkaliśmy się na jednym piwie. I niby było spoko, ale w pewnym momencie dowiedziałem się, że moje życie to porażka. Że jestem przegrywem. Że on to ma super i ciężko na to pracował, by tak było, że ma mieszkanie, że ma kobietę (ja akurat byłem po zakończeniu związku), że ma pracę (a ja w tym czasie same zlecenia). Nigdy w taki sposób nie mówił. Czuł się - i dawał jasno o tym znać - lepszy.

No ale dobrze. Zdarza się. Potem znów umilkł, wiódł swoje "lepsze" życie i w końcu razem z drugim kumplem napisaliśmy do niego maila, że rozumiemy związek, ale czasami mógłby się odezwać. I że widzimy, że coś w tych naszych relacjach "nie gra".
Nie będę opowiadał wszystkiego, ale w odpowiedzi dostaliśmy masę zupełnie nielogicznego hejtu. Takie śmierdzące szambo.

Dodam jeszcze, że współpracowałem z jego dziewczyną przy pewnym projekcie - jako team - i ta gdzieś w tym samym czasie stwierdziła, że się wycofuje, bo nie widzi przyszłości projektu, ale kiedy jej "udowodnię" że projekt da radę i będzie dobrze, to ona "przemyśli" ponowne dołączenie jak już będzie dobrze.

Dodam jeszcze, że mój przyjaciel w ciągu tych paru miesięcy stracił wszystkie osoby, które uważał za takich normalnych przyjaciół. Zwyczajnie - kiedy ich zlewał ponad 3 miesiące, to się wkurzyli. A on, dzięki swojej dumie, stwierdził, że jednak skoro się wkurzyli, to ich wina i ma ich gdzieś. Poza tym, jak powiedział przy piwie - on ma zajebiste życie i pewnie mu "zazdroszczą".

Ale wróćmy do tematu - poszło ostro. Po pierwsze, nie na żywo, tylko przez maila, co jest dla mnie jakimś kuriozum. Po drugie - zaczął wytykać wszystko, całe brudy, jakie gromadzą się w ciągu lat. Aż w końcu... stwierdził, że jednak "musi odpocząć od przyjaźni". Dobrze zrozumieliście.

10 lat przyjaźni - i to takiej na poziomie ultra. Wspólne projekty, wspólne radości i wspólny płacz przy wódce, kiedy było makabrycznie źle. Ba - wspólne mieszkanie i wspólne kibicowanie sobie przy związkach. Wielkie marzenia i nawet niektóre już zrealizowane. I nagle - "musi odpocząć".
Próbowałem się jeszcze z nim spotkać na żywo, bo przez maila to jakoś tak... bez sensu. Ale się nie udało.

Miesiące mijają. Sytuacja jest jaka jest. Przeszedł mi smutek, przeszło wkurzenie. Już nie ma powrotu u mnie. Za to nie umiem zrozumieć całej sytuacji. Taka przyjaźń dla mnie mogłaby się złamać, gdybym - no nie wiem - zabił mu siostrę. Czy coś. A to? Kojarzę, co mogło się stać - trafił swój na swego. Jego dziewczyna to jest czysty on, tylko w damskiej wersji. Z tego co wiem, żyje im się dobrze. Prowadzą "dorosłe" życie. Ona starsza o 8 lat, on - w jej mieszkaniu, pracownik korpo.

Niby można posklejać w całość to, co się stało. Ale nigdy chyba nie będę w stanie tego całkowicie zrozumieć. Bo i nawet te "brudy", ta cała kłótnia - to nie było nic wielkiego. To było jak rozmowa z moją dawną byłą z borderline - sprzed lat, kiedy wpadłem w taki związek. Dokładnie to samo. Z tym, że ona potem poszła do psychiatry i z tego, co wiem, dziś już sobie radzi.

Nie wiem. Nie kapuję. Szkoda.

życie

by Razieler
Dodaj nowy komentarz
avatar WilliamFoster
25 25

No dobra... Wyplułeś, zrzuciłeś z wątroby i starczy. Chyba nie ma sensu drążyć, próbować na siłę zrozumieć, bo albo będziesz stopniowo go usprawiedliwiać, albo znienawidzisz go do szpiku kości. Zostaw... Jeśli masz dobre wspomnienia, to je zachowaj. I pamiętaj, szkoła da przyjaźni, szkoda dobrych chwil, ale absolutnie nie szkoda kogoś, kto potrafi Cię zmieszac z błotem, tylko po to, żeby poczuć się lepiej.

Odpowiedz
avatar katka1110
5 19

Podobno przyjaciol sie nigdy nie traci, jesli odeszli to tak naprawde nigdy nimi nie byli...

Odpowiedz
avatar skell
17 19

@katka1110: Można sobie tak wmawiać by się poczuć lepiej (albo gorzej) ale prawda jest taka, że ludzie się zmieniają i czasem tak bywa, że dwóm osobom, które wcześniej były sobie bliskie, drogi rozjadą się w taki sposób, że przestaną być blisko. Jest to smutne, ale zamiast bawić się w niejednoznaczne frazesy lepiej się po prostu pogodzić z faktem, że wszystko się zmienia i iść dalej.

Odpowiedz
avatar oszi90
-1 19

Wniosek z pierwszego akapitu: potwierdzone moje przypuszczenie, że faceci to roboty bez uczuć, bo jak twierdzisz "nie płaczą", tylko wasza trójka i kilku innych nielicznych to wyjątki. Wniosek nr 2 - jak się na kogoś wkurzysz, to jak cywilizowany człowiek po prostu się bijecie, zwłaszcza jeśli to ukochany przyjaciel. Muszę zastosować na koleżankach, może rozszerzę to na rodziców. Resztę idę czytać...

Odpowiedz
avatar Mornigstar
1 17

@oszi90: a ja zazdroszczę tego facetom. Że mogą sobie dać po mordzie, a potem iść ramię w ramię na piwo i dalej się kumplować. A dziewczyny? Dramy ciągnące się czasem latami. Cóż, z jakiegoś powodu mam tylko dwie przyjaciółki, więcej mi nie trzeba.

Odpowiedz
avatar SunnyBaby
9 11

@Mornigstar: wyciąganie brudów sprzed 10 lat nie jest domeną kobiecą co widać w powyższej historii

Odpowiedz
avatar konto usunięte
6 6

@Mornigstar: właśnie po tej historii widać, jak fakt, że panowie dają sobie po mordzie sprawia, że nie wypominają sobie bzdur po latach. Kluczem do rozwiązywania spraw jest szczerość i niezakopywanie pod dywan, a nie przemoc.

Odpowiedz
avatar Mornigstar
9 17

13 lat przyjaźni poszło się bujać, bo dziewczyna mojego najlepszego przyjaciela była o mnie zazdrosna. Robiła wszystko, żeby nas od siebie oddzielić. Dochodziło do tego, że widywaliśmy się np. raz w tygodniu na 5 minut na papierosa, jak kumpel od niej wracał i zahaczał o moje osiedle po drodze. Ostatecznie doszło do sytuacji "która z nas", bo jego dziewczyna nie potrafiła zaakceptować przyjaciela w formie żeńskiej. Dotąd mnie to boli.

Odpowiedz
avatar Alien
-3 17

@Mornigstar: Nic dziwnego, też bym była.

Odpowiedz
avatar paski
3 11

@Alien: Ja byc moze tez, choc nigdy nie bylam w takiej sytuacji. Pewnie zle bym sie czula z mysla, ze moj facet zwierza sie innej kobiecie albo opowiada jej o naszych klotniach itp. Zawsze uwazalam, ze partnerzy tez powinni byc dla siebie przede wszystkim przyjaciolmi.

Odpowiedz
avatar Mornigstar
7 11

@Alien: Zazdrosna o przyjaciółkę swojego faceta? Nawet, jeśli i tak była w związku z innym facetem? Między mną a przyjacielem nigdy nie było "chemii", w naszym gronie byłam kumplem, nie kumpelą. Zazdrość to jedno, ale odcinanie na siłę dwóch osób od siebie ze swoich zakompleksionych pobudek jest bardzo egoistyczne.

Odpowiedz
avatar Asmena
10 12

@Alien: Booo...? Dla mnie bycie zazdrosną o przyjaciółkę tylko przez jej płeć (bo jakoś o najlepszego przyjaciela dziewczyna nigdy nie jest zazdrosna...) jest niskie i żałosne. Ja też mam wyłącznie przyjaciół płci męskiej, też miewali zazdrosne dziewczyny, ale na szczęście takie związki dość szybko się kończyły. Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji, że miałabym dorosłemu facetowi zabraniać przyjaźni z kimś tylko dlatego, że dana osoba nie ma penisa.

Odpowiedz
avatar Mornigstar
5 7

@Asmena: dokładnie. I ich związek też się rozpadł, a mój dotrwał do narzeczeństwa. Teraz były przyjaciel próbuje naprawić stare relacje, ale dla mnie jest już mocno za późno, to już nie to samo, nie to zaufanie.

Odpowiedz
avatar KatzenKratzen
4 4

@Alien: Chyba nie masz racji, tak na logikę. Przecież gdyby przyjaciel Morningstar chciał być w związku z nią / sypiać z nią, czy cokolwiek innego, to by tak było. Nie miałaby wówczas innej dziewczyny. Skoro związał się z inną, to znaczy, że z ta inną właśnie chciał być. Przecież Morningstar znał wcześniej, nic nie stało na przeszkodzie związać się z nią, jeśli oboje by tego chcieli. Jaki zatem sens być zazdrosną?

Odpowiedz
avatar layla999
6 6

Ech, znam dobrze ten ból utraty kilku dobrych znajomych, którzy sami siebie nazywali nawet moimi przyjaciółmi. Cóż, poznali kogoś, wspólne gniazdko i nagle - kompletnie przestali mieć czas na spotkania. Powiedziałam im co na ten temat myślę, próbowali się tłumaczyć, lecz sytuacja nie uległa zmianie. Zatem wyszłam z założenia, że zachowują się bardzo nie w porządku, że nie podoba mi się to i nie pozwolę się tak traktować. Ktoś, komu by zależało, na pewno znalazłby czas, to kwestia priorytetów. Jeśli nie jestem dla kogoś kimś ważnym, to ja nie będę kogoś czynić ważnym dla mnie. Trzeba to zaakceptować i poszukać dobrych przyjaciół gdzie indziej. Dla mnie to wygląda na to, że zachowałeś się jak dobry przyjaciel, który rozumie wagę tej przyjaźni, czego najwidoczniej druga strona nie jest w stanie pojąć. Głowa do góry, nie zamartwiaj się tym, szkoda Twojego czasu i energii na to.

Odpowiedz
avatar PiekloDzisModne
8 8

Mi nieraz tacy przyjaciele wbili nóż w plecy, gdyby to było widoczne, to przypominałbym jeża. Nie chce się pakować znowu w takie mocne przyjaźnie, szkoda mi znowu cierpieć, chwilowo nie mam przyjaciół, szybko sie to nie zmieni, i jest mi tak dobrze. Współczuje ci mimo wszystko ogromnie. Jeżeli chcesz się jeszcze powyżalać albo pogadać czy coś, priv stoi otworem.

Odpowiedz
avatar KatzenKratzen
0 2

Nie wiem, naprawdę, skąd tyle minusów pod Twoja historią, bo to jest naprawdę cholernie smutne. Mnie się zdaje, że może winę za taki a nie iny obrót rzeczy ponosić dziewczyna Twojego kumpla. Piszesz, że 8 lat starsza. Może mu imponuje, może mu na niej bardzo zależy? A może uznała, że Wasza przyjaźń jest dziecinna i szczeniacka i odcięła kumpla od Was? Chyba tu lezy pies pogrzebany.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 23 czerwca 2017 o 11:06

Udostępnij