Zatem edytuję: piekielna jestem ja. Historia ku przestrodze innym kociarzom!
Przeprowadziliśmy się do nowego mieszkania w sobotę. Przeprowadzka z długoletniego miejsca zamieszkania – wiadomo stosy pudeł, torby, siatki, graty, kwiaty doniczkowe, jednym słowem ogólne pandemonium. Z żywizny mamy dwa akwaria - w tym jedno naprawdę duże - i kota. Kwiaty doniczkowe postawiliśmy na razie na balkonie, w kilku rzędach. Ogarnęliśmy co się dało, żeby mieć miejsce do spania. Balkon staraliśmy się zabezpieczyć przed kotką, bo ma ona tendencje do skakania za ptactwem.
Do tej pory mieszkaliśmy na czwartym, ostatnim piętrze. Zawsze pootwierane były na oścież wszystkie okna, łącznie z drzwiami balkonowymi. Teraz przeprowadziliśmy się na dość wysoki, ale jednak parter. Dopilnowaliśmy, aby otwarte były jedynie okna uchylne. Baliśmy się, aby kicia nie wyskoczyła, dlatego sprawdziłam, czy kota nie ma na balkonie gdy zamykałam okno balkonowe. Padliśmy wykończeni spać.
Pierwsza noc w nowym mieszkaniu. W jej środku budzi nas potworny, pełen bólu wrzask dziecka!!!. Wręcz agonalny!!! Zrywam się i moja pierwsza myśl: „ktoś wypchnął uchylne, do góry otwarte okno i morduje mi syna!!!
Zrywam się z łóżka i wpadam do pokoju synka!
Cisza i spokój. Mały unosi sennie głowę znad poduszki „Mamusiu, co się dzieje?’.
Wrzask się powtarza!. Dobiega z salonu, w którym na razie śpimy (sypialnia nie wykończona). Już nieco przytomniejsza pędzę tam i...
Kotka jednak została na balkonie. Gdy sprawdzałam, nie było jej widać pomiędzy kwiatami doniczkowymi. Zapewne drapała w drzwi, żeby ją wpuścić, ale, jak mówiłam, spaliśmy jak zabici. W końcu postanowiła wskoczyć do mieszkania uchylnym oknem. Ktoś tu kiedyś pisał na Piekielnych, że uchylne okno to śmierć dla kota. Potwierdzam, to prawda. Kotka skoczyła, łebek przeszedł, reszta ciała –już nie. Spadła i zwyczajnie się powiesiła na uchylnym oknie! Jakimś przytomnym już kawałkiem mózgu od dołu wypchnęłam wiszący łebek na zewnątrz i otworzyłam balkon. Wyciągnęłam rękę, aby zapędzić kotkę do mieszkania. Ręka z miejsca została ozdobiona pięcioma szramami pazurów, niemal do kości (blizny zostaną na pewno).
Dziękuję szczęśliwej gwieździe, że kotka była w stanie jeszcze wydać z siebie takie głos! I że rozpaczliwy głos kota przypomina płacz dziecka!
Biedny kot...
Odpowiedz@CatGirl: Uwierz mi, to była moja pierwsza myśl na ten widok. Udało się ją uratować, na szczęście
OdpowiedzA druga myśl jaka była? Może "powinnam wziąć na serio to o uchylnych oknach i zadbać o bezpieczeństwo zwierzaka którym się niby opiekuję"?
OdpowiedzNie no, chwileczkę. Oczywiście, że piekielny człowiek. Tym człowiekiem jesteś oczywiście Ty. Wiedziałaś, że "uchylone okno to śmierć dla kota", a mimo wszystko zostawiłaś je uchylone. Poza tym nie rozumiem - gdy mieszkaliście na czwartym piętrze okna były na oścież, ale gdy na parterze, to już tylko uchylone. Biedny kot :/
Odpowiedz@layla999: Proste.na czwarte piętro nikt nie wejdzie a na parter tak. Pierwsza noc w mieszkaniu,człek nieprzytomny ze zmęczenia więc uchyla żeby bezpiecznie przespać noc w nowym miejscu.O kocie też pomyśleli a że nieskutecznie to się autorka sama przekonała jak to się mówi na własnej skórze. A tak nawiasem idż do lekarza bo mogą być konsekwencje. Moja sąsiadka niedawno leżała w szpitalu i na sali była kobieta którą podrapał własny kot,ręka jej spuchła,musieli aplikować antybiotyk.
Odpowiedz@Balbina: tzw. choroba kociego pazura. Przeszłam przez to jak miałam 5 lat. Coś w rodzaju tężca. Masakra.
Odpowiedz@Balbina: Trafiłaś w sedno, Balbino. Nie mogliśmy spać przy zamkniętych oknach, z uwagi na panujące upały. Pomyślałam o kotce - nieskutecznie, jak słusznie stwierdziłaś. U weterynarza byłam następnego dnia (przyjmuje blok obok) bo bałam się o gardło kici, na szczęście przeszła to to bez szwanku, tylko najadła się strachu. O sobie nie mam czasu pomyśleć, wciąż kupa roboty z nowym lokum. Na szczęście nie puchnie, goi się, tylko penie blizny zostaną, bo głęboko. Ale to niv, ważne, że uratowałam ukochaną kocię
Odpowiedz@Bryanka: Oj dziewczyno, to ty nie widziałaś nikogo, ani niczego chorego na tężca... Papranie sie ran po pazurach jest zazwyczaj normalne, ze względu na dużą ilosc bakterii i to, że tego typu rany są waskie, a potrafią być głębokie - czyli stosunkowo szybko się zasklepiają, a wszelkie bakterie zostają w środku. Puchnie, ropieje - ale to wciaż zwykła, zakażona rana. Przy tężcu z kolei dochodzi do uogólnionego zakażenia organizmu, które powoduje skrajne napięcie mięśni + wszelkie konsekwencje z tym związane (gorączka, straszliwy ból, niewydolność nerek, w skrajnych przypadkach może dojść do tego, że mięśnie grzbietu złamią kręgosłup)
Odpowiedz@Iras: Ta babka w szpitalu ignorowała opuchliznę ręki aż w końcu trafiła do szpitala w ostatniej chwili,miała zakażoną. (według lekarza niby mieli amputować ale oczywiście to wiedza z drugiej ręki a nawet z trzeciej)
Odpowiedz@KatzenKratzen: Serio?Kot jest dla ciebie ważniejszy niż twoje zdrowie?Jeśli tak, współczuję.
Odpowiedz@Iras: A gdzie ja napisałam, że tężec i koci pazur to to samo? :) Notabene podobno to lekarze w tamtym czasie określili moje ówczesne objawy jako "podobne do tężca w pierwszej fazie". Jednak ja tego pamiętać nie mogę więc profesjonalnej diagnozy nie podam.
Odpowiedz@KatzenKratzen: tak po prawdzie, to nie musiałabyś jej ratować, gdybyś jej najpierw sama nie naraziła. Ale rozumiem, że po takim stresie zadbałaś o zabezpieczenie okien/balkonu?
Odpowiedz@layla999, @tysenna: Rozumiem, że mamy tu zaszczyt spotkać osoby doskonałe, zawsze i w KAŻDYCH okolicznościach pamiętające o wszystkim. Nie wiem, czy Waszemu otoczeniu zazdrościć...,czy współczuć. Mamy tu więcej takich doskonałości: m.in. @thebill, @szatanWeMnieMocny, @eMM itp. itd.
OdpowiedzZmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 16 czerwca 2017 o 16:14
@Bryanka: Zgadza się. Gorączka, mdłości, opuchlizna i dwa tygodnie antybiotyków. I to mój własny, osobisty ciciuś mnie tak urządził, dwa razy. W tym raz przy obcinaniu pazurów. Miszcz ironii. :D
Odpowiedz@Iras: No właśnie nie, "choroba kociego pazura" to zakażenie bakteryjne całego organizmu, które samo się nie wyleczy. Albo tzw. róża, którą mnie kocisko urządziło. Też od brudnych pazurów, zakażenie paciorkowcem.
Odpowiedz@katem: popełniam błędy, ale nie narażam innych na niebezpieczeństwo. I, przede wszystkim, jeśli coś jest moją winą, przyznaję, że jest moją winą. Co więcej, kiedy tylko naprawiam skutki własnego błędu nie chwalę się tym, tak jak autorka, pisząc, że URATOWAŁA kotkę.
OdpowiedzChryste Panie! Szczerze mówiąc nigdy w życiu nie słyszałam o tych uchylnych oknach. Wręcz kiedy okna kupowaliśmy to zależało nam na tym, żeby wszystkie były uchylne, coby nie trzeba było otwierać całych - właśnie żeby koty nie powypadały. Człowiek się całe życie uczy... Dzięki bogu Twojemu nic się ostatecznie nie stało!
Odpowiedz@emilyana: można kupić zapezpieczenia na uchylne okna, o coś takiego http://www.karusek.com.pl/img_prod/b/b_14510.jpg
Odpowiedz@emilyana: W znacznej większości przypadków jest tak, że utykają nie na szyi, a na brzuchu - i wystarczy, że kot utknie na 5 minut i jest nie do odratowania.
Odpowiedz@Iras: mi wskoczył przez uchylone drzwi balkonowe kot sąsiada (1 piętro, wspiął się po drzewie), zawiesił się łapą, na szczęście byłam w domu i po siłowym odgięciu drzwi uwolnił się. Teraz zostawiam tylko rozszczelnione.
OdpowiedzNic nie rozumie! Ja mam kota, ale nie sprawdzam czy kot jest na balkonie tylko gdzie jest kot! Jak futrzaka widzę na lampie w przedpokoju to znaczy, że na balkonie go nie ma!
Odpowiedz@thebill: trafiłeś w punkt! I dokładnie tak się powinno robić, bo jak widać kot potrafi się dobrze schować. I nie chodzi tylko o balkon a o każde miejsce potencjalnie niebezpieczne dla zwierzaka (chociażby szafa, korytarz, pralka, kanapa itp.), zawsze powinno się sprawdzić gdzie jest kot.
Odpowiedz@thebill: dokładnie- niby sprawdziła, że kota nie ma na balkonie, ale potem przez cały czas nie zainteresowała się sprawdzeniem, GDZIE kot jest.
Odpowiedz@thebill: Zgadzam się. Autorka SKRAJNIE nieodpowiedzialna.
OdpowiedzJa co prawda kotów domowych nie mam, ale psa tak i zawsze sprawdzam przed snem, gdzie jest. W 99% przypadków jest w swoim legowisku, ale mimo to sprawdzam :)
Odpowiedz@hulakula: A po co miała sprawdzać? Ja swojego szukam na balkonie, jeżeli chcę drzwi zamknąć, a skoro tam go nie ma, to znaczy, że jest gdzieś w domu. A gdzie, to już jego sprawa. Po co mam go szukać? Popukam miską z żarciem, to sam się znajdzie. :D
Odpowiedz@eulaliapstryk: Dokładnie tak samo podeszłam do tematu. Skoro koci nie ma na balkonie (jak sądziłam) to musi być gdzieś w labiryntach pomiędzy pudłami, gratami, torbami, meblami itp. Lubi też chować się w sofach. Skoro nie ma jej na balk
OdpowiedzZmodyfikowano 3 razy. Ostatnia modyfikacja: 16 czerwca 2017 o 22:12
@eulaliapstryk: zwyczajnie DLA PEWNOŚCI i dokładnego sprawdzenia gdzie kot jest. jak widać- sprawdzała na balkonie i o dziwo kota przeoczyła.
Odpowiedz@hulakula: Mój balkon jest na tyle mały, że na pewno nie przeoczę. Pralkę przed uruchomieniem sprawdzam, a w całej reszcie domu krzywda mu się nie stanie. Nawet ostatnio sam sobie wylazł z szafy, w której go przypadkiem zamknęłam.
OdpowiedzGdzieś kiedyś czytałam, że koty miauczą na podobnej częstotliwości co i płacz dziecka - taka ewolucyjna adaptacja, żeby ludzie się nimi zainteresowali, skoro płaczem dziecka człowiek instynktownie zainteresuje się na bank.
OdpowiedzKiedyś też zamknęłam kota na balkonie, tyle że w wakacje, w południe, na południowej stronie... Ze trzy godziny tam spędził (tzn w południe go wypuściłam). Na szczęście nie próbował przejść przez uchylne okno, pewnie blaszany parapet był niemożliwy żeby chwilę na nim ustac :/
Odpowiedzzagadką jest czy kot został na balkonie, przemknął się na balkon, czy wyszedł górą okna,a potem wracał. poza tym uchylne okno uchylnemu nie równe, jeśli jest we wnęce to boki oraz nadproże pozostawiają zbyt mała szparę aby kot w ogóle próbował. w innych przypadkach - tak jak już tu ktoś pisał, trzeba stosować poważniejsze zabezpieczenia.
OdpowiedzZa głupotę się płaci... Jak można widzieć (!) być świadomym (!) niebezpieczeństwa jakie niesie za sobą pozostawienie uchylonego okna mając kota i to zignorować... Tłumaczenie pt. upał, zmęczenie, przeprowadzka jest dla mnie nie do przyjęcia. Ciesz sie ze zostaną Tobie tylo blizny a nie widok uduszonego kota. Mojej byłej znajomej kot tak skonczył życie, w niewyobrażalnych meczarniach, im bardziej się szarpał tym niżej głowa spadała... Btw. nie sytuacja była piekielna tylko Ty, skrajnie nieodpowiedzialna osoba, która odpowiada za kota. btw2. serio, nie ograniam jak można się własną głupotą "chwalić w internetach"
Odpowiedz@Hobgobllin: A może nie chwali się a tylko opowiadając historię uświadamia innym co może się zdarzyć? W innym miejscu zamieszkania nie zdarzyła się taka sytuacja w nowym tak. Może to przestroga? Jesteście bardziej papiescy niż Papież. Ja swojego kota zamknęłam w garażu a że łajza potrafiła znikać na 2-3 dni to zaczęłam kiciać po ok 1 dniu. Przeszukałam cały dom,piwnicę i nic. Jak jechałam do pracy ,otworzyłam garaż i zostałam po kociemu opieprzona na maksa.Darł się na mnie i pierwsze co to do miski. Ale już póżniej wiedziałam gdzie go szukać.
Odpowiedz@Balbina: gdyby jeszcze przyznała się do tego, że sytuacja jest ewidentnie jej winą. Nie sytuacja i zbieg okoliczności był piekielny, ale ona- bo znając możliwe tragiczne skutki zostawiła to okno uchylone. I tego nie rozumiem jak wiedząc co sie może stać dalej to robić. Nie jestem zafiksowaną na punkcie kotów starą panną, ale moje okna są zabezpieczone i osiatkowane - wiem i widziałam jak moze skonczyc kot, a że jest dla mnie ważny nie chce żeby umierał w cierpieniu i tyle.
Odpowiedz@Hobgobllin: Gdzie widzisz chwalenie się? Zacytuj, proszę, fragment mojej historii, w których się chwalę.
Odpowiedz"Od razu mówię – piekielny nie człowiek, tylko sytuacja." - to zdanie już świadczy o tobie. O reszcie nie wspominając. U mnie wyłapałabyś 2 lata bez zawieszenia i jeszcze poszedłby cynk do zakładu karnego, żeby cię dojechali pod celą.
OdpowiedzEhh. No cóż, faktycznie nieco dramatyczna sytuacja, szkoda zwierzaka, ale ta historia zupełnie nie pasuje na ten portal. Nie ma tu piekielności i to absolutnie żadnej. Bardziej można o takich anegdotkach znajomym opowiedzieć lub napisać do "Chwili dla Ciebie". Ludzie coraz częściej zapominają do jakich celów służy ta strona.
OdpowiedzAbstrachując od uchylnego okna zadziwia mnie Twoja logika. Mieszkając na 4tym piętrze miałaś pootwierane wszystkie okna, i nie martwiłaś sie o to, że kot w pogoni za muchą, ptakiem czy innym co mu sie ubzdura, będzie gonił i wyskoczy/spadnie. Natomiast na parterze, gdzie nic mu nie grozi z fizycznych obrażeń, Ty zamykasz wszystko, żeby "nie uciekł". Miałaś na tym 4tym piętrze założoną siatkę? na oknach i balkonie? Bo jeśli nie to jesteś najbardziej nieodpowiedzialną osobą i tylko dzięki opaczności jeszcze żyje. Mam 4 koty, 3 moje i 1 na tymczasie i są pewne zasady posiadania tego zwierzaka, zwłaszcza na piętrach wyższych niż parter.
Odpowiedz@kubeck30: Lekka przesada. Ja za dzieciaka mialam koty w domu, mieszkalam na 4 pietrze, zaden nigdy z balkonu nie spadl, nawet z parapetu (a lubily sie na nim wygrzewac, po zewnetrznej stronie okna), mialam tez otwierane okna jak Autorka i nigdy nic moim kotom sie nie stalo, to zwykly wypadek. PS. to bylo to w czasach zanim ktos wymyslil siatki i zabezpieczenia dla kotow.
Odpowiedz@healthandsafety: Kot to tylko zwierzę i nigdy nie wiadomo co mu do łba strzeli. Ja mam w oknach moskitiery, a o balkon się nie martwię, bo kot za gruby aby się przecisnąć przez barierę i skakać wyżej niż 40 cm nie umie, więc sam dla siebie jest zabezpieczeniem. Ale jeśli miałabym kota w pełni sprawnego to zabezpieczyłabym balkon albo wychodziła na niego wraz z kotem. Nie ma co ryzykować.
Odpowiedz@healthandsafety: siatki etc. wymyślono, właśnie dlatego, żeby kotu się nic nie stało. To, że Twoim kotom nic sie nie stało to nie znaczy, że to reguła. Kot to zwierze z instynktem- w momencie polowania np na muchę nie kalkuluje " a za 10 cm kończy się parapet więc jednak nie łapię bo zlecę" tylko łapie i nic innego się dla niego nie liczy.
Odpowiedz@kubeck30: Była specjalna siatka oplatająca cały balkon do wysokości 180 cm. Dodatkowo na wysokości 130 cm był zamontowany taki "kołnierz" z siatki wywinięty do wewnątrz. Kocia skakała za ptakami i napotykała ten kołnierz, nie była w stanie go sforsować. W oknach były cieniutkie siatki, takie na owady.
Odpowiedz@KatzenKratzen: "ulżyło mi" że jednak były jakies zabezpieczenia :) Ja cały balkon siatkowałem, aż po daszek, który dorabiałem, bo moje koty to świry i rudego już 2razy z poręczy ściągałem, jak wyskoczył kiedy ja sie po cos na chwile schyliłem, więc ujom nie ufam :D. Dobrze, że kot cały, wnioski wyciągnięte. Zdrowia, zwłaszcza Koci, bo jej 8 żyć juz zostało (chyba, że w miedzyczasie jeszcze jakies wykorzystała).
OdpowiedzLudzie, strach cokolwiek opisać, bo włącza się wam jakieś dziwne zachowanie...Gdyby autorka wiedziała, że kotu przyjdzie do głowy przeciskanie się przez uchylone okno, to by w życiu takiego okna nie zostawiła. Zastanówcie się trochę zanim zrownacie kogoś z błotem.
Odpowiedz@CatGirl: "Ktoś tu kiedyś pisał na Piekielnych, że uchylne okno to śmierć dla kota. Potwierdzam, to prawda " ojej chyba jej przyszło na myśl, skoro o tym pisze i z premedytacją zostawiła okno uchylone. Czytanie ze zrozumieniem?
Odpowiedz@Hobgobllin: To Ty poczytaj ze zrozumieniem. Od początku robisz ze mnie oprawcę zwierząt. Historię, o której wspominam, czytałam ładny kawałek czasu temu i po prostu przypomniała mi się pod wpływem tego zdarzenia. Rozumiem, że Ty pamiętasz WSZYSTKO co kiedykolwiek przeczytałeś/usłyszałeś. Ja nie. Zarzucanie mi działania z premedytacją jest zwykłą, szczeniacką bezczelności z Twojej strony. Gdybym nagle, z jakiś zupełnie niezrozumiałych względów, chciała pozbyć się mojej ukochanej, wychuchanej kotki, to uwierz mi - oczekiwanie, że może powiesi się na uchylnym oknie - byłaby NAJOSTATNIEJSZĄ rzeczą, o której bym pomyślała. Ci wszyscy, którzy nigdy nie popełnili żadnego błędu, wynikającego z niedostatecznego przewidywania wszystkiego, co może się zdarzyć - proszę, rzucajcie nadal kamienie.
Odpowiedz@CatGirl: ale chyba właśnie o to chodzi - że autorka nie pomyślała. Przecież nie można wychodzić z założenia, że jak się nie wie, co kotu przyjdzie do głowy, to nic nie trzeba robić. Raczej nigdy w stu procentach nie będzie się wiedziało, co zwierzak wymyśli; to do właściciela należy zapewnienie mu bezpieczeństwa. Btw, albo zrównać z ziemią, albo zmieszać z błotem.
OdpowiedzDo wszystkich tych, którzy najchętniej powiesiliby mnie w tym oknie, zamiast mojego kota. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że zawsze i w każdej sytuacji jesteście w stanie przewidzieć absolutnie wszystko, co może się stać. Ja, niestety, nie przewidziałam. Do tej pory, wraz z kotem, mieszkaliśmy na 4 piętrze, gdzie okna otwierane były zawsze na oścież. Balkon był zabezpieczony siatką o wysokości 180 cm, każde okno - siatka na owady. Kotka spędzała na balkonie całe dnie, miała nawet zbity z desek mini-trawniczek, który uwielbiała. Skakała, owszem, z dużym zapałem, ale tak wysokiej siatki nie była w stanie sforsować. Była zupełnie bezpieczna. Przez 4 lata nic się złego nie stało. Tu sytuacja jest inna. Parter, uchylne okna. Nie przewidziałam, że kotka będzie próbowała wskakiwać przez nie, pomijając fakt, że sprawdziłam, czy nie ma jej na balkonie. Co do zarzutu, że nie sprawdziłam, gdzie jest - mieszkanie jest duże. Zastawione było labiryntem pudeł, gratów i całego mojego dobytku. Kotka mogła być w każdym zakamarku. Nie ma ona zwyczaju reagować na nasze wołanie. A tamta historia z Piekielnych, o której wspomniałam w mojej własnej PRZYPOMNIAŁA mi się już po fakcie. Dlatego ją przytoczyłam.
Odpowiedz@KatzenKratzen: Niestety już tak jest, że w większości ludzie mają przeświadczenie o własnej wiedzy i nieomylności. Mało kto lubi mieć świadomość swej ułomności więc ukrywają się za fasadą własnej doskonałości, a prawda jest taka, że każdy robi głupie błędy, które da się przewidzieć ale jesteśmy tylko ludźmi. Tylko na szczęście w większości przypadków nie kończy się to tragicznie - rozmawianie przez telefon w czasie jazdy? Rozglądanie w czasie jazdy? Przechodzenie przez jezdnię zapominając spojrzeć w którąś stronę? Zostawienie noża/chemii na wierzchu na chwilę gdzie jest małe dziecko? Niezamknięcie drzwi na klucz po wyjściu/na noc? Każda z tych rzeczy może skończyć się tragicznie, zapewne każdemu się nie raz zdarzyła, wiele osób będzie sadziła innych za takie rzeczy, a gdy przypadkiem oni sami je zrobią to będą oburzeni. A gdy wtedy stanie się tragedia będą rozpaczać, że inni na nich pokazują palcem.
Odpowiedz@KatzenKratzen: ale o co Ty płaczesz? Nikt Cię nie wiesza, ale ta sytuacja to była Twoja wina. To, że nie przewidziałaś, to żadne usprawiedliwienie. To BYŁA TWOJA WINA. Odbiór byłby zupełnie inny, gdybyś to napisała ku przestrodze- bo nieostrożność mogła się źle skończyć dla kota.
Odpowiedz@KatzenKratzen: Bardzo współczuję. Każdemu się zdarza popełnić błąd, szczególnie w warunkach zwiększonego stresu, takiego jak przeprowadzka. Dobrze, że udało się sytuację opanować :)
Odpowiedz@Golondrina: Dzięki za dobre słowo :) Fajnie, że są tu osoby które rozumieją całokształt sytuacji. Najważniejsze dla mnie jest to, że Koci się nic złego nie stało.
Odpowiedz@tysenna: technicznie rzecz biorąc, sytuacja była winą kota. Czemu kota nikt nie wyzywa, że jest debilem, albo coś? Ano bo to tylko kot. A teraz informacja: a my jesteśmy tylko ludźmi. I czasem niestety popełniamy błędy. Wszyscy mniej więcej po równo. Czasem z roztrzepania, nerwów, stresu, czasem z niewiedzy. Niektórzy to nawet z przekory (ot przykładowo jak pojawia się historia o przechodzeniu po pasach, to pojawia się zawsze dość duża grupa samobójców która dla zasady na pasach się nie rozgląda, bo kierowca ma obowiązek się zatrzymać). Życie nie jest 100% bezpieczne (ani dla nas, ani dla zwierząt) i trzeba się z tym pogodzić. Twój przypadek jest dość skrajny i szalenie marginalny, tego typu zagrożeń jest ogrom i wszystkich nie przewidzisz. Natomiast w mieszkaniu najgroźniejsze są (tak dla ludzi jak i zwierząt) instalacja gazowa i elektryczna, oraz chemia gospodarcza (ponad 99% wszystkich wypadków z udziałem ludzi i zwierząt), więc tego trzeba pilnować (zabawne, że ludzie z paranojami na punkcie bezpieczeństwa zwierzaków najbardziej zaniedbują właśnie to). Tak więc nie przejmuj się, o kota dbasz odpowiednio, a wypadki się zdarzają.
Odpowiedz@KatzenKratzen, najwyraźniej nie rozumiesz o co ludziom chodzi. Zwierzęta to nie pluszowe zabawki, nie przedmioty, a żywe stworzenia, głupsze od ludzi. Jeśli ktoś bierze do siebie kota, psa, kanarka czy jakiekolwiek inne zwierze, powinien o nie dbać. I tak jak rodzic stara się zadbać o swoje dziecko, przewidzieć co ono może zrobić, tak samo właściciel zwierzęcia powinien o to zwierzę zadbać. Oczywiście, każdy może się pomylić, czegoś nie wiedzieć. Jednak Ty wiedziałaś o tym, że kot może się zabić przez uchylone okno. Zapomniałaś, ale to nic nie zmienia, bo jako opiekun zwierzaka wypadało by, żebyś sobie zapisała potencjalne zagrożenia, skoro nie mogłaś tego zapamiętać. Super, że poszłaś z kotką do weta.
Odpowiedz@Leone: Nie przyszło mi do głowy,przyznaję, że ona może próbować wskoczyć przez uchylne okno. Sprawdzałam, czy nie została na balkonie tylko dlatego, że bałam się, że może z tego parteru wyskoczyć i zgubić się albo ktoś ją ukradnie. Dbam o nią, wiem, że zwierzę nie może przewidzieć konsekwencji pewnych zachowań, podobnie jak dziecko. Już teraz na zawsze zapamiętam, że kocia może próbować wykorzystać uchylne okno. Dziś zamówiłam w internecie prezentowane powyżej zabezpieczenie do uchylnych okien a póki nie przyjdzie i nie zamontujemy - pilnuję kotki. Balkon jest obecnie pusty więc obecność kota widać na pierwszy rzut oka. Poszłam to weterynarza od razu z rana. Bałam się, że mogła sobie uszkodzić coś w gardle. Na szczęście wypchnęłam ją na tyle szybko, że wszystko jest w porządku. Już nawet przestała być obrażona na nas :)
Odpowiedz@ZebThan: Dzięki! Jak ja się cieszę, że są jeszcze na Piekielnych zwyczajni ludzie, którzy też popełniają błędy i umieją wyciągnąć z nich wnioski na przyszłość a nie tylko nieomylne cyborgi, które się zasady nie mylą i za każdy ludzki błąd najchętniej by zlinczowali!
Odpowiedz@Leone: Tak,znajoma miała kanarka(dawno dawno temu) Wypuszczała go co jakiś czas coby sobie pofruwał. No fruwał i nic mu się nie działo przez długi czas aż wpadł dupką do rosołu. Został uratowany ale piórek na dupce już nie dało się uratować i był sobie taki zółto-goły. I co też byście ją zlinczowali? Bo nie przewidziała gorących kąpieli? Człowiek uczy się na błędach swoich i cudzych ale trzeba się tą wiedzą dzielić. PS Rosół był do wyrzucenia.
Odpowiedz@Balbina: a gdzie tu widzisz lincz? Nikt nie życzy autorce śmierci(co ona sama zasugerowała), nikt jej nie wyzywa. Spokojnie się jej zwraca uwagę na to, że to ona zawiniła. @ZebThan: właśnie w tym rzecz, że doszło do niebezpiecznej sytuacji, bo NIE zadbała o kota odpowiednio. Wypadki się zdarzają, ale można też zminimalizować szansę na to, że do jakiegoś dojdzie. Ludzi zamawiających dzieci/zwierzęta w rozgrzanych samochodach też należy pogłaskać po głowie, bo oni "nie wiedzieli"? No i przede wszystkim, jakby autorka przyznała, że historia wyniknęła z jej nieostrożności i wrzuca ku przestrodze- krytykujących komentarzy by nie było.
Odpowiedz@tysenna: Nawet słowo"lincz" bierzecie dosłownie a nie w przenośni. I poczytaj sobie spokojne wpisy od początku dotyczące autorki. Jazda po całości. Na pewno wszyscy komentujący negatywnie nigdy błędu nie popełnili. No i doszliśmy do dzieci które są zostawione w samochodach a skończymy nie wiem już na czym.
Odpowiedz@Balbina: a jak mam brać słowo lincz? Jako krytykę? Pod historią znalazła się li i jedynie konstruktywna krytyka, której autorka ni hu hu nie chce przyjąć. Nie ma wyzwisk, nie ma obrażania, nie ma "ludzi, którzy najchetniej powiesiliby autorkę na oknie". I nie wiem, co Ci nie pasuje w ludziach zostawiających zwierzaki w samochodach w lecie. W końcu każdy popełnia błędy
Odpowiedz@Balbina: oczywiście, że komentujący popełniali błędy. O, mi kot się zahaczył łapką o wierzch kaloryfera i na niej zawisł, wydarł się wniebogłosy, po "uratowaniu" kulał przez chwilę dosłownie, zaraz mu przeszło; w każdym razie szybciej niż moje przerażenie. Czyja wina? Moja, bo zostawiłam otwartą kuchnię w świeżo wynajętym mieszkaniu, jeszcze zanim dostała pieczątkę "przyjazne kotom". Widzisz różnicę? Ja wiem, że to moja wina, bo ja odpowiadam za bezpieczeństwo mojego zwierzaka, ja powinnam to sprawdzić, zapomniałam, trudno, wciąż JA. Nie SYTUACJA. Sytuacja powstała przez moje niedopatrzenie.
Odpowiedz@Etincelle: Mam dom,latem drzwi otwarte na oścież non stop. Kot Kłopot(już w krainie wiecznych łowów)raz w jedną raz w drugą stronę. Raz u sąsiadów po prawej raz na wprost po drugiej stronie ulicy. Ja mu tłumaczę ze przez ulicę nie wolno a on ma mnie w d... Raz na strychu raz w piwnicy.Raz na klawiaturze raz w budzie psa I co ja mam latać non stop i pilnować czy mu się nic nie stanie? Jak wlazł pod samochód gorący i przypalił sobie wąsy to mam się pociąć bo nie dopilnowałam? Jak się wdał w bójkę z innym kotem i skończyło się operacją to też mam się biczować bo nie dopilnowałam? Dom zapewniam Cię był mu przyjazny bo był najważniejszą "osobą" Tak naprawdę wszyscy byli mu podporządkowani taki był kochany. Kot to nie dziecko,chodzi własnymi drogami a my tylko jesteśmy na jego usługi.
OdpowiedzStreszczenie: Nie sprawdziłam gdzie jest kot (gdybym sprawdziła to nie wiedziałabym gdzie jest) i zamknęłam go na balkonie. Sierściuch się prawie powiesił hehe karuzela śmiechu. Nikt przecież nie jest tu piekielny, na pewno już właściciel kota, który dumnie wstawia go na awatar a prawie go zabił. Taka Ci zabawna historyjka
Odpowiedz@SzatanWeMnieMocny: Jeżeli sytuacja ta jest dla Ciebie zabawna, to gratuluję Ci poczucia humoru.
Odpowiedz@SzatanWeMnieMocny: Błędów nie popełniają ci, którzy nic nie robią. To była nowa sytuacja, nowe mieszkanie, przeprowadzka, męczący dzień. Różnie bywa, człowiek zmęczony reaguje inaczej niż normalnie. Na szczęście kot został uratowany.
OdpowiedzZupełnie nie rozumiem tych wszystkich pretensji do KatzenKratzen, tak jakby ich autorzy nie zdążyli jeszcze w życiu popełnić żadnego błędu. I jakby jeszcze nigdy w życiu nie byli śmiertelnie zmęczeni, tak zmęczeni, że mózg się wyłącza i człowiek marzy tylko o wyrze. Ja ją wręcz podziwiam za to, że w dniu przeprowadzki w ogóle miała siły na to, by starać się zabezpieczyć balkon "antykocio", pomyślała, że kot może z nowego miejsca czmychnąć, więc trzeba pozamykać okna, sprawdziła (cóż z tego, że niezbyt skutecznie), czy zwierzak nie został na balkonie.
OdpowiedzJa chciałam tylko powiedzieć, że też jestem kociarą, posiadam dwójkę takich dzieci, jestem wrażliwa na wszelką krzywdę tych stworzeń, i cię rozumiem. To znaczy, wierzę, że twoje zamiary były jak najlepsze, i rozumiem, że to mogło się mimo wszystko stać, i wierzę ci, że było to dla ciebie wstrząsające. Widać, że to była dla ciebie solidna nauczka i uważam że ciut za dużo linczu na ciebie spłynęło. Sama nigdy nie słyszałam o tych uchylonych oknach - i nie przyszłoby mi na myśl, że kot może wpaść na taki pomysł (szczególnie, że moje nie są jakoś nadmiernie entuzjastyczne wobec łapania latających istot, a ten, który bardziej lubi to robić, boi się podchodzić do okien), dzięki twojej historii już permanentnie mam to w głowie, poinstruowałam rodzicielkę która przyznała że również dałam jej do myślenia i będzie tego pilnować. Niech nam żyją całe i zdrowe.
Odpowiedz