Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Chciałabym serdecznie pozdrowić staropolskim "ch*j ci w dupę" panią doktor weterynarii, która…

Chciałabym serdecznie pozdrowić staropolskim "ch*j ci w dupę" panią doktor weterynarii, która źle dobranym lekiem otruła mojego ukochanego czworonożnego przyjaciela (co okazało się po jego śmierci). Męczył się dziesięć dni, zanim zmarł, a szanowna pani twierdziła, że te objawy to "zmęczenie lekami - jak chory, to słaby".

Nie ma to jak właściwy człowiek na właściwym miejscu.

by Sketchbook
Dodaj nowy komentarz
avatar Kostroma
11 13

Opisz dokładniej. Jakie leki na jaką chorobę. Kot mógł miec uczulenie, które pokazałoby badanie krwi (dodatkowe koszta) jesteś pewna że nie odmawiałaś takiego badania? Wet dała lek "na oko"? Miałaś kota w grupie ryzyka?

Odpowiedz
avatar Iras
16 16

Za mało szczegółów - w tej chwili to wygląda na "weterynarz jest be, bo nie uczynił cudu". 1. Jakie leki na jaką chorobę? 2. Jakie objawy? 3. Jakie objawy rzekomego zatrucia? 4. Po jakim czsie od pojawienia się objawów trafił zwierzak do weterynarza? 5. W jaki sposób stwierdzono, że było to "zatrucie lekami"? 6. Jakei badania wykonano? Co do ewentualności uczulenia na lek - to można wykluczyć - reakcje uczuleniowe pojawiają się w ciągu maks. godziny od podania leku.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 4

@Sketchbook: człowiek też czasem na pierdołę dostanie antybiotyk, który go zabije.

Odpowiedz
avatar Sketchbook
1 5

@Caron: A to niestety prawda... Rozgoryczenie jednak pozostało. Maluch wiele dla mnie znaczył. Co mnie rozsierdziło, to bagatelizowanie eyraźnej oznaki oroblemu. Gdy poszłam do innego weta, po obejrzeniu i uzyskaniu info, gdzie leczę przyjaciela, uznał, że pani doktor X na pewno ma rację, a ja niepotrzebnie się przejmuję. To mnie najbarxziej boli.

Odpowiedz
avatar Sketchbook
3 11

Odpowiem grupowo. 1: Zwierzątko to gryzoń. 2: Opuchnięte oczko, stwierdzono przewlekłą infekcję. Lek - ciężki steryd. 3: Objawy zatrucia: osłabienie, brak apetytu, senność, w późniejszym etapie paraliż tylnej łapki. 4: objawy wystąpiły na drugi dzień wieczorem od podania leku. Zwierzak trafił następnego dnia, czyli trzeciego. 5: Zarządałam badań w innej placówce poza granicami miasta. 6: Krwi, próbki tkanek.

Odpowiedz
avatar Zmora
1 9

@Sketchbook: 1. Gryzoń jakiej wielkości? Małego chomiczka, czy kapibary? 2. I rozumiem, że sterydy przepisywane na infekcję cię wcale nie zdziwiły? 3. Aha, aha. A ile tego leku dawałaś? Zgodnie z przepisaną dawką, czy coś ci się poparało i zamiast 0.1 ml dałaś 1 ml? Jesteś też pewna, że przypadkiem nie napoiłaś go kroplami do oczu, czy coś? 4. Mam wrażenie, że Iras sie pytał w jakim czasie od wystąpienia choroby na którą rzekomo lek przepisano, zwierzak trafił do lekarza. Generalnie: Ile czasu zwierzak miał opuchnięte oczko, zanim trafił do lekarza? 5. Objawy wystąpiły na drugi dzień od podania leku? To to było jednorazowe podanie leku? Czy też miąłaś na myśli "od pierwszego podania leku|, sugerując, że był on podawany np. raz dziennie, czy coś. Ile dawek leku zwierzak dostał zanim wystąpiły objawy rzekomego zatrucia?

Odpowiedz
avatar Habiel
3 9

@Zmora: Większość wetów nie zna dobrze się na gryzoniach- niestety sama doświadczyłam inteligentnej pani weterynarz, która gdy przywiozłam do niej królika, który miał rozwolnienie, dała mu zastrzyk na wzmocnienie i niby zastopowanie biegunki. Królik zdechł wieczorem z odwodnienia, bo nie dała mu kroplówki, a i lek nie zadziałał. I uprzedzając zarzuty, że ja mogłam mu dawać wody- królik był uparty do końca i nie otwierał pyszczka, a także nie mieliśmy sprzętu, aby cokolwiek mu dać.

Odpowiedz
avatar Zmora
0 6

@Habiel: To, że większość wetów nie zna się na gryzoniach jest prawdą. Ale tak samo większość właścicieli klatkowych zwierzaków mało o nich wie. Wszyscy słusznie winią kiepskich wetów, ale nie zauważają, że jakby sami wiedzieli nieco więcej, to i tak mogliby zwierzaka uratować, albo chociaż rozpoznać weta-konowała. Dlatego się dopytuję o więcej szczegółów. Ty też możesz mi powiedzieć po jakim czasie od początku biegunki królik trafił do weta. Dlaczego nie nalegałaś na kroplówkę? Chyba każdy wie, że takie małe stworzonko odwadnia się w trymiga. Zresztą, podanie królikowi wody do pyszczka nie jest wybitnie skomplikowane i nie trzeba praktycznie żadnego sprzętu. Tyle, że na dłuższą metę jest to mało efektywne i męczące dla zwierzaka, wię r kroplówka pewnie lepsza. A tak zresztą, to królik nawet nie jest gryzoniem...

Odpowiedz
avatar Kostroma
2 2

@Habiel: Królik to nie gryzoń- a zajęczak Ale zgadzam się że mamy mało specjalistów w kraju, od ptaków, gadów, gryzoni etc

Odpowiedz
avatar Sketchbook
-1 1

@Zmora: Już śpieszę z tłumaczeniem: Zwierzątko wielkości dżungarka. Nie zdziwiły, gdyż wcześniej (parę miesięcy temu), też dostawał, tyle że inne. Na dawkowanie jeździłam z nim do gabinetu. Pojechałam natomiast tego samego dnia, gdy zauważyłam opuchliznę. Byłam wyczulona po wcześniejszych infekcjach. Tak, objawy nastąpiły po drugim podaniu leku, wieczorem, ale nieznaczne. Trzeciego dnia upewniłam się, że coś definitywnie jedt nie tak.

Odpowiedz
avatar Habiel
1 3

@Zmora: W ciągu 3 godzin, odkąd zauważyliśmy. O kroplówkę się nie upominałam, bo gdy cała akcja się działa, miałam z 10 lat i nie znałam się na procedurach medycznych. Wiedziałam tylko, że królik dostał rozwolnienia z dnia na dzień, co nie było spowodowane karmą, bo dostawał taką samą przez całe życie. Wodę próbowaliśmy mu dać, ale jak pisałam wyżej, nie dawał jej sobie wlać. Teraz, gdy mam więcej doświadczenia rozróżniam weta od konowała, ale wtedy jako spanikowane dziecko chciałam tylko, żeby mój królik wyzdrowiał, a rodzice zaufali weterynarz i ich za to nie winię.

Odpowiedz
avatar Zmora
-2 4

@Sketchbook: No to rzeczywiście wet zawaliła coś nieźle spieprzyła. Ale serio, sterydy na przewlekłą infekcję? Przecież to tylko chyba zaszkodzić może. Jakaś mało inteligentna ta lekarka. O.o @Habiel, no jak dzieckiem byłas to spoko, ale co to znaczy, królik nie dawał sobie wody wlać? Oczywiście, że nie dawał sobie wlać, królik jest za głupi, by zrozumieć, że zejdzie jak pyska nie otworzy. Ale to się próbuje do skutku. Jak się wyrywa to trzeba przytrzymać, jak pyska nie otwiera, to trzeba otworzyć. Zresztą, królik ma boczne zęby bardzo cofnięte za siekaczami (zresztą gryzownie podobnie), więc wętknięcie tam plastikowej strzykawki/dozownika/czegoś nie jest specjalną filozofią. A za którymś razem dureń w końcu zrozumie, że bez wyrywania idzie szybciej i przyjemniej.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 13 czerwca 2017 o 2:15

avatar Sketchbook
0 0

@Zmora: Ano...Mam potężne poczucie winy. Że mogłam jednak coś zrobić. Zauważyć wcześniej. Zareagować... Ale raz mu już pomogła, więc człowiek szedł z zaufaniem.

Odpowiedz
avatar Mornigstar
2 8

Mieliśmy sznaucerkę. Urosła jej najpierw krosta na szyi, potem zrobił się z tego dość sporawy guzek. Weterynarz, do którego najpierw trafiła nasza psina wyciął guza, ale zamiast dać go do badania, to sam go sobie pociął na miliard kawałeczków, bo był ciekawy, co to jest. To był rak. I psa byśmy uratowali, jakby tylko jakiś konował zwierzęcy nie zaczął się bawić tym guzem, tylko od razu wysłał do badań. ROK się męczyła psina pod okiem tego idioty. Dopiero potem dowiedzieliśmy się o tym, że to nie jest zwykły guz, że wycięcie nie pomaga, że są w Polsce zaledwie trzy kliniki dla zwierząt z nowotworami. Psina dała radę później przetrzymać na chemii i po pół roku - połowę więcej, niż rokowania. I może byłaby tu jeszcze z nami. Dotąd nie możemy sobie wydarować tego, że tle czasu pozwoliliśmy na męczenie suni pod okiem tamtego "weterynarza".

Odpowiedz
avatar Zmora
-2 8

@Mornigstar: Czyli że co? Zapłaciliście za badania, ale konował ich nie wykonał/wysłał? Czy za badania nikt nie zapłacił, a ty i tak się dziwisz, że nikt ich nie wykonał?

Odpowiedz
avatar Mornigstar
-1 3

@Zmora: Takie badania nie zostały nawet zlecone?

Odpowiedz
avatar DIS
4 4

Do wszystkich osób, którym weterynarz uśmiercił zwierzaka poprzez niewykonanie należycie swoich obowiązków/podanie złej dawki leku. Takie sprawy zgłasza się do izby weterynaryjnej. Trzeba tylko mieć dowody. Od śmierci mojego pierwszego psa ZAWSZE proszę o kopię wszystkich badań i dokładne opisy tego, co zostało wykonane z podpisem i pieczątką. Inaczej nic się nie udowodni. A gdyby wet się pytał "po co to pani", to pamiętajcie, że to wasze prawo a jego obowiązek. I dodatkowo jeśli lecznica, w której leczycie pupila nie jest całodobowa, a coś by się działo w nocy, to warto mieć dokumentację i spis podawanych leków w stanach przewlekłych.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-1 3

@DIS: Ja na szczęście spotykałam cudownych weterynarzy. Jedyne co mnie zabolało to pytanie pani weterynarz, co chcę zrobić z kotkiem- nie udało się go uratować po wypadku, do weta dotarliśmy, jak malutki ledwo dychał- "może UTYLIZACJA"?. Wiem, że fachowo to się tak nazywa, ale widząc w jakim jestem stanie, że wyję jak kojot do księżyca, włosy rwę z głowy, można było może jakoś delikatniej.

Odpowiedz
Udostępnij