Kilka lat temu na naszą klatkę przybłąkał się pies. Siedział dzień, drugi, dostał jeść, pić, jakiś koc, jednak nikt go nie szukał, więc w końcu zadzwoniliśmy do schroniska. Zareagowali po pięciu dniach, kiedy pies już sobie poszedł. Przyszły dwie wolontariuszki, na oko mniej więcej 13 i 15 lat.
O ile w tak opóźnionym działaniu jestem w stanie dopatrzeć się jakiejś pokrętnej logiki (może sam sobie pójdzie i problem rozwiąże bez udziału schroniska) to jakim... bezmyślnym człowiekiem trzeba być, żeby wysyłać dzieci po nieznane, bezpańskie zwierzę.
A czy ktoś je wysłał czy to była nadgorliwość wolontariatu?
Odpowiedz@thebill: Nawet, jeśli nadgorliwość, to od tego są dorośli, którzy nota bene odpowiadali za te nieletnie dziewczyny, żeby im nie pozwolić, lub iść wspólnie.
OdpowiedzTeż kiedyś byłem wolontariuszem w schronisku. To było podyktowane zainteresowaniem behawiorystyką w połączeniu z niechęcią rodziców do własnego psa. Mimo wszystko myślę, że miałem w tym wieku znacznie większą wiedzę o zachowaniach psów, niż większość ich właścicieli. Nie widzę nic złego w tym, że przeszkolony wolontariusz takiego psa odbiera. Jednak psy są po prostu znacznie bardziej przewidywalne, niż ludzie i atak zawsze jest poprzedzony ostrzeżeniami i jest mnóstwo czasu na wycofanie się. Wolontariusz nigdy nie nauczy się obcować z psem, jeżeli takiej szansy nie dostanie (a myślę, że większość z tych wolontariuszy robi to właśnie po to, żeby móc pracować ze zwierzętami w przyszłości).
Odpowiedz