Podobno to studenci są największą grupą "syfiarzy", wielokrotnie to słyszę. OTÓŻ NIE. Nie po tym co ostatnio zobaczyłam.
Generalnie nie obchodzi mnie kto w jakich warunkach żyje, jak ktoś lubi hodować grzyba na suficie, niech hoduje. Wierzcie mi- byłam w niejednym akademiku na niejednej imprezie, w wielu mieszkaniach studenckich, które bywały w stanie różnym. Ale wychodzę z założenia, że jeśli zapraszasz do siebie większą grupę w gości, to chociaż należy w jakiś sposób mieszkanie ogarnąć, chociażby ze względu na szacunek do gościa; nawet jeśli to tylko znajomy.
Sama jestem studentką, nie zawsze mam czas myć codziennie podłogi, zdarza się, że nie od razu wyniosę talerz po jedzeniu, dlatego nie mówię tu o sprzątaniu całego domu na błysk i odmalowaniu ścian, ale zwykłe zmycie naczyń czy starcie blatów. Wiecie o co mi chodzi.
Krótki zarys: Mam znajomą - Natalię (najmłodszą), lat 29, niedawno zaczęła pracę w jakimś korpo. Mieszka z koleżanką- Ireną i kolegą Tomkiem (synem właściciela). Dziewczyny mieszkają w pokoju razem, Tomek osobno. Nikt z nich nie jest studentem, co więcej, każdy pracuje na dość wysokich stanowiskach. A dlaczego mieszkają nadal razem, skoro mogliby wynająć coś osobno? Nie wiem.
Irena twierdzi, że im tak się dobrze mieszka. I chyba zaczęłam rozumieć dlaczego. Dla ścisłości- Natalię znam kilka lat, ale dopiero w ostatni piątek miałam okazję być pierwszy (i zapewne ostatni) raz u niej w mieszkaniu.
Szybki opis mieszkania: wejście, z prawej strony kuchnia (bez drzwi), po lewej stronie pokój kobiet, drugie drzwi od pokoju Tomka, na wprost łazienka.
Natalia zrobiła ostatnio imprezę- tak bez okazji. Zaprosiła podobno ok. 20 osób. Ja wraz z koleżanką przyszłyśmy jako pierwsze. Wchodzimy. I...
KUCHNIA - na wejściu każdy z nas siłą rzeczy nieco rozgląda się po nowym miejscu. Zdejmuję buty, zerkam w stronę kuchni. Sterta naczyń w zlewozmywaku, pod oknem stosy pudełek po pizzach, butelki po alkoholu, swąd papierochów w całym pomieszczeniu. Myślę sobie, może jakaś impreza była wczoraj, może nie zdążyli posprzątać, ale nie...
Tuż przy wejściu do kuchni (najbliżej mnie), na podłodze brudne talerze i patelnia, na której nowa cywilizacja była już chyba na etapie obalania komunizmu. Okno w kuchni zamknięte, mimo że na zewnątrz był ukrop. Wyobraźcie sobie ten smród, zmieszany z... antyperspirantem, bo tym właśnie "zwalczali" smród w kuchni. Natalia szybko zaprosiła mnie do pokoju jej i Ireny, w którym miała odbywać się "impreza".
POKÓJ - dosyć duży, dwa łóżka ustawione równolegle pod ścianami. Na nich nie pościel, a raczej jeden wielki barłóg. Poduszki, kołdra, wszystko zmięte i wciśnięte pod ścianę, tak by goście mogli usiąść na brudnym od nieznanych substancji prześcieradle, które kiedyś chyba było białe. Na środku mały stolik, zawalony jakimiś dokumentami, opakowaniami po zupkach chińskich i kosmetykami. Zresztą- kosmetyki walały się wszędzie.
Na podłodze (która ostatni raz widziała mopa chyba ładnych kilka miesięcy temu), pełno pędzelków do twarzy, patyczków do uszu i pokruszonych cieni do powiek... najbardziej jednak obrzydziło mnie to, co było pod kaloryferem (pod oknem). MAJTKI. Zużyte, białe z czymś, co przypominało zaschniętą krew menstruacyjną, majtki.
Obok jakieś pojedyncze skarpety. Spytałam Natalii wprost czy nie myślała żeby wynająć sprzątaczkę. Nie, nie ma takiej potrzeby, zresztą ona dopiero co skończyła OGARNIAĆ pokój. Yhm... usiadłam przy stole na jakimś taborecie, który wydawał się najmniej niebezpieczny. Dostałam szkło na piwo, ale grzecznie odparłam, że wolę z butelki. Po kilkunastu minutach poszłam do łazienki.
ŁAZIENKA - przysięgam, że nie zdołałam nawet załatwić potrzeby. Przy fugach od muszli klozetowej zrobiła się jakaś narośl, szczoteczki do zębów w kubkach przy zlewie były powkładane razem z maszynkami do golenia i niesamowicie śmierdziało jakąś zgnilizną. Papieru toaletowego brak, jakieś ubrania na podłodze. Muszli nie zdołałam otworzyć. Wróciłam do pokoju.
Nie będę się więcej rozdrabniać; koleżanka z którą przyszłam usiadła na łóżku, oparła się ręką o prześcieradło i natychmiast ją cofnęła, bo znalazła tam prezerwatywę. Zużytą.
Obie podziękowałyśmy Natalii za "gościnę", dokończyłyśmy piwo i opuściłyśmy imprezę zanim zaczęli schodzić się ludzie.
Oczywiście straciłam znajomą przez to, że śmiałam zwrócić jej jeszcze na odchodne uwagę, że powinna patrzeć gdzie zaprasza gości, a jeśli nie chce jej się sprzątać to może lepiej zaprosić do baru i tyle.
Niesmak pozostał do teraz. Serio, dorośli, pracujący ludzie, zawsze zewnętrznie zadbani, w najmodniejszych ubraniach, elokwentni... mieszkają w chlewie.
Znam Natalię 4 lata, zawsze spotykałyśmy się u mnie albo na mieście. Nie raz nie dwa pocieszałam ją po nieudanych związkach, nie wierzyłam wówczas w jej opowieści, że faceci po wizycie u niej na noc (gdy Irena akurat była na wyjazdach), nie oddzwaniali nie odpisywali.
Nie wiem co na to właściciel mieszkania, może dawno u nich nie był, może w ogóle nie był; jak wspomniałam- Tomek to syn. Dla niektórych może to nie być w ogóle piekielne, ale dla mnie zaproszenie do takiego miejsca było.
mieszkania brud imprezy dorośli ludzie
Dyzgust wysokiego stopnia... Jak to czytałem, to przypomniały mi się służbowe wizyty w "gawrach" alkoholików. Niestety mam dobrze rozwiniętą pamięć zapachów... Fuj!
Odpowiedz@WilliamFoster: Jak wróciłam dzień później do mieszkania i zobaczyłam, że narzeczony nie zmył naczyń po obiedzie to poczułam się jakby było świeżo posprzątane :D
OdpowiedzO fu, a myślałam że u nas w domu jest syf
OdpowiedzFuj, nie była bym w stanie przełknąć czegokolwiek w takich warunkach.
OdpowiedzPo co ludzie wynajmują ze znajomymi, mimo że stać ich na wynajem samemu? To bardzo proste - żeby odłożyć na zakup mieszkania. Przynajmniej na wkład własny do kredytu.
Odpowiedz@Hedwiga: Zgadzam się, ale nie potrafię zrozumieć jak można w takim wieku współdzielić pokój z kimś innym niż nazwijmy ogólnie "partnerem życiowym". I tylko jedna drugiej każe zniknąć na noc, bo kogoś chciała zaprosić? Średnia oszczędność (imprezy czy hotele kosztują) i brak nawet jako-takiej stabilizacji.
Odpowiedz@burninfire: dlatego też się dziwię ;) moim zdaniem w pewnym wieku powinno się już mieć jakiś swój własny kąt, może nawet myśleć o przyszłej rodzinie... Pozostała dwójka jest po 30-tce.
Odpowiedz@mabmalkin: Histaria piekielna, ale Twoj komentarz po czesci tez. "w pewnym wieku powinno się już mieć jakiś swój własny kąt, może nawet myśleć o przyszłej rodzinie" O.o To sa jakies kryteria, w ktorych trzeba juz miec dzieci i mieszkanie/dom? Kazdy ma swoje priorytety i nie ma wieku, w ktorym sie POWINNO. Wgl co to znaczy "powinno sie". Bo kto tak powiedzial? Powinno to sie miec swoj wlasny pomysl na zycie i zyc wedlug niego, a nie ubzduranych standardow. Wiadomo latwiej odkladac kase na wlasne mieszkanie/dom gdy sie wynajmuje pokoj niz wynajmujac mieszkanie. @burninfire: A gdzie jest powiedziane, ze jedna kazde drugej zniknac na noc? Zreszta kazac to sobie moze. :P I jakie hotele? Nie ma slowa o zadnych hotelach? Bylo tylko o tym, ze jedna z nich bedyla akurat na wyjazdach. Nic nie wiemy czy to byl sluzbowy czy wakacje etc. Nie dopisujmy sobie historii. ; )
Odpowiedz@malab: wyraziłam tylko własną opinię z którą możesz się nie zgadzać a do której mam prawo. A co do rodziny to specjalnie napisałam "może".
OdpowiedzSwego czasu, gdy mój syn był na studiach, poprosił mnie, abym przywiozła jego koleżance (jeszcze z liceum) komputer z jej domu. Pojechaliśmy do tej koleżanki do akademika. Dziewczyny mieszkały we dwie - w swoim życiu akademickim (w czasie studiów mieszkałam w akademiku) nie widziałam takiego bałaganu, ja u tych dziewcząt. Nawet w pokoju mojego syna i jego trzech kolegów nie było takiego bałaganu, choć krzywiłam się na ich nieporządek. Z drugiej strony - moja córka, której nie umiałam zmusić do utrzymaniu porządku u siebie, została nauczona tegoż porządku przez dziewczynę,która jej się trafiła w pokoju - tamta była jeszcze większą bałaganiarą niż moje dziecię, ale dzięki temu moje dziecko wreszcie zrozumiało, czemu się jej "czepiałam".
OdpowiedzDobrze im tak się mieszka razem? I tak powinno być! Brudasy z brudasami, czyściochy z czyściochami :D
Odpowiedz@paski: A niech sobie mieszkają jak chcą, to akurat mam w d :D ale kurna, trochę jakiejś kultury przy ludziach.
OdpowiedzOdniosłem wrażenie że cała ta historyjka to takie tłumaczenie studentów na zasadzie "a u was to murzynów biją". Sytuacja wcale nie musi być zmyślona czy nawet przejaskrawiona, to dalej są studenci. W domu mamusia, na stancji zero obowiązkowości i ten brak nawyków się pogłębiał. Mam ochotę wyrazić mało popularną opinię że stare wcielenie do wojska miało choć jedną zaletę, szef kompani szybko by nauczył ich porządku.
Odpowiedz@Rak77: Nie tłumaczę studentów, zwracam tylko uwagę na stereotypy ;) a co do rodziców to Tomek jest jedyny który ich ma, ale uważam że nie będę o tym pisać w historii bo to mało istotne. Kulturę powinno się wynieść z domu tak czy owak.
Odpowiedz@Rak77: Jestem studentem, a jakoś porządek w domu mam. Chyba dziwny ze mnie przypadek ;)
OdpowiedzNie wierzę. "ludzie, zawsze zewnętrznie zadbani" - nie ma możliwości być zadbanym, jeżeli mieszka się w takich warunkach.
Odpowiedz@LPP: można
Odpowiedz@ @LPP: Jak córka była w liceum to zapraszając koleżanki do domu na nockę musiała zmienić pościel,poodkurzać u siebie i posprzątać i oczywiście umyć łazienkę. Idąc do kogoś wierz mi powtarzała.Dlaczego ja sprzątam a inni nie. Syf w pokoju,śmierdząca poduszka(dawała swój sweter żeby móc zasnąć) Lustro i umywalka upstrzona pastą do zębów. Jej znajomi podnajmują pokój żeby było taniej.Ich lokatorka trzyma swoje naczynia w pokoju bo taki syf mają w kuchni że papcie się przyklejają do podłogi a na blacie nie ma miejsca na cokolwiek. Ale oni są według siebie ludzmi na poziomie.
Odpowiedz@LPP: Nie widziałeś moich dwóch koleżanek z akademika. Dwie bardzo atrakcyjne blondynki, zawsze w sukieneczkach, szpileczkach, a w ich pokojach obrzydliwy syf, śmieci niewynoszone tygodniami (każda miała własny śmietnik w pokoju), osrany kibel itp. Idąc na imprezę, potrafiły wywalić pół szafy na podłogę żeby wybrać "ałtfit" a na drugi dzień "posprzątać" tzn. wje*ać wszystko zwinięte w kłębek do szafy.
Odpowiedz@LPP: Też nie pierwszy raz się spotykam z czymś takim (ale pierwszy raz w AŻ takim stopniu) i najsmutniejsze jest to, że przeważnie spotykam się z tym u kobiet. Na codzień na mieście czy uczelni zadbane, tipsy, makijaż, ułożone, umyte włosy, dobrane ubrania,drogie perfumy, a w domu syf.
OdpowiedzBałagan jestem w stanie znieść, do czasu póki mnie z kanapy nie spycha. Ale brudu nie cierpię i dlatego plusik za historię. Ogólnie nie lubię opowieści jak ktoś inny ma u siebie. Ich sprawa póki to Coś przez okno nie wychodzi ale przy Twojej historii zadziałała mi wyobraźnia. Fuj... Podeślę swojej młodej :-)
OdpowiedzA podobno to ja mam w mieszkaniu permanentny bajzel (według mojej kochającej sterylny hotelowy porządek matki)... Ciekawe że wśród znajomych jestem znana jako "ta co ma zawsze czysto i porządnie", a jedna moja koleżanka zawsze zdejmuje u mnie buty, bo ja mam tak ładnie posprzątane.
Odpowiedz@I_m_not_a_robot: nie wyobrazam sobie chodzic w czyims albo swoim domu w butach.... to cos dziwnego sciagac buty w przedpokoju? o.O
OdpowiedzWidziałam kiedyś satyryczne porównanie pokoi pid względem płci. Ale nie mogę teraz tego odnaleźć.
OdpowiedzJa jestem bałaganiarą, sprzątać nie lubię i robię to raczej od przypadku do przypadku(za wyjątkiem tych rzeczy, które trzeba robić), a zrobiło mi się niedobrze. Rozumiem mieć porozwalane ciuchy, jakieś butelki, czy nie starte kurze(chociaż przed przyjściem gości należy posprzątać i tyle), ale już zostawianie na widoku brudnych majtek, zużytych prezerwatyw, niewyniesienie śmieci to jednak przegięcie. "Szacunek" dla koleżanki.
OdpowiedzHa! A mój facet się denerwuje, gdy zostawię kubek po herbacie na stole na noc.... :D
Odpowiedz@tova123: Pokaż mu moją historię :D.
Odpowiedz@mabmalkin: Nie czyta "Piekielnych", ale w wolnej chwili podsunę mu Twoją historię. Jestem ciekawa jego wyrazu twarzy ;P
Odpowiedz@tova123: Zdaj relację :D.
OdpowiedzŻałuję, że to przeczytałam! Jest mi niedobrze! Mdli mnie! Współczuję CI, bo zapewne te widoki i zapachy na długo pozostaną w twojej pamięci. Podziwiam, że wypiłaś to piwo. Ja bym zapewne zwymiotowała. Dużej różnicy dla otoczenia zapewne by to nie zrobiło. Jestem pedantką, wychowaną przez pedantyczną mamę, wiec mnie generalnie boli nawet ślad stopy na wypolerowanej posadzce. Walczę z tym, bo się męczę, ale jak na razie walkę tę codziennie przegrywam.
OdpowiedzTylko się cieszyć, że pozbyłaś się takiej znajomości - cholera wie czym mogłaś się od niej zarazić ;) A na do widzenia, trzeba było jej głośno powiedzieć, że teraz wiesz czemu faceci od niej uciekali! I szkoda, że nie porobiłaś fotek telefonem - byłoby co wklejać do internetu.
Odpowiedzw liceum mialam kolezanke, czasem do niej przychodzilam, a tam malowniczo: kubki z zielona herbata w roznym stopniu rozkladu, brudny talerz po jedzeniu, a na nim zuzyte majtki... rodzina ogolnie bogata, ojciec radca prawny, wszystkiego nadmiar, lodowka pelna, wiekszosc jedzenia walala sie luzem po kuchni i podgniwala....
Odpowiedz