Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Z okazji, że w końcu pozbywam się sąsiadki (tzn. wyprowadza się), opiszę…

Z okazji, że w końcu pozbywam się sąsiadki (tzn. wyprowadza się), opiszę tu lata mieszkania płot w płot.
Siedząc w domu przy rozmowie przypomniało się trochę historii.

Sąsiadka: lat niecałe 60, bogaty, 20 lat starszy mąż utrzymywał ją cały czas, przez co kobieta może pochwalić się stażem pracy może 3 czy 5 lat w ciągu swego żywota. Ciągle siedzi w domu. W skrócie jest irytująca i ma strasznie nie po kolei w głowie. Do rzeczy:

Układ działek jest taki, że nasze posesje się łączą płotem, każda ma wjazd od innej, równoległej ulicy. Sąsiadka miała na pieńku z 4 z 5 sąsiadów (z ostatnimi łączył ich tylko kawałek żywopłotu).

Kowalscy kupili swoim dzieciom trampolinę. Sąsiadka stwierdziła, że 'jak tak można hałasować, o takiej porze!", więc rozwinęła wąż z wodą i ponad płotem lała wodę z węża na trampolinę i dzieci.
"Taka" pora to godzina 17, niedziela. Latem.

Sąsiadka mieszka w domu odkupionym od dobrego znajomego rodziców. Kiedy on mieszkał, dla ułatwienia kontaktu była między naszymi posesjami furtka, sąsiadka poprosiła o nie zamykanie jej, gdyż przez naszą posesję droga do centrum skraca się o jakieś 10 minut. Gdybyśmy te 15 lat temu wiedzieli na co się piszemy...

Kobieta nie wie co to kultura osobista, wchodziła nam do domu bez pukania, dzwonienia itd. Rodzice na siłę chcieli nie robić kłopotów, więc to tolerowali. Ja nie, więc zwykle jej odwiedziny komentowałem docinkami typu "o, nie było słychać pukania/dzwonka".

Przebrała się miarka, kiedy będąc sam w domu wyszedłem spod prysznica z samym ręcznikiem w ręce, wparowała znowu w jak zwykle ważnej sprawie. Od tamtego czasu kazałem jej nie dosłownie, ale wyraźnie spierd@lać, ale do pustego łba nie trafiało. Wchodzi, drzwi za sobą nie zamknie i ładuje się z butami do pokoju. Dodam, że w domu mamy ptactwo latające po całym domu. Gdyby któreś wyleciało, to bym ją przetrącił na miejscu. Sam uważam, że akceptowanie tego przez moich rodziców było idiotyzmem, ale nie dotarło. Kiedy założyłem kłódkę zdjęli ją, bo nie wypada. Paranoja osiągnęła apogeum, kiedy raz mówiąc coś o niej w pokoju dziennym opierdzielił mnie ojciec, żebym mówił ciszej, bo kto wie czy ona nie stoi w korytarzu.

Raz przeszła od siebie do nas furtką, a od nas do Kowalskich przez płot (!!!), żeby wyzywać panią Nowak, tę od trampoliny.
Kiedy Kowalscy kazali jej się wynosić to wsiadła na nich.
Żenująca sytuacja.

Ogólnie rzecz biorąc dni kiedy ubliżała sąsiadom były bardzo często. Kilkakrotnie kończyły się interwencją straży miejskiej lub policji. Każdy, kto śmiał jej zwrócić uwagę był neandertalczykiem (ulubiony epitet). Sama za to wytykała innym to jak wychowują dzieci (wspomniałem, że sama nie ma ani jednego?) lub to jak zajmują się zwierzętami (po śmierci swojego psa wzięła nowego ze schroniska i po tygodniu go oddała).

Ach, kot. Mieliśmy wysyp bezdomnych kociąt. Nikt w okolicy ich nie chciał, ale też nie można było im pozwolić na śmierć. Jeden zamieszkał u nas w krzakach. Tata przez to, że dużo czasu spędza w ogrodzie jakoś małego przyswoił do siebie i widać było, że się z nim związał. Po dwóch tygodniach kotek pozwolił się głaskać, bawił się. Sielanka. Jednego dnia tata poszedł do ogrodu i kotek się nie zjawiał kilka godzin. Sąsiadka zapytana czy go widziała odparła, że tak. Weszła do nas do ogrodu, złapała go i wywiozła kuzynce na wieś, bo tam mu będzie lepiej...

Jak wspomniałem używała naszej posesji jako skrót do miasta. Problem pojawiał się zimą, bo furtka jest w ogrodzie i nie ma chodnika tylko trawnik. Wynajmowała sobie żuli (dosłownie) do prac ogrodowych typu koszenie trawnika. Zimą wysyłała tych meneli do nas żeby odgarniali śnieg z trawy, żeby jaśnie pani mogła przejść. Skutkiem była zniszczona trawa i worki nawozu na wiosnę, żeby to odratować. Dotarło do niej dopiero po kilku latach.

Moi rodzice nie chcieli ukrócić tego zachowania mimo, że widzieli jaka ona jest. Tego akurat nigdy nie zrozumiem. Przestali się z nią zadawać dopiero kiedy pożyczyła pieniądze (mówiła, że na lekarstwa) i nie oddawała przez miesiąc. Nawet się w ogrodzie nie pokazywała. Kiedy później rodzice odmówili pożyczki, to próbowała wziąć kasę ode mnie i mojego rodzeństwa.

Ehh... dobrze, że już jej nie zobaczę.

sąsiedztwo

by Dreadlak
Dodaj nowy komentarz
avatar Czarnechmury
23 41

Co do nr 1. Sąsiedzi kupili basen swoim dzieciom. Od 9 do 18 ciągły pisk 7-10 dzieciaków z całej okolicy. To irytuje bardzo.

Odpowiedz
avatar imhotep
0 20

@Czarnechmury: To kup sobie kilka hektarów ziemi pod lasem i wybuduj się na środku.

Odpowiedz
avatar MyCha
1 7

@Czarnechmury: Że już dzieci letnią porą nie mogą się pobawić z ogrodzie swoich rodziców. Potem pewnie taka osoba również narzeka, że to nowe pokolenie ciągle siedzi w domu.

Odpowiedz
avatar nasturcja
55 55

Jeżeli pożyczysz komuś 100zł i nigdy więcej go nie zobaczysz to to było dobrze wydane 100zł

Odpowiedz
avatar rodzynek2
8 8

@nasturcja: Rzecz można by nawet nazwać inwestycją. Oszczędzić to może wiele nerwów i być może pieniędzy na lekarstwa od za wysokiego ciśnienia.

Odpowiedz
avatar jass
44 44

Starsze pokolenia potrafią zaskakująco dać się "zaszczuć" we własnym domu. Moja babcia mieszkała w bloku nad państwem S. Państwo S. kładli się spać o 20., i zawsze kiedy z bratem byliśmy u babci byliśmy upominani, żeby po 20. zachowywać się cicho, bo S. śpią. Wszyscy w mieszkaniu chodzili na paluszkach, bo jaśnie sąsiedzi raczą spać... Ale ok, stosowaliśmy się do tej zasady. Aż babcia zmarła i mieszkanie zajęłam ja. I zaczął się cyrk, bo pan S. był przyzwyczajony, że świat się do niego dostosowuje, a tu się trafiła studentka-sowa, kładąca się spać nad ranem. Nie puszczam głośno muzyki, nie robię imprez, ale S. przeszkadzało wszystko - kąpiel, pranie, chodzenie w kapciach po podłodze, doszło do tego darł mordę kiedy przekręciłam się na łóżku... Trwał ten cyrk jakieś półtora roku, były awantury, walenie czymś w moją podłogę przy każdym dźwięku, skargi do spółdzielni, "anonimy" i w końcu to darcie dzioba po nocy, za ostatnim razem wyzwał mnie w ten sposób od ku*ew, a następnego dnia przyszedł z awanturą. Zagroziłam że jak jeszcze raz rozedrze się po nocy to wezwę policję do zakłócania ciszy nocnej, a następnego dnia złożę zawiadomienie o stalkingu. I od tego czasu wreszcie miałam święty spokój. Ale gdyby trafiło na kogoś bardziej uległego pewnie dałby się facetowi sterroryzować, straszne to jest jak niektórzy potrafią być przekonani, że cały świat ma się do nich dostosować.

Odpowiedz
avatar jass
6 8

@carollline: Nie spotkałam się z regulaminem spółdzielni w którym byłby zakaz używania pralki w godzinach ciszy nocnej. To raz. Poza tym - no sorry, ale to jest jeden z normalnych odgłosów w bloku, a pralka to nie wiertarka czy odkurzacz. To dwa. Trzy - mam dosyć lekki sen, sypiam w godzinach w których większość ludzi funkcjonuje, a nigdy nie obudziła mnie pralka sąsiadów. Cztery - miałam wtedy niewiele ciuchów, więc pranie robiłam w piątek w nocy przed kąpielą, wrzucając do pralki również to co miałam na sobie tego dnia, żeby na poniedziałek wszystko zdążyło wyschnąć. Zimą pranie w sobotę już nie gwarantowało, że spodnie do poniedziałku będą suche. Ale i tak akurat w sprawie pralki początkowo byłam gotowa iść sąsiadom na rękę - powiedziałam że postaram się robić pranie wcześniej, nie zawsze się udawało, ale nie było to już co tydzień. Ale w momencie w którym S. przyszedł z pierwszą awanturą, żądając żebym albo nie kąpała się w godzinach nocnych albo robiła to bez użycia wody, żebym siedziała w kuchni a nie u siebie w pokoju, bo chodzenie po podłodze mu przeszkadza, albo żebym kupiła dywan (raz że nie było mnie stać - zresztą to absurd, kupować coś bo sąsiad sobie życzy - a dwa w pokoju miałam kocią kuwetę i dywan szybko do niczego by się nie nadawał) uznałam, że skoro tak to mam go w nosie i wróciłam do robienia prania wtedy, kiedy mi to odpowiada.

Odpowiedz
avatar RealHorrorshow
1 13

Kłódka na bramkę, dom zamykajcie. Problem rozwiązany. Nie musisz dziękować.

Odpowiedz
avatar zapomnijomnieszybko
25 27

@RealHorrorshow: Juz tam pal licho z tą kłódką, ale niezamykanie domu? Zaproszenie dla złodziei.

Odpowiedz
avatar Asmena
12 16

@Dreadlak: Tak, u nas się zawsze zamyka. W ogóle nie rozumiem, jak można drzwi nie zamykać na klucz. Co innego jak ktoś idzie np. śmieci wyrzucić i zaraz wraca, ale po co mi otwarte drzwi, jeśli siedzi się w domu? O_o Nie wyobrażam sobie, żeby ktokolwiek bez pozwolenia (jakim byłoby właśnie otwarcie drzwi) tak po prostu sobie łaził po domu...

Odpowiedz
avatar konto usunięte
9 9

@Dreadlak: u mnie jak najbardziej tak, każdy klucz przekręca. Czasem nawet jak jakiś domownik pracuje w ogrodzie osoba wchodząca odruchowo go zamknie i się potem dobija. Wyuczone od dzieciaka - zawsze zakluczać.

Odpowiedz
avatar bazienka
-2 2

@Asmena: no wg mnie wlazenie do cudzych domow nie jest normalne i jak bylam mala przekrecalo sie zamek tylko na noc domofon by,,l na dole i zamkniete drzwi natomiast jakby mi sie taka upierdliwa sasiadka wlazila co i rusz, to by sie za 3 razem od tych drzwi odbila i tyle

Odpowiedz
avatar plombabomba
37 37

Sąsiadka jak sąsiadka, zawsze się trafi jakiś parapet wśród sąsiadów. Dla mnie najpiekielniejsi są rodzice autora. Sami sobie trolla wyhodowali i odkarmili. Dlaczego na samym początku nie rozmówili się z sąsiadką "po żołniersku" i nie zlikwidowali furtki...

Odpowiedz
Udostępnij