Niedawno mieliśmy przeprowadzkę do innego miasta. Powód nieważny dla tej historii. A będzie o księdzu.
Jestem wierzący. Chodzę co niedzielę, ale dużo tego nie ma na co dzień. Co ważne: zazwyczaj ubieram się na czarno, bo tak lubię, a poza tym więcej słońca łapie dla zmarzlucha ;).
Po przeprowadzce, gdy chodziłem na 12, a msze o tej godzinie sprawował ksiądz "dla młodych", czyli fajny gość. Czasem zostawałem po mszy coś zapytać itd. Tak też było tego razu. Ksiądz powiedział mi, że jeden z księży ewidentnie coś do mnie ma i nastawia mohery przeciwko mnie. Spytałem, czy mógłby mnie z nim anonimowo umówić na pogadankę, z nim i z tym "moim". Pewnie, nie ma problemu.
Dzień później, pogadanka. Przychodzę (oczywiście ubrany na czarno). Widzę po minie "wyszukiwacza satanistów", że się mnie tu nie spodziewał. Podchodzę i mówię: (imię zmienione)
-Marian Paździoch, ceremoniarz. O cholerę panu chodzi?
Mina księdza-bezcenna. Wytłumaczyliśmy mu co nie co, i się skończyło.
Ah księża
Wow.
OdpowiedzTaaa jasne, kierowca autobusu klaskał, a jednorożce rżały z radości
Odpowiedz@maat_: nie było autobusu xD
Odpowiedz