Cześć. Od dawna czytuję łamy tutejszego serwisu, ale seria historii o niepełnosprawnych uczniach sprawiła, że wreszcie zarejestrowałam się by opowiedzieć trochę od drugiej strony. Postaram się być zwięzła.
W wieku 3 lat miałam bardzo poważny wypadek, po którym trafiłam na niezbyt dobrych lekarzy. Dzisiaj zostało mi chodzenie o kulach i parę blizn, do których się przyzwyczaiłam. Z życiem radzę sobie całkiem sama i chyba całkiem nieźle: mam chyba niezłą pracę, jeżdżę samochodem, póki byłam singlem, to mieszkałam też sama bez problemów. Ale za dzieciaka było gorzej: balkonik, wózek inwalidzki itd. Dlatego w podstawówce trafiłam do szkoły specjalnej. Nie było wtedy innych możliwości. Ćwierć wieku temu żadna normalna szkoła nie zgodziła się przyjąć dziecka, które ma problemy z poruszaniem się. Niestety, poziom nauczania w tej szkole był bardzo niski. Dostosowany do osób, które problemy mają nie tylko z poruszaniem się, ale też z myśleniem. Zaliczałam wszystko bez problemów, bo wymagania były bardzo niskie. Przez większość lekcji nudziłam się jak tłumaczono podstawowe rzeczy tym, którym wchodziło do głowy gorzej.
Dopiero gdy w szóstej klasie kolejna z operacji przykuła mnie na pół roku do łóżka i trafiłam na nauczanie indywidualne ze szkoły rejonowej, a nie specjalnej (nie wiem czemu, tak wychodziło), to kilku przychodzących do mnie nauczycieli zauważyło, że ja intelektualnie jestem całkowicie sprawna. Niestety było zbyt późno, by nadrobić ogromne zaległości. Nie udało się dostać do dobrego liceum, ale wtedy już było ze mną lepiej i już sama całkiem nieźle chodziłam o kulach, dlatego poszłam do technikum blisko domu.
Podstawówkę specjalną wspominam bardzo źle, jako miejsce, w którym z nikim nie znalazłam wspólnego języka. Technikum o typowo męskim profilu, w którym byłam jedną z nielicznych dziewczyn, wspominam natomiast wspaniale. Poziom na lekcji też nie był wysoki, ale koledzy z klasy, przyszli budowlańcy, byli dla mnie genialnymi przyjaciółmi, a nauczyciele wiedzieli, że myślę o studiach, więc pomogli mi się przygotować do matury rozszerzonej samodzielnie.
Ostatecznie maturę zdałam, studia zaczęłam, ale ich nie skończyłam, bo już od drugiego roku pochłonęła mnie zawodowa praca w zawodzie, w którym nie patrzą za bardzo ani na papier z uczelni, ani na fizyczne zdrowie.
Mnie się udało, bo jestem uparta, zawzięta i miałam trochę szczęścia. Boję się jednak pomyśleć ile dzieci niepełnosprawnych ruchowo, a sprawnych intelektualnie, traktowanych jest jak uczniowie "specjalni" pod każdym względem i odbierana jest im szansa na wykształcenie, karierę zawodową i w rezultacie samodzielność ekonomiczną.
szkoły
Dziękuję Ci za tą historię. Dobrze jest wiedzieć, że jest ktoś, kto rozumie ten temat. Nie wszyscy rozumieją, że "inny" wcale nie znaczy "gorszy". W obliczu przetaczającej się obecnie medialnej burzy na temat szkół integracyjnych i prób wtłaczania wszystkich dzieci odbiegających od normy do jednego wora z nalepką "nienormalni", takie głowy jak Twoje przywracają mi wiarę w człowieka.
Odpowiedz@KatzenKratzen: Osoby, jak Ty, przepraszam za pomyłkę
Odpowiedz@KatzenKratzen: Ale durnoty opowiadasz, nikt w obecnych tu historiach nie pisał o dzieciach z niepełnosprawnościami fizycznymi tylko WSZYSCY piszą o gehennie zdrowych psychicznie uczniów z tymi z zaburzeniami. Jak mnie denerwuje takie ściemnianie, nie rób z ludzi idiotów
Odpowiedz@maat_: Przepraszam maat_. Oczywiście masz rację, Tylko dzieci z zaburzeniami osobowości są tymi gorszymi, niezależnie od stopnia i rodzaju. Dziękuję za poprawienie mnie. Bardzo się cieszę, że jesteś zdrowa, piękna i normalna, podobnie jak Twoje dziecko/dzieci.
OdpowiedzGdyby moje dziecko było chore ale nie upośledzone intelektualnie, nigdy nie zgodziłabym się na umieszczenie go w szkole specjalnej. Przypadki opisywane na tej stronie to efekty olewnictwa ze strony nauczycieli i rodziców.
Odpowiedz@Day_Becomes_Night: czytanie ze zrozumieniem kuleje? Nie miałaś nic do gadania w czasach, o których pisze autorka, gdzie dziecko idzie do szkoły. Nie tylko niepełnosprawni, prawo do wyboru szkoły spoza rejonu funkcjonuje raptem jedno pokolenie, wcześniej gdzie był meldunek, tam był rejon. Koniec, kropka. Jeśli dziecko zostało zakwalifikowane do szkoły specjalnej, to ponownie koniec i kropka. Po prostu nie zostałoby przyjęte do innej.
Odpowiedz@Day_Becomes_Night: To była mała miejscowość, a moi rodzice też pewnie nie bardzo wiedzieli jak zadbać o edukację dziecka - sami nie byli wykształceni - dorobili się ciężką pracą i uczciwym prowadzeniem interesu nie wymagającego kwalifikacji. Chcieli mi zabezpieczyć przyszłość właśnie w ten sposób, że odziedziczę po nich pensjonat i szczerze mówiąc, uważali że edukacja mi nie potrzebna.
Odpowiedz@Taczer: Myślę, że jakby ktoś się uparł to nauczyciele mogliby ją cały czas nauczac indywidualnie.. Tyle, że ja niestety sama znam przypadek gdzie rodzice nawet dziecku mówili, ze to dla jego dobra wie nie wiem czy to tylko kwestia szkoly..
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 11 maja 2017 o 22:13
@timka: Do nauczania indywidualnego nie wystarczy upór, trzeba jeszcze odpowiedniego orzeczenia lekarskiego. Owszem, jak ze wszystkim w PRL obejść się dało - meldowało się dzieciaki urodziny w rejonie dobrej podstawówki, czy chociaż przyzwoitej, jak rejon wypadł w dzielnicy patologicznej; lekarze też nie byli strasznie oporni, ale tu szło trudniej, NI przyznawane jest na określony czas, potem trzeba od nowa załatwiać. Tyle że nie każdy rodzic był, jak to się wtedy określało 'obrotny' i wiedział do kogo i jak trafić.
Odpowiedz@Taczer: a czy ja piszę o czasach autorki? Tutaj wszyscy dzieciaki z ZA czu autyzmem zamkneliby w jakiś ośrodkach, bo to ich wina że są takie jakie są a reszta tego nie toleruje. Nikt nie wie że takie ataki agresji możnaby było kontrolować lub im w znacznym stopniu zapobiec gdyby ludzie którzy są za to odpowiedzialni wreszcie zainteresowali się swoimi obowiązkami. Jak z tym chłopcem z popoprzedniej historii. Jestem pewna, że nauczyciele wiedzieli doskonale co mu dolega, ale najwidoczniej mieli z jego obecności w szkole profity i nic nie można z tym zrobić. Kto normalny puszcza dzieciaka chorego czy zdrowego do klasy ze starszymi o 4 lata, praktycznie dorosłymi ludźmi?
Odpowiedz@Day_Becomes_Night: autorka nie pisze o ZA czy autyzmie. Pisze o dysfunkcji w obrębie narządów ruchu. Jeśli chcesz się odnosić do innej historii, pisz tam. W tej chwili rozmowa dotyczy spraw sprzed ćwierćwiecza. Mam nadzieję, że zgodnie ze swoimi przekonaniami swoje dzieci poślesz do klasy integracyjnej, żeby uczyły się tolerancji na hałas, bieganie po klasie, walenie po głowie, bójki i ataki agresji. Zobaczysz, jak działa na dziecko widok wrzeszczącego, szamoczącego, kopiącego i plującego kolegi wynoszonego z klasy przez trzy dorosłe osoby - to ta 'kontrola agresji'. Albo spokojnie przyjmiesz od wiadomości, że klasa przez cały rok nie wysłuchała ani jednego nagrania na języku angielskim, nie obejrzała ani jednego filmu na języku polskim i nie przećwiczyła ani jednej nutki na muzyce, bo w ramach 'zapobiegania atakom agresji' nauczyciele rezygnowali z tych materiałów i zadań - dziecko nie tolerowało nagrań (bo to hałas wg niego).
Odpowiedz@Taczer: Co prawda Polska to nie UK ale moja siostrzenica ma małego ADHD w klasie i poza paroma incydentami w przedszkolu teraz jest git. Słuchają i śpiewają piosenki uczą się...tylko mówimy o kraju gdzie nauczyciel ma asystenta a szkoły są przystosowane do wieku i potrzeb dzieci...a z nietolerancją na dźwięki poradzili sobie tak: Chłopak ma swoją asystentkę i swoją przestrzeń w klasie. Jak widać że zaczyna się denerwować to idzie ,, do siebie za parawan i słucha muzyki na słuchawkach aż się nie uspokoi....W Polsce to by nie przeszło. Nauczyciele są w ogóle przygotowani na pracę z chorymi dziećmi? A dzieci nie chcę mieć bo nie daj Boże będą się wyróżniać od reszty i będą mieć tak samo przerypane jak ja miałam
Odpowiedz@Day_Becomes_Night: Święta prawda, Day. Autystyków najlepiej do piwnicy albo od razu ze skały tarpejskiej. Nikomu nie przyjdzie do głowy, że prawidłowo zdiagnozowany autystyk bardzo dobrze funkcjonuje na odpowiednio dobranych lekach, zaś dobra szkoła integracyjna czyni cuda.
Odpowiedz@KatzenKratzen: ten mały miał niecałe 5 lat jak poszedł do szkoły. Czyli mówimy praktycznie o pracy od podstaw. A co zrobić z takim 7 latkiem którego chorobą nikt lub prawie nikt się nie interesował.
Odpowiedz@Day_Becomes_Night: Zawsze można próbować nadrobić te zaległości. Wiadomo, że im wcześniej tym lepiej, ale lepiej chyba zacząć pracę z takim dzieckiem nawet w późniejszym wieku, niż spisywać dzieciaka na straty. Te dolegliwości same nie przejdą, trzeba pracować z dzieckiem.
Odpowiedz@KatzenKratzen: Oho, a to ciekawe. A co to są za leki na autyzm, bo pierwsze o nich słyszę. Na ADHD są leki, na depresję też, ale na autyzm? No śmiechu warte. "Te dolegliwości same nie przejdą, trzeba pracować z dzieckiem." O ile się orientuję,. to one w ogóle nie przejdą, a poprzez pracę z dzieckiem można jedynie znaleźć metody obejścia ich dookoła. @Day_Becomes_Night: Och, litości. Po tym świecie chodzą normalnie żyjący autystycy, których nikt nie zdiagnozował do wieku mocno dorosłego, nikt z nimi nie pracował, a jakoś nieźle sobie radzą w życiu.
OdpowiedzTo, o czym piszesz, wcale nie jest 'drugą stroną'. Może kiedyś, ale teraz ową drugą stroną są agresywne, nadpobudliwe a często niewychowane do tego dzieciaki i ich roszczeniowi rodzice, którzy znają jedynie swoje prawa i za nic mają obowiązki, jakie te prawa za sobą niosą.
OdpowiedzKiedyś nie akceptowałam tego, że jestem z tak młodego rocznika. Ale nie teraz. Jak czytam takie historie, ciarki mnie przechodzą. Uważam, że do szkół specjalnych powinny trafiać dzieci, dla których wymagania w normalnej szkole są za wysokie. Nie tak trudno dostosować szkoły do potrzeb osób niepełnosprawnych fizycznie, choć to trochę kosztowne - winda, podjazdy. Natomiast dostosowanie szkoły dla osób niepełnosprawnych intelektualnie nie jest takie proste. Właśnie po to są szkoły specjalne. Nie powinno się do nich wysyłać osób, które nie wymagają specjalnego traktowania ze strony nauczycieli, tylko podjazdów, wind i innych rzeczy ułatwiających poruszanie. @Taczer dokładnie :) Autorka nie jest drugą stroną, gdyż tu chodzi o dzieci niepełnosprawne intelektualnie i ich rodziców, którzy nie potrafią zaakceptować własnych dzieci i zmuszają do tego inne osoby.
Odpowiedz@78FS: Ja też, zawsze mnie irytowało, że nikt nie traktuje mnie NIGDY poważnie (moja rodzina jest taka, że dzieci przy stole milczą). Ale szczerze mówiąc, to wolałabym być jeszcze młodsza, niż mieć jakąkolwiek styczność z czymś takim. Mam 19 lat.
OdpowiedzJeśli chodzilas do techinkum z rozszerzona matura to sorki ale nie rozumiem dlaczego chodzilas do szkoły specjalnej wczesniej. U mnie w podstawowce byly osoby, które miały problemy z poruszaniem się, a kilka klas po mnie wiem, że też zaczął chodzic do tej samej szkoły chłopiec z zespolem downa a jestem z pierwszego rocznika nowej matury a chodzilam do liceum..
Odpowiedz@timka: Nie dość że z rozszerzoną maturą, to potem się jeszcze dostałam na politechnikę, a potem tę politechnikę rzuciłam, bo nie miałam czasu na studia pracując na cały etat w zawodzie. Bo z tą szkołą nie chodziło o problemy z myśleniem, tylko problemy z chodzeniem.
Odpowiedz"Zawodowa praca w zawodzie..." Coś nie tak
Odpowiedz@MtthSkyy: Przepraszam. Lepiej piszę w Javie niż po polsku. ;)
OdpowiedzCo za bzdury Chodziłam do podstawówki ponad 30 lat temu. Chodziłam, to za dużo powiedziane. Najpierw wózek, potem aparat podtrzymujący i kule, na koniec same kule. Była to normalna, osiedlowa podstawówka w niedużym mieście. I nikt problemów nie robił. Jedyne co, to przez całą szkołę byłam zwolniona z wf. I nie byłam jedyną niepełnosprawą w szkole.
Odpowiedz@eulalia: Nie bzdury, tylko miałaś więcej szczęścia. Ja miałam wystarczająco dużo szczęścia później więc nie narzekam.
Odpowiedz@eulalia: Wszystko zależy od punktu siedzenia. Równie dobrze ktoś może powiedzieć że w Polsce się mało zarabia, a ja na to "co za bzdury" bo teraz jestem programistką i mam kilka średnich krajowych miesięcznie.
OdpowiedzChyba miałaś, dziewczyno, pecha do lokalnych organów nadzorujących oświatę. Naprawdę serdecznie współczuję! Jestem w stanie uwierzyć w to, co pisze wyżej Eulalia. Sama pół (!) wieku temu miałam w podstawówce (takiej wiejskiej, z setką uczniów na krzyż, gdzie każdy nauczyciel poza kierownikiem - sic! dyrektora miałam dopiero w LO -, polonistką i matematykiem był jednocześnie od nauczania początkowego) parę roczników wyżej człowieka po polio. Chodził o kulach, wlokąc za sobą nogi, do szkoły przywoziła go matka rowerem na bagażniku. Miał te same zajęcia, co reszta klasy, oczywiście poza WF. I skończył szkołę bez problemu.
OdpowiedzPrzez dwa/trzy (6 klasa podstawówki rozpoczęcie nauki indywidualnej) lata nie udało się nadrobić zaległości z 6, a praktycznie 3 lat na wystarczającym poziomie, żeby dostać się do liceum? Czy nauczanie trwało tylko te pół roku? Ale wtedy nie ma co o zaległościach mówić, bo program z następnych 2/3 lat ciężko zaległościami nazwać. (Piję do nadrabiania zaległości w kontekscie dostania się do szkoły średniej)
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 16 maja 2017 o 19:15
@shatus: Chodziło też o brak wiary w siebie, coś na pograniczu depresji... ogólnie skomplikowane. :) Dopiero w technikum poczułam, że jak chcę, to mogę. Nie żałuję. Budowlanka to nie prestiżowe liceum, ale było tam naprawdę fajnie. Poznałam tam pierwszych prawdziwych przyjaciół (m. in. dlatego do dzisiaj więcej wiem o samochodach niż o modzie damskiej :D )
OdpowiedzĆwierć wieku temu żadna normalna szkoła nie zgodziła się przyjąć dziecka, które ma problemy z poruszaniem się. no to chyba nie wszedzie, ja mature robilam w 92, do naszego LO chodził ( a raczej jeżdził na wózku ) chlopak po jakims porażeniu ruchowym , koledzy go znosili i wnosili na schody ( schody byly do KAZDEJ klasy) , nikt ani z uczniów, ani z nauczycieli tym bardziej nie robił problemow, LO w miescie ok. 100tys..
Odpowiedz